Reklama

W szalonym spotkaniu wreszcie szczęście sprzyjało Stali, ale nie udało się jej przełamać

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

21 kwietnia 2021, 21:41 • 4 min czytania 12 komentarzy

Jak ocenić ten mecz w wykonaniu Stali? Z jednej strony mieli znakomitą szansę przeskoczyć Podbeskidzie i wreszcie zgarnąć pełną pulę na wyjeździe, a wyszły z tego nici. Z drugiej zaś mielczanom udało się wyszarpać punkcik, mimo że dwukrotnie wpakowali się w niezłe tarapaty. Jednak chyba powinni się cieszyć z takiego ostatecznego rozstrzygnięcia. Wszak niewiele brakowało, by zaliczyli kolejną porażkę w dziwnych okolicznościach. Tylko trudno będzie im wymazać z pamięci sam początek spotkania. Ten falstart z całą pewnością miał diametralne znaczenie w kontekście całego spotkania. 

W szalonym spotkaniu wreszcie szczęście sprzyjało Stali, ale nie udało się jej przełamać

To niesamowite, co ostatnio funduje wszystkim Stal Mielec, a zwłaszcza nowemu szkoleniowcowi. No, postawcie się na miejscu trenera Gąsiora. Facet został ściągnięty ze spokojnej emerytury. Jasne, wiedziały gały, co brały. Przecież nie mógł oczekiwać tego, że pod jego wodzą zespół zacznie grać jak z nut, a zwycięstwa przyjdą lekką ręką. W każdym razie nie podejrzewalibyśmy o to tak rutynowanego szkoleniowca. Ale na pewno nie spodziewał się, że w ciągu dwóch spotkań aż tyle razy będzie musiał wychodzić z siebie. Premierowa rywalizacja z Zagłębiem – multum sytuacji, za to zero bramek. Jego piłkarze obijali słupki i porzeczki, z tym że gorzej, jakby w ogóle nie było tych okazji. Pewnie pomyślał sobie: dobra, w następnych meczach zacznie wpadać.

Natomiast na horyzoncie pojawił się nowy problem. Powiedzieć, że mielczanie nie dojechali na spotkanie, to nie powiedzieć nic. Minął niecały kwadrans, a oni już wyłapali dwa dzwony. Najpierw w 3. minucie przy rzucie rożnym wykonywanym przez Martina Pospisila przysnęło się obrońcom i Bogdan Tiru wpakował piłkę do bramki. Reakcja? Stal ruszyła wysoko do przodu i nadziała na perfekcyjną kontrę. Jesus Imaz puścił po ziemi prostopadłą piłkę do Tomasa Prikryla, a ten na pełnym luzie podciął sobie piłkę nad Strączkiem.

Przed meczem przeprowadził pewnie długą odprawę, porotował w składzie, a jego podopieczni w tak ważnej rywalizacji już na starcie rzucili sobie kłody pod nogi. Na jego szczęście dość szybko złapali kontakt z Jagą, bo Maciej Domański celnie dośrodkował na głowę Jonathana De Amo. Potem niby cierpliwie szukali wyrównującego trafienia, jej gra mogła się nawet podobać, ale brakowało dogodnych okazji. Jednak czasem trzeba mieć też trochę szczęścia i w dużej mierze los oddał gościom to, co zabrał w niedzielę. Gdyby Imaz wykorzystał swoje szanse, to już do przerwy spotkanie mogło  być rozstrzygnięte. Ale wciąż byli grze. Wreszcie drugiej w części Prikryl zagrywając ręką we własnym polu karnym, podarował im jedenastkę, którą wykorzystał Domański.

Czasu do końca meczu zostało dostatecznie dużo. To co? Może ekipa z Podkarpacia pokusiła się o wygraną? Nic z tych rzeczy. Znowu Tiru wykorzystał dobre dośrodkowanie Pospisila. Nie jeden szkoleniowiec mógłby się załamać w takim momencie, ale Gąsior wjechał all in i nie zawiódł go nos trenerski. Zdjął beznadziejnego Łukasza Zjawińskiego, którego wpuścił zaraz po przerwie za nieco mniej dennego Jankowskiego i  próbował ratować remis Mateuszem Makiem. No i trafił z tą zmianą – Mak dał Stali punkcik w doliczonym czasie. Po prostu nie do wiary.

Reklama

Szalone spotkanie, prawda?

A co dopiero ma powiedzieć Bogdan Tiru? Rumuński obrońca zaliczył kapitalny występ, strzelił dwie bramki. Kilkukrotnie zatrzymał groźne akcje rywala. Rzadko się trafia taki mecz w wykonaniu stopera. Tylko koledzy postanowili mu skiepścić ten wieczór, co by nie czuł się za fajnie. Kolejny raz Jaga prowadziła 2:0, kolejny raz mogła posłać przeciwnika na deski, kolejny raz podzieliła się punktami. Wrażenie artystyczne? Na pewno przyjemnie się oglądało się białostoczan w grze ofensywie. Tu Pospisil zewniaczkiem poczęstował któregoś ze skrzydłowych lub Imaza. Tam sobie gospodarze sprawnie poklepali. Ktoś spyta – i co z tego? I słusznie, bo druga  z rzędu tak głupio wypuszczony wygrana to raczej powód wstydu niż umiarkowanego zadowolenia.

Z kolei Stal na pewno musi szanować ten punkcik. Zwłaszcza, że został wywalczony w takich okolicznościach. Zespół dwa razy zdołał się podnieść, w końcu nie zawodziła skuteczność. Mielczanie pokazali pokazali kawał charakteru. Niemniej tylko za to utrzymania nikt nie przyznaje. Tak czy siak, muszą w końcu coś wygrać. Choć po takim spotkaniu w mieleckiej ekipie wręcz wskazana jest delikatna nutka optymizmu.

fot. Newspix

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
8
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Ekstraklasa

Miał świetną końcówkę roku, teraz przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze

Patryk Stec
0
Miał świetną końcówkę roku, teraz przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...