Real Madryt jedzie już w tym sezonie na oparach i z podziurawionymi oponami. Podopieczni Zinedine’a Zidane’a są w ostatnich miesiącach dręczeni kontuzjami z taką częstotliwością, że nie uzasadnia tego nawet napięty do granic wytrzymałości terminarz. Na rozliczanie pionu medycznego mistrzów Hiszpanii przyjdzie jednak pora po zakończeniu rozgrywek. Dzisiaj “Królewscy” mają zaś do wykonania piekielnie trudną misję – muszą poskromić londyńską Chelsea, która w pierwszym półfinałowym starciu Ligi Mistrzów wypracowała sobie w Madrycie korzystny dla siebie remis 1:1. The Blues pod wodzą Thomasa Tuchela imponują szczelną defensywą i na pewno nie dadzą się łatwo zaskoczyć, ale jest w szeregach Realu jeden zawodnik, na którego nawet najlepiej zorganizowana obrona może nie wystarczyć. Rzecz jasna – Karim Benzema.
To właśnie francuski napastnik zdobył jedynego gola dla Realu w pierwszym starciu z Chelsea. Trafił do siatki w momencie newralgicznym, gdy londyńczycy – jak się mogło wydawać – w pełni kontrolują boiskowe wydarzenia i zbliżają się do zdobycia drugiego gola. Benzema zrobił zatem to, do czego zdążył już sympatyków “Królewskich” przyzwyczaić. Stanął na wysokości zadania, gdy drużyna najmocniej go potrzebowała.
Choć jeszcze kilka lat temu wcale nie było to w jego przypadku taką oczywistością.
Karim Benzema – talent otoczony wątpliwościami
Benzema trafił do Realu Madryt w 2009 roku jako jeden z elementów wielkiej transferowej ofensywy “Królewskich”, których Florentino Perez ponownie układał wówczas na modłę galaktyczną, ale nieco roztropniej niż na początku XXI wieku. Na Estadio Santiago Bernabeu wylądowali m.in. Cristiano Ronaldo, Kaka, Xabi Alonso, Raul Albiol, no i Benzema właśnie. 22-letni Francuz był już wtedy napastnikiem o uznanej reputacji – miał na koncie sporo trofeów wywalczonych we Francji w barwach Olympique’u Lyon, a w 2008 roku został królem strzelców Ligue 1. Nagrodzono go wtedy także tytułem piłkarza roku. O transfer utalentowanego gracza mocno zabiegał sir Alex Ferguson, jednak Perez okazał się skuteczniejszy. Pofatygował się nawet osobiście do Francji, by spotkać się z rodzicami Karima i przekonać ich, że Real to właściwy kierunek transferowy.
Choć naturalnie Benzema nie mógł się równać sławą z Ronaldo i Kaką, którzy posiadali w dorobku Złote Piłki. I to w pewnym sensie ustawiło jego przyszłość w Realu. Od początku był bowiem piłkarzem, który ma coś do udowodnienia. Który musi dopiero pokazać, że jest ulepiony z tej samej gliny co najwybitniejsi zawodnicy Starego Kontynentu, że do nich pasuje. Niby cieszył się zatem statusem gwiazdy, ale przy jego nazwisku przez całe lata stawiano znaki zapytania. Nieustannie krążyła wokół niego wątpliwość: “A może Real potrzebuje dziewiątki większego kalibru?”.
Karim Benzema
Benzema nie zawsze sobie pomagał.
Niekiedy kwestionowano jego zaangażowanie w treningi. Wypominano mu powolną aklimatyzację, skłonność do imprezowania i pozerski styl życia. Afera obyczajowa, która wymiotła go z drużyny narodowej, dodatkowo zszargała jego reputację. No i ze skutecznością bywało u Francuza różnie. Jose Mourinho straszliwie go kiedyś upokorzył – gdy kontuzji doznał Gonzalo Higuain, wówczas wygrywający z Benzemą rywalizację o miejsce w wyjściowym składzie Realu, potugalski manager bardzo wymownie skomentował konieczność postawienia na Karima: – Na polowanie chodzisz z psem. Ale jeśli stracisz psa, a masz jeszcze w domu kota, to trudno – zabierasz ze sobą kota, bo lepiej polować z kotem niż samemu.
- sezon 2009/10 – 8 bramek w 27 meczach ligowych
- 2010/11 – 15 bramek w 33 meczach
- 2011/12 – 21 bramek w 34 meczach
- 2012/13 – 11 bramek w 30 meczach
- 2013/14 – 17 bramek w 35 meczach
- 2014/15 – 15 bramek w 29 meczach (xG – 12,4)
- 2015/16 – 24 bramki w 27 meczach (xG – 20,7)
- 2016/17 – 11 bramek w 29 meczach (xG – 13,5)
- 2017/18 – 5 bramek w 32 meczach (xG – 14)
Do 2018 roku tylko dwukrotnie udało mu się przekroczyć barierę 20 trafień w sezonie La Ligi. Co oczywiście można na rozmaite sposoby tłumaczyć. Przede wszystkim tym, że Benzema u wielu trenerów “Królewskich” pełnił rolę nie tyle snajpera, co wysuniętego kreatora. Jako partner Cristiano Ronaldo często mocniej koncentrował się na tworzeniu wolnych przestrzeni dla Portugalczyka niż na śrubowaniu własnych wyników bramkowych. Ale nie wszystkich ta argumentacja przekonywała. Nie wystarczały liczne asysty ani bramki zdobywane w Lidze Mistrzów, bo akurat w tych rozgrywkach Benzema odnajdywał drogę do siatki często. Za kadencji Zinedine’a Zidane’a napastnik dorobił się miana “pupilka szkoleniowca”. A najmocniej obrywało mu się właśnie w tym najmarniejszym sezonie ze statystycznego punktu widzenia.
Karim Benzema – ulubieniec Zidane’a
Pięć bramek w ligowej kampanii 2017/18 uznano za wynik zwyczajnie niegodny “Królewskich”. Kluczowe gole w Champions League – dwa w półfinale z Bayernem, jeden w finale z Liverpoolem – dały Karimowi chwilę wytchnienia, ale nie uciszyły krytyków całkowicie. Tym bardziej że z klubem po zakończeniu rozgrywek pożegnali się wspomnieni Zidane i Ronaldo. A zatem trener, który – cokolwiek się nie działo – roztaczał nad Benzemą parasol ochronny, a także super-gwiazdor, który szczerze uwielbiał u boku Benzemy występować i dawał mu swoje poparcie.
Na Bernabeu szykowało się nowe rozdanie, a Benzema wydawał się być elementem starego układu.
Early Payout gwarantuje wygranie zakładu w momencie objęcia dwubramkowego prowadzenia przez Twoją drużynę! Zarejestruj się w Fuksiarz.pl i zgarnij wysokie wygrane!
Jak zareagował Karim? Cóż – najlepiej jak się dało.
Pod nieobecność Ronaldo podkręcił swoje strzeleckie wyniki. Nabrał większej regularności. Większy ciężar odpowiedzialności za grę ofensywną zespołu nie tylko go nie przytłoczył, ale – paradoksalnie – napędził. W sezonie 2018/19 i 2019/20 Francuz zanotował po 21 trafień w La Lidze, a w bieżącej odsłonie rozgrywek także ma na swoim koncie 21 goli, no a sezon się jeszcze przecież nie zakończył i wielce prawdopodobne, że Benzema swój dorobek zdąży podrasować. Co wcale nie oznacza, że diametralnie odmienił on swój styl gry i przepoczwarzył się w lisa pola karnego. Przeciwnie – wciąż uwielbia poruszać się poza obrębem szesnastego metra. Szuka małej gry w bocznych sektorach boiska, zwłaszcza z lewej strony.
Angażuje się też w konstruowanie ataków pozycyjnych w środku pola. Patrząc na heatmapę sporządzoną na bazie jego ligowych występów, można pomyśleć, że mamy do czynienia za bocznym napastnikiem, a może nawet schowanym gdzieś na skrzydle rozgrywającym. Co tylko potwierdza, że Benzemy w żadnym wypadku nie można szufladkować jako klasycznej dziewiątki.
źródło: SofaScore
U góry heatmapa napastnika Realu. Dla porównania – Luis Suarez z Atletico Madryt.
źródło: SofaScore
Widać różnicę.
– Mam wrażenie, że coraz bardziej zabijamy futbol, robimy tak jak w NBA. Rzadko analizujemy występy całych drużyn, częściej przyglądamy się statystykom indywidualnym. Za chwilę będziemy nagradzać pucharami graczy za największą liczbę dryblingów albo podań. Kiedyś w analizach wszystko dążyło do oceny zespołu jako całości. Chodziło o poruszanie się, taktykę. Teraz rozkłada się piłkę na czynniki pierwsze, mówi i pisze się o jednostkach. Strzeliłeś, więc jesteś wielki. Nie strzeliłeś, a zatem jesteś kiepski – uskarżał się Benzema zimą 2018 roku.
Jego występy na Estadio Santiago Bernabeu regularnie kwitowały wtedy gwizdy. Często zresztą zasłużone, bo Francuz był w naprawdę podłej dyspozycji. W końcu nawet Zizou sprzedał mu prztyczka w nos i nie wpuścił go na boisko w jednym z pucharowych starć Ligi Mistrzów. Na dłuższą metę Benzema się jednak obronił. Dowodząc tym samym, że Zidane miał słuszność, obdarzając go niemal stuprocentowym zaufaniem. – My, świetni piłkarze, zawsze będziemy krytykowani. To się sprzedaje. Ja gram dla ludzi, którzy rozumieją futbol – stwierdził Karim.
Karim Benzema – jak zapamięta go historia?
W tej chwili Benzema ma na swoim koncie 554 występy w barwach “Królewskich”. Zdobył dla madryckiego klubu aż 277 bramek. Tylko czterech zawodników może się pochwalić większą liczbą trafień w Realu – Cristiano (450), Raul (323), Alfredo Di Stefano (308) i Santillana (290). Zupełnie niezłe towarzystwo dla gościa wychowanego w okolicy, która wydała na świat znacznie więcej rzezimieszków niż sportowców.
Karim Benzema i Zinedine Zidane
Wydaje się zresztą prawdopodobne, że Karim prędzej czy później wskoczy na podium tego zestawienia. Może nawet na drugie miejsce? Jego znaczenia dla madryckiego zespołu już się praktycznie nie kwestionuje. Jeżeli w hiszpańskich mediach pojawiają się obecnie spekulacje transferowe odnośnie Los Blancos, to dotyczą one na ogół napastników, którzy na boisku zapewne świetnie odnaleźliby się u boku Benzemy – jak choćby Kylian Mbappe – a nie takich, którzy mieliby Francuza wygryźć z wyjściowej jedenastki “Królewskich”. Jak na przykład Robert Lewandowski, w którym przed laty wielu dziennikarzy i ekspertów upatrywało kandydata do zastąpienia Benzemy.
***
Czy można zatem powiedzieć, że Benzema stał się kluczowym elementem ofensywy Realu? Nie. Bo on tak naprawdę… zawsze nim był. Po prostu wyszedł z cienia. Tym bardziej wypada go teraz docenić za lata spędzone wiernie u boku Ronaldo, szalejącego w pogoni za rekordami.
Gdyby jednak niespełna 34-letni Benzema poprowadził w tym sezonie Real do kolejnego zwycięstwa w Lidze Mistrzów, byłoby to coś więcej niż tylko wyjście z cienia i udowodnienie swojej wartości. Na razie na niektóre osiągnięcia Francuza patrzy się bowiem trochę z przymrużeniem oka. Zajmuje czwarte miejsce na liście najlepszych strzelców w dziejach Champions League? Okej, piękny wyczyn, ale przecież nigdy jej nie wygrał bez Cristiano. Sam Karim być może obraziłby się na analogię ze świata NBA, lecz nie sposób nie porównać go do Kobe’ego Bryanta. Ten ostatni sięgnął po trzy mistrzowskie pierścienie u boku Shaquille’a O’Neala, ale prawdzie spełnienie zagwarantowały mu dopiero dwa tytuły wywalczone kilka lat później. Gdy był już niekwestionowanym liderem zespołu, a nie tylko partnerem dominującego centra.
Benzema stoi być może przed ostatnią w karierze szansą, by zawojować Ligę Mistrzów na własny rachunek. Jako lider, mózg, motor napędowy, najlepszy strzelec, niekiedy nawet kapitan. Słowem – postać numer jeden. Już bez CR7, a jeszcze bez Mbappe, Haalanda czy kogo tam Florentino Perez wkrótce ściągnie do Madrytu. Jeżeli się Francuzowi powiedzie, rzuci to na jego karierę zupełnie nowe światło. I kto wie, być może historia jako najlepszą dziewiątkę obecnych czasów zapamięta napastnika, który – co sam otwarcie przyznaje – w głębi duszy zawsze był dziesiątką.
fot. NewsPix.pl