Reklama

Przyszłość dostała nauczkę od teraźniejszości. City w półfinale!

redakcja

Autor:redakcja

14 kwietnia 2021, 23:17 • 5 min czytania 36 komentarzy

Słuchajcie, Emre Can to jest gość, który w pierwszym meczu z City dostał żółtą kartkę za dyskusję z sędzia przy rzucie karnym. Który następnie został anulowany przez VAR. Karnego sędzia cofnął, żółtej kartki za dyskusje już nie mógł, naszym zdaniem to najpełniej opisuje postać Cana. Dzisiaj Borussia Dortmund naprawdę mocno pracowała na odrobienie straty z Manchesteru i ostatecznie sensacyjny awans do czwórki najlepszych zespołów Europy. Ale niestety dla kibiców z Zagłębie Ruhry – miała Cana. 

Przyszłość dostała nauczkę od teraźniejszości. City w półfinale!

W polu karnym znajdowało się około pięciu zawodników w żółtych koszulkach oraz starannie przykryty Ilkay Gundogan. Prosta piłka, wystarczy wybić głową. Can… Cóż, uderzył piłkę głową, ale trafił we własne ramię, wystawione niczym skrzydło samolotu. Wiemy, że interpretacje dotyczące zagrania ręką są dość płynne, dotyczy to właśnie “błędów technicznych”, po których piłka przypadkowo trafia w rękę zawodnika, ale tutaj trudno było karnego nie odgwizdać. VAR przychylił się do zdania arbitra główneog. Riyad Mahrez podszedł do piłki i z jedenastu metrów pewnie pokonał Hitza.

To był moment przełomowy dla meczu, bo długo wydawało się, że znów zadziała czar Pepa Guardioli – czar, który pozwala na taśmowe demolowanie kolejnych lig, ale niestety, odbiera umiejętność wygrywania meczów w końcowych fazach Ligi Mistrzów.

HEY JUDE

Dlaczego bardzo mocno zapachniało odpadnięciem Manchesteru City? Przede wszystkim za sprawą 17-letniego Jude’a Bellinghama. Jak celnie zauważył Twitter – gość nie może sobie legalnie zakupić GTA V, ale może już skrobnąć boleśnie po piętach samego Guardiolę i jego bandę w błękicie. Bellingham zmontował przed przerwą dwie kluczowe akcje. Po pierwsze – dobił piłkę po strzale Dahouda, dokładnie, mocno, nie dając Edersonowi szans na skuteczną interwencję. Po drugie – wybił piłkę niemal z linii pod własną bramką.

1:0 do przerwy to wynik, który premiował BVB. I też wynik, który wydawał się sprawiedliwy.

Reklama

Jasne, Manchester City miał przewagę, atakował, często uderzał na bramkę Hitza. Anglikom brakowało jednak i skuteczności, i farta. Tego pierwszego – choćby przy okazjach Mahreza czy Zinchenko. Tego drugiego – przy grze De Bruyne i nawet nie chodzi stricte o jego strzały, ale też choćby przecięte “na milimetry” podania. Dość odpowiedzialnie swoją robotę wykonywał też fruwający w bramce Hitz, a posiadanie w przodzie Haalanda, to zawsze gwarancja, że rywal nie może się w pełni odkryć.

CAN HE KICK IT?

Do przerwy Manchester City miał naprawdę delikatną przewagę posiadania piłki, miał odrobinę wyższe xG, miał tę słynną “optyczną przewagę”. Ale jedynego gola wypracował Haaland, jak zwykle szybkością i siłą kasując obrońców, potem wystawiając piłkę Dahoudowi. Wyrok wykonał wspomniany Bellingham i wydawało się, że dortmundczyków stać na to, by utrzymać awans, a im dalej w las – tym pewnie łatwiej byłoby im skontrować przesuwający się do przodu Manchester.

Can od razu rozwiązał wszystkie problemy City. Niepotrzebne odkrywanie. Niepotrzebne odcinanie Haalanda. Już kilka minut po przerwie Niemiec swoim kuriozalnym zagraniem doprowadził pośrednio do remisu. I od tej pory zaczęły się poważne tarapaty Borussii Dortmund.

Masz niecałe 40 minut i musisz strzelić przynajmniej jednego gola Manchesterowi City. To nie jest najłatwiejsze zadanie świata, zwłaszcza, jeśli atakujesz m.in. Knauffem, co idealnie obrazuje różnicę w jakości obu składów. Citizens po przerwie to już typowy Guardiola znany z ligowych meczów. Cierpliwość. Szacunek dla piłki. Wypracowywanie sobie kolejnych sytuacji, ale przede wszystkim – utrzymywanie rywala z dala od własnej bramki.

ZERO celnych strzałów po przerwie, to jest dorobek Borussii Dortmund. I mamy wrażenie, że najbardziej winny jest temu Can, który już siedem minut po wyjściu z szatni odmienił strategię obu drużyn na resztę meczu.

ŻADNYCH ZŁUDZEŃ

Jedyna okazja BVB w drugiej odslownie? Uderzenie Hummelsa nad bramką, może ze dwie szarże na bokach boiska, z których ostatecznie i tak nie udało się ulepić sytuacji bramkowej. Manchester City też nie atakował w jakiś huraganowy sposób – to było raczej wyważone badanie, kiedy defensywa dortmundczyków się załamie. Przy rajdzie De Bruyne, zakończonym mocnym uderzeniem w róg bramki górą był jeszcze Hitz. Ale chwilę później, po krótko rozegranym rzucie rożnym, bramkarz BVB skapitulował po raz drugi. Atomowe uderzenie Fodena, chyba też spóźniona reakcja Szwajcara i w efekcie 2:1 dla gości. Wynik, który sprawiał, że Borussia potrzebowała trzech goli na przestrzeni piętnastu minut. Innymi słowy – to było przedwczesne zakończenie meczu już w 75. minucie.

Reklama

Potem City mogli jeszcze podwyższyć wynik – całe hektary miejsca mieli raz Foden i raz Sterling, już w doliczonym czasie gry. Ale nikt już się specjalnie nie napinał na kolejne gole. Zresztą, sporo mówiła radość Guardioli po bramce na 2:1 – tam naprawdę całej drużynie spadł z serc wielki ciężar, choć przecież nikt na poważnie nie zakładał, że angielski dominator może się potknąć na drużynie, która w Bundeslidze dryfuje daleko poza TOP 4.

Dzisiaj tę różnicę jakości było widać w poczynaniach Cana czy Knauffa, ale też w jakości zmienników Borussii. Trudno jest atakować Citizens, jeśli za Moreya wpuszczasz Tiggesa, jeśli Knauffa podmieniasz Reyną. Dortmund to bez wątpienia skład z dużą przyszłością. Ale City to teraźniejszość.

Dla Pepa Guardioli to pierwszy awans do półfinału od 2016 roku. Szanse na triumf, patrząc na skład, formę, ciągłość pracy – wyjątkowo wysokie. Chyba by w końcu wypadało, co? W maju minie dziesięć lat od drugiego i jak dotąd ostatniego triumfu tego szkoleniowca w najbardziej prestiżowych rozgrywkach świata…

Borussia Dortmund – Manchester City 1:2 (1:0)

Bellingham 15′ – Mahrez 55′, Foden 75′

Fot.Newspix

Najnowsze

Liga Mistrzów

Liga Europy

Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej

AbsurDB
42
Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej
Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

36 komentarzy

Loading...