– Upewnijcie się, że kiedy piłkarze Romy będą szli przez lotnisko, będą mieli spuszczone głowy. Bo oni już zostali przez nas pokonani. Powiem służbom na lotnisku, żeby wyśmiali zawodników Romy, żeby mówili, że im współczują. Nie pozwólcie im podnieść głów. Jesteście od nich lepsi – tak Sir Alex Ferguson miał zagrzewać do boju swoich piłkarzy przed rewanżowym starciem z włoskim klubem. “Fergie” chciał po prostu, żeby United odrobili straty z 1:2 w Rzymie i awansowali do półfinału Ligi Mistrzów. Wystarczyłoby 2:0, tak dla pewności. Tymczasem po końcowym gwizdku na tablicy widniał wynik 7:1. Old Trafford było świadkiem kolejnego spektaklu futbolu.
7:1. Kosmiczny wynik, niezależnie od okoliczności. W Polsce znany jako kierunkowy do Wrocławia. W Brazylii jako największa hańba w historii rodzimego futbolu. A w Rzymie? Zależy, w której części miasta spytasz. Dla błękitnej to liczba magiczna. Nie może być przecież przypadkiem, żeby na przestrzeni siedmiu lat, powracała ona aż trzykrotnie.
- 2007 rok – Roma przegrywa 1:7 w Manchesterze i odpada z Ligi Mistrzów upokorzona
- 2013 rok – Lazio wygrywa pierwsze w historii derby w finale Coppa Italia po golu Senada Lulicia w 71. minucie meczu. Lulić zyskuje przydomek “Mister 71”
- 2014 rok – Roma znów dostaje 1:7 w Europie. Tym razem od Bayernu Monachium
Ten years ago today… pic.twitter.com/U9QiXn5atL
— Manchester United (@ManUtd) April 10, 2017
Oczywiście zupełnie inne podejście panuje w części Wiecznego Miasta sprzyjającej Giallorossim. W stolicy Włoch na chwilę ucichły dziś rozmowy o tym, że po sezonie Paulo Fonseki już nie będzie. Nikt nie ekscytuje się wizjami nowego projektu Maurizio Sarriego. Dziś cel jest jeden.
“Upewnijcie się, że nas zapamiętają”.
Takie hasło kibice Romy umieścili na plakatach, które zawisły w całym mieście. Tifosi odwołują się do słów Ole Gunnara Solskjaera, który stwierdził, że nie zna swojego rywala. Fani w Italii odebrali to tak, jakby Norweg, który był obecny na boisku podczas traumatycznego spotkania na Old Trafford, chciał dać im kolejnego pstryczka w nos, a nie tylko powiedzieć, że niespecjalnie analizował najbliższego rywala.
Totti: Po 1:7 z United kibice przynieśli nam marchewki
Nadgorliwość? Być może. Ale wiadomo, jak to jest, kiedy świętość zostanie zbezczeszczona w tak brutalny sposób. – Czekało na nas bardzo smutne przyjęcie. Ostre w zamierzeniu, smutne w swoich efektach. Bardzo smutne. Po powrocie z Anglii znaleźliśmy przed Trigorią (centrum treningowe Romy – przyp.) stosy skrzynek wypełnionych marchewkami. Pokarm dla zajęcy – wspominał w swojej biografii Francesco Totti. – 7:1 to upokarzający wynik, zwłaszcza że we Włoszech w tamtych czasach “zwalniało się” zwykle przy 3:0. Ale nie przegraliśmy z powodu strachu przed Old Trafford. Nie jesteśmy tchórzliwy jak zające. Przegraliśmy, bo Manchester jest piekielnie mocny i miał akurat jeden z tych dni, w których każdy strzał wpada do bramki – dodał kapitan Romy.
Legenda Giallorossich ma prawo być rozgoryczona. Dla niego był to pierwszy – i jak się później okazało jedyny – ćwierćfinał Ligi Mistrzów w historii. Zdaniem Tottiego rundę wcześniej Roma zagrała jeden z najlepszych meczów pod wodzą Luciano Spallettiego, eliminując Lyon po kapitalnej grze. – Całkowicie dominowaliśmy na terenie, który od jakiegoś czasu był niezdobyty. Byliśmy na szczycie. A mniej niż miesiąc później pojawiły się marchewki. Nie, nadal o nich nie zapomniałem – wspomina.
Rzymianie w pierwszym spotkaniu wygrali 2:1. United grali w “dziesiątkę” po czerwonej kartce Paula Scholesa, gospodarze to wykorzystali. Wszystko szło jak trzeba, nawet jeśli przez chwilę “Czerwone Diabły” miały nadzieję, że w osłabieniu też są w stanie coś we Włoszech ugrać, skoro udało się wyrównać. Wiele wskazywało, że Roma załatwi formalności w rewanżu, a dwumecz zostanie zapamiętany raczej z powodu burd na stadionie i poza nim, niż przez to, co działo się na boisku. Bo Rzym nie okazał się gościnny nie tylko dla zawodników z Anglii.
Burdy kibiców w Rzymie
Rzadko zdarza się, żeby na tym etapie Ligi Mistrzów dochodziło do takich incydentów. Te sprzed meczu w Rzymie doczekały się ciągnących się do dziś spraw sądowych. Na przestrzeni lat angielscy fani, którzy przyjeżdżali do Włoch, bywali napadani przez pojedyncze grupki złodziejaszków. Łatwy cel. Dlatego gdy do stolicy Italii miała wybrać się spora grupa kibiców z Manchesteru, ostrzegano ich, że lepiej się nie wychylać. We Włoszech odebrano te słowa tak, jak my odebraliśmy słowa Sola Campbella, który przed EURO 2012 stwierdził, że z Polski angielscy fani mogą wrócić w trumnie.
Niestety dla gości, oni także postanowili olać porady i restrykcje. Ostentacyjny przemarsz przyjezdnych przez miejsca, w których zbierali się zagorzali ultrasi Romy, sprawił, że już przed pierwszym gwizdkiem kilka osób trafiło do szpitala. Na meczu było jeszcze gorzej. Rozpoczęła się regularna bitwa między kibicami a policją. Kolejne osoby zostały ranne, a obie strony zaczęły przerzucać się winą. Włosi nie chcieli przyznać, że ich policja przesadziła i potraktowała przyjezdnych zbyt brutalnie.
– We Włoszech dla angielskiego kibica zawsze jest niebezpiecznie. Zagrażają mu lokalni kibice i zły nadzór policyjny. Ostrzeżenie kibiców Manchesteru było bardzo rozsądne, bo kultura przemocy we włoskiej piłce jest powszechna. Jednym ze sposobów wywołania zamieszek na stadionie jest zaczepienie rywali, żeby sprowokować policję do działania przeciw nim – twierdził dr Clifford Stott, ekspert od przemocy w środowisku kibiców.
LIGA EUROPY: Manchester United – AS Roma. Kursy i typy Fuksiarz.pl
– To niesłychane, że takie oskarżenia pochodzą z kraju, który ma tak bogatą kartotekę chuligańskich wybryków na stadionach. Według danych Unii Europejskiej Anglia jest znacznie bardziej niebezpiecznym miejscem niż Włochy. Niech Manchester United lepiej upomni swoich kibiców, żeby nie pili tyle, co zwykle i wszystko będzie dobrze – kontrował dziennikarz Giancarlo Galavotti.
Osobliwa przepychanka, można się uśmiechnąć. Natomiast w Rzymie faktycznie było niewesoło.
Takich obrazków z pewnością można było uniknąć. To także podgrzewało atmosferę przed rewanżem. Kibice na Old Trafford zgotowali piłkarzom Romy prawdziwe piekło. Dotknięcie piłki przez zawodnika w koszulce innej niż czerwona, z miejsca rozpoczynało falę gwizdków i wyzwisk.
No chyba, że był to Edwin van der Sar, broniący w żółto-czarnym stroju. Ale on akurat zbyt wielu kontaktów z piłką nie miał.
Manchester United – AS Roma 7:1. Show Giggsa i Ronaldo
Wystarczy rzucić okiem na powyższy skrót, żeby zobaczyć, jak nabuzowany był Manchester United. Jazda od pierwszej minuty. Już w 11. gospodarze prowadzili 1:0. Osiem minut później było już 3:0. “Czerwone Diabły” grały tak, jak chciał Sir Alex Ferguson. Akcja bramkowa Alana Smitha była wręcz kosmiczna. Pięć zagrań z pierwszej piłki i futbolówka zatrzepotała w siatce. Kapitalną asystę zaliczył Ryan Giggs, który był bohaterem wieczoru. Wtedy po raz pierwszy w historii Ligi Mistrzów jeden zawodnik zdołał zaliczyć cztery ostatnie podania.
– W piłce zwykle jest tak, że do zwycięstwa wystarczy ci ośmiu świetnie dysponowanych graczy. Trzech może mieć gorszy dzień, ósemka to przykryje. Możesz też odesłać ich do zadań taktycznych, nie będzie to widoczne. Ale w ciągu kariery trenerskiej masz też kilka takich spotkań, w których cała 11 gra wyśmienicie. Fruwa po boisku. Tamtego wieczoru tak było, wychodziło nam wszystko, co chcieliśmy zrobić – przyznał po latach trener United.
Jeszcze przed przerwą doszło do dużego wydarzenia. Cristiano Ronaldo strzelił bramkę. Dziś może brzmi to jak kolejny dzień w biurze, ale do 10 kwietnia 2007 roku licznik goli CR7 w Lidze Mistrzów wskazywał okrąglutkie zero. Portugalczyk miał za sobą trzy chude lata.
- 19 meczów
- 0 bramek
- 3 asysty
Tak prezentował się bilans Ronaldo przed sezonem 2006/2007. Potem zaczęło się show. Już jesienią zanotował trzy asysty. Potem dorzucił ostatnie podanie na wagę wygranej w rewanżu z Lille. Na Old Trafford z Romą także zaczął od dogrania do Michaela Carricka. Aż w końcu “siadło” i jemu.
Ferguson miał rację. Tamtego dnia United wychodziło każde zagranie.
Cristiano Ronaldo: Piłkarze Romy błagali o litość
Druga połowa to rzecz jasna kontynuacja egzekucji. Manchester faktycznie nie zwolnił przy 3:0 i punktował dalej. CR7 i Carrick zaliczyli dublety. Do siatki trafił nawet Patrice Evra, dla którego był to pierwszy w historii gol w Lidze Mistrzów. A że później dorzucił już tylko jednego, to zdecydowanie możemy mówić o kolejnym epokowym wydarzeniu. Włochom na pocieszenie zostało trafienie Daniele de Rossiego. – To chyba najpiękniejszy gol w mojej karierze, ale cóż, nie mogę wspominać go dobrze. Ze względu na wynik meczu nie wspominam go wcale – mówił później sam zainteresowany.
Rzymianie byli zdruzgotani. Nie tylko kibice, ale i sami piłkarze. Manchester miał przecież poważne braki: Paul Scholes, Luis Saha, Park Ji-Sung, Nemanja Vidić, Gary Neville – to lista nieobecnych w tym meczu. Na ławce usiadł nawet późniejszy gracz Legii Warszawa, słynny Dong Fangzhuo. Co więcej, poza porażką w pierwszym meczu, MU przegrał także z Portsmouth w lidze, co sprawiło, że po raz pierwszy od półtora roku ekipa Fergusona dwukrotnie z rzędu doznała porażki. Jeśli zapytalibyście kibiców United przed tym spotkaniem, ile mieli powodów do optymizmu, na palcach jednej ręki wyliczyłby je nawet doświadczony pracownik tartaku. Chyba nawet Francesco Totti miał większą wiarę w to, że United może sprawić jemu i Romie psikusa.
– Czuję, że to będzie większe wyzwanie niż finał mundialu – głosiła słowa kapitana Giallorossich przedmeczowa “La Gazzetta dello Sport”. Pomeczowa pisała już o upokorzeniu i umieszczała na okładce triumfującego Cristiano Ronaldo. Portugalczyk rok później, gdy “Czerwone Diabły” znów grały z Romą, rozdrapał rany i posypał je solą. – Pamiętam tamten mecz bardzo dobrze. Przy wyniku 6:0 jeden z piłkarzy Romy błagał mnie, żebym przestał dryblować i się nad nimi zlitował. Inny groził, że zrobi mi krzywdę, jeśli nie przestanę tak grać. Dlatego nigdy nie wymienię się koszulkami z żadnym piłkarzem tej drużyny – powiedział stanowczo CR7.
Najgorzej na świecie musiał się jednak czuć Luciano Spalletti, którego czekała lampka wina z trenerem rywali. Żadna złośliwość, a jedynie tradycja. Ferguson zaprosił kolegę po fachu, jednak nie wiedział jeszcze, co stanie się na boisku. – Cieszyłem się, że przyszedł i dotrzymał słowa. Domyślam się, że nie była to najlepsza lampka wina, jaką pił w życiu. Ale fakt, że po takim meczu nie wycofał się z zaproszenia, pokazuje, że ma silną osobowość – opowiedział SAF w “LGdS”.
Sam Spalletti po meczu mówił niewiele. Stwierdził tylko, że być może Romie zabrakło doświadczenia. Ale w sumie: co innego powiedzieć w takiej chwili?
Wino dla Fergusona od kibiców Lazio
Echa tamtego spotkania rozbrzmiewają do dziś. Doni, który podczas feralnego meczu stał w bramce włoskiej drużyny, stwierdził, że to spotkanie na zawsze zmieniło jego relacje z kibicami Romy i ci nigdy nie wybaczą mu siedmiu wpuszczonych bramek. Fani Lazio potrafili nawet ułożyć wiersz o zwycięstwie United (a może bardziej – o porażce Romy), a Sir Alex Ferguson dostał od nich piękny prezent – siedem butelek wyśmienitego wina. Po jednym za każdego gola.
– Wasze zwycięstwo zapisało się w dziejach tego miasta równie mocno, jak pomniki i zabytki, które sławią je na całym świecie – pisali ironicznie kibice Lazio w załączonym liściku.
Dlatego dla Giallorossich dzisiejszy mecz będzie szczególny. Od czasu tej wpadki nie zdołali jeszcze zrewanżować się United, mimo wielu okazji. Teraz mogą to nadrobić z nawiązką. Odprawienie Manchesteru z kwitkiem i awans do finału Ligi Europy na pewno sprawi, że w przyszłości kibic Romy słysząc nazwę tego klubu, nie tylko nie zaczerwieni się ze wstydu, ale też przywoła w myślach jakiekolwiek sympatyczne wspomnienie.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix