Stal grała o przypieczętowanie utrzymania w Ekstraklasie, a Śląsk z niewielką, ale jednak nadzieją na puchary. To był mecz o coś, jeden z najważniejszych w ostatniej kolejce tego sezonu. Piast musiał przegrać, Lechia maksymalnie zremisować, a Śląsk wygrać. No i przez większość spotkania wszystko układało się pod dyktando wrocławian. To oni od 10. minuty meczu byli w europejskich pucharach, wszystko układało się idealnie. Aż do samej końcówki meczu, kiedy działy się rzeczy niestworzone. Takiego finału walki o czwarte miejsce w tabeli nie wymyśliłby nikt.
Mączyński godnie przywitał kibiców
Nie minęło 10 minut, a Śląsk już dobrał się do skóry Stali Mielec. I to jak! W sposób fenomenalny, taki, w jaki powinno witać się kibiców na stadionie. Dino Stiglec dośrodkował w pole karne, jeden z obrońców wybił piłkę wysoko w powietrze. Ta miała spaść na murawę na 20 metrze, ale idealnym wolejem zgasił ją Krzysztof Mączyński. Załadował idealnie w okienko, Strączek był bez szans. W tamtym momencie Śląsk był w europejskich pucharach, bo Piast z Lechią straciły bramki w początkowej fazie meczu.
Strzelanie w Multilidze rozpoczął Krzysztof Mączyński💪
📺Multiliga+ trwa w CANAL+ SPORT i @canalplusonline
⚠Mecz @SlaskWroclawPl – @FksStalMielec trwa w @nSport_plus pic.twitter.com/Mi8t5uwCdX— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) May 16, 2021
Około 20. minuty Stal miała dwie okazje do strzelenia gola. Najpierw głową uderzał Zjawiński, lecz kapitalnym refleksem popisał się Szromnik. Sekundę później dobijał inny zawodnik mielczan, ale ofiarną interwencją popisał się golkiper Śląska. Podwójna parada, kolejne potwierdzenie wielkiej klasy w debiutanckim sezonie Ekstraklasy.
Podobną klasę pod koniec pierwszej połowy pokazał Rafał Strączek, broniąc strzał Exposito. Hiszpan grał mądrze, potrafił zgubić obrońców Stali i wychodzić przed pole karne rywali po indywidualnej akcji. W większości przypadków rozdzielał piłki, podawał do lepiej ustawionych kolegów, ale tym razem uderzył po długim słupku. Ostatnio pisaliśmy, że to napastnik nieregularny, ale trzeba mu oddać jedno: pojęciem o grze w piłkę wyróżnia się wśród piłkarzy na tej pozycji w Ekstraklasie. Trener Magiera ma z kogo rzeźbić potencjalnego kozaka.
Poza tymi dwoma fragmentami meczu żadna z drużyn nie stworzyła sobie klarownej okazji. Brakowało trochę dokładności szczególnie po stronie Śląska, gdzie w kluczowych momentach czasami gubił się Waldemar Sobota lub któryś z zawodników oddawał słaby lub niecelny strzał. Generalnie widać było, kto posiada w tym spotkaniu większą sumę umiejętności piłkarskich, jest lepiej ustawiony taktycznie i gra z większym zaangażowaniem. Stal nie szturmowała bramki gospodarzy, a ci sprawiali, że gol na 2:0 wisiał w powietrzu.
Druga połowa to niesamowite obrazki we Wrocławiu
W drugiej połowie piłkarze Śląska grali koncert niedokładności. Tu Exposito zaczął irytować egoizmem pod bramkę i strzelał w trybuny, tam Sobota miał wybitnie nienastawiony celownik, gdzie indziej brakowało ostatniego podania. Wyglądało to tak, jakby podopieczni trenera Magiery aż za bardzo chcieli strzelić drugą bramkę. Brakowało swego rodzaju luzu, a to mogło się zemścić, bo Szromnik ciągle musiał stać w gotowości. Stal grała śmielej, Śląsk został zepchnięty do defensywy.
Wiedząc, że Podbeskidzie przegrywało z Legią, Stal nie musiała zabijać się o każdą akcję. Tempo meczu siadło, Forsell wziął się za rozgrywanie akcji, a to trochę mówi, bo Fin w tym aspekcie lubi się czasami ociągać. Kolev właściwie w ogóle nie wąchał piłki, Domański zgasł, a inni w składzie mielczan niespecjalnie brali ciężar gry na siebie.
I teraz wisienka na torcie tego meczu, niesamowita końcówka, która idealnie pokazuje siłę multiligi przy tak szalonym finiszu Ekstraklasy. Po kolei: w 90. minucie Śląsk jest w pucharach, Lechia przegrywa 1:2 z Jagiellonią. W tej samej minucie Robert Pich wychodzi sam na sam ze Strączkiem, robi podcinkę, ale niecelną. To była zbrodnia w biały dzień, za to powinno się karać, zważywszy na okoliczności tego meczu i walki o czwarte miejsce w tabeli. Trzy minuty później gola strzela Jankowski. Mamy 93. minutę, Śląskowi nadal wystarcza remis.
I nagle gola na 2:2 strzela Lechia…
Śląsk na minutę przed końcem meczu nie jest w strefie pucharowej. Ławka rezerwowych krzyczy do piłkarzy z murawy, że trzeba atakować. Śląsk to robi, Piasecki strzela z 16. metra, ale kapitalnie broni Strączek. Kiedy WKS podchodzi do wykonania rzutu rożnego, z ławki idzie hasło, że VAR cofnął gola Lechii. I koniec, ten szalony finał, gdzie o czwarte miejsce walczyło pięć drużyn, zakończył się pozytywnie dla wrocławian.
Fot. FotoPyk