To był mecz o dwóch obliczach. Pierwszym była połowa, w której Arka sprawiała wrażenie, jakby dopiero budziła się na to spotkanie. Drugim kolejne 45 minut, gdzie widzieliśmy już pokaz siły gości i bezradny GKS Bełchatów. Nie było jakichś fajerwerków, ot, ekipa z ekstraklasowymi ambicjami po prostu wykonała swoją robotę. Każdy inny wynik niż wyraźne zwycięstwo budziłby wątpliwości. A tutaj były one tylko do 45. minuty. Do tego momentu można było tego meczu w ogóle nie oglądać, ale potem było warto.
Pierwsza połowa? Badanie wytrzymałości trybun
Arka weszła w ten mecz z impetem. Pierwsze pięć minut, dwa strzały na bramkę Niźnika. GKS Bełchatów z kolei miał problemy, żeby wyjść z własnej połowy. Jedynym zawodnikiem w składzie gospodarzy, który choć na chwilę potrafił wziąć ciężar gry na siebie, był Dawid Flaszka. Ale, cóż, nie spodziewaliśmy się czegoś wielkiego po ekipie, która zajmuje ostatnie miejsce w lidze. Oczekiwaliśmy natomiast, że Arka będzie grała na miarę swoich ekstraklasowych ambicji. W tym meczu bywało z tym różnie. Różnica klas nie była aż tak widoczna.
Jeśli chodzi o gości, nieźle wyglądał Hiszpański, który odpowiadał za połowę strzałów Arki. W jednej akcji potrafił łatać obrońców na skrzydle, w innej brakowało mu kilku centymetrów do strzelenia ładnego gola po uderzeniu tuż obok okienka. Z drugiej strony boiska wyróżniał się Kasperkiewicz, kilka błyskotliwych zagrań miał Aleman. Poza tym trudno było dać komuś plusik. Niewidoczny był Wolsztyński, złe decyzje podejmował Rosołek, reszta – nic szczególnego.
Generalnie ofensywa ekipy z Gdyni prezentowała się tak, jakby obudziła się w południe pół godziny przed spotkaniem. Jakieś zagrożenie podopieczni trenera Marca stwarzali, ale bez konkretów. Defensywa bełchatowian wcale nie była monolitem, tyle że po stronie Arki brakowało precyzji i czasami przyśpieszenia akcji. W końcówce połowy próbował jeszcze dwukrotnie Deja: najpierw z rzutu wolnego, potem wolejem z dystansu. W obu przypadkach niecelnie.
GKS Bełchatów postawił na bronienie się przed własnym polem karnym i liczenie na łut szczęścia. Przez pierwsze 45 minut miał w grze ofensywnej jedynie akcenty. Ten jeden, tuż przed ostatnim gwizdkiem, mógł na gola zamienić Laskowski. Przestrzelił jednak, mając piłkę jedenaście metrów na wprost bramki. Arce się upiekło.
- GKS Bełchatów: Cztery strzały, jeden celny (popierdółka z dystansu, tzw. mucha, która wolno leci)
- Arka Gdynia: siedem strzałów, jeden celny (strzał głową Dancha po rzucie różnym, łatwo złapał Niźnik)
W drugiej połowie otworzył się worek z bramkami
Drugą połowę meczu zaczęliśmy od gola-stadiony świata Gancarczyka. Problem w tym, że na własną bramkę. Arka ruszyła z akcją prawym skrzydłem, piłkę dostał Letniowski w polu karnym. Zagrał w pierwszym kontakcie piętką i… tutaj wydarzyła się magia. Gancarczyk wpakował ją tak dobrze, że Niźnik nie miał szans. Przypadkowa interwencja, ale aż dziw bierze, że tak precyzyjna. Od tego momentu zaczęły się same dobre rzeczy dla ekipy trenera Marca. Defensywa gospodarzy zaczęła padać jak domek z kart.
Nie minęło wiele czasu, nim Arka poszła za ciosem. Znów akcja prawą stroną, zejście na strzał lewą nogą Hiszpańskiego i piłka uderzona w słupek. Na nieszczęście dla GKS-u futbolówka niefortunnie odbiła się pod nogi Rosołka, który dokończył dzieło. Sprawę zepsuł Bartosz Żurek, łamiąc linię spalonego. Po tym golu było już praktycznie po meczu. Pojawiło się więcej przestrzeni, Arka zaczęła grać z większym luzem. A tam, gdzie słowo „luz”, tam też Aleman. Ekwadorczyk zagrał prostopadłe podanie do wybiegającego sam na sam Rosołka, którego sfaulował Mateusz Bartków. Rzut karny na gola pewnie zamienił Letniowski.
Ostatni kwadrans to już dogrywanie meczu do końca bez żadnych fajerwerków. Arka zdobyła trzy punkty zasłużenie, choć trochę musiało to potrwać, zanim dobrała się GKS-owi do skóry. Na pewno pomogła zmiana nastawienia w przerwie i wejście Mateusza Żebrowskiego. Lepiej zagrał też Rosołek, ogółem wszystko funkcjonowało lepiej. Arka wykonała obowiązkową robotę i z tym poczuciem może wracać do domu. Udało się wskoczyć na czwarte miejsce w tabeli 1. ligi i podtrzymać serię zwycięstw.
GKS Belchatów – Arka Gdynia 0:3 (0:0)
Gancarczyk 51′ (gs), Rosołek 68′, Letniowski 75′
Fot. FotoPyk