Masz 15 lat i strzelasz bramki w młodzieżowej reprezentacji Polski. Dzwonią do ciebie największe kluby w Polsce. Wracasz z testów w Hannoverze 96 i dostajesz szansę w pierwszym zespole Stomilu Olsztyn. Rafał Śledź miał wszystko, o czym mógł pomyśleć chłopak w jego wieku. W jednej chwili wszystko się załamało – brutalny faul zabrał mu dwa lata, nie wrócił już do dawnej formy. Dziś gra w ósmej lidze niemieckiej i opowiada nam, co poszło nie tak. Nie brakuje autorefleksji nad swoją pracą i nadziei na to, że los wciąż można odmienić. Zapraszamy.
Co dziś robi Rafał Śledź?
Aktualnie gram w Einheicie Ueckermunde. Szósta liga niemiecka, przy granicy z Polską, na wysokości Szczecina. Mieszkam w Niemczech, tam też pracuję. Kiedy graliśmy w lidze, były treningi, mecze, pracowałem trzy dni w tygodniu. Teraz kiedy liga jest zawieszona, cztery, pięć dni.
Jak tam trafiłeś? To peryferia futbolu.
Dosyć mocne. Wróćmy do czasów Stomilu. Co pół roku, co rok wracało widmo spadku. Po tym, jak rozegrałem 16 meczów w rundzie, czułem, że pierwsza liga to trochę za wysokie progi. Klub miał się rozpadać, więc chciałem poszukać czegoś innego. Tydzień byłem na testach w drugiej lidze, zebrałem dobre recenzje.
NA ZAPLECZU: Ile wart jest Pro Junior System w 1. lidze? Podsumowanie czterech lat programu
Dlaczego nie wyszło?
Wzięli dużo bardziej doświadczonego zawodnika. Byłem w Górniku Łęczna, którego wtedy trenował Franciszek Smuda. Chociaż nie miałem z nim nawet większej styczności. Na treningach stał z boku, nie tłumaczył ćwiczeń, ewentualnie przerwał gierkę, żeby coś wtrącić. Okienko się kończyło, zostały mi tylko opcje z trzeciej ligi.
Trafiłeś do Huraganu Morąg.
Był tam Joao Augusto (dziś Olimpia Grudziądz – przyp.). Na trzecią ligę naprawdę mocny zawodnik, nie ma co się oszukiwać. Trafiłem tam pod koniec okienka, dwa tygodnie treningów i liga ruszyła. W Morągu też były problemy finansowe, musiałem iść do pracy i było ciężko. Pracowałem od 7 do 15, o 16 miałem trening. Na trening jechałem godzinę, więc wychodziłem z domu o 6, wracałem o 21. Nie było łatwo to ciągnąć.
Stwierdziłeś, że skoro już łączyć pracę z piłką, to lepiej w Niemczech, gdzie są z tego lepsze pieniądze?
Pieniądze swoją drogą. Mało grałem w trzeciej lidze, wiele bramek nie strzeliłem, asyst też brakowało. Były głosy, że nie wiadomo, czy Huragan przystąpi do kolejnej rundy, do nowego sezonu. Dostałem wtedy kontakt do FC Blaubeuren. Jeszcze większe peryferia, ósma liga niemiecka. Ale może kojarzysz, był tam Dawid Janczyk.
Tak, to ten klub, w którym załatwiają Polakom pracę?
Dokładnie. Był tam też Tomasz Porębski, który złapał parę występów w Jagiellonii.
Co sobie pomyślałeś, kiedy odezwał się do ciebie klub z ósmej ligi?
Wiesz, kiedyś dzwonili skauci i prezesi klubów z Ekstraklasy. Z Lecha, Legii, Zagłębia. A później ludzie z klubów amatorskich… Ale w Polsce nie miałem tak naprawdę żadnych opcji “na już”. Stwierdziłem, że warto spróbować wspiąć się po szczeblach lig niemieckich.
Roman Gergel – dziś lider klasyfikacji strzelców 1. ligi – oraz Rafał Śledź
To lepsza opcja niż bujanie się po – bez urazy – Huraganach Morąg?
Trzecia liga jest bardzo zróżnicowana. Masz kluby, które płacą po 1000 zł, ludzie w nich grają i pracują 8-10 godzin. Masz też kluby profesjonalne. Niedawno grał tu przecież Widzew, teraz są Siarka Tarnobrzeg, Stal Stalowa Wola, Elana Toruń. To kluby poukładane, które chcą wrócić wyżej. Wszystko zależy od tego, kto się zgłasza i jakie ma perspektywy.
Znalazłem artykuł sprzed kilku lat, w którym mówisz, że marzysz o grze w zagranicznym klubie. Od razu sobie pomyślałem – chyba nie ten miałeś na myśli.
A kiedyś byłem nawet na testach w Hannoverze. Jak powiedziałem o tym chłopakom, to były docinki, że miał być niemiecki klub, ale nie ten. Wtedy miałem 15 lat. Pamiętam, że to była zima, jakoś przełom lutego i marca. W porównaniu do Stomilu to była bardzo duża różnica. Miałem tam pojechać jeszcze dwa, trzy razy, zobaczyć co i jak. Zacząłem jednak trenować z seniorami Stomilu i nie było już na to czasu.
Żałujesz czy wizja gry w seniorach była kuszącą opcją?
Byłem młody, nie znałem języka. Ciężko byłoby mi wyjechać. Perspektywa gry w pierwszym zespole była ciekawa. Trenerem był wtedy Mirosław Jabłoński. Wszystkie treningi, całe wakacje, pracowałem z pierwszą drużyną. Na zachętę dostałem nawet dwie minuty, pojechałem parę razy na ławkę. Dogadałem się z trenerem, że zejdę do juniorów, żeby zagrać cały mecz i podtrzymać rytm. W juniorach zagrałem jeden albo dwa mecze. Wygrywaliśmy chyba 4:2, strzeliłem bramkę, zrobiłem trzy rzuty karne i… Trzeci to była już złamana noga.
To był punkt, w którym twoja kariera się załamała?
Na pewno nie była to kariera. Ale plany tak. Przez dwa lata byłem poza piłką. Złamałem kość piszczelową, były problemy z tym, żeby się zrosła. Do biegania, a w zasadzie truchtania, wróciłem gdzieś po roku. Normalny trening – rok i trzy, cztery miesiące. To był moment przejścia z juniora do seniora. Złamałem nogę będąc juniorem, wróciłem jako senior i pojawił się problem.
Tak, jakbyś zaczynał od nowa.
Można tak powiedzieć, to całkiem inna piłka. Noga słabo się goiła, wsadzili mi w nią pręt i potem tylko wyjmowali “części”. Żebym zaczął normalnie chodzić, wyciągali śrubę. Dwa, trzy tygodnie leżenia i nierobienia niczego. Po miesiącu chodzenia musieli mi wyjąć usztywnienie, żebym mógł zacząć biegać. Miesiąc leżenia. I wszystko się tak ciągnęło…
Faul, który złamał ci nogę, był złośliwy czy to przypadek, pech?
Nie widziałem tego na filmiku, bo zanim dojrzałem, żeby to obejrzeć to… został usunięty. Ale to był 15 metr, bramkarz rzadko robi wślizgi w tym sektorze boiska. Ja stałem tyłem do bramki, przyjmowałem piłkę prawą nogą, w lewą dostałem wślizg.
To musiał być też spory cios psychiczny.
Był. Wiedziałem, że nie wywalczę sobie składu w pierwszym zespole, ale mogłem łapać minuty na zapleczu Ekstraklasy. Byłem blisko kadry młodzieżowej, jako trzeci-czwarty napastnik. A tu nowa rzeczywistość. Całe życie miałem zorganizowane – szkoła, treningi, mecze. Nagle poza szkołą miałem tylko rehabilitację i patrzenie się w sufit.
NA ZAPLECZU: “Byłem rozczarowany, że zostałem kozłem ofiarnym w Arce”
Właśnie, co robiłeś przez te dwa lata? Człowiek może zwariować.
Zacząłem częściej oglądać mecze. Kiedyś zerkałem tylko na Ligę Mistrzów, wtedy już było wszystko – zaczynałem od ligowych spotkań w piątek, potem sobota i niedziela, wtorek i środa Liga Mistrzów, do tego jeszcze Liga Europy w czwartek. Patrzyłem na kolegów z młodzieżowej reprezentacji, którzy zaczynali już grać w Ekstraklasie, pierwszej lidze i być może nie zazdrościłem, ale po prostu żałowałem, że ja nie mogę tego zrobić.
Jak się zachowało twoje otoczenie? Szatnia, znajomi?
Na pewno Stomil bardzo mi pomógł. Nie zostawili mnie samego, zorganizowali mi rehabilitację. Świętej pamięci Andrzej Biedrzycki odwiedzał mnie codziennie w szpitalu, zawsze miał dla mnie dobre słowo. Po powrocie po kontuzji trener Adam Łopatko i Michał Alancewicz zrobili wszystko, co mogli, żeby mi pomóc.
A ty mogłeś dać z siebie więcej? Bardziej się przyłożyć?
Na pewno mogłem. Zawsze możesz zrobić coś lepiej. Uważam, że wiele rzeczy mogłem poprawić. Zabrakło mi determinacji. Jechałem z rezerwami na czwartą ligę… Biegałem, walczyłem, ale to nie było to samo.
Tak jakbyś miał świadomość, że gdyby nie kontuzja, jechałbyś na mecz z pierwszą drużyną.
Można tak powiedzieć. Niby w głowie miałem myśl, że trzeba się starać, ale to nie był ten sam poziom skupienia, zaangażowania. Nie przekładało się to na to boisko. W takich sytuacjach musisz sobie poukładać wszystko w głowie. Ktoś może ci kazać iść na siłownie, pójdziesz, ale jeśli nie masz w sobie determinacji, to nie zrobisz dobrego treningu.
Uważasz, że Stomil dał ci szansę, czy liczyłeś na więcej minut?
Nie. Za trenera Kamila Kieresia czy Piotra Zajączkowskiego miałem bardzo dużo szans na to, żeby się pokazać. Nie mogę mieć do nikogo pretensji.
Spędziłeś też rok w GKS-ie Wikielec, byłeś tam wypożyczony.
Strzeliłem wtedy dwie bramki Widzewowi Łódź. To był trochę taki przełomowy moment. Mogłem w spokoju pograć z seniorami, co tydzień. Przyszedłem w piątej czy szóstej kolejce, ciągle grałem. W Wikielcu był Remigiusz Sobociński. W swoim wieku, ale można było go podpatrzeć w wielu aspektach. Po tym okresie wróciłem do Stomilu na okres przygotowawczy u trenera Kieresia i zostałem w Olsztynie jeszcze pół roku. Potem przyszedł trener Zajączkowski, strzeliłem nawet bramkę w pierwszym meczu, w ostatnim miałem asystę. Zimą wszyscy jednak mówili, że nie przystąpimy do rundy, raz trenowaliśmy, raz nie…
https://streamable.com/q86w7q
Widziałem, że ostatnio wspominałeś swoje bramki z reprezentacji U-16. Jak się wtedy czułeś?
Na meczu, z orłem na piersi gra się inaczej, chociaż po strzeleniu bramki odczucia są zawsze takie same. Dopiero kiedy po meczu spojrzałem w telefon to… Dzwoni jeden menadżer, drugi, trzeci. Tu testy, tu coś. Wtedy poczułem, że stało się coś większego.
Zamieszanie nie zawróciło ci w głowie?
Nie, bo uznałem, że chcę zostać w Stomilu i tam debiutować w piłce seniorskiej.
Kogo z tamtej kadry wspominasz najlepiej?
Największą robotę na boisku robił Hubert Adamczyk, który swego czasu był w Chelsea. No i Krystian Bielik. Pamiętam, że miał już wtedy problemy z kolanami. Był wysoki, ale bardzo dobry technicznie, skoordynowany. Ale największe umiejętności miał na pewno Hubert. Ja też byłem na kadrze tylko trzy razy, ludzie się zmieniali, bo to były konsultacje, sparingi. Ciężko było o kolegów, ale potem do Stomilu trafił Ernest Dzięcioł i z nim mam kontakt do dzisiaj. Może nie codzienny, ale jest.
Wspominałeś o tym, że liga w Niemczech jest teraz zawieszona. Trochę wpadłeś jak śliwka w kompot.
Zaraz minie półtora roku, a ja tak naprawdę zagrałem rundę. W nowym klubie zdążyłem wystąpić sześć razy, potem odwołali ligę. Teraz mi zostaje bieganie i przemykanie się ukradkiem na boisko, bo nawet siłownie są pozamykane. Na szczęście mam klucze do boiska na uboczu. Można przeskoczyć przez bramę, poruszać się, uderzać. W Niemczech grają tylko pierwsze trzy ligi, reszta jest zawieszona. Ale może to lepiej? Pozostaje liczyć, że chłopakom z wyższych lig nie będzie się chciało ruszać i latem uda się pójść wyżej.
Nie myślisz o powrocie do Polski?
Wiesz, chciałem wrócić. Nawet latem. Byłem po słowie z klubem z czwartej grupy trzeciej ligi. Miałem przyjechać, pokazać się, żeby zobaczyli, w jakiej jestem formie. Plany zepsuł jednak koronawirus. Ale ogółem jest cisza, moje nazwisko trochę się zakurzyło. Może dzięki tobie trochę osób sobie o mnie przypomni!
NA ZAPLECZU: Od stopera do snajpera. Śpiewak, który gra jak z nut
Faktycznie, ja trafiłem na ciebie dlatego, że w zestawieniu młodzieżowców z 1. ligi, które ostatnio robiłem, byłeś jednym z niewielu, którzy grają w niższych ligach zagranicznych.
W trzeciej lidze trochę już pograłem. Sokół Ostróda, GKS Wikielec, Huragan Morąg… Stwierdziłem, że jak mam tak zwiedzać wszystkie kluby w regionie, to może czas spróbować czegoś nowego. To zawsze jakaś przygoda, można się rozwinąć życiowo. Nie mam już problemu z niemieckim, załatwię podstawowe rzeczy, trochę ciężej z tymi bardziej zaawansowanymi, ale wszystko zależy od tego, czy ktoś się chce ze mną dogadać.
Jakie masz plany na przyszłość?
Dalej się rozwijać. Jako człowiek i piłkarz. Zastanawiałem się nad trenerką, ale to jeszcze nie ten moment. Chciałbym dojść do Regionalligi, a potem zobaczymy.
Co byś zmienił, gdybyś mógł coś zmienić?
Nie odchodziłbym wtedy ze Stomilu. Byłem przekonany, że klubu już nie będzie, więc rozwiązałem kontrakt. Gdyby nie to zostałbym do lata w Olsztynie. Nadal śledzę Stomil, sprawdzam na bieżąco wyniki, oglądam mecze, kiedy są w telewizji.
Masz nadzieję, że zobaczysz Stomil w Ekstraklasie?
Nigdy go tam nie widziałem, bo jak Stomil grał w Ekstraklasie, to mogłem o tym wiedzieć co najwyżej nieświadomie. Myślę, że w ciągu trzech lat jest to możliwe.
Zobaczymy cię wtedy w ekstraklasowym Stomilu?
Chciałbym. Wiem, że na dziś to nie mój poziom, ale… Kto wie?
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
fot. Newspix