– Górnik Polkowice nie ma wielkiego budżetu, ale czy Warta Poznań takowy posiada? Nie. Przychodząc na pierwsze spotkania rady nadzorczej, przedstawiałem koncepcję właśnie Warty, która ma podobne wyzwania jak my. Ten model się sprawdza. Pieniądze są w futbolu najważniejsze, ale nie grają. Mamy długofalowe myślenie. Myślimy nad tym, co wydarzy się za rok czy dwa, a nie za dwa-trzy miesiące – opowiada Mateusz Dróżdż, przewodniczący rady nadzorczej w Polkowicach od 2020 roku. Z byłym prezesem Zagłębia Lubin rozmawiamy m.in. o realiach zarządzania klubem drugoligowym, nadchodzącym awansie do 1. ligi, wizji długofalowej i skautingu w Górniku oraz o zmianach w DNA Zagłębia.
Górnik Polkowice zajmuje aktualnie 1. miejsce w tabeli 2. ligi. Do końca sezonu zostały cztery kolejki, przewaga polkowiczan nad GKS-em Katowice będącym w strefie barażowej wynosi siedem punktów. Awans jest kwestią niemal pewną. Musiałaby wydarzyć się jakaś katastrofa, żeby Górnik nadchodzącego sukcesu nie obronił.
***
W Polkowicach już szykujecie szampany?
Po ostatnich meczach podchodzimy do najbliższej przyszłości z dużą rozwagą. Mamy szacunek i respekt do tego, co nas czeka. Nie mrozimy jeszcze szampanów, bo do pewnego awansu trzeba jeszcze kilku zwycięstw. Nie patrzymy na innych, sami musimy zrobić robotę. Pomóc możemy sobie tylko my, a na innych nie mamy co liczyć. Mamy trudne mecze i musimy się na nich skoncentrować.
Ale konkretne plany na 1. ligę na pewno są już wysnuwane, choćby transferowe.
Tak, zdecydowanie. Przede wszystkim zarząd, ale też jako rada nadzorcza już w październiku poprzedniego roku podjęliśmy konkretne działania. Widzieliśmy, jak dobre są wyniki. Prawda jest jednak taka, że nie spodziewaliśmy się, że będą aż tak dobre. Wiedzieliśmy, że mamy dobrych zawodników i trenera, a tak naprawdę cały sztab, ale skupiliśmy się przede wszystkim na zmianach infrastrukturalnych. Budujemy sztuczne boisko czy krytą halę. Rok 2021 miał być rokiem zmian właśnie pod tym kątem. Teraz dochodzi kwestia podgrzewanej murawy, nowych boisk treningowych i awansu do najwyższej ligi w futsalu. Krótko mówiąc, Górnik po tym sezonie czeka dużo wyzwań i pracy.
Jak wygląda sprawa z budżetem? W tej kwestii zawsze pojawiają się wątpliwości, kiedy patrzy się na nowych, niespodziewanych beniaminków.
Na pewno klub ma ogromną pomoc od właściciela, burmistrza i radnych. Ci ludzie chcą ten klub rozwijać. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że to rzadko spotykane zjawisko. Górnik nie ma wielkiego budżetu, ale czy Warta Poznań takowy posiada? Nie. Przychodząc na pierwsze spotkania rady nadzorczej, przedstawiałem koncepcję właśnie Warty, która ma podobne wyzwania jak my. Ten model się sprawdza. Pieniądze są w futbolu najważniejsze, ale nie grają.
Pokazujecie, że nie trzeba wielkich pieniędzy, żeby odnieść sukces. Przed tym sezonem nie było wielkich wzmocnień do składu, a mimo to idziecie po mistrzostwo.
To prawda. Do tego odszedł Bednarski, Azikiewicz i Mucha. Można powiedzieć, że skład Górnika na papierze był słabszy względem poprzedniego sezonu. Nie da się ukryć, że to klub mający lokalną tożsamość. Weźmy za przykład ostatni mecz w Kaliszu, gdzie na boisku zagrało dwóch zawodników, którzy pracują w kopalni. Mając swoje doświadczenia z ekstraklasy, zacząłem się zastanawiać, czy to nie jest ta normalność, której w futbolu szukamy. Nie płacimy dużych pieniędzy, niektórzy piłkarze zjeżdżają pod ziemię. Coś takiego kształtuje tę drużynę, to widać gołym okiem. Szatnia Górnika jest zupełnie inna niż szatnia zespołów Ekstraklasy.
„Praca w Górniku Polkowice to dla mnie zupełnie inny świat”
Jednym płaci się setki tysięcy złotych, inni muszą dzielić grę w piłkę z normalną pracą. Spory rozstrzał.
Z mojej perspektywy praca w kuluarach takiego klubu to zupełnie inny świat. Tutaj mamy tzw. problemy życia codziennego takie jak brak ludzi z powodu ograniczonych finansów. Kiedy w klubie Ekstraklasy wyciągnie się jakieś bardzo ważne ogniwo, jest duża szansa, że coś się zawali. Mam wrażenie, że w klubie drugoligowym mądrymi decyzjami da się czegoś takiego uniknąć, to znaczy załatać dziurę. Porównanie może na wyrost, ale pokazujące, że klub na trzecim szczeblu rozgrywkowym posiada pośredni model między poziomem profesjonalnym a amatorskim. Jeśli chodzi o radę nadzorczą, stworzyliśmy warunki ekstraklasowe. To było możliwe do wykonania, ale w wielu aspektach funkcjonowania klubu jest to niemożliwe ze względu na koszty, np. w kwestii poszerzenia sztabu szkoleniowego na wzór zespołów ekstraklasy.
Chyba warto coś takiego przeżyć. Nabrać pokory do tego, co się ma, i nauczyć się, że trzeba dwa razy przemyśleć każdą decyzję.
Oczywiście i nie tylko pod tym względem. Poznałem drugą ligę i muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony jakością niektórych zawodników. My lubimy jeździć za granicę w poszukiwaniu Czechów, Słowaków czy Chorwatów, ale często zupełnie niepotrzebnie. Jako Górnik Polkowice postawiliśmy na skauting, taki lokalny. Widzimy ciekawych zawodników w niższych ligach, w których warto zainwestować. Mamy do tego odpowiedni rejon. To była decyzja zarządu, żeby coś takiego wprowadzić. Nie doceniamy w Polsce tego, co mamy w niższych klasach rozgrywkowych. Gdy patrzę na niektórych zawodników II ligi, byłbym w stanie ich sobie wyobrazić na poziomie Ekstraklasy. To nie jest tak, że tutaj brakuje talentów.
Taki skauting nie jest łatwy, kiedy stoi się w cieniu Zagłębia, Śląska i Miedzi. Musicie naprawdę mocno drążyć.
Górnik z jednej strony ma fajne położenie geograficzne, ale z drugiej niekoniecznie. Zgadzam się. Pierwszym aspektem jest fakt, że trudno nam utrzymać utalentowaną młodzież. Przychodzi Zagłębie czy Miedź, daje pieniądze i chłopaka nie ma. Nie mamy szans kogoś takiego zatrzymać. Z drugiej strony, to aspekt drugi, mamy tutaj takie bogactwo, że piłkarze, którzy nie łapią się do składu większego klubu w naszym regionie, mogą ogrywać się u nas. Nie są zbędnym balastem, tylko normalnie się rozwijają, z czego my możemy skorzystać.
Kiedy Górnik wejdzie do 1. ligi, niepisana współpraca z Zagłębiem Lubin rozwinie się?
Powiem szczerze, że zależy nam na takiej współpracy. Nie wiemy jednak do końca, czy to będzie tylko Zagłębie. Na pewno obie strony mogłyby mieć swoje korzyści. Często jeździmy na mecze drugiego zespołu Zagłębia czy Miedzi, bo zdajemy sobie sprawę, że warto tych chłopaków obserwować. Czekać, aż gdzieś się nie załapią lub ktoś z nich po prostu zrezygnuje, albo po prostu uzna, że droga w Polkowicach jest tą najlepszą do rozwoju.
Jaka jest wizja długofalowa Górnika Polkowice?
Ona została określona przez zarząd i właściciela. Klub inwestuje w infrastrukturę, żeby móc rozwijać tych chłopców, których ma. Ten aspekt musi iść do przodu. Oczywiście trudno nam będzie rywalizować z innymi akademiami z okolicy, ale generalnie chcemy zrobić krok do przodu. Jeżeli młodzież ma się rozwijać to musi mieć dobrą płytę do grania w piłkę i mieć możliwość treningu w zimę. Jeśli chodzi o sukces sportowy, musimy jeszcze chwilkę poczekać. Gdybyśmy awansowali, to będziemy chcieli stworzyć stabilny zespół mogący utrzymać się w 1. lidze.
Czyli spokojnie. Bo są przykłady klubów, takich jak Resovia, gdzie źle zarządzano awansem do 1. ligi. Tworzono wybujałe wizje.
Górnik w chwili obecnej nie jest w stanie walczyć o baraże do Ekstraklasy, trzeba spoglądać na sprawę racjonalnie. Oczywiście chcemy zrobić wszystko, co się da, żeby kiedyś taki cel osiągnąć. Kiedy nadarza się okazja, warto z niej skorzystać. Ale w klubie mówimy sobie wprost: jeśli klub awansuje, to musi być na to gotowy. Nie chcemy być zaskoczeni, żeby potem ściągać zawodników w nieprzemyślany sposób. Wtedy rośnie zadłużenie klubu, więcej trzeba płacić, a po ewentualnym spadku dług staje się tak duży, że robi się wielki problem, bo przecież przychody klubu w niższej klasie rozrywkowej są niższe. Tego chcemy uniknąć, dlatego mamy długofalowe myślenie. Myślimy nad tym, co wydarzy się za rok czy dwa, a nie za dwa-trzy miesiące. Mamy jasną strategię, którą jedynie modyfikujemy z biegiem czasu. Staramy się niczego nie robić na ostatnią chwilę.
„Z poprawioną infrastrukturą widzę Górnika jako stabilny klub 1. ligi”
Załóżmy, że ten awans już jest. Wtedy przydałyby się jakieś podwyżki dla zawodników, którzy pracują w kopalni. Coś takiego raczej nie może mieć miejsca na zapleczu Ekstraklasy.
Powiem tak: sytuację tego typu wyobrażam sobie jako niezmiernie trudną. Połączenie pracy w kopalni z wyższą intensywnością gry, jaka jest w I lidze, może być bardzo trudno pogodzić. Ale jeśli ktoś mi powie, że nadal będzie chciał łączyć obie rzeczy, to ja jako członek rady nadzorczej będę musiał tę decyzję uszanować. Finalnie decyzje podejmie jednak zarząd.
Co z trenerem Niedźwiedziem? Zostaje na przyszły sezon?
W klubach piłkarskich każdy może odejść w różnych momentach. Ale wierzę, że trener Niedźwiedź nadal będzie tworzył historię Polkowic. Chciałbym, żeby w rozwoju tego projektu uczestniczył, ale wiadomo, że każdy z nas chce się rozwijać. Zdaję sobie sprawę, w jakim miejscu się znajdujemy i ile pracy wykonał sztab i zawodnicy I wiem, że nie tylko my to widzimy.
Gdzie widzi pan Górnika za pięć lat?
Z poprawioną infrastrukturą widziałbym Górnika jako stabilny klub w 1. lidze. Jasne, że każdy z nas życzyłby sobie Ekstraklasy. Ale, jak na wielkość miasta, obecną sytuację i budżet, fajnym wyzwaniem byłoby rozpoczęcie od zbudowania mocnej marki na zapleczu. Potem dalszy rozwój.
Na koniec chciałbym jeszcze zagaić o Zagłębie. Jako były prezes tego klubu zgodziłby się pan ze stwierdzeniem, że w Lubinie jest marnowany potencjał?
Trudne pytanie, bo nie wypada mi się wypowiadać. Powiem jedynie, że gdybym w dalszym ciągu był prezesem Zagłębia, to różnych decyzji na pewno bym nie podjął, nie dopuścił do sytuacji, jakie mają miejsce w Zagłębiu. Czy byłyby one słuszne, czy nie – nie wiem. Nie wypada i nie chcę wgłębiać się w ten temat.
Zagłębie ma duże możliwości, ale w ostatnim czasie robi niezrozumiałe transfery. Wychowankowie niby mają grać dużo, taka jest wizja, a jest z tym różnie. Taki Kamil Kruk grywał z konieczności, a mógł być przecież kolejnym kasusem a’la Kamil Piątkowski.
Akurat kiedy straciliśmy Kamila, ja byłem prezesem, więc tę kwestię muszę wziąć na swoje barki. Wtedy na jego pozycji był Damian Oko, a Bartek Slisz i Łukasz Poręba, grali na 6, gdzie Kamil był sprawdzany. Kamil się nie przebił, ale wiemy, że popełniliśmy błąd. Cieszę się że jednak mimo wszystko Zagłębie na transferze do Austrii zarobiło solidne pieniądze, chociaż można było o wiele więcej. Jeśli chodzi o obecną sytuację, mam wrażenie, że DNA Zagłębia się zmieniło.
Ostatnio rozmawialiśmy ze znajomymi o meczu rezerw Zagłębia z Ruchem Radzionków, który miał miejsce w czerwcu 2019 roku, gdy byłem jeszcze prezesem Zagłębia Lubin. W tamtym okresie w składzie występowali Piątkowski, Białek, Poręba, Sypek, Kruk, czasami grał Szysz. Pamiętam, że po meczu Ś.P. Piotr Rocki, który był wtedy trenerem Ruchu, zapytał mnie po meczu, czy zdaję sobie sprawę z tego, że Zagłębie ma więcej milionów euro biegających po boiskach III ligi, niż nie jeden bank w Polsce na swoich kontach.
Jeśli obiecujący wychowanek Zagłębia siedzi na ławce rezerwowych kosztem kogoś takiego jak Crnomarković, można pomyśleć, że coś jest nie tak.
Naprawdę nie wypada mi wypowiadać się na temat Zagłębia. Generalnie mogę powiedzieć, że już po odejściu z Zagłębia przedstawiałem swoje zdanie co do wypożyczania zawodników. Niezależnie, gdzie jestem, uważam, że to ostateczność. Szczególnie w klubach, które chcą sprzedawać młodych piłkarzy. W mojej kadencji nikogo do Zagłębia nie wypożyczyłem. Moim zdaniem, jeśli mamy pion sportowy, który bierze odpowiedzialność za pewne ruchy, za co my mu płacimy, to on musi być pewny swoich decyzji.
Wypożyczenie zawodnika z argumentacją taką, że może się sprawdzi albo to wyjście tymczasowe, uważam za nienajlepsze rozwiązanie. Jaki profit dla klubu ma wypożyczenie z ekonomicznego punktu widzenia? Oczywiście nie mówię o takim z możliwością sensownej kwoty odkupu. To nie ma sensu. Ktoś taki jest na pół roku, a przecież na przestrzeni podobnego okresu można jego liczbę minut przekazać któremuś z wychowanków, który potem może przynieść określony przychód do klubu.
Fot. FotoPyk