Legia i Lech prezentują dwa różne podejścia do okienka transferowego. Warszawiacy biorą piłkarzy u nas niezbyt znanych (a w skauting to średnio wierzę), natomiast Lech stawia na kojarzone twarze, o których wiemy, że mniej lub bardziej potrafią. Wydaje się, że mimo wszystko Kolejorz rozgrywa to lepiej, ale jak się to może skończyć – domyślamy się.
W sumie postawa Lecha przypomina tę Legii, kiedy ściągała Kapustkę, Valencię i tak dalej. Warszawianie się wtedy nieco nacięli, bo nie można na kluczowy mecz w pucharach wpuszczać ludzi do odbudowy, ale z Lechem może być lepiej. Sobiech swoje strzelał w Turcji, Douglas – jak go pamiętam – powinien rozwiązać problem z lewą stroną. Tylko czy Lecha znów nie zje mentalność?
Widać, że Skorża chce nad tym pracować. Mówi: – Pełną satysfakcję będę miał tylko wtedy, gdy kolejny sezon skończymy z Mistrzostwem Polski oraz z Pucharem Polski. Nie zamierzam się asekurować. Od 14 czerwca zrobimy wszystko, by jak najlepiej przygotować się do nowego sezonu. Chcemy walczyć o trofea.
No, jest to konkretna deklaracja, a nie pierdzielenie jak wcześniej, że powalczymy, fajnie byłoby być na podium, ale liga jest długa i trudna, bla bla bla. Skorża widzi, że Lech ma problem z mentalem, gen przegrywu to ten dominujący. Chce to zmienić. Udało mu się to w 2015 roku, jeśli wyciągnął wnioski z kolejnego, już przegranego sezonu, może to zrobić znowu.
Tyle że w Lechu często dużo zgadza się na papierze, a potem jest lipa. Patrzę na linię ataku, mamy tam Ishaka, Sobiecha i Johannssona. Konkret. W ogóle Lech zaczyna wyglądać coraz lepiej na papierze, ale ten klub tak często zawodził, że trzeba poczekać na początek sezonu z ewentualnym optymizmem.
Legia? Trochę jednak robi transfery na łapu capu. Z jednej strony można wierzyć, że ściąga dobrych piłkarzy, bo CV mają w większości porządne, natomiast będę się upierał – to wszystko dzieje się za późno. Michniewicz nie ma tak naprawdę dużo czasu, żeby tę ekipę poskładać do kupy, raczej musi uczyć nowych piłkarzy, co chce grać i jak. Mioduski obiecywał, że kadra będzie gotowa zimą, natomiast wiadomo – jak Mioduski obiecuje, to raczej się nie sprawdza.
Legia będzie miała cholerne ciężary w eliminacjach. Rywal jest zgrany. W sezonie. Mocny. A warszawianie tak naprawdę będą jedną wielką niewiadomą. Czy ktoś jest dzisiaj w stanie przewidzieć, jaki skład wyjdzie na to spotkanie? Wątpię. A Norwegowie mają ten spokój.
Zresztą, jeśli Michniewicz nie może powiedzieć z pełną pewnością – tak, będę trenerem za dwa miesiące, to widać, że też ma pewne obawy. Legia może pójść według utartego scenariusza. W pucharach rzepa, potem ci wszyscy piłkarze dochodzą do głosu i dominują ligę, ale co z tego. Ekstraklasę nie jest zbyt trudno zdominować, wiemy to wszyscy.
Obym się mylił, ale mam wątpliwości, czy klub aspirujący do fazy grupowej europejskich pucharów, 2 lipca powinien wyglądać tak jak Legia. Nie jest to projekt dopięty na ostatni guzik. A właściwie parę guzików jeszcze brakuje, żeby tylko wspomnieć o sytuacji w obronie.
Ach, już za tydzień powrót tej młócki. Niestety dzisiaj wygląda na to, że lepiej stawiać na Norwegów.
WOJCIECH KOWALCZYK