Reklama

Konkrety ze strony Cracovii? Dopiero na konferencji

redakcja

Autor:redakcja

30 stycznia 2021, 18:05 • 3 min czytania 4 komentarze

Warta Poznań jesienią traciła punkty w sposób tak prosty i głupi, że nawet trudno było mówić o płaceniu frycowego. Bardziej wyglądało nam to (z przymrużeniem oka oczywiście) na jakiś haracz za możliwość gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, z którego poznaniacy wyskakiwali głównie w samych końcówkach spotkań. Efekt był taki, że ekipa Piotra Tworka – choć wyglądała najpoważniej z beniaminków – nie przeskoczyła w tabeli na koniec jesieni żadnej drużyny poza Podbeskidziem i Stalą, mając w dodatku tyle samo punktów co zespół z Mielca. Ale może idą dla Warty lepsze czasy, bo spotkanie z Cracovią wyglądało jak ich zapowiedź. 

Konkrety ze strony Cracovii? Dopiero na konferencji

Mówiąc wprost – drużyna zameldowana w Poznaniu, a grająca w Grodzisku Wielkopolskim, wygrała mecz, w którym niekoniecznie była lepsza.

W pierwszej połowie nawet na pewno nie była. Poza zamieszaniem w jej końcówce, gdy zakotłowało się pod bramką Niemczyckiego (wybicie piłki z linii, poprzeczka, znów wybicie z linii, tym razem ręką) i Kuzimski już zbierał się do wykonania karnego, beniaminek tylko statystował. A skoro i we wspomnianej sytuacji sędziowie na wozie doszukali się spalonego, przez którego anulowano i jedenastkę, i czerwień dla Siplaka, śmiało można powiedzieć, że gospodarze byli mizerni. Cracovia? Cracovia też nie zachwyciła, ale w tym czasie jednak kilka groźnych ataków przeprowadziła. A to Lis wypuścił przed siebie strzał van Amersfoorta, który mógł dobić Alvarez, a to Siplak zamykał akcję w ten sposób, że golkiper gospodarzy musiał się mocno ubrudzić. No, tu śmierdziało golem.

A potem przyszła druga połowa, w której Warta przypomniała sobie, że wcale nie mierzy się z polską odpowiedzią na Bayern Hansiego Flicka.

Zaatakowała. To w zasadzie wystarczyło. Cracovia przyciśnięta zaczęła się gubić i czasami nawet sama prokurowała zagrożenie pod swoją bramką. W końcu, w 70. minucie, wpadło. I to nie byle jak, bo Jakub Kiełb strzelił bramkę tak kapitalną, że pewnie sam się nie spodziewał, iż tak potrafi. Huknął z woleja przy słupku, tworząc sobie pozycję strzelecką przyjęciem piłki. Przypadek? Nawet jeśli miał w tym swój udział, to efekt był tak kapitalny, iż nie ma co drążyć tematu.

Reklama

Reakcja na Cracovii? Nie chcemy być specjalnie złośliwi, ale pojawiła się w zasadzie dopiero na konferencji prasowej. Piłkarze – ci z podstawowego składu, i pięciu rezerwowych – przez 20 minut zrobili naprawdę niewiele, by odrobić straty. W przekroju całego meczu na pewno zawiódł Alvarez, który wrócił do gry, ale bardziej przypominał klocka niż piłkarza z konkretnym CV i umiejętnościami. Sobą nie był Hanca. Fiolić czy Sadiković jak zwykle zrobili niewiele, byśmy zapamiętali ich twarze. Na to wszystko Michał Probierz odpowiedział… podaniem się do dymisji.

– Muszę odpocząć. Przez piętnaście lat pracowałem i w końcu muszę gdzieś pojechać, zająć się sam sobą, rodziną – powiedział, ale i niezależnie od powodów trudno o lepsze podsumowanie gry jego drużyny.

Piotrowi Tworkowi takie myśli po głowie pewnie nie chodzą. Nie tylko dlatego, że w porównaniu z wyjadaczem Probierzem jest trenerskim żółtodziobem. Takie mecze jak ten dzisiejszy pokazują, że przy ograniczonym budżecie, kadrowych brakach, bazując na dobrej organizacji, po prostu odwala dobrą robotę.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

4 komentarze

Loading...