Co to właściwie znaczy najgorszy sezon od lat? Kiedy słyszymy takie słowa, zwykle na myśl przychodzą nam najczarniejsze scenariusze. Dla takiej Legii Warszawa pewnie byłoby to wypadnięcie poza TOP3. Dla Barcelony podobnie. W obu przypadkach oczywiście bez trofeów. Tymczasem Juventus w swoim najgorszym sezonie od lat wkłada do gabloty dwa nowe puchary.
Tkwi w tym pewien paradoks, że klub wyśmiewany przez niemal całą kampanię wygrał Puchar Włoch, na samym początku roku zgarnął Superpuchar, a w ostatniej kolejce może nie tylko zapewnić sobie grę w Lidze Mistrzów, co zająć nawet trzecie miejsce. W obliczu takiego wyniku trudno chyba mówić o wielkim rozczarowaniu i tragedii. To jednak zależy od perspektywy. Stara Dama po prostu nauczyła wszystkich, nie tylko swoich kibiców, że we Włoszech jest bezkonkurencyjna.
Takiej dominacji, jaką Juventus na swoim podwórku narzucił w ciągu ostatnich dziewięciu lat, poza Bayernem Monachium, nie osiągnął nikt w najlepszych ligach Europy. PSG miało przerwę na niesamowite Monaco. W Hiszpanii i Anglii w tym okresie widzieliśmy zaś łącznie ośmiu różnych mistrzów. Tymczasem Stara Dama przeszła przez dziewięć sezonów niemal suchą stopą. Nawet wtedy, gdy Napoli Maurizio Sarriego zdobywało 91 punktów w sezonie 2017/18, Max Allegri i jego spółka zgarnęli cztery oczka więcej i przez 11 ostatnich kolejek ani razu nie ustąpili z pierwszego miejsca.
Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
To był, to jest i to będzie wynik kosmiczny. Wystarczy tylko spojrzeć na liczbę pucharów, które najlepsze, najbardziej rozpoznawalne kluby Serie A zdobywały przez tę nieomal dekadę:
- Juventus – 19
- Lazio – 4
- Napoli – 4
- Inter – 1
- Milan – 1
- Roma – 0
A przecież w kolejce czekała jeszcze Fiorentina i ostatnio Atalanta. Nic, zero, null. Gdyby te wszystkie kluby się złączyły, dodały do siebie zdobyte przez siebie trofea, i tak nie mogłyby podskoczyć do Starej Damy.
Trudno zatem jednoznacznie ocenić ten sezon w ich wykonaniu. Wielu kibiców dałoby się pokroić, żeby ich klub przegrywał w takim stylu jak Juventus. Nawet gdy zostali zdetronizowani na jednym polu, zgarnęli większość możliwych pucharów. A mimo to dalej są wyszydzani, zaś Andrea Pirlo przyrównywany do wuefisty, chociaż pokonał Gasperiniego, wynoszonego na piedestał.
Future is now
Finał Pucharu Włoch nie był złym spotkaniem ze strony Atalanty. Jak słusznie zauważył Gieorgio Chiellini, Juventus pierwszy raz od wielu lat nie podchodził do tego finału jako zdecydowany faworyt, ba! To klub zarządzany przez byłego trenera grup młodzieżowych Starej Damy miał większe szanse na zwycięstwo. No bo forma, no bo wyższe miejsce w tabeli i Rusłan Malinowski będący w takiej dyspozycji, w jakiej nie był nigdy w karierze.
Znowu jednak wyszło tak, jak chciała tego cała społeczność Juventusu. Finał oficjalnie wygrała im młoda krew – najpierw trafił Kulusevski, decydujące trafienie zdobył zaś Chiesa. Dla Pirlo był to najlepszy możliwy scenariusz, pokazujący, że Stara Dama potrzebuje nieco liftingu, by stać się młodzieżową. Chiellini może i jest legendą, ale w erze VAR jego atuty zamieniają się w małe apokalipsy. Umiejętność wkurzania przeciwnika, przydeptania stopy podczas podawania ręki, to już nie przechodzi i nie jest komukolwiek potrzebne. Juventus potrzebuje zmian personalnych, potrzebuje więcej żywiołowych zawodników jak Chiesa, być może nawet za cenę takich graczy jak Buffon, czy wspomniany włoski obrońca.
Sprawdź kursy na ostatnią kolejkę Serie A w Fuksiarz.pl!
To oni zapewnili Juventusowi wieloletnią dominację, to oni odbudowali ten klub, który musiał użerać się z Grygerą, Zebiną albo Krasiciem. Teraz jednak pora na zmianę warty, bo kolejnych dziewięciu lat 36-letni Ronaldo, 43-letni Buffon, 36-letni Chiellini i 32-letni Cuadrado, będący prawdopodobnie najlepszym zawodnikiem Juventusu w tym sezonie, zwyczajnie nie uciągną.
Oczywiście cała wymieniona wyżej czwórka pełniła kluczową niemal rolę podczas tegorocznego Pucharu Włoch. Drugi raz taka historia może po prostu nie przejść. Wciąż przecież trudno przyswoić to, że Buffon pierwsze trofeum w karierze wygrał z Enrico Chiesą, zaś ostatnie w barwach Juventusu wywalczył mając u boku jego syna. Weteran doskonale radził sobie między słupkami, zawstydzając graczy Atalanty szczególnie na początku spotkania. Warto też dostrzec robotę Cuadrado, który dominował nad reprezentantem Niemiec, Robinem Gosensem. Kolumbijczyk sprawił, że Stara Dama działała świetnie przede wszystkim w drugiej części spotkania.
Była to pewna niespodzianka.
Jednym z największych zarzutów, jakie stawiano Andrei Pirlo, był brak umiejętności reagowania na wydarzenia boiskowe. Mecz z Atalantą może służyć za świadectwo tego, że początkujący trener w końcu się czegoś nauczył. Dziewięć z czternastu strzałów Juventusu zostało oddanych w drugiej połowie. Apatyczny klub, który nijak nie potrafił zagrozić Milanowi, gdy ten demolował go 3:0, nagle zaczął gonić króliczka. Efektem było złamanie Atalanty i zgarnięcie Pucharu Włoch. Jasne, podopieczni Gasperiniego nie będą się palić ze wstydu, mimo wszystko to oni na tej zabawie pozostają kopciuszkiem, ale puchar ostatecznie zgarnął ktoś inny. Stara Dama może i miała przeciętne pierwsze miesiące, ale gdy gra toczy się o konkretne trofeum, potrafi być zdeterminowana tak, jakby walczyła o pierwszy sukces w historii.
Wiele złych słów powiedziano o jej szkoleniowcu, lecz wmawianie, że Pirlo pozbawił Juventus genu zwyciężania, jest po prostu głupie. Cóż to jest za przedziwny klub, który nawet wtedy, gdy przegrywa, ostatecznie wygrywa. Było, nie było, mają więcej powodów do zadowolenia niż Napoli, Milan, nie mówiąc już o AS Romie i Lazio. Jeśli zaś koniec końców awansują do Ligi Mistrzów, chyba nie będzie powodów, by mówić o jakimkolwiek kryzysie w podręcznikowej definicji tego słowa.
Ostatni gasi światło
Wbrew pozorom Stara Dama wcale nie potrzebuje cudu, by rzeczony awans wywalczyć. Wystarczy, że Atalanta urwie punkty Milanowi, zaś Juventus ogra walczącą o nic Bolonię, która ostatni raz wygrała sześć kolejek temu. Na tym możliwości się nie kończą, bo punkty stracić może także Napoli. Warunki identyczne co w wypadku Rossonerich – Hellas Verona urywa punkty podopiecznym Gattuso, Pirlo ogrywa Mihajlovicia i Stara Dama wskakuje przed ekipę spod Wezuwiusza.
Jak na opinię o Juventusie, która krąży w mediach społecznościowych, to naprawdę nie są gargantuiczne wymagania. A przecież zdawać by się mogło, że aby awansować do Ligi Mistrzów, Juventus potrzebuje uwolnić księżniczkę z Mario, przejść Dark Souls bez choćby jednej śmierci i skutecznie odtańczyć taniec deszczu na Saharze. Nic z tych rzeczy. Wiele, naprawdę wiele, zależy tylko od nich samych. Co więcej, jeśli uratują europejskie puchary, mogą uratować posadę Andrei Pirlo.
Włocha tyle razy zwalniano, tyle razy do Turynu wracał Allegri, że trudno się było w tych spekulacjach połapać. Póki co jednak to zdobywca Pucharu Świata z 2006 roku pozostaje na stanowisku i… zawstydza innych trenerów. Jeśli bowiem spojrzymy na te osławione najgorsze sezony największych włoskich klubów w ostatnich dziewięciu latach, trudno nie uśmiechnąć się pod nosem:
- Inter – 2012/13 – 9 miejsce – 54 punkty – bez pucharów
- Milan – 2014/15 – 10 miejsce – 52 punkty – bez pucharów
- AS Roma – 2011/12 – 7 miejsce – 56 punktów – bez pucharów
- Napoli – 2019/20 – 7 miejsce – 62 punkty – Puchar Włoch
- Lazio – 2013/14 – 9 miejsce – 56 punktów – bez pucharów
Tymczasem Juventus w najgorszym wypadku uplasuje się na piątej pozycji, zgarnie 75 punktów i będzie miał dwa nowe, lśniące trofea. To nie jest kryzys. Krytyka bierze się tylko i wyłącznie z tego, że Juventus na swoim podwórku rozpieszczał jak mało kto.
JAN PIEKUTOWSKI
Fot.Newspix