Co prawda Łukasz Piszczek jeszcze nie zagrał ostatniego meczu dla Borussii Dortmund, ostatniego słowa nie powiedział, ale wczoraj zdobył z nią ostatnie trofeum. Zagrał w ostatnim finale w swojej profesjonalnej karierze, to już pewne. Na naszych oczach kończy się pewna epoka, trzeba się z tym pogodzić. Szkoda, bo wydaje się, że były reprezentant Polski mógłby pograć na przyzwoitym poziomie w Bundeslidze chociaż jeden sezon więcej. Przykłady innych weteranów pokazują, że można. Ba, Piszczek śmiało mógłby ich zawstydzić.
Czytaj także: Najważniejsze momenty Łukasza Piszczka w BVB
Za niedługo 36 lat na karku, decyzja o zejściu z wielkiej sceny futbolu. Udanie się do Goczałkowic-Zdroju, spokojne życie, brak myśli o odcinaniu kuponów. Taką historię napisał sobie Piszczek, którego „Last Dance” możemy w pewnym stopniu porównać do wielu innych wybitnych sportowców. Takich, którzy odchodzili w cień nie dlatego, że nie dawali już rady dojeżdżać do określonego poziomu. Chcieli odejść w chwale, nie rozmieniając kariery na drobne. I może analogia do Adama Małysza byłaby tutaj lekko na wyrost, ale wiecie, o co chodzi. Przy takiej postaci mieliśmy pewność, że potrafiłaby dać jeszcze wiele radości.
To samo tyczy się Łukasza Piszczka.
Piszczek w realiach Bundesligi to nie taki staruch
Nie jest tajemnicą, że kilka klubów Bundesligi bardzo chętnie zatrudniłoby Piszczka u siebie. Mowa o poważnych ofertach z dobrym podłożem finansowym, ale, wiadomo, nie to jest główną motywacją polskiego obrońcy. W każdym razie coś takiego pokazuje, jak bardzo ceni się jego fach w Niemczech. Nawet mimo faktu, że mówimy przecież o prawie 36-latku. Tylko – no właśnie. Patrzenie na Piszczka przez pryzmat wieku byłoby trochę niesprawiedliwe. W ostatnich latach po niemieckich boiskach biegało i wciąż zresztą biega kilku staruszków, którzy bronią się jakością. Piszczu też mógłby, oj, mógłby brylować w kategorii najstarszych.
Piłkarze, którzy rozgrywali sezon Bundesligi, mając 36 lat lub więcej (ostatnie pięć lat):
- Claudio Pizarro (napastnik, Werder Brema)
- Oliver Fink (obrońca, Fortuna Dusseldorf)
- Klaas-Jan Huntelaar (napastnik, Schalke)
- Makoto Hasebe (pomocnik, Eintracht Frankfurt)
- Stephan Lichtsteiner (obrońca, Augsburg)
- Emir Spahić (obrońca, Hamburger SV)
- Naldo (obrońca, Schalke)
- Vedad Ibisević (napastnik, Schalke)
- Clemens Fritz (pomocnik, Werder Brema)
- Sascha Riether (obrońca, Schalke)
- Franck Ribery (pomocnik, Bayern)
- Daniel Baier (pomocnik, Augsburg)
- do tego sześciu bramkarzy
Poza ligowymi średniakami w skali Bundesligi mamy kilku zasłużonych zawodników. Jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że Łukasz Piszczek dołącza do tego grona, mocno wzbogaca listę. Co ważne, część tych gości nie można uznawać za uzupełnienie, a ważny element zespołu. No i co, Piszczek w takim Mainz czy Eintrachcie wciąż dałby radę fajnie pośmigać. Pokazuje to końcówka obecnego sezonu, w której Polak zbiera świetne recenzje. Niemieckie media nazywają go niezastąpionym i kluczowym ogniwem na świetnym finiszu sezonu. A że nominalny prawy obrońca BVB, Mateu Morey, zerwał więzadła krzyżowe…
Piszczek dostał propozycję od BVB.
Z perspektywy klubu niełatwo pogodzić się z taką stratą. Namowy do pozostania na jeszcze jeden sezon są, potwierdził to wieloletni agent piłkarza. Łukasz pozostaje jednak nieugięty, mimo że w Niemczech rozpływają się choćby nad jego meczem finałowym w Pucharze Niemiec. Tam Piszczu był jednym z najlepszych zawodników na boisku, zagrał fantastycznie. Odkąd gra regularnie, Borussia nie przegrywa, co oczywiście jest już wyświechtanym hasłem, ale jakże pozytywnym. Można je powtarzać bez końca, tak jak kibice w Dortmundzie wtórują jednym głosem, pisząc w mediach społecznościowych: „Jesteś absolutną legendą. Prosimy: nie odchodź, kochamy cię”.
https://twitter.com/sportschau/status/1392948769554063362?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1392948769554063362%7Ctwgr%5E%7Ctwcon%5Es1_&ref_url=https%3A%2F%2Fwww.sport.pl%2Fpilka%2F76508127081752lukasz-piszczek-nagle-dostal-ataku-placzu-zaczeli-nim-podrzucac.html
Gdyby, używając żargonu Jerzego Brzęczka, Piszczkowi coś przestawiło się w głowie, to byłaby chyba najlepsza informacja dla kibiców BVB od lat. Wyjątkowa, bo Polak posiada przecież status legendy. Legendy porównywalnej do tej Sebastiana Kehla czy Romana Weidenfellera, co mówi naprawdę wiele o dokonaniach 35-latka. Wygrany Puchar Niemiec spina je piękną klamrą, choć chyba nie wyzbędziemy się uczucia niedosytu. Wrażenia, że Łukasz Piszczek byłby jeszcze w stanie coś dołożyć do gabloty, dać trochę radości. A tak, cóż, 22 maja nastąpi koniec ery trwającej 11 lat. Borussia zagra na własnym stadionie z Bayerem Leverkusen, były reprezentant Polski zagra ostatnią zwrotkę na niemieckich ziemiach.
Taka decyzja wydaje się tym bardziej rozsądna, im bardziej wgłębimy się słowa Łukasza i spojrzymy na kwestie zdrowotne. Ten człowiek stał się wzorem do naśladowania pod względem trzymania idealnej formy fizycznej, a wiadomo, że coś takiego wiele kosztuje. Męczy się nie tylko ciało, ale również psychika. W tym wieku jeden rok robi różnicę. O ile Piszczu na pewno dałby jeszcze radę na poziomie Bundesligi, o tyle najzwyczajniej świecie tzw. żyłowanie własnego organizmu już mu się nie opłaca. Swoje zrobił, swoje pokazał. Jeśli ktoś chce zostać tytanem pracy w jakimkolwiek aspekcie życia, patrząc z perspektywy Polaka, lepszego przykładu obok Roberta Lewandowskiego nie znajdzie.
Fot. Newspix