Jak to szło w siatkówce? Jak się nie wygrywa 3:0 albo 3:1, to się remisuje 2:2 po karnym Paixao w doliczonym czasie gry? Nie, chyba inaczej. W każdym razie Piast mógł wypracować sobie pole position do czwartego miejsca, a i zrobić bazę wypadową pod atak na pozycje medalowe. Ale biało-zieloni dali radę i status quo został zachowany. Lechia Gdańsk zremisowała u siebie 2:2 w ramach 25. kolejki Ekstraklasy.
PIAST DOSTAŁ PROWADZENIE W GRATISIE
Zagadka: jaka drużyna w trzech pierwszych minutach dwukrotnie traci piłkę na własnej połowie? Nie, że na jakiś aut, ale faktycznie, mogąc uruchomić kontrę? Rezerwy 5A z podstawówki w Stężycy? Żbik Nasielsk dzień po weselu prawoskrzydłowego? Nie. To Piast Gliwice. Pierwsze trzy minuty, dwa klopsy, tyle, że z żadnego Lechia nie potrafiła skorzystać.
I dlatego kolejny raz mamy dowód na to, że futbolowi bogowie są wyjątkowo złośliwi. Bo jak ten Piast strzelił gola? Oczywiście, że po stracie Lechii na własnej połowie. Ba, żeby to chociaż była strata. Ale to było takie gradobicie kuriozalnych błędów, że jak nic znowu nagranie z Ekstraklasy pójdzie w świat.
- Kopacz traci piłkę w okolicy własnego pola karnego
- Jeszcze mu przy tym Badia zakłada siatkę
- Badia wpada w pole karne, ale dogrywa źle, prosto pod nogi Malocy
- Ale Maloca postanawia wywrócić się na piłce
- Turbozamieszanie pod bramką Kuciaka
- Steczyk na dwa razy pokonuje Kuciaka, Kuciak ma ochotę rozszarpać wszystkich kolegów z obrony
Dopiero ta bramka jako tako otworzyła mecz, a nawet wlała w niego trochę życia. Czego by nie mówić o Jakubie Świerczoku, to jeden z tych rzadkich przypadków, gdzie piłkarz ESA naprawdę umie uderzyć z dystansu. Generalnie środkowy napastnik ma zazwyczaj jakieś opcje, uderzenie zza szesnastki nie jest optymalnym wyborem. Ale nie, jak jesteś Świerczokiem. Jego uderzenie – może z minutę po golu Steczyka – ostatecznie wylądowało na słupku, ale i tak powtórka to rarytas. Widać jak Świerczok piłkę dokręca, a także jaka jest siła tego uderzenia.
Problem Piasta polegał natomiast na tym, że Fornalik uwielbia takie 1:0, a potem jest mistrzem zabijania meczu. Tu to się po prostu nie wydarzyło. Lechia po stracie gola zagrała swój najlepszy fragment w pierwszej połowie. Piast, zamiast wybić Lechii piłkę z głowy, po prostu dał jej przestrzeń na rozpęd. Jedna z tych dwóch sytuacji powinna wpaść:
- Fila z własną improwizacją Cafu, dogrywa tuż przed bramkę, tam poprzeczka Paixao; Plach nie miałby żadnych szans
- Dogranie Gajosa z lewej strony, z bliska szczupakiem Zwoliński; potężna piłka, ale jakiś cudem to nie wpada.
Piast nie kontrolował wyniku, choć prowadził.
KOLEJNY GOL ZA FRAJER
Dusan Kuciak grał dzisiaj dobry mecz. Taki w zasadzie typowo kuciakowy. Gdyby nie TA SYTUACJA, mógłby pewnie startować do miana piłkarza meczu. Ale Sokołowski uderzył z około 30 metrów, dość płasko. Nie powiemy, mocny strzał, ale w Kuciaka. Kuciak jednak to puścił w sobie znany sposób. Musiał się postarać, żeby to puścić, ale puścił.
Dwa prezenty. 2:0 dla Piasta. No dramat gdańszczan.
Taki ważny mecz, takie dziadostwo.
I, co istotniejsze, wydawało się, że zespół Fornalika wyciągnął wnioski z końcówki pierwszej połowy. Bo tym razem kontrolował grę. Raczej gonił kolejne bramki, niż śmierdziało stratą.
Sam Świerczok wyszedł jeden na jeden, a jeszcze ze dwa razy konkretnie przyłożył z dystansu. Piast groźnie kontrował, a Lechia, no, doceniamy wrażenia artystyczne przy strzale Kałuzińskiego nad bramką, było niedaleko. Ale jednak, kluczowe jest to, że nie w bramkę. Prawda jest taka, że Lechia nie grała nic. Były komiczne próby ataku – wszedł Ceesay, którego warsztat lubimy. Poszedł na przebój, przebiegł ze 30 metrów, zapomniał podać, stracił. Wszedł Musolitin, debiutant. Przebiegł z 15 metrów, zapomniał podać, stracił. Kałuziński rozochocił się niecelnym strzałem, więc oddał drugi, gorszy.
I tak się zdawało, jakby lechiści grali swój własny mecz, każdy z osobna, a Piast spokojnie miał dowieźć wygraną.
ZRYW LECHII W KOŃCÓWCE
Czasem jedna dobra akcja potrafi zbudzić drużynę, zmienić oblicze meczu. Tu udało się to Żukowskiemu po skrzydle, który dograł w pole karne. Tam złe zachowanie obrony Piasta i Kałuziński w słupek, a potem kandydatura do asysty sezonu: piłka odbija się od słupka, trafia w Ceesaya. Odbija się od niego jednak tak, że Zwoliński musi trafić do siatki. No cóż, tak stać, żeby zrobić asystę, najwyraźniej też trzeba umieć.
Piast powinien chwilę później wyjść na 3:1, bo Musolitin sprokurował karnego. Ale Jodłowiec BEZNADZIEJNIE z wapna, w sam środek. Mija chwila i to Lechia ma karnego, bo Huk kopie Paixao. Paixao pokazuje Jodłowcowi jak się strzela jedenastkę, 2:2. No, niezłe jaja.
Lechia pewnie nie wzięłaby takiego wyniku przed pierwszym gwizdkiem, licząc na pełną pulę. Ale biorąc uwagę przebieg spotkania? To Piast może sobie pluć w brodę, mógł wyjść spokojnie na 3:0, mógł na 3:1, był w przekroju spotkania lepszy, a przywozi tylko jeden punkt z Gdańska. Te trzy punkty mogłyby mocno podwyższyć ich szanse nawet na strefę medalową, a teraz? Cóż, walka o puchary będzie ciekawsza.
Fot. FotoPyK