Być może żaden gol zdobyty przez piłkarzy Barcelony w tym sezonie nie ucieszył kibiców Dumy Katalonii tak bardzo, jak dzisiejsze wiadomości o zatrzymaniu Josepa Marii Bartomeu. Były prezydent klubu stał się w pewnym momencie w Katalonii wrogiem publicznym numer jeden, doprowadzając Barcę do wizerunkowego i finansowego kryzysu. Dziś służby weszły do biur Barcelony i zajęły dokumenty, związane z zarzutami korupcyjnymi czy słynną już aferą Barcagate.
Bartomeu, czyli problemy
Bartomeu był prezydentem uwielbianym. Jedyny problem w tym, że uwielbiali go fani Realu Madryt. Przez ponad pięć lat zdołał zdemolować w Barcelonie niemal wszystko, co zdemolować się dało. Finansowo klub wpadł w ogromny dołek. Sportowo przeszedł drogę od trypletu w 2015 roku i posiadania z przodu tria Leo Messi-Neymar-Luis Suarez, do pierwszego od lat sezonu, w którym nic nie wygrał. W dodatku Neymar odszedł z Barcy już kilka lat temu, a pieniędzy z niego nie udało się odpowiednio zainwestować. Messi był z władzami skłócony i latem chciał odejść do Manchesteru City, a Suareza wypchnięto wbrew jego woli do Atletico, gdzie z miejsca stał się kluczowym graczem ekipy Diego Simeone.
Grzechy byłego prezydenta Barcelony opisywaliśmy już zresztą dokładnie tuż po jego ostatecznej dymisji, końcem października. Tak naprawdę potęga, jaką była katalońska ekipa od kilkunastu lat, za jego rządów zaczęła nie tyle zmierzać prosto w przepaść, co już tam trafiła, ale zatrzymała się w połowie drogi, na wystającej półce skalnej. Odejście Bartomeu pozwoliło uwierzyć, że z tej właśnie półki klub zacznie na powrót wspinać się na szczyt. Choć wszyscy zdają sobie sprawę, że taki proces zajmie kilka lat.
Kluczowe mają w tym być wybory prezydenckie, które odbędą się za niespełna tydzień. Faworytem do wygrania jest Joan Laporta, który spośród ostatnich czterech prezydentów jest jedynym(!), jaki nie został zatrzymany przez policję. Zresztą już teraz spekuluje się, że cała akcja wymierzona jest w to, by Laporta zyskał dodatkową przewagę w wyborach. Teorii spiskowych, oczywiście, nie ma co uważać za fakty, ale nie ulega wątpliwości, że byłemu (i najpewniej przyszły) prezydentowi kontynuacja tej afery w tym momencie może tylko sprzyjać. To on przecież stoi w opozycji do Bartomeu czy Sandro Rosella, z którym ten współpracował wcześniej, a który finalnie spędził dwa lata w tymczasowym areszcie.
Wiele wskazuje – i mnóstwo osób na to z pewnością czeka – że jego śladem podąży Bartomeu.
Policja w biurach
Dziś prawdopodobnie wszystkie hiszpańskie media podały informację, że w godzinach porannych do biur pracowników Barcelony weszły służby i zaczęły przeszukiwać tamte pomieszczenia. Zresztą nie po raz pierwszy – takie akcje miały już miejsce w przeszłości. Tym razem jednak aresztowano też część osób związanych z Dumą Katalonii, na czele z Bartomeu. Oprócz niego w tym gronie znaleźli się też wedle doniesień mediów m.in. Ramon Ponti, szef działu prawnego klubu, Jaume Masferrera, były doradca Bartomeum czy Oscar Grau, dyrektor generalny Barcelony.
– Aresztowania mają miejsce, ale nie możemy podać imion. Jesteśmy w trakcie operacji, prowadzonej wraz z agentami zajmującymi się przestępstwami finansowymi – mówił rzecznik policji dla ESPN. Z kolei madrycki „As” dodawał, że zarzuty wobec pracowników Barcelony rozciągać mogą się na korupcję, nieuczciwą administrację, a nawet pranie brudnych pieniędzy. Nie dziwi więc, że zajmują się tym właśnie funkcjonariusze z Centralnego Obszaru Przestępstw Gospodarczych Wydziału Śledczego Katalońskiej Policji.
Nie dziwi też, że dwóch spośród trzech kandydatów na prezydenta Barcelony już zdążyło wypowiedzieć się w tej sprawie. – To nie jest ani dobra, ani przyjemna wiadomość dla Barcy. Bartomeu nie zarządzał dobrze, ale to szokująca wiadomość – powiedział Joan Laporta, zaskoczony wieścią w wywiadzie na żywo. – Zbyt wiele osób chce skrzywdzić Barcę. Nie pozwolimy na to. Nigdy nie będziesz szedł sam – pisał za to Toni Freixa na Twitterze (czym zresztą przypomniał, że był w zarządzie wraz z Bartomeu).
Sam klub też zdążył już zresztą odnieść się do sprawy, wydając komunikat. Co ciekaw jednak, mowa w nim tylko o zarekwirowaniu dokumentów. O zatrzymaniach nie wspomniano. „Wobec wejścia i przeszukania przez policję Mossos biur Camp Nou, do którego doszło dziś rano na wniosek Sądu nr. 13 w Barcelonie, który zajmuje się wykupieniem usług monitorowania mediów społecznościowych, FC Barcelona w pełni współpracuje z władzami sądowymi i z policją w celu wyjaśnienia spraw dotyczących tego śledztwa. Informacje i dokumenty zarekwirowane przez policję dotyczą jedynie spraw powiązanych z tą sprawą. FC Barcelona szanuje prowadzone dochodzenie i przypomina o domniemaniu niewinności osób dotkniętych tymi działaniami” napisano* w nim.
Warto tu też zauważyć, że o ile samo wtargnięcie do biur może być zaskakujące, o tyle śledztwo toczy się już od miesięcy, obejmując między innymi zarzuty o złe zarządzanie czy korupcję. Dziś po prostu szukano kolejnych dowodów w trwającej sprawie i dlatego policja weszła do biur pracowników klubu. Wobec zbliżających się wyborów i faktu zatrzymania wielu najważniejszych postaci w klubie budzi to jednak spore emocje.
No, a poza tym fani Barcy naprawdę chcieliby widzieć Bartomeu za kratkami. Możliwe, że w końcu się doczekają, a głośna sprawa Barcagate przejdzie przy okazji do historii.
Uderzenie w Messiego
Całe dochodzenie tak naprawdę zaczęło się właśnie od tego. Skargę w tej sprawie złożyła grupa opiniodawcza „Barca Dignitat Blaugrana”. A o co tym w Barcagate chodzi? O to, że Bartomeu miał zapłacić firmie I3 Ventures stawkę znacznie przewyższającą standardową, rynkową cenę, za wskazane w umowie pomiędzy firmą a klubem usługi (czyli monitorowanie social mediów). Nadpłata miała wynosić nawet 600 procent! W teorii zamówiony później przez Barcelonę audyt nie potwierdził tych rewelacji, ale pozostawało pytanie: na ile można wierzyć w takiej sytuacji czemuś, co zlecone zostało przez klub?
– Nie było korupcji. Zatrudniono firmę w celu śledzenia aktywności w mediach społecznościowych, ale ważne jest, że odrzucono sprawę w kwestii dyskredytowania piłkarzy. Raport ma ponad 300 stron, jeszcze go nie przeczytałem. Zrobię to w kolejnych dniach. […] Decyzję podjąłem ja. Ta firma najbardziej mi się spodobała, była najpewniejsza. Nie podam nazw innych. Nie jest łatwo znaleźć globalne firmy posiadające odpowiednie narzędzia. […] Nie przepłaciliśmy, to cena rynkowa. W raporcie zaznaczono, że firma ma jeszcze pracę do wykonania. Nie znam szczegółów. Zarząd postanowił, że praca musi zostać dokończona, dlatego zatrzymaliśmy faktury. Na razie wykonano pracę, której wartość to 620 tysięcy euro – mówił Bartomeu.
Tak naprawdę jednak to – choć może ważniejszy pod względem opcjonalnej kary – wizerunkowo mniej ważny aspekt. Istotniejsze było to, że wedle informacji mediów firma ta na polecenie samego klubu miała za sprawą internetowych botów… oczerniać własnych piłkarzy. Na celowniku znaleźli się między innymi Leo Messi czy Gerard Pique, ale też na przykład – aktualnie pracujący poza Katalonią – Pep Guardiola czy Xavi. Temu Bartomeu również, oczywiście, zaprzeczył.
– Tweety przeciwko Pique czy Xaviemu? Trzeba by o to zapytać osoby, które je zamieszczały. Wiele z kont jest fałszywych, nieznanych. Łatwo jest o anonimowość. Mam nadzieję, że powstanie sposób regulowania, kto za tym stoi. Barça nie ma z tym nic wspólnego. Osoby obrażające klub muszą przeprosić. Wypowiadano się na temat klubu w nieprawidłowy sposób. Pozwaliśmy te osoby – mówił.
– Jako piłkarz Barçy widzę, że mój klub wydał pieniądze, pieniądze, o które teraz nas prosi, by krytykować, nie tylko osoby z zewnątrz powiązane z klubem, ale obecnych zawodników, to okropieństwo… Poprosiłem o wyjaśnienia i Bartomeu powiedział mi: „Gerard, nie wiedziałem o tym”. I uwierzyłem mu. Później widziałem, że osoba odpowiedzialna za zatrudnienie tamtych firm wciąż pracowała w klubie. To mnie bardzo boli. Mówię to tutaj, bo wcześniej powiedziałem to osobiście prezydentowi. Co mam powiedzieć? Że to bolesne. Tak. Czy mogę zrobić coś więcej? Nie. Moje relacje z prezydentem mogą być dobre, ale są rzeczy, których się nie zapomina – mówił jednak niedługo później Gerard Pique, między wierszami dając do zrozumienia, że prezydentowi nie ufa.
Ostatecznie to ta afera – bo musiało tak być – w dużej mierze doprowadziła do dymisji Bartomeu. Wewnętrzny audyt nie pomógł i wtedy, i, jak się okazuje, obecnie. Spekulowało się bowiem, że miał on w dużej mierze zapobiec śledztwu prowadzonemu przez władze. Jak widać – nie wyszło. Nie pomogło też odpieranie wszelkich zarzutów i grożenie wysuwającym je osobom poprzez prawników.
Na ten moment wszystko wskazuje na to, że Josep Maria Bartomeu słubom już się nie wywinie. A Barcelonie może to pomóc – jeśli ta sprawa się zakończy i osoby za nie odpowiedzialne trafią do aresztu, nowy prezydent będzie mógł budować na oczyszczonym (przynajmniej częściowo) gruncie. A to już coś.
Fot. Newspix
*cytat za FCBarca.com