Z powodu pandemii COVID-19, niemieckie władze zablokowały przyjazd Liverpoolu na mecz z RB Lipsk w ramach Ligi Mistrzów. Pierwsze starcie fazy play-off miało odbyć się 16 lutego na Red Bull Arena, ale w wyniku tej decyzji stało się to niemożliwe. Konieczne okazało się znalezienie szybkiego wyjścia z tej sytuacji.
Wstępne plany zakładały kilka scenariuszy, które byłby krzywdzące dla obu ekip. Mówiło się bowiem o możliwym walkowerze na korzyść Liverpoolu lub rozgrywaniu pierwszego meczu na Anfield. Z obu tych wyjść zrezygnowano, gdyż na pierwszą opcję nie mógł się zgodzić zespół z Niemiec, zaś druga niekoniecznie pasowała Anglikom. Chyba wszyscy zgodzimy się, że była to dobra decyzja.
Spotkanie ostatecznie odbędzie się na neutralnym gruncie.
Początkowo zakładano, że odpowiednim dla obu zespołów będzie stadion Tottenhamu. Ostatecznie jednak plan ten upadł i też nie ma się czemu dziwić. Skoro loty z Anglii do Niemiec są niemożliwe, to jaki sens miałoby wysyłanie ekipy z Bundesligi do stolicy Anglii właśnie? Ano żaden. Na szczęście UEFA oszczędziła kłopotu wirusologom i zrzuciła z koronascepytków ciężar rozkładania tej sytuacji na czynniki pierwsze. Mecz odbędzie się zgodnie z planem 16 lutego o 21:00, a areną zmagań okazał się Budapeszt. Wybór o tyle logiczny, że na Węgrzech sytuacja pandemiczna jest stosunkowo spokojna. Ostatniej dobry wykryto tam 1500 nowych przypadków – dla porównania w Niemczech było to 8600, w Anglii 18200, zaś w Polsce 5900.
Poza wybraniem miejsca jak najbardziej bezpiecznego, istotne jest również to, że oba kluby nie będą musiały podróżować niesłychanie daleko. Puskas Arena znajduje się w wygodnym miejscu zarówno dla Liverpoolu, jak i dla RB Lipsk.
Chociaż z całej sytuacji udało się wyjść obronną ręką i kontrowersji w zasadzie nie ma, jest to sytuacja bezprecedensowa. Mecze na neutralnym terenie (abstrahując od finałów) są zwykle spowodowane konfliktem zbrojnym, wojną. Jednak w gruncie rzeczy obecnie też trwa wojna. Nieco inna z niewidocznym rywalem, ale jednak.
Fot.Newspix