Jednym z najważniejszych zawodników Paide Linnameeskond, które spróbuje sprawić niespodziankę w dwumeczu ze Śląskiem Wrocław, jest Sergei Mosnikov. Doświadczony pomocnik powinien być dobrze znany kibicom polskiej piłki, bo grał w Ekstraklasie dla Pogoni Szczecin i Górnika Zabrze, a po latach także dla Górnika Łęczna w I lidze. Z 35-krotnym reprezentantem Estonii rozmawiamy o szansach jego klubu i wspominamy pobyt w Polsce. Jaka osoba łączy jego wszystkie kluby w naszym kraju? Gdzie żyło mu się najlepiej? Dlaczego na dłuższą metę nie przebił się w Ekstraklasie? Co robiło na nim największe wrażenie? Z czego był dumny, wchodząc do szatni Pogoni? Zapraszamy.
Pierwsza myśl po wylosowaniu Śląska Wrocław?
Nie rozważałem tego w kategoriach „super” lub „niefajnie”, ale od razu wiedziałem, że trafiliśmy na bardzo dobry zespół z ligi mocniejszej od naszej. Nadal jednak podchodzimy do tego tak, że obie drużyny mają szanse na awans.
Masz jakieś wspomnienia z meczów przeciwko Śląskowi?
Żadnych specjalnych, bo akurat ze Śląskiem ani razu w Polsce nie zagrałem. Zawsze jednak kojarzyłem, że to dobry zespół i duży klub z bardzo ładnym stadionem.
Procentowo jakie widzisz dla was szanse na awans?
Nie chcę się bawić w takie spekulacje. W każdym meczu wychodzimy na boisko, żeby walczyć o zwycięstwo i tego się trzymamy. Zobaczymy w czwartek, jak to będzie wyglądało. Jasne, Śląsk na pewno jest uznawany za faworyta, ale nie zajmujemy się tym i chcemy maksymalnie utrudnić mu zadanie.
Paide strzeli gola Śląskowi Wrocław? Kurs 2.05 w Fuksiarz.pl
W Śląsku masz kilku znajomych.
Tak, z Krzysztofem Mączyńskim grałem w Górniku Zabrze, a z Wojtkiem Gollą w Pogoni Szczecin. Krzysiek jest teraz kapitanem Śląska, co pokazuje, jak ważną rolę odgrywa. Na pewno trochę pogadamy przy okazji tych meczów.
Jesteście w trakcie sezonu, Śląsk dopiero sezon zaczyna. To będzie miało duże znaczenie?
Zobaczymy, ale nie przesadzałbym z podkreślaniem tego faktu. Śląsk przecież nie będzie grał z nami prosto po przyjeździe z wakacji, od kilku tygodni przygotowywał się do tego meczu.
Myśląc o jakimś estońskim klubie, Paide bym nie wymienił. Nie macie bogatej historii i dużych tradycji.
Jeżeli porównujesz z Florą czy Levadią, to na pewno. Paide długo nie było w pełni profesjonalnym klubem, ale w ostatnich latach mocno poszło do przodu. Każdego roku krok po kroku robi postępy. W sezonie 2019 zajęliśmy czwarte miejsce i zagraliśmy w eliminacjach Ligi Europy z Żalgirisem Wilno, a teraz zdobyliśmy wicemistrzostwo. Prezydent klubu i sztab szkoleniowy dbają o to, żeby piłkarze mieli jak największe możliwości rozwoju. Wciąż czekamy na pierwsze trofeum w historii Paide, ale drugie miejsce nie stanowiło dla nas zaskoczenia. Mamy sporo zawodników powoływanych do reprezentacji Estonii, walczymy o najwyższe cele i tak samo jest dziś. Zajmujemy trzecie miejsce, tracimy sześć punktów do lidera, chcemy bić się o tytuł.
Tak generalnie, jakie masz wspomnienia z gry w Polsce?
Dobre. Pogoń była dla mnie pierwszym zagranicznym klubem, w którym podpisałem profesjonalny kontrakt. Wcześniej przez kilka miesięcy trenowałem w juniorach holenderskiego Heerenveen, ale to nie to samo. Trafiłem do dobrego zespołu, w którym jednak nie za bardzo mogłem się pokazać. Zagrałem tylko dwa mecze ligowe i odszedłem do Górnika Zabrze. To najlepsza drużyna, której byłem częścią w Polsce. Wystarczy spojrzeć na nazwiska: Mączyński, Skorupski, Olkowski, Nakoulma, do tego trener Adam Nawałka. Niedługo potem razem z całym sztabem przejął reprezentację Polski i osiągał z nią sukcesy. To był dla mnie świetny czas, wiele się wtedy nauczyłem. W Górniku Łęczna grałem najwięcej, nieźle to wyglądało, lecz niestety nie utrzymaliśmy się w I lidze, więc po jednej rundzie musieliśmy się rozstać. Na trzecim poziomie rozgrywkowym w Polsce występować nie chciałem, zwłaszcza że w klubie zaszły duże zmiany i prawie wszyscy piłkarze odeszli. Niedawno oglądałem zwycięski baraż Górnika Łęczna z ŁKS-em o Ekstraklasę. Wiem, że chłopaki sprawili niespodziankę i bardzo się z tego cieszyłem. Ciężka praca została nagrodzona, choć faworytami byli inni, z większymi budżetami. Życzę temu klubowi wszystkiego najlepszego.
Zawsze u was imponowali mi kibice. To naprawdę top, w każdym klubie, w którym byłem. Do tego piękne stadiony, fajna otoczka. Aż chciało się grać.
Przychodząc do Pogoni miałeś już za sobą występy w dorosłej reprezentacji Estonii, a w kadrze U-21 byłeś kapitanem. Musiałeś mieć spore nadzieje związane z tym transferem, a skończyło się na dużym rozczarowaniu.
Jasne, przychodziłem grać, ale wyszło jak wyszło. Musiałem spojrzeć w lustro i przyznać, że najwyraźniej coś robiłem źle. To już jednak przeszłość, nie lubię jej rozpamiętywać.
Co stanowiło dla ciebie największe wyzwanie przy zamianie ligi estońskiej na polską?
Cała otoczka. Dopiero co było u was Euro 2012, powstało sporo nowych stadionów, na każdy mecz przychodziło wielu kibiców. W Estonii możemy o tym tylko pomarzyć. Pamiętam, że gdy przychodziłem do Górnika, stadion dopiero znajdował się w przebudowie. Dostępna była tylko ta jedna najmniejsza trybuna, a i tak robiło to wrażenie. Zawsze mieliśmy komplet trzech tysięcy widzów, którzy tworzyli świetną atmosferę. Już po moim odejściu otworzyli cały stadion w Zabrzu i widziałem tam 25 tys. ludzi. Totalne szaleństwo. Kibicowsko wszystko jest u was na „dobrym poziomie” [te słowa Mosnikov wypowiedział po polsku, PM].
Dlaczego w Górniku twój progres był ograniczony? Okej, zacząłeś grać więcej, ale nadal niewiele. Wyszło 18 meczów ligowych przez rok.
Może powinienem pracować jeszcze więcej i jeszcze ciężej. To byłaby najlepsza odpowiedź.
Ale mimo to Adama Nawałka wspominasz pozytywnie. To najlepszy trener, z którym pracowałeś?
Nie wiem, czy najlepszy, ale na pewno jeden z najlepszych. Dobry trener, mocny charakter, duży autorytet, wielki profesjonalista. Takiego go pamiętam. Musiałeś naprawdę ciężko pracować na jego treningach, żeby mieć szansę na grę. Fizycznie zawsze byliśmy znakomicie przygotowani. Można powiedzieć, że praca z kolejnymi trenerami w kolejnych klubach była już łatwiejsza (śmiech). Naprawdę nie byłem zaskoczony, że Nawałka został później selekcjonerem i doszedł z Polską do ćwierćfinału mistrzostw Europy.
Fabian Piasecki trafi do siatki Paide? Kurs 2.50 u Fuksiarza
Wszystkie twoje trzy kluby w Polsce łączy jedna osoba.
Grzegorz Bonin!
Macie kontakt do dziś?
Teraz już nie. To zabawne, że gdziekolwiek u was nie byłem, zawsze był tam też „Bonio”. Z Pogoni do Górnika Zabrze odszedł trochę wcześniej niż ja i pomógł mi się tam zaaklimatyzować. A potem spotkaliśmy się jeszcze w Łęcznej.
A tak na co dzień gdzie ci się w Polsce najlepiej żyło?
W Szczecinie. Największe miasto, blisko morza, blisko Berlina. Zabrze jest jednak dużo mniejsze, typowo górnicze miasto. Większość kolegów z Górnika mieszkała w Katowicach, ale ja akurat zostałem na miejscu. Miałem fajny apartament i nie szukałem czegoś innego. Łęczna to w zasadzie miasteczko, co nie znaczy, że źle mi się tam żyło. Absolutnie nie, ale jeśli pytasz o numer jeden co do komfortu życia, to Szczecin.
Po odejściu z Górnika Zabrze grałeś w dziesięciu klubach – licząc obecne Paide – z pięciu różnych krajów. Który okres z tych lat był dla ciebie najlepszy?
Trudno powiedzieć. Najlepszą ligą na pewno była polska. Mam ciekawe doświadczenia z Kazachstanu. Tam też grałem dla trzech drużyn, ale nigdy jedna po drugiej. Wiadomo, specyficzna liga, jednak dobrze się tam czułem, bo wszędzie mogłem się normalnie komunikować po rosyjsku. Żałuję trochę pobytu w Tobole Kostanaj. Dobry zespół, od razu wskoczyłem do składu, miałem zaufanie trenerów. Wszystko super i niestety w piątym meczu zerwałem więzadło w kolanie. Wypadłem na prawie osiem miesięcy. Wróciłem do kraju, żeby się odbudować i czasu nie straciłem. Rozegrałem dobry sezon 2016 w FCI Tallinn i udało się zdobyć mistrzostwo Estonii.
Potem grałeś w białoruskim FK Mińsk, fińskim Kemi City, Górniku Łęczna i kazachskim Szachtiorze Karaganda. Zanim trafiłeś do Paide, zahaczyłeś jeszcze o litewskie FK Palanga i z tego, co widzę, był to po prostu słaby zespół.
Przyszedłem w ostatnim momencie, nic nie wiedziałem o tym klubie. Namówił mnie rosyjski trener, który tam pracował. Wyszło jak wyszło, czasami podejmuje się złe decyzje. Zajęliśmy przedostatnie miejsce w tabeli, musieliśmy grać w barażu o utrzymanie z Bangą i przegraliśmy ten dwumecz.
W reprezentacji Estonii rozegrałeś 35 meczów i strzeliłeś dwa gole. Ostatni występ zanotowałeś jednak w styczniu 2018.
To byłoby nieaktualne, gdyby nie koronawirus. W tym roku dostałem powołanie na marcowe mecze eliminacyjne, ale potem w reprezentacji pojawiły się zakażenia. Jeśli dobrze pamiętam, aż siedemnastu zawodników poszło na kwarantannę, w tym niestety ja. W każdym razie, nadal jestem brany pod uwagę przez selekcjonera, nie jest to zamknięty rozdział.
1:0 z Polską z 2012 roku po rzucie wolnym Vassiljeva to najlepsze wspomnienie z twoich reprezentacyjnych występów?
Bardziej pamiętam debiut i pierwszego gola, ale tamten mecz to też wyjątkowa sprawa. Od kilku tygodni byłem już wtedy piłkarzem Pogoni, w szatni koledzy dogryzali, że nie mamy żadnych szans i na pewno przegramy. Fajnie było potem wejść dumnym do szatni i odbierać gratulacje. W samym spotkaniu wszedłem na 20 minut, inni dołożyli do tego zwycięstwa więcej. Reprezentacja to dla mnie wielka przygoda i wielkie wyróżnienie.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/Newspix