Ireneusz Mamrot nie miał idealnego początku pracy w ŁKS-ie Łódź, ale łodzianie powoli wracają na właściwe tory. Przed hitowym meczem z Radomiakiem szkoleniowiec był gościem audycji “Na Zapleczu” w Weszło.FM. W rozmowie zdradził, jak próbuje zwalczyć problem błędów przy wyprowadzaniu piłki oraz co było kluczem do zwycięstwa z Koroną. Czego jego zdaniem potrzeba ŁKS-owi, żeby ustabilizował formę i wywalczył awans do Ekstraklasy? Zapraszamy.
Niedawno mówił pan, że najbliższe dwa spotkania nie zadecydują o bezpośrednim awansie, ale nie ma co ukrywać, że mecz Radomiakiem na duże znaczenie dla tabeli.
Na pewno, od tego uciekać nie można. Ale po tym meczu liga trwa. Pamiętam sytuację, kiedy Górnik Zabrze przegrał w Głogowie i spadł na dziewiąte miejsce. Do końca było sześć kolejek, a wygrali sześć meczów i awansowali. Gdybyśmy wygrali z Radomiakiem, a nie wygramy kolejnych spotkań, to nic nam to nie da. Jeżeli nie zapunktujemy, to utrudni nam to sytuację, ale wierzymy, że zagramy dobry mecz.
Po meczu z Koroną Kielce poczuliście ulgę? Dwie porażki z rzędu to nie jest dobry wynik, gdy walczy się o najwyższe cele.
Nie ma co zakłamywać obrazu – po pierwszej połowie widać było, jaki wpływ miały na nas te dwie porażki. Duża niepewność. Druga połowa wyglądała już całkowicie inaczej. Nie lubię słowa “przełomowy”, więc powiem inaczej. Mam nadzieję, że to spotkanie da zespołowi wiarę we własne umiejętności. Bo w dużej mierze w tym jest problem, że ci chłopcy nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co potrafią i dużo tracą, wychodząc na mecz. Wiadomo, że trening to nie to samo, ale widać, jakie mają umiejętności i wiara w nie musi być większa. Analizując mecze Radomiaka widać po nich dużą pewność siebie. Musimy wypracować to u siebie i być przygotowani na to, że dla naszych przeciwników spotkania z ŁKS-em czy Bruk-Bet Termaliką są najważniejsze.
OBSTAWIAJ 1. LIGĘ W FUKSIARZ.PL I ODBIERZ 500 PLN CASHBACKU BEZ OBROTU!
No właśnie, bo w 1. lidze ŁKS jest tym, czym w Ekstraklasie jest Legia.
Kiedyś trener Aleksander Vuković powiedział mądrą rzecz, że gra przeciwko Legii i gra w Legii to dwie różne rzeczy. Nie chcę wszystkiego do tego sprowadzać, ale na pewno czuć, że jest większe zainteresowanie naszym klubem niż innymi zespołami. Ale po to grasz w piłkę, żeby z takimi rzeczami sobie radzić. Im wyższy poziom, tym wyższa presja. Powiedziałem piłkarzom w przerwie, że wyglądaliśmy, jakby nam ktoś przyłożył pistolet do skroni, a tak nie może być. Piłka ma sprawiać przyjemność, presja powinna pchać do przodu.
Był pan w tym sezonie w dwóch zespołach, które walczą o awans, to dość nietypowa sytuacja. W których z nich była większa presja?
Gdyby ktoś mi to powiedział przed rokiem, na pewno bym tego nie przewidział. W jednym i drugim klubie są duże oczekiwania odnośnie awansu, ale są one inaczej budowane. Arka po spadku pożegnała się z 19 zawodnikami, budowała zespół od nowa. Czas wpływał na korzyść tej drużyny. Zimą mój plan był taki, żeby zrobić jedno, dwa wzmocnienia i dlatego się rozstaliśmy, bo właściciel miał inny pogląd na tę sytuację. ŁKS był dłużej budowany, już wiosną w Ekstraklasie trwało przygotowywanie drużyny pod jesień w 1. lidze, zmian było niewiele. Inna sprawa, że wymagania moje i trenera Wojciecha Stawowego są różne i potrzeba było czasu, żeby się do tego dostosować. Wierzę, że teraz idzie to już we właściwym kierunku. Co do pytania – myślę, że presja jest taka sama.
IRENEUSZ MAMROT: DWA WZMOCNIENIA ZIMĄ I ARKA BYŁABY W GRZE O BEZPOŚREDNI AWANS
Nie szkoda było panu odstawić Antonio Domingueza? To zawodnik, który stanowił o sile, albo przynajmniej o dorobku bramkowym ŁKS-u.
Weźmy pod uwagę pierwsze dwa spotkania. Mieliśmy w nich problem w środku pola, nie dominowaliśmy tak, jakbym tego oczekiwał. Dokonałem zmiany i nie tylko Antonio, ale także Maks Rozwandowicz stracił miejsce w składzie. Cieszy mnie jednak, że co mecz Antonio dawał dobrą zmianę i wrócił do swojej optymalnej dyspozycji, tak samo jak Maks. Na tym polega rywalizacja. Wiadomo, że to zawodnik, który może nam dużo dać, ale już nie raz było tak, że ławka pomagała odbudować formę.
Pan dużą uwagę przywiązuje do tego, żeby za zwycięstwem szedł styl. Do końca sezonu zostało jednak mało czasu, czy będzie pan starał się postawić bardziej na wynik?
Będziemy starali się gra w piłkę, bo do dzisiaj mam czkawkę po meczu z Resovią. Nie powinniśmy nigdy zagrać tak, jak tam zagraliśmy. Ale tego już nie cofnę, widać było w kolejnym meczu z Arką, że chcemy dominować i prowadzić grę. Nie chcę niczego zostawiać przypadkowi, jeżeli zespół wygrał mecz, to chcę wiedzieć, dlaczego to zrobił. Każdy mecz i trening będzie nas pchał do przodu. Chcę, żeby zawodnicy wiedzieli, gdzie mają być, jak się poruszać i jak się zachować.
To zapytajmy w takim razie: dlaczego ŁKS wygrał z Koroną? Czy faktycznie to zwycięstwo było efektem zmiany podejścia do gry bocznych obrońców?
Na pewno początkowo graliśmy za nisko, jeśli chodzi o linię obrony. Maks Rozwandowicz i Antonio Dominguez dali dobre zmiany, zagrywali dużo piłek w boczne sektory. Czasami o tym zapominamy i skupiamy się tylko na zawodnikach, którzy finalizują akcje, jak w tym przypadku Tomasz Nawotka, ale ważne, żeby ktoś im tę piłkę dostarczył. Zwróćmy uwagę, że boczni obrońcy mogli się podłączać do akcji ofensywnych, bo Antonio potrafi dograć w boczne sektory. Przenieśliśmy ciężar gry i to było kluczem do sukcesu. To też pokazuje, gdzie są jeszcze rezerwy. W pierwszej połowie graliśmy za wolno i za blisko siebie w ofensywie. Korona bardzo łatwo stwarzała sobie sytuacje, odbierała nam piłki pressingiem. My mamy bocznych obrońców, którzy dysponują takimi parametrami motorycznymi, że trzeba ich wykorzystywać.
Czy da się w jakiś sposób sprawić, żeby piłkarze ŁKS-u nie popełniali tylu błędów przy próbie wyprowadzenia piłki od własnej bramki? Czy to kwestia pewności siebie, czy jakieś inne rzeczy mają na to wpływ?
To pytanie, które słyszę najczęściej… To kwestia decyzji, ale zgadzam się, że potrzeba więcej spokoju. Wielokrotnie oglądałem sytuację, w której Tomasz Nawotka stracił piłkę na początku meczu. Korona miała dzięki temu świetną sytuację, a wystarczyło przyjąć piłkę w kierunku bramki przeciwnika i łatwiej byłoby z tego pressingu wyjść. Natomiast to już są decyzje, które podejmuje zawodnik na boisku. Jeśli mam rozwinąć temat, to ten problem zwykle dotyczy nas w pierwszej połowie. W drugiej, kiedy dochodzi zmęczenie, zawodnik mniej myśli o tym, co może się stać i podchodzi do tego naturalnie, podejmuje lepsze decyzje. Największy problem to presja, która siedzi z tyłu głowy. Zamiast myśleć o tym, co będzie w czerwcu, trzeba myśleć o tym, co jest tu i teraz. I z tą presją walczymy.
Ostatnie pytanie: dlaczego ŁKS Łódź awansuje?
(śmiech) Zrobimy wszystko, żeby to było. Wiadomo, jakie tu są ambicje, ja też mam swoje. Tęsknię za Ekstraklasą, jest duża różnica nie tylko w otoczce, ale i w poziomie sportowym, między 1. ligą a najwyższą klasą rozgrywkową.
ROZMAWIALI DANIEL CIECHAŃSKI I SZYMON JANCZYK
fot. Newspix