Reklama

PRASA: Majdan: Dziwię się, że piłkarze nie zabierają głosu ws. dyskryminacji LGBT

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

15 maja 2021, 09:23 • 13 min czytania 108 komentarzy

Nie mówię, by walczyli w obronie konstytucji, ale o ludzkich zachowaniach, o obronie praw człowieka, walce z rasizmem, z homofobią. W 2019 roku zdecydowałem się na udział w kampanii „Sport Przeciw Homofobii”. Wzięli w niej udział również inni sportowcy, ale łączyło nas jedno: wszyscy zakończyli już kariery. Znany polski piłkarz zacytował słowa swojego menedżera, który mu powiedział, by lepiej się w takie sprawy nie angażował. Czołowy polski lekkoatleta przyznał, że się boi, że straci sponsorów. Ja nigdy na takie kwestie nie zwracałem uwagi. Mój bunt polega na tym, że jeśli jakieś sprawy są dla mnie ważne, to o nie walczę – mówi Radosław Majdan w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA: Majdan: Dziwię się, że piłkarze nie zabierają głosu ws. dyskryminacji LGBT

„SPORT”

Robert Kasperczyk, trener Podbeskidzia, uważa, że ten zespół stać na zajęcie miejsca 8-12. Cóż, najpierw trzeba się utrzymać, to może podejmie próbę udowodnienia tego w przyszłym sezonie…

Na wiosnę Podbeskidzie zajmuje 10. miejsce. Czy to jest realna siła pańskiej drużyny?

– Potencjał zespołu oceniam pomiędzy 8. a 12. miejscem. Gdybyśmy grali w ostatnich meczach optymalnym składem, to zakręcilibyśmy się w okolicach ósemki. To jest moja ocena z perspektywy 15 rozegranych spotkań na wiosnę. Nie ma jednak takiego zespołu, który zawsze gra w optymalnym zestawieniu. Trzeba mieć mocne rezerwy i dobrych dublerów. Zawodników, którzy nacierają na tych, którzy grają w pierwszym składzie. 10. miejsce w rundzie wiosennej oddaje siłę naszej drużyny.

Mówi się, że liga zawsze trudniejsza jest na wiosnę, aniżeli jesienią…

– Zgadza się. Liga weryfikuje to w każdym sezonie. Jesienią zdarza się mnóstwo niespodzianek. Niektóre zespoły szarżują, trenerzy dają pograć zawodnikom. W rundzie rewanżowej gra się o określone apanaże i nie ma żartów. Ale, aby w pełni oddać odczucia, co do dyspozycji zawodników i w miarę wiarygodnie ich ocenić, to zaczekajmy do meczu w Warszawie.

Reklama

Zgodnie z zapowiedziami Skorży – Lech ma mieć bardziej polską szatnię, to jest cel na letnie okno tarnsferowe.

Choć „Kolejorz” słynął z ogrywania utalentowanej (wielko) polskiej młodzieży, to jednak w poprzednich miesiącach można było odnieść wrażenie, że ta młodzież – szczególnie po odejściu Jóźwiaka, Gumnego i Modera – nie daje już tyle jakości. W Lechu zaczęło grać coraz więcej obcokrajowców, a nie wszyscy z nich dają drużynie to, czego się od nich wymaga. Przykładem może być wcale nietani Jan Sykora ze Slavii Praga. Skorża także poruszył ten temat. – Brakuje mi trochę Polaków w szatni. Jest ich coraz mniej, a bardzo dużo obcokrajowców. To nie jest tak, że mam coś przeciwko zawodnikom sprowadzanym z innych krajów, jednak chciałbym, żeby język polski był u nas wiodący. Będziemy brać pod uwagę to założenie przy ściąganiu nowych piłkarzy, bo świeżej krwi wymaga tak naprawdę każda formacja – przyznał Skorża przed spotkaniem z Górnikiem. – Nie muszę wywierać (na zarządzie – przyp. red.) presji na transfery, bo wszyscy rozumieją sytuację i znają potrzeby drużyny. Działania będą adekwatne – zapowiedział trener z Radomia.

Piast Gliwice może zagwarantować sobie jutro około 4 mln złotych dodatkowych wpływów do budżetu, ale i… krótsze urlopy. O to się toczy gra przy 4. miejscu w ESA.

Dlatego, gdy zapytaliśmy o presję, jaka może towarzyszyć niedzielnemu starciu z „Białą gwiazdą”, szkoleniowiec gliwiczan umiejętnie „odbił piłeczkę”. – Nie chciałbym mówić o presji dlatego, że jest to mecz, który powinniśmy wygrać i bardzo chcemy to zrobić. Chcemy odciąć się od tego, co powoduje to spotkanie, musimy się skupić na tym, żeby zagrać bardzo dobre spotkanie i być skuteczni – mówi Waldemar Fornalik, który tak, jak opisywaliśmy we wczorajszym wydaniu „Sportu”, przy Okrzei przeżył już kilka thrillerów i co najważniejsze, każdy z nich był zwycięski. Czy tamte doświadczenia mogą okazać się cenne w kontekście niedzielnego spotkania? – Na pewno drużyna się zmieniła od tamtych spotkań, wszyscy to widzimy. Są zawodnicy, którzy grali w tamtych meczach i mają wpływ teraz na drużynę – dodaje szkoleniowiec.

Reklama

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

W Bayernie trwa „misja dla Lewego”. Polak już w sobotę może pobić rekord Gerda Muellera. Zespół postara się mu w tym pomóc.

O możliwości pobicia 49-letniego rekordu Gerda Müllera Niemcy mówią i piszą od początku tygodnia. Po popisie w spotkaniu z Borussią Mönchengladbach (6:0), kiedy nasz napastnik ustrzelił hat tricka, potrzebuje już tylko trafienia, żeby zrównać się ze słynnym napastnikiem. A biorąc pod uwagę, że Bawarczycy dwa ostatnie mecze rozgrywają z przeciętnymi zespołami, czyli Freiburgiem i Augsburgiem, a także patrząc na skuteczność Lewego i wielką mobilizację jego kolegów, możemy wyjść z założenia, że Polak pobije ten rekord. – Obiecaliśmy Robertowi pomoc i pełną koncentrację do ostatniej minuty ostatniego meczu. Jeden z nas walczy o wielki wyczyn, więc to oczywiste, że reszta zespołu chce mu w tym pomóc. Tak jak Robert pomaga nam. Widać to było w spotkaniu z Borussią Mönchengladbach, kiedy dostał naprawdę dużo podań, ale też sam miał asystę przy golu Kingsley’a Commana. Trzeba brać, ale trzeba też dawać, na tym polega piłka – tłumaczył jeszcze wczoraj szkoleniowiec Bayernu Hansi Flick. O pomocy Lewandowskiemu mówi się w Niemczech „Misja dla Lewego”. – To teraz nasz główny cel – zapowiedział Thomas Müller, który w ostatnich sezonach wypracował kilkadziesiąt goli naszemu napastnikowi i obiecuje, że zrobi to również w dwóch ostatnich kolejkach Bundesligi. Wszystko po to, żeby uznawany za „niepobijalny” rekord Gerda Müllera jednak pobić. W tym sezonie ligowym Lewandowski ma średnią 1,45 gola na mecz, na co składa się 39 bramek w 26 spotkaniach.

Fajna rozmowa Maćka Wąskowskiego z Kamilem Piątkowski. Stoper Rakowa – a zaraz już RB Salzburg – opowiada o marzeniach wyjazdu na Euro, powodach wyboru RB Salzburg i tego, czy żałuje, ze odchodzi z Rakowa.

Trochę szkoda odchodzić z Rakowa?

Generalnie trudno będzie mi odejść, bo zżyłem się z kolegami z drużyny. Tak samo z ludźmi w klubie. Muszę się jednak rozwijać. Trzeba zrobić kolejny krok. Myślę, że każdy piłkarz, mając możliwość takiego transferu jak mój do RB Salzburg, chciałby skorzystać z takiej szansy. Część mnie chciałaby zagrać jeszcze w Rakowie, szczególnie w eliminacjach Ligi Konferencji Europy. W Austrii czekają mnie jednak znacznie większe wyzwania. Zagram tam w eliminacjach Ligi Mistrzów.

Zabiegało o pana wiele klubów, a trafi pan do Austrii. Może pan powiedzieć, kto jeszcze przedstawił konkretną propozycję?

Były oferty z Niemiec i Włoch. O nazwach klubów nie chcę mówić. Prawda jest jednak taka, że kiedy dostałem propozycję z Red Bull Salzburg, od razu byłem do niej przekonany. Nie było wahania. Chcę się rozwijać, chcę być lepszym piłkarzem, ale przy tym muszę regularnie grać. Mógłbym wybrać jakiś topowy klub z Niemiec, Anglii lub Włoch, ale nie miałbym tam szans na wywalczenie miejsca w składzie. Salzburg to bardzo mocny zespół i uczestnik LM, ale nie jest to jeszcze poziom czołowych zespołów z Premier League, Bundesligi lub Serie A. Uważam, że muszę zrobić kolejny, spokojny kroczek do przodu. RB jest do tego idealne.

To, że w Salzburgu potrafi ą wypromować młodych zawodników i przygotować ich do gry w najlepszych ligach, też miało znaczenie?

To było bardzo istotne. Nie patrzyłem na względy finansowe. Kluczowe było dla mnie to, czy mam szansę na regularne granie. Nie chciałem iść do klubu, który od razu mnie gdzieś wypożyczy. Chcę od początku walczyć o skład i przebić się do wyjściowej jedenastki.

Niedawno okazało się, że w RB Salzburg nie będzie trenera Jesse Marscha, bo przejmie on RB Leipzig. Zmartwiło to pana?

To trener mnie chciał i z nim ro zmawiałem przed transferem. Z tego co wiem, to nawet jeśli przyjdzie nowy szkoleniowiec, filozofia i struktura zespołu w Salzburgu za bardzo się nie zmienią.

Sylwetka Karola Podlińskiego, który już wcześniej był testowany przez Zagłębie, a ostatecznie trafił do Lubina i miał poprawić sirkowo-mrazowy atak.

Nie ma problemu z obliczeniem, od ilu spotkań jest podstawowym zawodnikiem Zagłębia. Debiutował w spotkaniu z Cracovią (4:2) jeszcze w lutym. Od razu zagrał w wyjściowym składzie i to się już nie zmienia. W meczu numer 8, z Wisłą Kraków (4:2), strzelił swojego pierwszego gola, no i w ostatnim dorzucił następnego. Na dobre posadził na ławce Samuela Mraza, który jeszcze parę miesięcy temu miał szanse załapać się do kadry Słowacji na czerwcowe mistrzostwa Europy. Teraz chyba nikt nie wątpi, że wciąż niedoświadczony na ekstraklasowym poziomie Polak jest od niego lepszy. A wszystko mogło się dla Podlińskiego potoczyć znacznie gorzej i można powiedzieć, że już się nawet toczyło. W poprzednim sezonie jego Legionovia, z którą wcześniej awansował do II ligi, wracała na trzecioligowe boiska. Zaproszono go na testy sportowe do Zagłębia. Było jasne, że za chwilę zostanie sprzedany Bartosz Białek, a lubinianie szukali kandydata na następcę, bo już wtedy nie wierzyli, że nagle jakimś cudem odpali Słoweniec Rok Sirk. – Potrenowałem jeszcze trochę z Bartkiem. Faktycznie, warunki fizyczne mamy podobne. Wielkie słowa uznania dla niego, bo w niecały sezon zaistniał w Polsce jako świetny napastnik, a potem nie zaginął w 1. Bundeslidze. Teraz leczy kontuzję, ale zdążył pokazać, że umie sobie poradzić w innym, bardzo wymagającym środowisku. To dla mnie ważna inspiracja – podkreśla. Inspiracją mógł być dla niego też pobyt w… Zniczu Pruszków, w którym spędził dwa lata. W tym klubie kiedyś występował sam Robert Lewandowski. – Oczywiście wiedziałem, ale to nie tak, że na każdym kroku mi przypominano, że jestem napastnikiem w tym samym klubie. W ogóle nie mam zamiaru snuć takich analogii – zaznacza.

Kto będzie trener Wisły Płock w przyszłym sezonie? Nie Dudek, nie Lewandowski, ale ktoś z dwójki – Maciej Bartoszek lub Pavol Stano.

Sytuacja obecnie jest taka, że procentowo szanse na pozostanie Bartoszka w Wiśle zdecydowanie wzrosły. Władze klubu wahają się, czy to jemu powierzyć misję budowy nowego zespołu, czy może zdecydować się na innego człowieka, z którym klub rozmawia od kilku tygodni. W mediach pojawiały się nazwiska Dariusza Dudka (Sandecja Nowy Sącz) i Mariusza Lewandowskiego (Bruk- -Bet Termalica Nieciecza). Obaj są z I ligi i kandydatury obu były rozważane, ale jakiś czas temu. Pierwszy, odkąd pracuje w Nowym Sączu, ma rewelacyjne wyniki (11 zwycięstw, 6 remisów i 1 porażka). Dzięki temu Sączersi z ostatniego miejsca w tabeli awansowali i nadal walczą o miejsce dające prawo do gry w barażach o ekstraklasę. Odkąd Dudek jest w Sandecji, drużyna zdobyła najwięcej punktów w I lidze (39). W Płocku jednak nie mają przekonania, czy jest on lepszym specjalistą niż Bartoszek. Niedawno umowa Dudka w Nowym Sączu została automatycznie przedłużona (z powodu utrzymania), ale ma on takie ustalenia, że przy ofercie z ekstraklasy może odejść z klubu bez większych przeszkód. (…) Skoro ci dwaj panowie raczej nie trafi ą do Płocka, to kto jeszcze jest rozważany? Okazuje się, że trop wiedzie na Słowację, gdzie znakomite wyniki osiąga MŠK Žilina. Gra tam dwóch młodych Polaków: 22-letni napastnik Dawid Kurminowski i 21-letni obrońca Jakub Kiwior. Szkoleniowcem jest świetnie znany z polskich boisk Pavol Staňo. Słowak grał w naszym kraju w aż pięciu klubach (Polonii Bytom, Jagiellonii Białystok, Koronie Kielce, Podbeskidziu i Niecieczy). Świetnie zna naszą ligę i język. Jesienią został uznany przez słowacki „Šport” za trenera rundy w słowackiej Fortuna Lidze. Wszystko dlatego, że odmłodzona Žilina osiągała tak świetne wyniki (3. miejsce na półmetku).

Rozmowa z Jackiem Klimkiem, prezesem Stali Mielec, który był mocno krytykowany za zwolnienie Ojrzyńskiego, a teraz mówi, że liczy, iż jego decyzja się obroni i poskutkuje utrzymaniem.

Mocno pan zaryzykował, zmieniając trenera. Po pierwsze, ucierpiał wizerunek Stali, która od czerwca poprzedniego roku ma już czwartego szkoleniowca. Po drugie, zwolnił pan Ojrzyńskiego, który ma opinię specjalisty od utrzymania w ekstraklasie.

Nie kupuję tej narracji. Szanuję oczywiście trenera Ojrzyńskiego za to, że kiedyś w innych klubach zrealizował cel utrzymania. Ale idąc taką metodologią, musiałbym na ostatnich kilka kolejek zatrudnić Grzegorza Latę, który jest legendą Stali i w jej barwach był kilka razy królem strzelców ligi. Zmierzam do tego, że wcześniejsze dokonania to już historia, dla mnie liczą się wyniki tu i teraz. Oberwało mi się wtedy za słowa, że szukam trenera, który przyniesie nam szczęście. Niektórzy opacznie to zrozumieli, myśląc, że chodzi mi o jakieś magiczne zdolności. Nie. Dla mnie s z c z ę ś c i e ma ten, kto ma w y n i k i . Trener Gąsior nic nam nie wyczarował, tylko odpowiednio wpłynął i ustawił drużynę. Zrobił swoje, bo jest świetnym fachowcem.

W jaki sposób?

Czasami czytam i słyszę, że kontynuuje pracę poprzednika, ale absolutnie się z tym nie zgadzam. Trener Gąsior zmienił taktykę, postawił na kilku innych piłkarzy i wpłynął na ich przygotowanie mentalne. Szkoleniowiec miał pełną świadomość, że w dwa czy trzy tygodnie nie nauczy grać w piłkę zawodowców. Na wstępie zaznaczył, że nie ma takiej możliwości. Liczyłem zatem na zmianę w tych dwóch aspektach: mental i taktyka. Trenera znam od bardzo dawna, wiem, jakim jest fachowcem i jestem przekonany, że zrealizuje założony cel. To nie jest tak, że liczyłem na cud. Ja po prostu w pełni świadomie postawiłem na człowieka, do którego miałem i mam pełne zaufanie. To nawet nie była oferta pracy, tylko prośba o pomoc w arcytrudnej sytuacji. A że trener kocha Stal, jest związany z tym klubem, w trzydzieści minut ustaliliśmy warunki współpracy.

Radosław Majdan w „Chwili z…” Izy Koprowiak. Bardzo mocno zaangażowany społecznie wywiad. Sporo refleksji na temat społeczeństwa, dyskryminacji, strachu sportowców przed wyrażaniem poglądów.

Rola buntownika to wspomnienie młodości czy pełni pan ją niezależnie od wieku?

To nie rola, to moje życie. Kiedyś myślałem o tym w kontekście piłkarzy z obecnej reprezentacji Polski. Naprawdę się dziwię, że nie zabierają głosu w ważnych sprawach.

Jak ważnych?

Nie mówię, by walczyli w obronie konstytucji, ale o ludzkich zachowaniach, o obronie praw człowieka, walce z rasizmem, z homofobią. W 2019 roku zdecydowałem się na udział w kampanii „Sport Przeciw Homofobii”. Wzięli w niej udział również inni sportowcy, ale łączyło nas jedno: wszyscy zakończyli już kariery. Znany polski piłkarz zacytował słowa swojego menedżera, który mu powiedział, by lepiej się w takie sprawy nie angażował. Czołowy polski lekkoatleta przyznał, że się boi, że straci sponsorów. Ja nigdy na takie kwestie nie zwracałem uwagi. Mój bunt polega na tym, że jeśli jakieś sprawy są dla mnie ważne, to o nie walczę. A te są, bo nikt nie ma prawa drugiego człowieka poniżać, obrażać tylko dlatego, że jest innej orientacji seksualnej. Ci, którzy myślą inaczej, którzy uważają, że LGBT to ideologia, są tak ograniczeni, że aż trudno mi to sobie wyobrazić. Czytałem kiedyś wywiad z rugbystą, który przez całą karierę ukrywał, że jest gejem. Powiedział, że chodząc do baru z kolegami, musiał udawać, że podobają mu się kobiety. Był przerażony, że ktoś się dowie o jego homoseksualizmie. Pomyślałem wtedy, że to my – heteroseksualni ludzie – dla własnego komfortu tak mocno szufladkujemy innych, że ci ludzie są po prostu przerażeni.

W piłce pewnie takie osoby też się zdarzają.

Nie znam nikogo, kto by się przyznał, nawet prywatnie. Jestem jednak przekonany, że na pewno spotkałem geja. Czasem reakcja na jakiś głupi żart pokazuje, że kogoś to dotknęło. Było mi takich osób szkoda, że muszą się ukrywać. Albo wydaje im się, że muszą, bo ja mam przekonanie, że to niczego by nie zmieniło. „Stary, jesteś naszym kumplem, mamy jeden cel” – wierzę, że taka byłaby reakcja. Mówię o tym wszystkim głośno, bo to jest walka o wolność. Pamiętam z młodości komunizm: stanie w kolejce po osiem godzin za jedną kostką masła. Mam przed oczami, jak ulicami Szczecina przejeżdżają czołgi, jak moja babcia drży o mojego wujka, który był stoczniowcem, jak rodzice nasłuchiwali wiadomości w Radiu Wolna Europa. Wiem, jak Polska wyglądała 25 lat temu, dlatego tak mocno mnie przeraża, kiedy w tych czasach z listy radiowej Trójki zdejmowana jest piosenka, która nie odpowiada rządzącym. Zbyt dobrze pamiętam, co się działo, by nie reagować. Dla tych, którzy mają w pamięci, co się działo przed 89 rokiem, którzy analizują życie jak ja, powinno być to bulwersujące. Bo jeśli cenzuruje się muzykę, to powinniśmy się bać, co nas czeka.

„SUPER EXPRESS”

Specjalista od budowania zespołów znów walczy o puchary. Rozmówka z Waldemarem Fornalikiem przed ostatnim meczem sezonu.

– Po raz czwarty z rzędu będzie pan grał z Piastem ostatni mecz w sezonie o dużą stawkę…

– To prawda, najpierw graliśmy z Termaliką o utrzymanie, a później dwa razy o puchary. To jest pewne doświadczenie, bo wiemy, jaka była otoczka tych meczów, jak je rozgrywaliśmy. To jest ważne. Ale szczerze mówiąc, to wolałbym już wcześniej zapewnić Piastowi miejsce w pucharach.

– Cały sezon jest dla was niebywały. Od ostatniego miejsca w tabeli po 9 kolejkach do szansy gry w pucharach. Co było najtrudniejsze po drodze?

– Okres covidowy, w którym niektórzy zawodnicy naprawdę ciężko przechodzili chorobę. Natomiast nasza gra nawet na początku sezonu nie wyglądała źle, ale byliśmy bardzo nieskuteczni. Widzieliśmy, że dobrze funkcjonujemy, a nie wygrywamy. Znamy się z wieloma piłkarzami dosyć długo, bo przecież zdobywaliśmy mistrzostwo Polski, i wierzyliśmy, że to, co wspólnie robimy, musi w końcu przynieść efekt.

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Damian Popilowski
0
Polski trener w Leverkusen: Bayer ma wizję, by co sezon grać o mistrzostwo

Komentarze

108 komentarzy

Loading...