Nie było to wielkie spotkanie. Nie było to emocjonujące spotkanie. Wreszcie – nie było to spotkanie zakończone sensacyjnym rezultatem. Liverpool ponownie pokonał RB Lipsk 2:0 i z dość dużym spokojem przypieczętował awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Zabrakło dziś niemieckiej ekipie pomysłu na przełamanie defensywy The Reds.
Choć trzeba przyznać, że zaczęło się całkiem intrygująco.
Liverpool – RB Lipsk. Pierwsza połowa na remis
Od początku mogło imponować tempo gry i bezpośredniość obu zespołów. Na pierwszym etapie spotkania właściwie nie obserwowaliśmy gry pozycyjnej – mnóstwo było długich zagrań, rajdów, starć jeden na jednego. Takie warunki narzucili (umowni) goście, a Liverpool bardzo chętnie na nie przystał i dobrze na tym wyszedł. To The Reds zdecydowanie częściej znajdowali się w dogodnych sytuacjach do zdobycia gola. Już po paru minutach po raz pierwszy zakotłowało się w polu karnym niemieckiej drużyny. Potem po wspaniałym rajdzie do siatki mógł trafić Mohamed Salah, lecz Peter Gulacsi znakomicie skrócił kąt i powstrzymał Egipcjanina. Doskonałe okazje do wyprowadzenia Liverpoolu na prowadzenie miał także Diogo Jota – portugalskiemu zawodnikowi udało się nawet nie trafić z kilku metrów do pustaka po koślawym zagraniu Dayota Upamecano.
Oczywiście nie można powiedzieć, by pierwsza połowa toczyła się do jednej bramki. Lipsk także miał swoje momenty. Niemcom brakowało jednak precyzji przy otwierających podaniach. Świetnie wychodziło im błyskawiczne przenoszenie ciężaru gry do skrzydeł, ale jak już przychodziło do posłania piłki na wolne pole, gdzieś między linię obrony a bramkarza Liverpoolu, to praktycznie każda taka próba kończyła się fiaskiem. Podopieczni Juliana Nagelsmanna zupełnie nie wykorzystali też faktu, że bardzo elektryczny na przedpolu był golkiper The Reds, czyli Alisson.
Zresztą Anglikom trzeba oddać, że potrafili odpowiednio zareagować na okresy nacisku rywali. Rozsądnie się wycofywali, zacieśniali szyki w defensywie i zmuszali Lipsk do dłuższego utrzymania się przy piłce, czego niemiecki zespół po prostu nie lubi. I chyba nawet nie potrafi, brak mu do tego cierpliwości. Ostatnio Juergen Klopp był krytykowany, że zbyt uparcie trzyma się gry wysoką linią obrony. W dzisiejszym meczu pokazał zatem krytykom, że gdy okoliczności go do tego zmuszą, potrafi ze swojej ulubionej taktyki zrezygnować. I postawić po prostu na głęboką defensywę.
Liverpool – RB Lipsk. Dwa szybkie ciosy The Reds
Brakowało również Lipskowi w pierwszej połowie na boisku snajpera – dostrzegł to Nagelsmann. Już w przerwie ściągnął z boiska Kevina Kampla i oddelegował na murawę Alexandra Sorlotha, który ostatnio trafił do siatki w starciach z Freiburgiem i Borussią Moenchengladbach. I to właśnie Norweg miał pierwszą stuprocentową okazję, by wyprowadzić swój zespół na prowadzenie. Kapitalną indywidualną szarżą popisał się niespodziewanie Dayot Upamecano. Akcja zapoczątkowana jego rajdem zakończyła się wrzutką właśnie na głowę Sorlotha. Norweg uderzył nieźle, prawda, ale piłka wylądowała na poprzeczce. Chyba rosły napastnik powinien był futbolówkę po prostu przyjąć i strzelić nogą. Miał wystarczająco dużo czasu.
Co gorsza – to była w gruncie rzeczy jedyna setka, jaką sobie Lipsk w drugiej połowie wykreował. Nie mieli zawodnicy z Niemiec sposobu na mistrzów Anglii. Cały czas szukali krosowych podań i wstrzeleń piłki w pole karne, ale The Reds świetnie to czytali. Odrobili pracę domową.
No i w końcu sami przełamali niemoc w ofensywie. W 71 minucie kapitalną kontrę wykończył z wielkim spokojem Mo Salah, kilka chwil później podłamanych piłkarzy Lipska dobił strzałem z bliska Sadio Mane. Tak naprawdę już pierwszy gol dla ekipy z Anfield zamknął dwumecz, a drugi rozwiał resztki wątpliwości. I trzeba podkreślić, że dzisiaj Liverpool wygrał w stu procentach zasłużenie. Oczywiście rywale raz czy drugi zagrozili bramce Alissona, była ta poprzeczka Sorlotha, lecz summa summarum The Reds mieli chyba z sześć kapitalnych sytuacji bramkowych. Lipsk? Góra trzy.
Mogą sobie właściwie pluć w brodę podopieczni Nagelsmanna. Trafili na Liverpool w jego kryzysowym momencie, a dali się ogolić w dwumeczu 0:4. Trudno się wyzbyć wrażenia, że mogli dzisiaj pokazać coś więcej. Nie będziemy gderać, to był niezły mecz, ale trochę zabrakło w Budapeszcie emocji.
LIVERPOOL 2:0 RB LIPSK
(M. Salah 71′, S. Mane 74′)
fot. NewsPix.pl