Dwa mecze do końca, na rozkładzie Cracovia i Jagiellonia. W teorii zdobycie sześciu punktów nie powinno być problemem, a że Lechia wciąż gra o europejskie puchary – człowiekowi układającemu terminarz mogą w Gdańsku podziękować. Sęk w tym, że nawet jeśli ekipa trenera Stokowca będzie bezbłędna, w tej chwili pierwszeństwo do czwartego miejsca w tabeli dzierży Piast. Kibice wciąż mogą mieć jakieś nadzieje, tu jeszcze niby wszystko może się wydarzyć. Ale prawda jest taka, że końcówkę tego wyścigu Lechia najzwyczajniej w świecie skiepściła.
Sukces wciąż jest blisko, ale mógł być znacznie bliżej.
Oczywiście ktoś zaraz powie, że wystarczy jedno potknięcie zespołu Waldemara Fornalika. To nie jest niemożliwe, skoro Piast będzie musiał zagrać w tej kolejce z Rakowem wciąż walczącym o wicemistrzostwo Polski. Tylko że przy Lechii nie jesteśmy w stanie postawić wyraźnej kropki nad “i”, pojawiają się wątpliwości, widzimy braki choćby w regularności. Poza tym dotychczasowe osiągi tej drużyny są trochę ponad stan, biorąc pod uwagę skalę problemów kadrowych na przestrzeni całego sezonu.
No i na papierze Lechia nie wygląda na taką, która potrafiłby lepiej niż Piast zaprezentować nasz futbol na europejskich salonach. Okej, kto by to nie był – szału i tak pewnie by nie było. Ale z dwojga “złego” raczej wybralibyśmy Piasta. Zaznaczmy: to on ma wszystko w swoich rękach, Lechia nie.
Źródło: Flashscore
Lechia może pluć sobie w brodę
Mimo że Lechia jest bardzo blisko dużego sukcesu, wciąż ma nieprzekonującą liczbę argumentów, żeby to upragnione czwarte miejsce zdobyć. Jako ciekawostkę można podać, że według Pawła Mogielnickiego (90minut.pl) drużyna trenera Stokowca ma na to 28,1% szans. Piast – 43,2%. Takie wartości procentowe zawsze działają na wyobraźnię i co prawda nie ma tutaj znaczącej różnicy, ale od razu wiadomo, kto musi atakować z tylnego siedzenia. Problem polega na tym, że gdańszczanie obudzili się trochę za późno. W ostatnim czasie punktów było do zebrania znacznie więcej. Dlatego, jeśli ostatecznie misja się nie uda, Lechia będzie mogła mieć pretensje do samej siebie. Za sposób, w jaki kończy ten sezon, bo tuż przed metą wlecze się niemiłosiernie.
- Ostatnio przełamanie: 3:1 z Wisłą Płock, ale wynik ratuje Dusan Kuciak (dziewięć interwencji)
- Wcześniej 0:1 z Legią, 0:3 z Lechem, 2:2 z Piastem, 1:1 ze Śląskiem
Akurat mecz Lechem był dość nieszczęśliwy dla Lechii, lecz nawet to nie zmienia faktu, że ogółem w tych meczach dało się zrobić coś więcej. Z drugiej strony nie da się ukryć, że Lechia miewała furę szczęścia tak jak w spotkaniu z Piastem. No i co, właśnie tak się bujamy od kolejki do kolejki, nie mając pewności, czy tej ekipie czegoś brakuje, czy jednak wręcz przeciwnie – od losu dostaje zbyt wiele. Oprócz fajnego okresu z lutego-marca, kiedy gdańszczanie punktowali naprawdę dobrze, ciągle widzimy zespół grający w kratkę. Trudno dostrzec tam jakąś stabilizację, szczególnie na finiszu sezonu, co oczywiście odbija się na wynikach.
Patrząc na ostatnią formę Lechii (pięć meczów wstecz), średnio to wygląda:
Kluczowy problem Lechii? Nieszczelna defensywa
Piotr Stokowiec narzekał już w tym sezonie na różne problemy. Na koronawirusa, wykluczenia za kartki i kontuzje. Przed meczem z Cracovią nie było inaczej, choć 48-latek podkreślał, że całokształt tej kampanii i tak trzeba docenić: – W naszym zespole ponad dwudziestu zawodników przeszło Covid-19. Ten sezon miał różne oblicza, my nie odbyliśmy żadnego zgrupowania, a wielu zawodników miało powikłania po przebytej chorobie i o tym się nie mówi, ale w drużynie mieliśmy przypadki np. zapalenia mięśnia sercowego. Wielu zawodników nie mogło grać. Choćby w tej rundzie na 16 meczów dziesięć rozegraliśmy bez naszego filaru w obronie – Michała Nalepy. Mieliśmy też absencje kartkowe, dodatkowe problemy zdrowotne m.in. Jarosława Kubickiego. Zaliczyliśmy też dwie kwarantanny.
W takich realiach Lechia musi obracać się od dłuższego czasu. Ale tym największym mankamentem, który Lechii dość mocno komplikuje sprawę, jest gra defensywna. W ostatnim czasie tylko Podbeskidzie i Jagiellonia tracą więcej bramek w lidze. Patrząc na cały sezon, mówimy dopiero o ósmej defensywie w lidze. Obok tego nie da się przejść obojętnie. Czy to wynika z braku Michała Nalepy? Może tak, może nie. Na pewno Lechia byłaby w lepszej sytuacji na finiszu, gdyby obrońcy spisywali się odrobinę lepiej. Bo co do Dusana Kuciaka nie można mieć żadnych pretensji. Słowak wybrania swojemu zespołowi mecze. Ale, no właśnie, coś jest nie tak, skoro w klubie walczącym o europejskie puchary golkiper, ostatnia instancja, ma najwięcej interwencji w Ekstraklasie (106).
Z jednej strony fajnie mieć taką “polisę na życie”, ale z drugiej dodaje kolejnych wątpliwości. Lechii daleko do zespołu kompletnego, dalej niż Piastowi. Dlatego jeśli już mielibyśmy wybierać, kogo chętniej zobaczylibyśmy w kwalifikacjach do Europa Conference League, byłby to zespół trenera Fornalika. Zaznaczając, że trener Stokowiec i tak robi w Gdańsku świetną robotę. Wiecie, po sezonie 2012/2013 Lechia tylko raz wypadła poza piąte miejsce w tabeli. Łatwiej tę pozytywną tendencję zepsuć, niż ugrać coś więcej, tak jak w sezonie 2018/2019 zakończonym na podium. To taka przypominajka, w razie jakby któremuś z włodarzy klubu przyszło do głowy wymienić Stokowca na nowszy model.
Fot. FotoPyk