Gdy Podbeskidzie awansowało do Ekstraklasy, mówiono, że to najbardziej gotowy na elitę beniaminek. Abstrahując od strony sportowej, abstrahując od ładnego stadionu, wyciągano z szaf słowa takie jak Organizacja. Struktury. Długofalowość. Projekt. Stabilność. W zasadzie zabrakło tylko owocowych czwartków.
Gdy dziś, pomiędzy sesją dotyczącą działania bielskiego MZK, a sprawą rewitalizacji tamtejszego rynku, radni debatują o tym, jakim prawem zapłacono tyle za Petera „Murzyna” Wilsona, to jednak mam wątpliwości, że Podbeskidzie na Ekstraklasę gotowe było.
– 700 tys. zł wydano na prowizje agentów, takie są dane. Kto kupił tego Murzyna, przepraszam, nie pamiętam nazwiska – rzekł pan Jacek Krywult, radny miejski. I ja przeprosiny, a co mi tam, przyjmuję. Idzie zapomnieć piłkarza takiego jak Wilson. Nie zrobił Wilson wiele, by zapamiętać jego nazwisko. Jeśli ktoś interesuje się Ekstraklasą jako tako, to mógł wylecieć z głowy Wilson. Szczególnie, że pan Krywult Wilsona sobie przypomniał.
Natomiast rzecz w tym, że pan Jacek Krywult ewidentnie zgłasza pretensje do tego, by być naczelnym rewidentem Podbeskidzia jako takiego. Od finansów, po decyzje piłkarskie, w ich szczegółach.
„Jedenaście bramek, najlepszy snajper, a gra dopiero od 61. minuty. Gramy o życie, a pan Biliński dopiero wchodzi w drugiej połowie. Ktoś musi za to odpowiedzieć”.
„Myślę, że to co robił pan trener, to jest normalnie sabotaż. Jak facet do pustej bramki nie trafił, to trener mówił, że nic się nie stało. Proszę o jakąś dyskusję”.
Czy nie należy dyskutować? Czy nie należy zastanawiać się jak wydane zostały pieniądze w Podbeskidziu? Czy nawet ta decyzje o posadzeniu Bilińskiego nie jest przedmiotem pewnych kontrowersji i można ją omówić?
Otóż za każdym razem można.
Ale nie w takiej formie.
To przypomina, z całym szacunkiem dla pana Krywulta, ale narzekania wujka przy weselnym stole. Bo ten trafił, a trener go nie opierdzielił. No jak, powinien opierdzielić. Albo jeszcze linijką po paluchach dać. Biliński strzela, a nie gra? Co to jest? A ten, kupiony, i nie grał za dobrze, kto za to odpowiada? Gdzie idą te pieniądze? Jak można kupić piłkarza, który potem dobrze nie gra?
To wszystko są zarzuty o których da się argumentować, że są słuszne, ale niebywale powierzchownie potraktowane. Nie biorące pod uwagę wielu zmiennych. W pierwszym przypadku – zakładam, nie wiem – mentalu zawodnika, mentalu szatni, który w pierwszych tygodniach swojej pracy Kasperczyk zbudował. Może to być przecież też kwestia tego, że zostawiasz pewne sprawy w szatni, zamiast, specjalnie dla pana Krywulta, wychodzić do dziennikarzy Sportowych Beskidów i mówić, że Wilson powinien się pakować. Biliński? Też bym nim grał, ale może być plan, może być dyspozycja na treningach, może być wiele innych kwestii, które decydują o tym, że Biliński gra lub nie. Pieniądze dla agentów? Taki jest rynek. Łatwo taką kwotę wyjąć z kontekstu. Tak samo jak i Wilsona.
Tu wszystko jest traktowane bez jakiejkolwiek głębi.
Na takiej dyskusji wniosków się nie wyciągnie. Chyba, że chodzi o wnioski „LEPIEJ GRAĆ W PIŁKĘ”, „STRZELAĆ GOLE, A NIE TRACIĆ”, „DOBRZE WYDAWAĆ PIENIĄDZE”. Takie wnioski też mogę podrzucić, w dodatku za darmo. Polecam się.
I byłoby to w zasadzie nieszkodliwe, gdyby na gadaniu sobie na sesji pozostawało. Ale przecież zimowym hitem była inna historia o radnych z Bielska, bo Brede został zwolniony w Ratuszu. I Kasperczyk też miał być w dużej mierze wyborem Ratusza. Radni w sprawach Podbeskidzia są dość mocni, mają taką historię.
To też swoją drogą historia o tym, że bat się zawsze znajdzie.
Przyczyny słabej jesieni – brak transferów. Przyczyny słabej wiosny – zrobione transfery, ale nie takie jak trzeba. Tak jakby istniał jakikolwiek klub, który przeprowadzałby same udane transfery. Albo jakby Podbeskidzie miało być pierwszym, które zrobi same celne i tanie.
Czytam powyższą literaturę z perspektywy bieżących wypowiedzi pana Krywulta. Przy linijkach „MIASTO POWINNO ZWIĘKSZYĆ SWÓJ NADZÓR” nie jestem pewny, czy na miejscu bielszczan byłbym pełen optymizmu. Nadzór, sam w sobie, jest dobry. Jestem zwolennikiem nadzoru. Ale musi być to nadzór merytoryczny, z prawdziwą, pogłębioną merytoryką, z fachowymi raportami, a nie z wygłaszanym z ambony „synek, to trzeba usiąść na spokojnie, i ja ci powiem kim masz grać”.
Sądząc po słowach prezydenta Klimaszewskiego, w Podbeskidziu szykuje się rewolucja. Ale nie wiem czy taka, jakiej ten klub potrzebuje.
***
Słowo o prezesie Bogdanie Kłysie. Bogdan Kłys jako prezes Podbeskidzia firmuje spadek. Spadek dość druzgocący, bo spadał przecież jeden zespół, naprawdę było sztuką spaść. A jednak ta sztuka się udała. Nie ma obrony przed tą porażką.
Bogdanowi Kłysowi zapamiętam jednak po stronie plusów to, że nigdy nie udawał eksperta od wszystkiego. Gdy spadał prezes Zając i jego Korona, to po drodze poopowiadano baśnie tysiąca i jednej nocy. Kłys natomiast zawsze potrafił uderzyć się w pierś. Nawet mówił, że nie zna się na piłce aż tak dobrze – ryzykowna kwestia, być może taka, która mu nie pomagała. Ale co miał zrobić, skoro była szczera? Skoro mówił, że piłki się uczy, i jest już lepiej, ale na pewno nie tak, jak być mogło? Nie wstawił się na to stanowisko, podjął wyzwanie, które mu powierzono.
Kłys przegrywa, ale według mnie nie stracił twarzy. Choć potrafili stracić ją niektórzy włodarze piłkarscy i przy mniejszych wpadkach. Szczególnie, że czasem trudno było oszacować, na ile ma autonomię w decyzjach, a na ile musi liczyć się z tym, że ktoś z góry podejmie taką a nie inną decyzję.
***
Zagłębie Lubin jest moją ulubioną drużyną Ekstraklasy sezonu 2020/2021. Rzekłem to.
Zanim Miedziowi zaczną otwierać szampany, że jednak coś w tym roku wygrali, to muszę uprzedzić, iż „ulubioną” leży bardzo daleko od „najlepszą”. Nie mówiąc o tym, kto był najbardziej inspirującą.
Nie. Zagłębie było najciekawsze. Ale tak, jak ciekawa jest telenowela turecka, której niby nie oglądasz, jak patrzy ją żona, a po dwunastu minutach zastanawiasz się co dalej z Elif.
Zagłębie Lubin to drużyna, która:
- Miała na napadzie króla strzelców ligi słowackiej sezonu 17/18, bohatera grubszego transferu tuż po tym sukcesie,
- Nikogo w ESA nie byłoby wtedy na Mraza stać,
- Ten napastnik jest wciąż z młodym wieku, wydawał się idealnym pomysłem na odbudowanie,
- A jednak okazał się najgorszym piłkarzem świata,
- Raz jak wchodził do spółki z Rokiem Sirkiem, to było zdjęcie do gabloty legendarnych momentów Ekstraklasy,
- Ostatecznie lepszy od tych piłkarzy okazał się Podliński wyciągnięty z Radomiaka,
- Dodam, że Podliński nigdy nie był królem strzelców ligi słowackiej, na którego sieci zarzucała Serie A,
- Całą jesień w Zagłębiu bramki strzelali głównie obrońcy
- Najrówniejszy stoper Zagłębia w środku sezonu postanowił jednak zostać dyrektorem sportowym,
- Jego zastępca, Djordje Crnomarković, został wypożyczony z Lecha Poznań ku uciesze kibiców Lecha Poznań,
- Crnomarković zapisał się pomocą Zagłębiu w odpadnięciu z Pucharu Polski, a także połamaniem Piotra Pyrdoła,
- Crnomarković dostawał szanse, choć młodzi polscy stoperzy generalnie dawali sobie radę, ze szczególnym uwzględnieniem Kruka,
- Czyli dyrektor sportowy dwukrotnie osłabił obronę, samemu ją opuszczając, a do tego sprowadzając czereśniaka,
- Oczywiście wszyscy stoperzy Zagłębia mogli tylko się przyglądać z daleka poziomowi, na jaki wszedł Kamil Piątkowski, do całkiem niedawna piłkarz Zagłębia,
- Zagłębie sprowadziło Miroslava Stocha, jedno z ciekawszych nazwisk, jakie trafiły ostatnio do Ekstraklasy,
- Tenże Stoch okazał się hobby playerem, który najwyraźniej myślał, że prosto z samolotu wyjdzie na boisko i poskłada rywali, ale w ESA trzeba fizycznie walczyć i Stoch nie pokazał nic poza sabotażem,
- W Zagłębiu potrafił pięknie zbudzić się Filip Starzyński, znowu strzelać, podawać, a nawet walczyć o piłkę, dając w niektórych meczach prawdziwe popisy,
- Zagłębie potrafiło zezłomować Jagiellonię tak, że jakby wrzuciło tego dnia 8:0, to Jaga nic nie powinna powiedzieć,
- Zagłębie strzelało od cholery bramek po stałych fragmentach,
- Szysz potrafił strzelić bramkę, która powinna być nominowana do nagrody Puskasa,
- O Baszkirowie mówiono, że gra źle w tym sezonie, bo za bardzo się stara,
- Zagłębie przełamało się, wreszcie wygrało więcej niż dwa mecze z kolei,
- Zagłębie w niektórych meczach wiosny potrafiło wyglądać efektownie,
- Zagłębie w czterech ostatnich kolejkach zrobiło trzy punkty,
- W tym na koniec wyłapując dzwona 0:4 od Wisły Płock, choć wygrana w tym meczu ostatecznie dałaby im puchary.
Mogę tak ciągnąć dalej. Napisać esej o kuriozalnym transferze Sorena Reese, piłkarzu widmo. O Lorenco Simiciu, który balansował między byciem ciekawym defensorem, strzelaniem bramek, a robieniu samobójów i asyst do rywali. Mogę zauważyć, że znowu pojawili się fajni młodzieżowcy, których chce się oglądać. Mogę zauważyć, że Zagłębie, mając większość sezonu problemy z napastnikiem, straciło w trakcie sezonu najlepszego strzelca III-ligowych rezerw, młodzieżowca, na rzecz Wisły Płock. Tenże Bartek Zynek wyszedł nawet na boisko w laniu 4:0 na koniec sezonu.
Ciężko mi czasem uwierzyć, że Zagłębie Lubin istnieje. I ile można wycisnąć historii z jednego tylko klubu. Tego często nie rozumieją ci, którzy interesują się Ekstraklasą letnio. Co tam jakiś mecz, co to jest za poziom. A dla mnie każdy mecz Zagłębia to przecież była wizyta w cyrku, i to takim z tornadem rekinów.
***
Lech Poznań ma kompulsywną manię przegrywania, przynajmniej w ostatnim czasie. I wydawać by się mogło, że koniec sezonu to przynajmniej koniec porażek. Ale tym, którzy umiarkowanie śledzą II ligę, przypomnę, że rezerwy Lecha wciąż mogą spaść.
I to byłoby wydarzenie dla Lecha bardzo bolesne. Bo Lechowi bardzo zależało na tym, by umieścić rezerwy na centralnym poziomie. To istotny element w całej piramidzie sportowej Lecha, możliwość ogrywania młodych tu, a nie niżej. To ma swoje znaczenie biznesowe, a wiemy jak to istotny aspekt działania Kolejorza. W planach była przecież wręcz pierwsza liga, w której ograno wielu graczy, którzy potem poszli dalej – w tym Modera, Jóźwiaka, Puchacza. Idealnie byłoby więc ogrywać ich u siebie, a nie gdzieś. To też Lech był pierwszy, któremu udało się wtarabanić z rezerwami do II ligi w jej obecnym kształcie, co miało swój prestiżowy wymiar. Szczególnie w obliczu licznych starań Legii, wciąż nieudanych.
Lech wzmocnił rezerwy doświadczonymi graczami, Lech jednak jest wciąż na krawędzi.
Jeśli spadną, nie zamierzam tego lekceważyć. Tak jak nie lekceważyłem awansu na ten poziom.
Nie żeby kibice Lecha potrzebowali kolejnych dowodów tego, że jest źle pod kątem organizacji, że znowu coś pokpiono. Ale zdecydowanie pozycja rezerw na szczeblu centralnym to coś, co stanowiło wartość Lecha, która za chwilę może zostać roztrwoniona. A zresztą, w zasadzie już sam fakt zagrożenia, do tego stopnia, nawet w przypadku porażki pokazuje to, co w Lechu ostatnio dominuje: brak kontroli nad sytuacją, wynikający z braku rozeznania.
Leszek Milewski