Opady deszczu często oznaczają świetny wyścig i tak też było tym razem. GP Emilia Romagna oglądało się kapitalnie. W centrum wydarzeń znalazł się Lewis Hamilton. Brytyjczyk o niemal – przez swój błąd – nie stracił szansy na dobrą lokatę, ale uratowało go… przerwanie wyścigu, które miało miejsce po zderzeniu bolidów Valtteriego Bottasa i George’a Russela. Po powrocie na tor obrońca tytułu rzucił się do odrabiania strat. I robił to piekielnie skutecznie. Wyprzedzić niemal bezbłędnego Maxa Verstappena mu się jednak nie udało.
Nie ukrywaliśmy, że inauguracja sezonu Formuły 1 – mimo braku niespodzianki, co do triumfatora wyścigu – przypadła nam do gustu. Były emocje, była zacięta rywalizacja o czołową lokatę, były nawet kontrowersje.
Czy drugie w tym roku Grand Prix również mogło dostarczyć podobnych wrażeń? Jak najbardziej. Szczególnie że ciekawie przebiegły już kwalifikacje – Valtteri Bottas zakończył je… na dopiero ósmym miejscu, a drugi najlepszy czas (tuż za Hamiltonem) uzyskał Sergio Perez. Oprócz tego – zaskoczyła choćby niezła postawa Williamsów.
Zamieszanie z Mercedesem w roli głównej
Jeszcze przed startem niedzielnego wyścigu dało się zauważyć, że warunki rozpieszczać nie będą. Co prawda nie miała miejsce żadna większa ulewa, ale fakt faktem – deszcz padał, a tor był mokry, co nie mogło ułatwiać roboty kierowcom. Jeszcze podczas dojazdu na pole startowe rozbił się Fernando Alonso. Już po starcie na pierwsze miejsce wyjechał Max Verstappen (3. w kwalifikacjach), a bolid walczącego z nim Hamiltona uległ uszkodzeniu (ucierpiało jego przednie skrzydło)
To był jednak zaledwie początek zawirowań. Chwilę później na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa (wypadek Nicholasa Lafitiego), a 10 sekund kary – za próbę wyprzedzania podczas neutralizacji – otrzymał Perez. W trakcie następnych kilkunastu okrążeń sytuacja była już spokojniejsza – niezmiennie prowadził Verstappen przed Hamiltonem i Charlesem Leclerkiem.
Niewiele zmieniły też pit-stopy – Holender odpierał atak siedmiokrotnego mistrza świata, choć ten zdecydowanie nie dawał za wygraną i odrabiał stratę czasową. Aż… nie popełnił błędu, który zdarza mu się niezwykle rzadko. Wypadł z toru i to wcale nie przez kolizję. Mógł mieć pretensje tylko do siebie. Ku jego szczęściu – po dłuższej chwili udało mu się wycofać z pułapki żwirowej.
W międzyczasie nasze oczy zwróciły się na drugiego kierowcę Mercedesa, który zderzył się z Georgem Russelem. Oba bolidy zostały mocno pokiereszowane, a panowie zaczęli wymieniać się “uprzejmościami”. Początkowo wydawało się, że do wypadku doszło z winy reprezentanta Williamsa, ale swoje zrobił też Bottas. W każdym razie – podniesiono czerwoną flagę w celu posprzątania toru. A to – jakby nie patrzeć – bardzo pomogło wyjść z kłopotów Lewisowi.
Jak to wyglądało po restarcie? Show skradł Hamilton. Przez moment wydawało się, że utkwił na ósmym miejscu, ale z czasem zaczął wyprzedzać bolid za bolidem. Bez problemu poradził sobie z Carlosem Sainzem oraz Leclerkiem z Ferrari i większy opór stawiał mu tylko Lando Norris. Ale jak się okazało – do czasu. Koniec końców Brytyjczyk wyprzedził 21-latka z McLarena i ostatecznie przegrał tylko z Verstappenem. A to – biorąc pod uwagę wcześniejszą wpadkę – najlepszy możliwy dla niego scenariusz.
Dzięki bonusowemu punktowi za najszybsze okrążenie Hamilton utrzymał też prowadzenie w klasyfikacji kierowców. Wiceliderem oczywiście jest Verstappen, a trzecie miejsce zajmuje Norris.
Nowości oraz sukces Kubicy
Jazda na torze Imola to jedno, ale generalnie – to był dzień pełen wydarzeń z perspektywy fanów motosportu. Dowiedzieliśmy się bowiem, że w sezonie 2022 do kalendarza najsłynniejszej serii wyścigowej świata dołączy Grand Prix Miami. Umowa na drugi wyścig w Stanach Zjednoczonych (obok zawodów w Austin) została podpisana na dziesięć lat.
Nie możemy też nie wspomnieć o Robercie Kubicy, który pokazał się z dobrej strony w European Le Mans Series. Jego zespół – WRT – odniósł zwycięstwo, choć warto podkreślić, że większość czasu za kierownicą spędzili inni kierowcy. Polak, który doświadczenie w wyścigach długodystansowych dopiero zbiera, na tor wjechał jako ostatni i po prostu zrobił swoje. Debiut należy jednak jak najbardziej uznać za udany.
Fot. Newspix.pl