Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

03 marca 2021, 16:06 • 8 min czytania 7 komentarzy

Brak transparentności to dla mnie jeden z najtrudniejszych do wytłumaczenia grzechów ludzi i instytucji. W XXI wieku, w czasach, gdy na niczym nie da się tyle wygrać, co na bezkompromisowej szczerości, wieczne bujanie się w atmosferze tajemnicy to szkodliwy anachronizm. Firmy, które szczerze opowiadają o swoich metodach, zyskach, problemach i wtopach, wygrywają na rynku. Politycy, którzy potrafią przyznać się do własnych błędów zyskują autentyczność i zaufanie. Podobnie jest w dziennikarstwie czy w piłce nożnej, gdzie bardziej ceni się zawodnika w typie szczerego najemnika, niż całującego herb każdej kolejnej drużyny, dla której gra. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

A mimo to – nadal jest szereg instytucji, polityków czy ludzi, którzy uważają transparentność za zło konieczne. Jakoś tak się złożyło, że w ostatnich dniach zirytowałem się trzykrotnie i za każdym razem dotyczyło to właśnie braku przejrzystości w działaniach.

***

Pierwszy raz brak przejrzystości wnerwił mnie w środowisku piłkarskim, a konkretnie sędziowskim. Przyzwyczaiłem się już, że wysłuchiwanie wypowiedzi przewodniczącego Komisji Sędziowskiej, Zbigniewa Przesmyckiego, to nie jest najlepszy sposób spędzania wolnego czasu. On sam mówi bardzo niewiele konkretów, unika udzielania prostych odpowiedzi, a co więcej – tego samego wymaga najwyraźniej od wszystkich członków organizacji, którą zarządza. To o tyle problematyczne, że wpływa jasno na odbiór środowiska sędziowskiego przez kibiców. Nie czepiałbym się ostatniej głośnej wypowiedzi, w której Przesmycki grzmi: póki ja rządzę, żaden sędzia nie zostanie ukarany za błędy.

Czepiałbym się raczej tego, że tak rzadko sędziowie wychodzą przed szereg wytłumaczyć swoje decyzje. Moim zdaniem występ telewizyjny, w którym Przesmycki samodzielnie przeanalizował błędy arbitrów, powinien być właściwie standardem. Sędzia, albo nawet i obserwator wychodzi do mediów czy wręcz na konferencję prasową i punktuje po kolei kontrowersje, na koniec ujawniając też własną ocenę pracy. Z miejsca otrzymujemy:

Reklama
  • rzetelną i uzasadnioną przepisami opinię fachowca – zapewne trudno z nią dyskutować, poza jakimiś skrajnymi przypadkami
  • jasną ocenę pracy zarówno sędziego głównego, jak i zespołu w wozie VAR
  • wraz z jawnością ocen – bardziej klarowne zasady sędziowskich awansów i spadków

Jeśli okaże się, że po występach Szymona Marciniaka kontrowersji właściwie nie ma, albo znikają po ich wytłumaczeniu za pomocą przepisów i wytycznych, a u innego sędziego błędy są punktowane co trzeci tydzień – sami wyrobimy sobie opinię na temat faktycznej jakości ich pracy. Nie oszukujmy się – zwłaszcza w I lidze byłoby to wyjątkowo pomocne. Takie bezprecedensowe awanse jak choćby sędziego Sebastiana Jarzębaka, systematycznie mylącego się na zapleczu Ekstraklasy, czy sędziego Wojciecha Mycia, który zaliczył błyskawiczny rajd od niższych lig, przestałyby budzić wątpliwości. Mielibyśmy przecież jasno wyliczone – sędziowali w tylu meczach, według obserwatorów nie popełnili żadnych błędów, kontrowersje rozwiano w magazynie I ligi na Polsacie 7 października.

To przecież właściwie nic nie kosztuje, poza tym, że opinia obserwatora oceniającego występ arbitra musiałyby zostać jeszcze przekazana „opinii publicznej”. Nie wywołuje to też w mojej opinii jakichś szczególnych zagrożeń – to nie lata dziewięćdziesiąte, gdy noty obserwatorów były jak towar na półkach. Transparentność, która pomogłaby wszystkim. Kibicom, głowiącym się, dlaczego Augustyn dostał czerwoną kartkę, bo piłka otarła mu włosy na ręce. Sędziom, którzy zyskaliby okazję albo do wytłumaczenia się, albo po prostu do przeprosin. Całej organizacji sędziowskiej, która stałaby się o wiele bardziej czytelna dla postronnych, ale też – tak sądzę – sprawiedliwa wewnętrznie.

Zamiast tego wiecznie mamy domyślanie się i odgadywanie intencji. A może widział faul, a może jednak spalonego. A może uznał, że to przypadek, a może jednak według nowych wytycznych rękę trzeba trzymać w nosie.

***

Druga sprawa to też środowisko piłkarskie i ten sam temat niejawności pewnych wyborów czy decyzji.

By dobrze zrozumieć tę sprawę, trzeba się cofnąć do tekstu, który zamieściliśmy we wrześniu, podczas głośnego wejścia funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego do siedziby PZPN-u. Choć niektórzy komentatorzy widzieli już Zbigniewa Bońka w kajdankach, czas pokazał, że najprawdopodobniej chodziło o sprawę niemalże Bońka niedotyczącą. Szeroko opisaliśmy to w tym miejscu, natomiast w skrócie – Zachodniopomorski Związek Piłki Nożnej stał się miejscem, w którym zaroiło się od nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. A to firma związana z synem Jana Bednarka organizowała jakąś akcję dla organizacji zarządzanej przez samego Jana Bednarka, a to zakupy sprzętowe odbywały się w powiązanych firmach.

Reklama

Pisaliśmy o tym w tekście – nie chodziło nawet o jakieś bezczelne przekręty, bardziej o wybory dwuznaczne moralnie niż wątpliwe prawnie. Zresztą, o tym, że CBA nie do końca potrafiło sfinalizować sprawę świadczy fakt, że Jan Bednarek w przeciwieństwie do syna żadnych zarzutów nie ma. No ale właśnie – pewne wątpliwości pozostały, żeby nie napisać jak w dowcipie: pozostał niesmak.

Nie mam zamiaru Bednarka o cokolwiek oskarżać, nigdy nasze drogi się nie przecięły, wiem tyle, ile opowiedzieli mi „ludzie z regionu”. Natomiast zirytowały mnie dwie zagrywki, które łączą się z jego rządami w Zachodniopomorskim ZPN-ie. Po pierwsze – Bednarek za pomocą oficjalnej strony związku i jej mediów społecznościowych poinformował o swoim starcie w wyborach. Nie ma to jeszcze charakteru otwartej kampanii wyborczej, ale jednak – kontrkandydat żadnych możliwości zaprezentowania się w mediach związkowych nie posiada. To jeszcze pół biedy, może mało eleganckie, ale niespecjalnie obruszające.

Natomiast uwagę przykuwa druga część tej historii, już bezpośrednio dotycząca właśnie kontrkandydata.

Otóż w szranki z wieloletnim baronem całego regionu stanął trener Maciej Mateńko. Znany i ceniony w lokalnym środowisku, ale co ważne – doceniany również wyżej. Mateńko od marca 2018 roku był szkoleniowcem Mobilnej Akademii Młodych Orłów, czyli projektu, w którym najlepsi szkoleniowcy młodzieżowi przekazują swoją wiedzę dalej, krzewiąc w regionie zasady, wartości oraz metodologię „przyklepaną” przez PZPN. Zapewne już się domyślacie, jaki był ciąg dalszy tej historii. Mateńko pracował sobie tak przez prawie trzy lata, ale w pewien piątkowy poranek postanowił ogłosić, że kolejnym krokiem w jego karierze będzie start w wyborach prezesa ZZPN. Jak relacjonuje sam Mateńko dla Głosu Szczecińskiego – w poniedziałek został zawieszony, a we wtorek zwolniony. Zastosowano 2-tygodniowy okres wypowiedzenia „bez podania przyczyn”.

Ja nawet po części rozumiem PZPN – albo jesteś trenerem młodzieży, albo marzy ci się świat wielkiej piłkarskiej polityki. Sam proces wyborczy, zbieranie podpisów i poparcia w klubach, potem kampania – to wszystko są zadania, które zabierają nie tylko uwagę, ale i czas. Ale znów pojawia się pytanie: dlaczego bez podania przyczyn? Dlaczego bez słowa komentarza? Dlaczego dopiero media wysępiły uzasadnienie, w którym związek przyznał, że zwolnienie jest w prosty sposób powiązane ze startem w wyborach? Sportowe Fakty uzyskały następującą odpowiedź z PZPN-u:

Pan Maciej Mateńko świadczący usługi jako trener Mobilnej Akademii Młodych Orłów na terenie Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej jednocześnie, deklarując start w wyborach na Prezesa wojewódzkiego ZPN w Szczecinie, nie mógł transparentnie wykonywać powierzonych mu przez PZPN zadań.

Dlaczego więc nie poinformowano o tym od razu trenera? Zamiast prostego, przejrzystego komunikatu, związek sam naraził się na trwającą kilka dni burzę w szklance wody, pozostawiającej oczywiście pytania o przejrzystość. Szczególnie, że w przywoływanych już przeze mnie materiałach widać, że sprawa nie jest do końca jednoznaczna. Jan Bednarek – i nie mam podstaw, by mu nie wierzyć – twierdzi w GS, że nie wykonał w tej sprawie jakichkolwiek ruchów. Ale już dyrektor biura ZZPN, Dariusz Królikowski, dla WP mówi, że pan Mateńko był przez nasz regionalny związek rekomendowany do pracy w głównym związku. Kiedy postanowił kontrkandydować, to oznacza, że nie do końca jest lojalny wobec swojego pracodawcy.

Sprawa do rozwiązania w dwadzieścia minut, zawieszenie współpracy na okres kampanii wyborczej, wszystko jasno, prosto, przejrzyście. Zamiast tego znów wizerunkowa zadyma, kolejna już z udziałem Zachodniopomorskiego ZPN-u.

***

Natomiast bez wątpienia najbardziej wnerwia mnie brak transparentności w kwestii znoszenia i wprowadzania obostrzeń. Mam wrażenie, że pół Europy cały czas bazuje na listopadowym artykule w magazynie Nature. Nie chodzi mi wcale o otwieranie wszystkiego, zdejmowanie masek i generalnie zawieszenie walki z tym niewidzialnym, ale śmiertelnym przeciwnikiem. Chodzi mi o elementarne przyłożenie się do wyjaśniania świata. Spokojnie przyjąłbym derby bez kibiców (no, w miarę spokojnie), gdyby ktoś mi wyłożył jak krowie na rowie: wykonaliśmy test dla 500 ochotników, obejrzeli na własną odpowiedzialność trzy mecze w lutym, okazało się, że transmisja wirusa na stadionach doprowadzi nasz kraj do ruiny.

Ale nie, nikt takich prób nie wykonuje, na slajdach cały czas goszczą te same wyliczenia z połowy drugiej fali, gdy my tu już wszyscy surfujemy na trzeciej. Przy czym trzeba pamiętać – dla mnie to tylko komfort oglądania meczów i realizowania swojej pasji darcia mordy w ciasnej klatce gości. Ale dla niektórych to biznesy budowane latami. Są zamknięte – skaczą zachorowania, są otwarte – spadają, potem są otwarte, skaczą, zamknięte – spadają. Jestem wielkim wrogiem stawiania tzw. „chłopskiego rozumu” w opozycji do nauki. Ale skoro nauka nie dostarcza danych? Skoro możemy bazować tylko na naszym odczuciu, że niezależnie od tego, co robimy, wirus i tak podąża własną ścieżką?

Zresztą – to nie jest tak, że w ogóle nie posiadamy żadnych badań na jakikolwiek temat. Minister Andrzej Niedzielski zaprezentował wyjątkowo optymistyczne dane na temat zakażeń wśród służb medycznych, które drastycznie spadły po zaszczepieniu tej grupy. Ale znowu – mamy dowód na to, że szczepionka jest skuteczna. Dlaczego więc obostrzenia nadal obejmują zaszczepionych? Dlaczego w DPS-ach, gdzie zaszczepiono większość pacjentów i personelu, nadal nie ma mowy o odwiedzinach? Takie pytania można mnożyć. Byłem bardzo wyrozumiały i rok, i pół roku temu, gdy tak naprawdę niewiele wiedzieliśmy o tym, z kim właściwie walczymy, jakimi sposobami, co jest w tej walce skuteczne.

Dziś? Dziś po prostu chciałbym oprzeć swoje zaufanie na czymś mocniejszym, niż pojedynczy artykuł. Zwłaszcza, że przy takim stężeniu ludzi apelujących o natychmiastowe zakończenie wszelkich lockdownów, nie powinno być kłopotów ze znalezieniem ochotników do badań nad transmisją wirusa w zależności od miejsca, branży, pasji i tak dalej. Bo gdzieś je wszystkie robimy, prawda?

Prawda?

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Wisła Kraków zwycięża, ale problemy z koncentracją wciąż są widoczne

Arek Dobruchowski
0
Wisła Kraków zwycięża, ale problemy z koncentracją wciąż są widoczne

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?

Michał Trela
16
Trela: Przyszłość Dawida Szulczka. Jak wyglądałby sensowny kolejny krok karierze?
Ekstraklasa

Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, ale są opcje mniej i bardziej perspektywiczne

Przemysław Michalak
49
Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, ale są opcje mniej i bardziej perspektywiczne
Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
9
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Komentarze

7 komentarzy

Loading...