Przedziwnie się ten mecz oglądało z polskiej perspektywy. Dla nas nierozerwalność Jana Bednarka i pozycji stopera jest dość oczywista, a jeśli już widzimy go bliżej flanki, to jako prawego stopera w bloku z trzech defensorów. Tymczasem dzisiaj Bednarek nie tylko został ustawiony jako prawy obrońca, ale jeszcze dorzucono mu całkiem sporo zadań ofensywnych. I tak widzieliśmy m.in. jak Bednarek próbuje założyć popularne “sombrero” jednemu z rywali czy rzuca dośrodkowania spod linii końcowej.
Jan Bednarek. Dośrodkowania. Spod linii końcowej.
Efekt był dokładnie taki, jak się spodziewacie. Bednarek nie nadążył m.in. za Bamfordem przy pierwszym golu, gdy zresztą nie popisał się cały blok defensywny “Świętych”. Parę razy objeżdżał go Raphinha, brakowało mu zrozumienia i ze stoperami (którzy dzisiaj zresztą nie łapali też kontaktu pomiędzy sobą), i z drugą linią. Najgorsza wiadomość dla kibiców “Świętych” jest jednak taka, że Bednarek… wcale nie wyróżniał się na minus.
Cała drużyna zagrała bowiem solidarnie taką kaszanę, że wynik 3:0 dla Leeds United jest najniższym wymiarem kary.
KOMPROMITACJE BOX TO BOX
Jedną z najgroźniejszych akcji Southamptonu było bowiem widowiskowe kopnięcie Nathana Tella w nogę Llorente, po którym upadł domagając się rzutu karnego. Tak, tak ohydnego łapania jedenastki nie widzieliśmy od czasu przed-VAR-owych i całe szczęście, że dzisiaj nikt na to się nie nabrał. Poza tym “Święci” byli bezzębni. Vestergaard głową uderzył obok słupka, ze dwie kolejne centry nawet do niego nie doszły, raz czy dwa solidne uderzenia bez trudu wyłapał Meslier. Taką naprawdę klarowną okazję miał Bertrand, ale:
- zmarnował sytuację sam na sam
- nawet gdyby jej nie zmarnował, przyjmował piłkę ręką i gola unieważniłby VAR
Jak sami widzicie – nie był to najlepszy występ w historii Southamptonu. I o ile w pierwszej połowie Leeds też niczego wielkiego nie pokazało, o tyle po przerwie podopieczni Bielsy po prostu rozjechali rywala. Duża w tym zasługa pojawienia się na murawie Heldera Costy. Przed przerwą pomoc Leeds była kompletnie bezproduktywna i niestety – dotyczy to również Klicha, który wydawał się niespecjalnie zainteresowany meczem. Ot, pobiegał, poszarpał się, ale nie widać było przekonania ani w jego wyjściach po piłkę, ani w działaniach defensywnych. Szczytem było zresztą “odprowadzenie” rywala przy jednym z nielicznych celnych strzałów sprzed przerwy.
Co innego, gdy na murawie był już Helder Costa, a potem jeszcze – w miejsce Klicha – pojawił się Iloski. Gra przede wszystkim przyspieszyła, a zdecydowanie lepsza była też skuteczność.
RAPHINHA ZACZĄŁ, RAPHINHA SKOŃCZYŁ
Pierwsza klarowna sytuacja Leeds to bowiem jeszcze okres przed przerwą. Wówczas jednak Raphinha… No właśnie. Naszym zdaniem chyba jednak był faulowany, wślizg niemal od tyłu, fakt, wybita piłka, ale druga noga ewidentnie zahaczająca o ścinającego do środka Brazylijczyka. Sędzia jednak – w tym wideoasystent – uznali, że zagranie było czyste. A jeśli tak – to winić trzeba piłkarza Leeds, który zdecydowanie za długo holował piłkę w sytuacji właściwie sam na sam. Wystarczyło pomierzyć po długim rogu, albo nawet pacnąć ile fabryka dała w bliższy róg. On zamiast tego ścinał i sam został ścięty przez Romeu.
Jak do maksimum wykorzystywać szybkie piłki z własnej połowy – pokazał tuż po przerwie Bamford. Ile tam było dotknięć piłki, pięć? Llorente gdzieś 30 metrów od własnej bramki do Robertsa stojącego na połowie, ten do przodu, do Bamforda. Ostatni uprzedził stoperów i Bednarka, zrobiło się 1:0. Drugi gol? Znów, minimum widowiskowości, maksimum efektu. Dallas, jak to się ładnie na podwórku mówiło, trzasnął z kajora. I tym razem szybciej powinni się obok niego pojawić obrońcy, znów cała drużyna gości była zaskoczona, ale nie ujmujmy – takiego “kazika” nie powstydziłby się żaden osiedlowy cwaniak z futsalu.
No i wreszcie rzut wolny. Znów Raphinha. Chyba lepiej mógł tutaj się zachować McCarthy (zresztą tak jak i przy pierwszej bramce), ale to nie ujmuje urody uderzeniu Brazylijczyka. Stempel na koniec meczu, podwyższenie na 3:0 i pozbawienie “Świętych” jakichkolwiek złudzeń.
***
Co smutne z polskiej perspektywy? Oglądaliśmy ten mecz po to, by oklaskiwać zagrania dwóch Polaków. Tymczasem Bednarek zagrał na nieswojej pozycji, w dodatku słabo, a Klich wprawdzie na swojej, ale nie pokazując przez godzinę niczego ciekawego. Z drugiej strony – dla tych akcji bramkowych było warto, zwłaszcza, że pomiędzy nimi próbował też choćby Roberts, więc na nudę po przerwie trudno narzekać.
Zresztą, to już wskazówka dla trenera Sousy – z Bednarkiem na prawej obronie chyba nie da się nudzić.
LEEDS – SOUTHAMPTON 3:0 (0:0)
Bamford 47′, Dallas 78′, Raphinha 84′
Fot. Newspix