Reklama

“Prezes powiedział, że z tej mąki chleba nie będzie. Jest z branży piekarniczej, więc pewnie ma rację”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

19 maja 2021, 12:38 • 8 min czytania 20 komentarzy

Marek Gołębiewski zrobił ze Skry Częstochowa drugoligowego kopciuszka, ekipę walczącą o awans do wyższej ligi. I – jak to często w polskiej piłce bywa – zapłacił za ten sukces najwyższą cenę, bo kiedy drużyna zwolniła i zaczęła gubić punkty, trenerowi podziękowano. Jak wyglądały kulisy jego zwolnienia? Jak zareagowali na nie zawodnicy? Dlaczego w ogóle Skra zwolniła? Czy młodzież z Częstochowy dzięki efektownemu stylowi gry zaplusowała u skautów? Zapraszamy na rozmowę z 41-letnim szkoleniowcem.

“Prezes powiedział, że z tej mąki chleba nie będzie. Jest z branży piekarniczej, więc pewnie ma rację”
Słyszeliśmy, że życie zaczyna się po czterdziestce, więc składamy życzenia, bo tak się składa, że rozmawiamy w pańskie urodziny.

Dziękuję bardzo. To już druga połówka, bliżej końca…

Chyba wyobrażał pan sobie lepszy prezent niż zwolnienie ze Skry Częstochowa.

Nie ukrywam, że byłem lekko zaskoczony, chociaż w piłce nie można być zaskoczonym. Szefowie klubu podjęli taką decyzję, oni mnie zatrudniali, oni mnie zwolnili. Miałem w Skrze dwa zadania: utrzymać zespół i być wysoko w Pro Junior System. Myślę, że nie zostawiłem spalonej ziemi, bo utrzymaliśmy się dość szybko, a w PJS byliśmy na pierwszym miejscu.

Jaka w takim razie była argumentacja tego zwolnienia?

Trzeba pytać pana prezesa.

Nie wyjaśnił tego panu?

Powiedział, że z tej mąki chleba nie będzie, a prezes jest z branży piekarniczo-cukierniczej, więc uznałem, że może mieć rację.

Reklama
Brzmi komicznie, ale współczujemy. W rozmowie przed rundą wiosenną mówił pan o tych celach. Rozumiem, że początkowa dobra seria mogła rozbudzić oczekiwania, ale patrzę też na komentarze kibiców i widzę, że żałują tej decyzji, bo drużyna miała styl.

Bardzo miło mi słyszeć, że kibice doceniają moją pracę. Uważam, że w przyszłości da ona jakiś efekt. Dla mnie to bardzo cenne doświadczenie i dziękuję, że mogłem w Skrze zaistnieć jako trener na szczeblu centralnym. Bo doświadczenie z kopaniem piłki na tym szczeblu miałem, ale jako trener przychodziłem z IV-ligowej Ząbkovii. Jeśli kibice doceniają tę pracę, to się cieszę, bo oni patrzą z boku, są obiektywni.

Połowa sezonu była znakomita, byliście cały czas na miejscach barażowych, teraz nadal jesteście blisko. Nie ma pan wrażenia, że został pan zakładnikiem własnych osiągnięć?

Niezręcznie jest mi się wypowiadać na temat własnej osoby, ale możemy odwrócić tę sytuację. Gdybyśmy walczyli o utrzymanie i mieli mniej punktów na koncie, to pewnie moja posada nie byłaby zagrożona. Ale ciężko mi się wypowiadać o tym, jakie plany mieli działacze. Ja starałem się wypełnić te dwie rzeczy, o które mnie prosili. Być może faktycznie razem z zawodnikami i sztabem rozbudziliśmy apetyty. Nie chciałbym jednak powiedzieć złego słowa, bo prezes mnie zatrudnia i zwalnia. Każdy z nas wie, jaki zawód wybraliśmy. Dogadaliśmy się tak szybko, jak przy podpisaniu kontraktu, bo skoro ktoś nie widzi dalej mnie i mojej filozofii w tym klubie, to nie ma co w tym tkwić. Będę trzymał kciuki, dalej kibicował Skrze. Prosiłem chłopaków, żeby wygrali środowy mecz, bo mam urodziny, więc mogą mi chociaż zrobić prezent!

Jak zareagowali zawodnicy?

Jak to w szatni, połowa bardzo to przeżyła, a ci, którzy mniej grali, powiedzieli sobie pewnie w myślach: o, może teraz będę więcej grał. Wiem, że jestem trenerem, który nie robi zbyt wielu zmian i może to jest dla mnie nauczka na przyszłość. W pewnym momencie graliśmy co trzy dni, mogłem dać szansę zawodnikom, którzy grali mniej, byli świeżsi. Każdy skład wystawiałem jednak z myślą o trzech punktach. Zawodnicy zareagowali tak jak zawsze – pół na pół, ale raczej byli w szoku i nie dowierzali w to, że tak szybko to się stało. Ja też nie miałem jakiejś długiej rozmowy z prezesem. Przyszedł, powiedział, że bardzo mi dziękuje i chciałby rozwiązać umowę.

Kto zagra w 1. lidze?

Skra Częstochowa w TOP 6 - kurs 4.00 w Fuksiarz.pl!

W ostatnich dziewięciu spotkaniach ani razu nie udało wam się wygrać. Jak pan te mecze odbiera?

Każdy mecz był trochę inny, musielibyśmy rozłożyć to na czynniki pierwsze. Ostatnia nasza wygrana to mecz z Chojniczanką, wtedy niepokonaną. Potem była Wielkanoc, mecz w Lublinie, dalekie wyjazdy. Dużo w składzie nie zmieniałem. Wypadł nam Adam Olejnik, kapitan, podstawowy zawodnik. Wypadł także Adam Mesjasz i wtedy zaczęły się problemy. Potem wypadali już pojedynczy piłkarze: raz Kamil Wojtyra, raz Piotr Nocoń. Na GKS Katowice pojechaliśmy sześcioma młodzieżowcami. Każdy mecz był troszkę inny, raz było blisko wygranej, na GKS-ie nawet bardzo blisko, ale tak w piłce bywa, że czasami szczęścia brakuje. Gubiliśmy punkty. Gdybyśmy mieli ich 50-53, to tematu zwolnienia by nie było. Zrobiłem co miałem zrobić, ale to widocznie było za mało.

Jak zawodnicy reagowali na pański styl gry, gdy nie zdobywali punktów? Wiadomo, że pańskie założenia są specyficzne jak na 2. ligę, a pewnie gdy przestały przynosić efekty, można było pomyśleć: kurczę, może jednak trener nie ma racji. Były takie sygnały?

Zawsze rozmawiam i rozmawiałem z piłkarzami. Pytałem, czy ich zdaniem problem tkwi w przygotowaniu motorycznym, czy może w taktyce. Nie miałem jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Starałem się uczyć zawodników grać w piłkę, bo po to ludzie chodzą na trybuny, żeby oglądać widowiskowy futbol, a nie murowanie i kunktatorstwo. W ostatnich meczach nasz styl nie był taki, jaki preferuję, bo jakość zawodników jest bardzo ważna. Kiedy zaczęło jej brakować, to i styl trochę się rozmył. Początek rundy mieliśmy taki, że wygraliśmy pięć meczów z rzędu, było ten styl wyraźnie widać. Końcówka jesieni też była udana, więc myślałem, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Kiedy jednak zaczęły się drobne i poważniejsze kontuzje, to przy wąskiej kadrze… My mamy jedenastu młodzieżowców w zespole. To nie jest tak jak w Chojnicach czy Polkowicach, gdzie przeważnie gra dwóch młodzieżowców i jednym z nich jest bramkarz. U nas też grał bramkarz, ale do tego było trzech czy czterech młodych chłopaków w polu.

Reklama
Czy pański styl i to, że chce pan dawać szansę młodzieży, to jest pokłosie pracy w Escoli Warszawa? Podobnie założenia ma Marek Brzozowski, który z panem wtedy współpracował.

Do dzisiaj utrzymuje relacje z Markiem, był nawet moment, w którym obydwaj prowadziliśmy wspólnie zespół w CLJ U-18. Nasze myśli są zbliżone i fajnie, że Marek wykonuje dobrą pracę w Wiśle II Płock. Mieliśmy dobrych nauczycieli, bo wpływ na to, jak chcę grać, mieli Carlos Alos i Wojciech Stawowy. Teraz podążamy własną drogą, każdy ma swoje niuanse do tych filozofii i chcemy je wdrażać. Coraz więcej trenerów chce grać w piłkę i myślę, że nasz futbol w końcu się dźwignie. Młoda myśl szkoleniowa – chociaż sam mam już 41 lat – wkroczy szerzej i poziom się podniesie.

Jak inne kluby patrzyły na młodzieżowców, których pan wprowadzał? Było zainteresowanie idące za stylem gry, który pan preferuje?

Tak, ono jest duże. Mikołaj Biegański i Radek Gołębiowski mają już poważne oferty. Titas Milasius bardzo dobrze się wprowadził, Stasiek Muniak, którego tak jak Titasa znałem z Escoli. Wypożyczony z Bruk-Bet Termaliki Daniel Pietraszkiewicz, trochę niedoceniony w Bełchatowie Damian Warnecki to także piłkarze, którzy dobrze się prezentowali. Znałem tych chłopaków z CLJ-ki, wiedziałem, że dadzą sobie radę na poziomie centralnym i nie zawiodłem się na nich. Wiadomo, że nie w każdym meczu mogli brać ciężar na swoje barki, bo to jednak wciąż młodzieżowcy, ale parę spotkań nam wygrali.

Wiadomo, że jest świeżo po zwolnieniu, ale czy dostał pan już jakieś propozycje z innych klubów?

Wczoraj miałem dwie propozycje. Póki co czekam na rozwój sytuacji, bo to były oferty z ligi, co do której nie mam pewności, czy byłby to dobry wybór. Muszę dać sobie chwilę na odpoczynek, bo pracuję od dziesięciu lat non stop. Przez pewien czas pracowałem nawet w dwóch klubach naraz. Teraz chcę 2-3 tygodnie dać sobie luz, mój syn ma niedługo egzamin ósmoklasisty, więc chcę mu pomóc. Najpierw rodzina, a jak będą oferty, które pozwolą mi się rozwijać – bo chodzi mi głównie o to, a nie o pieniądze – to je rozważę. Chcę, żeby była spójna wizja moja i właścicieli klubu. Ważne, żeby dobrać możliwości do pomysłu trenera.

Bierze pan pod uwagę cofnięcie się do roli asystenta czy do pracy w dużej akademii piłkarskiej?

To zależy, jaka byłaby moja ścieżka rozwoju. W akademii byłem już koordynatorem, dyrektorem sportowym, pierwszym trenerwm CLJ-ki… Jeżeli byłaby to oferta w stylu: mam być rok w najstarszych juniorach, potem drugi zespół i pierwszy, to mógłbym to rozważyć. Nie chcę, żeby to zabrzmiało nieskromnie, ale jeśli się już dotknie drugiego poziomu rozgrywkowego, to musiałaby to być bardzo konkretna oferta, żeby się cofnąć.

Kogo pan stawia w roli faworyta w walce o awans do 1. ligi?

Górnik Polkowice i Chojniczanka Chojnice. Mają najlepsze kadry, grają najlepiej w piłkę. Graliśmy z nimi, udało nam się wygrać z Chojniczanką, ale uważam, że to oni będą się bili o bezpośredni awans. Jeśli chodzi o baraże, życzyłbym jak najlepiej Skrze. Oprócz niej myślę, że mogą to być Stal Rzeszów, GKS Katowice i albo Garbarnia Kraków, albo KKS Kalisz.

NA ZAPLECZU – MAREK GOŁĘBIEWSKI, EMIL MARECKI, MATEUSZ ŻEBROWSKI

ROZMAWIALI DANIEL CIECHAŃSKI I SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Niższe ligi

Komentarze

20 komentarzy

Loading...