14 stycznia Real przegrywa Superpuchar z Athletikiem Bilbao. Sześć dni później kompromituje się w Pucharze Króla z Alcoyano. Z kolei 30 stycznia przychodzi wstydliwa porażka z Levante u siebie. Kryzys jak nic. Pojawiają się głosy, że może dać sobie z tym Zidanem spokój, że to już nie to, co kiedyś i potrzeba tutaj rzetelniejszego fachowca. Ale Real nie wykonał żadnych nerwowych ruchów. Dzisiaj jest w półfinale Ligi Mistrzów, w lidze ograł Barcelonę i walczy o tytuł. Jak to się stało?
ELASTYCZNOŚĆ TAKTYCZNA ZIZOU
Francuz pokazał, że nie jest tylko gościem od motywacji, który powie parę górnolotnych hasełek, rzuci piłkę i „grajcie”, tylko po prostu potrafi popracować nad taktyką. I tak w kilku spotkaniach Real przeszedł na trójkę obrońców, co przyniosło dobre rezultaty. Królewscy ustawieni w ten sposób ograli Atalantę (3:1), Elche (2:1), czy Eibar (2:0). Wiadomo, szczególnie ci ligowi rywale nie należeli do najmocniejszych, ale przeszłość pokazała, że Real źle przygotowany potrafił mieć z takimi ekipami problem. A tutaj był przygotowany perfekcyjnie.
Królewskich w tym ustawieniu oglądało się z wielką przyjemnością. Grali bardzo szeroko w ofensywie, Marcelo z Vazquezem z takim Eibarem hasali aż miło. W środku odpowiedzialność i kreatywność, do tego kluczowy Benzema.
Ale o tym zaraz.
REAL MIAŁ PLAN
To się nieco wiąże z poprzednim punktem, ale warto rozszerzyć, bo plan na mecz to nie tylko ustawienie piłkarzy na grafice. Chodzi o to, że Królewscy potrafili z pomysłem podejść do kolejnych rywali i wykorzystać ich słabe punkty. Pewnie najlepiej było to widać przy okazji starć z Liverpoolem. U siebie chcieli zaatakować, wykorzystać słabość przeciwnika i to wyszło, przecież The Reds momentami nawet im pomagali. W rewanżu spokój, defensywka plus kontry, by ekipa Kloppa z tyłu głowy miała problemy. To brzmi bardzo prosto, ale tak właśnie grają mistrzowie.
Zresztą nie jest przypadkiem fakt, że Zidane wygrywa ostatnio ważne mecze, a Koeman nie. Przy podobnej sile piłkarzy te parę procent ekstra powinien dać trener. Francuz to robi.
LIDERZY WZIĘLI ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Modny temat, często poruszany przy okazji meczów reprezentacji Polski. Chcemy, by wszystkiego nie zwalać na trenera, ponieważ w gruncie rzeczy najwięcej muszą zrobić piłkarze. I tak naprawdę Zidane mógłby nie przyjść do pracy, ale jeśli Real gra z Alcoyano w składzie z Marcelo, Vazquezem, Isco, Viniciusem, Casemiro czy Fede, to musi wygrać. A zawiódł.
Natomiast ostatnio liderzy dają radę. Po Kroosie i Modriciu nie widać, że jeden ma 31 lat, a drugi niedługo 36. Rządzą w środku pola, a Niemiec po prostu rozstrzelał swoimi podaniami Liverpool w pierwszym meczu. Dalej: znakomity jest Benzema. Od czasu kontuzji strzelił siedem bramek w pięciu spotkaniach, w tym z Barceloną. Lideruje, bo nie tylko dostawia szuflę, ale potrafi też utrzymać się przy piłce i dać swojej drużynie oddech. Na przykład jak wczoraj z Liverpoolem – Real miał kłopoty, natomiast Francuz dał sygnał, że trzeba się obudzić, kiedy przypadkowo, bo przypadkowo, ale trafił w słupek.
Gdy trzeba, na wysokości zadania stoi również Courtois. Kto wie, co by było, gdyby Belg wczoraj puścił strzał Salaha w pierwszych minutach. Albo chwilę później ślicznego rogala od Milnera. Natomiast Courtois broni na naprawdę dobrym poziomie i Królewscy nie mają między słupkami problemu.
ZMIENNICY DALI RADĘ
Również akapit o piłkarzach, ale o tych – wydawałoby się – z drugiego szeregu. Natomiast to też jest siła zespołu. Przy kryzysie, przy kontuzjach mieć możliwość zwrócenia się do rezerwowych, by ci pomogli. Tak było w tym przypadku.
Po pierwsze – obrońcy. Wypadł Ramos, wypadł Varane, można było myśleć: tragedia. Każdy rozstrzela Real. A nie, wskoczył choćby Eder Militao, który doświadczenie w Realu ma skromne – dziś ledwie 31 spotkań – i absolutnie dał radę. 2 razy po 90 minut z Liverpoolem i The Reds strzelili tylko jedną bramkę, a, by tak rzec, przez pierwszą kwartę nie oddali żadnego celnego uderzenia.
Podobnie było z Nacho Fernandezem, gościem już bardziej doświadczonym, ale nigdy takim, do którego wzdychaliby kibice Realu. Ot, solidność. Natomiast tę solidność znów dał – czy to w Lidze Mistrzów, czy w La Liga.
Jeśli chodzi o ofensywę, nie sposób nie wspomnieć o Viniciusie. Nieopierzony facet, czasem się zatraci w dryblingu, zgubi boisko i wyleci z piłką za daleko. Natomiast w fazie pucharowej LM, gdy trzeba było pograć w większym wymiarze czasowym (w grupie 4/6 spotkań z ławki), nie zawiódł. Wziął odpowiedzialność. Asysta z Atalantą, show z Liverpoolem, kiedy sieknął dwie sztuki.
Po prostu brawo.
ZAUFANIE
Najprostsze, a może najważniejsze. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby zarząd zareagował nerwowo. Nie byłoby też wyników, gdyby w Zidane’a nie wierzyli piłkarze. A raczej nie dochodziły do mediów głosy, że w klubie rodzi się bunt, powstają grupki i tak dalej. Raczej wszyscy szli pod ramię, bo wiedzieli, że w tym stanie osobowym nadal są w stanie osiągnąć sukces.
I rzeczywiście idą dobrą drogą, by ten sukces stał się faktem.
Fot. Newspix