Skoro Atletico wygrało po męczarniach, Real wyszarpał wygraną, to pokrętna logika futbolu podpowiadała, że i Barcelona może mieć dziś kłopoty ze słabiutką w tym sezonie Valencią. W końcu trzy dni temu koncertowo zmarnowała szansę, by wskoczyć na pozycję lidera. Ale choć Katalończycy istotnie przez moment znaleźli się nad przepaścią, to dzięki połączeniu szczęścia i geniuszu Leo Messiego błyskawicznie wyszli z tarapatów i uniknęli kolejnego rozczarowania.
Valencia – Barcelona relacja. Brak wykończenia akcji
Można było przypuszczać, że nie będzie to lekkie i przyjemne starcie dla Blaugrany. Raz, że nie mogła sobie pozwolić na jakikolwiek moment dekoncentracji, to w dodatku mierzyła się z rywalem, który preferuje głęboką defensywę. I rzeczywiście gospodarze nawet nie próbowali udawać, że chcą dziś grać w piłkę. Jasne, cel uświęca środki, ale inne zespoły w rywalizacji z Barcą pokazały już, że przy zachowaniu odpowiednich proporcji, wcale nie trzeba uciekać się tylko do destrukcji i lagi do przodu.
Z kolei Valencia już od pierwszych minut postawiła podwójne zasieki. Co najlepsze, Katalończycy mogli sforsować je już na samym początku spotkania, jednak dogodnej szansy nie wykorzystał Pedri. Następnie Ronald Araujo z kliku metrów uderzył w Jaspera Cillessena. Gdyby ukłuli rywala na wejściu, pewnie uniknęliby aż takich ciężarów, a tak… Zapowiadała się trudna przeprawa. Leo Messi i spółka zagrali kilka niezłych kombinacyjnych akcji – klepka w środku pola na jeden lub dwa kontakty, zagranie do biegnącego po linii Jordiego Alby, który zagrywał płasko wzdłuż linii końcowej. Tylko że brakowało wykończenia – wbiegający w piątkę zawodnicy gości byli minimalni spóźnieni. Cóż, patrząc na poczynania ofensywy Barcy, jej fani jeszcze bardziej zatęsknili za klasyczną dziewiątką. Ba, oddaliby za niego całe królestwo.
Natomiast z biegiem czasu podopieczni nieobecnego dziś na ławce trenerskiej Ronalda Koemana – musiał pauzować w wyniku absurdalnej kary – zaczynali grać bardziej przewidywalnie. Zbyt wolno, zbyt statycznie, zbyt czytelnie. Zresztą, to dość wymowne, że w pierwszej części oddali zaledwie jeden celny strzał. Brakowało tej odpowiedniej arytmii w budowaniu akcji, którą wykorzystywali swobodnie na początku spotkania. Valencia? Raz na jakiś czas wyprowadziła kontrę, niespecjalnie groźną. Sumując: do przerwy nie było to wielkie widowisko.
Właściwie najgoręcej zrobił się, gdy w szesnastce gospodarzy jeden z obrońców trafił w kostkę Pedriego. Taka sytuacja z kategorii: 50/50. Sędzia zaś nie dostał żadnego cynku z VAR-u, więc na przerwę piłkarze schodzili z bezbramkowym remisem.
Valencia- Barcelona relacja. Blaugrana zafundowała sobie przejażdżkę rollercoasterem
Katalończycy w ostatnich spotkaniach zdecydowanie gorzej wyglądali po przerwie. Po prostu człapali, jakby ich mięśnie odczuwały trudy całego sezonu. Dziś do tych znanych symptomów doszedł jeszcze kompletny brak koncentracji na początku drugiej odsłony. Najpierw Gerard Pique poleciał na raz wślizgiem i Goncalo Guedes stanął przed niezłą szansą, lecz trafił w Ter Stegena. Ale za chwilę to niemiecki golkiper spory popełnił błąd – Thierry Correia sprytnie zastawił go przy rzucie rożnym, a bramkarz Barcy za sprawą bardzo delikatnego kontaktu wywrócił się. W dodatku Pedri nie przykrył Gabriela Paulisty i gospodarze objęli prowadzenie. Mało tego, za moment mogli jeszcze podwyższyć wynik! W ogromne tarapaty wpakowała się Barcelona, i to w zasadzie na własne życzenie.
Z pomocą przyszedł jej jednak Hugo Guillamon, który bezmyślnie zagrał ręką we własnej szesnastce. Do wykonania jedenastki podszedł Leo Messi i… jego intencję wyczuł Jasper Cillessen! Z tym że szczęście trzeba umieć sobie zorganizować i po ogromnym zamieszaniu futbolówka wróciła pod nogi Argentyńczyka, a z kilku metrów nie mógł już nie trafić. Śmiemy twierdzić, że gdyby Barca nie wykorzystała tej szansy do powrotu z dalekiej podróży, zapewne nie zdołałaby się już podnieść.
A tak dość szybko wykaraskała się z kłopotów, bo zaraz trafił Antoine Griezmann, a kilka minut po bramce Francuza, Leo Messi cudownie przylutował z rzutu wolnego. I co? Myślicie, że Blaugrana już do końca sobie kontrolowała spotkanie i aktywowała projekt plaża? A w życiu. Na niepełna dziesięć minut przed końcem kapitalnym uderzeniem w okienko popisał się Carlos Soler i znowu zaczęło być gorąco, ale goście dociągnęli korzystny wynik.
O ile narzekaliśmy na pierwsze 45 minut, to po przerwie nie zabrakło niczego. To się naprawdę oglądało! Kuriozalne gole, zwroty akcji, cudowne trafienia oraz kontrowersje sędziowskie. Świetna rozrywka. Za to nieobecnemu na ławce Ronaldowi Koemanowi już zapewne nie było tak wesoło. Wprawdzie jego podopieczni zdołali wygrać i w ciągu czterech dni nie pogrzebali żywcem szans na mistrzostwo, ale przez moment pachniało powtórką meczu z Granadą.
Aczkolwiek “na końcu dnia” – liczy się czy został zrealizowany plan. A ten w pierwszej kolejnością zakładał po prostu trzy punkty. Goście zrobili swoje. Wyścig o tytuł trwa.
Valencia CF – FC Barcelona (0:0) 2:3
G. Paulista 50′, C. Soller – L. Messi 57′ 68′, A. Griezmann 63′