Reklama

Jedno kolano, jeden puchar, jeden klub. Ledley King, legenda Tottenhamu

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

28 stycznia 2021, 16:05 • 10 min czytania 5 komentarzy

Miał tylko jedno kolano, ale dorobił się statusu klubowej legendy, piwa nazwanego na swoją cześć oraz strony internetowej założonej przez fanów. Nie mógł ćwiczyć częściej niż raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu, a ledwo przekroczył 30-stkę. Zdołał jednak wystąpić na mundialu i zdobyć jeden, jedyny puchar w karierze. Ledley King dla kibiców Tottenhamu jest postacią kultową. Dla reszty Anglii? Zmarnowanym przez kontuzje talentem. Rozgrywał średnio 20 spotkań rocznie, co dziś stanowi ¼ dorobku niektórych zawodników. Ale dla niego każdy mecz był zwycięstwem.

Jedno kolano, jeden puchar, jeden klub. Ledley King, legenda Tottenhamu

Mecz się rozpoczął, trochę się porozciągałem. Po trzech minutach wyskoczyłem do główki i poczułem ból w mojej pachwinie. Jakby coś się rozerwało. Pomyślałem tylko: nie, błagam, to nie może się dziać. Myślałem, że to rozbiegam. Próbowałem, ale w przerwie musiałem zostać zmieniony. Nie dawałem rady – tak w swojej biografii opisał jedyny występ na mundialu sam zainteresowany. Występ, który był zwieńczeniem kariery, ale też kolejnym dowodem na kruche zdrowie Kinga.

Ledley miał wtedy 30 lat. Nie trenował jak normalny piłkarz. Na konferencji prasowej tłumaczył, że jego tydzień wygląda mniej więcej tak: trochę siłowni, dużo gimnastyki i rozciągania. Do tego odpoczynek i ćwiczenia w basenie. Dzień przed meczem trenuje normalnie, z zespołem. Czasami odbywa nawet dwa takie treningi w ciągu tygodnia. Nawet dwa. Stoper, który za moment ma wystąpić na mistrzostwach świata, jest w trakcie niekończącej się rehabilitacji.

Przykro było na to patrzeć. Tydzień w tydzień nie mógł grać, tylko basen i rowerek treningowy, a potem ciepła kurtka, żeby iść w piątek na odprawę dla obrońców – pisał w swojej książce Peter Crouch, który dzielił z nim szatnię.

W sezonie poprzedzającym mundial w RPA Tottenham rozegrał 50 spotkań. King wystąpił w 21 z nich (raz minutę, więc tego w sumie możemy nie liczyć), a więc w mniej niż połowie. Jeszcze w końcówce leczył kolejny uraz. Ale zdążył. Fabio Capello stwierdził, że skoro zdążył, to nie może pozwolić sobie na to, żeby takiego piłkarza pominąć.

Reklama

„Wojsko” zniszczyło mu kolana

Gdyby nie kontuzje, miałby w kadrze więcej meczów niż John Terry – zarzekali się kibice Tottenhamu, którzy zresztą śpiewali o Kingu, że z jednym kolanem wciąż jest lepszy niż piłkarz Chelsea. Crouch twierdził z kolei, że bez urazów na pewno przynajmniej wyrównałby liczbę występów w reprezentacji Rio Ferdinanda. Harry Redknapp uważał natomiast, że nawet trenując raz w tygodniu, daje taką jakość, jaką dawał Bobby Moore. Dodawał, że nawet nie wyobraża sobie, jak dobry byłby King, gdyby prowadził normalne życie piłkarza.

No dobrze, ale dlaczego w ogóle obrońca Tottenhamu trenował tak, a nie inaczej i nikt nie miał z tym problemu? Oddajmy głos Crouchowi.

“Z Ledleyem razem szliśmy przez system szkoleniowy Tottenhamu. We wtorki i czwartki rozgrywaliśmy mecze pięciu na pięciu na starym jak świat boisku przy White Hart Lane. Małe składy na małym boisku pozwalają naprawdę dobrze ocenić zawodników. Tu nie ma miejsca na błędy, a Ledleyowi w tak trudnych warunkach udawało się dowodzić nami z pozycji stopera. Prawie nie robił wślizgów, bo nie musiał. To był okres, w którym wszyscy rozumieliśmy, na czym polega gra w obronie po angielsku, a on był wielki jak dąb. Potrafił świetnie grać w tradycyjny dla nas sposób, a oprócz tego umiał wiele innych rzeczy. Po turnieju młodzieżówek w Hiszpanii zgłosiły się po niego Real i Barca, ale był domownikiem i wolał zostać w Londynie.

TOTTENHAM WYGRA Z LIVERPOOLEM? KURS 3.20 W TOTALBET!

Chyba jeszcze tam byłem, gdy zaczęły się jego problemy. Juniorzy Tottenhamu zostali wysłani na tygodniowy obóz kondycyjny do bazy wojskowej Bovngton w Dorset. Warunki były ciężkie. Spaliśmy w namiotach, wstawaliśmy o piątej rano, biegaliśmy w dalekie trasy, choć byliśmy już wykończeni, robiliśmy jakieś absurdalnej liczby brzuszków. Ledley skarżył się na duże problemy z biodrem, ale i tak wysyłali nas na kolejny koszmarnie długi bieg. Żaden z nas nie chciał się poddać. Uznaliśmy, że po prostu musimy to przetrzymać. Potem Ledley miał już problem, którego nie mógł się pozbyć na dobre. Na etapie rozwoju, na którym się wtedy znajdowaliśmy, zafundowano naszym stawom chore obciążenie”.

Crouch w Tottenhamie początkowo nie zaistniał. King jeszcze przed 20. urodzinami był włączony do kadry pierwszej drużyny. I szybko jego status zmieniłby się na jeszcze ważniejszy, gdyby nie mecz z Derby w 1999 roku.

Reklama

Po jakichś 20 sekundach wyciął mnie Rory Delap. Poczułem ból, ale postanowiłem kontynuować grę. Kilka dni później powiedziano mi, że będzie trzeba zoperować moje kolano. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to początek moich problemów, ale faktycznie tak było. Nie mam o to żalu, to zwykły faul, jakich wiele w meczu. Mogło się to zdarzyć każdemu – opowiadał Ledley w “Four Four Two”.

Z czym dokładnie zmagał się King? Chroniczna kontuzja kolana, brak chrząstki. Redknapp mówił nawet, że nie da się tego wyleczyć, bo po prostu nie ma czego operować.

13 lat, jeden puchar

Dziś za najczęściej pauzującego zawodnika uchodzi Marco Reus. Mówi się o tym, że Niemiec przez swoje kontuzje stracił szanse na wielką karierę i równie wielkie sukcesy. Fakt, piłkarza Borussii ominęło złoto mundialu. Ale występy na EURO i mistrzostwach świata zaliczył. W karierze klubowej? Finał Ligi Mistrzów, kilka trofeów. Ledley King nie miał nawet tego. Jego lista osiągnięć zamyka się w:

  • 45 minutach na mundialu
  • Wygraniu EFL Cup
  • 2 finałach EFL Cup
  • Tytule piłkarza miesiąca Premier League

Defensor Tottenhamu nie ma w gablocie nawet brązowego medalu ligi angielskiej. Podczas jego 13-letniej przygody z londyńskim klubem docierał najwyżej na czwarte miejsce w Premier League. Dwukrotnie pod koniec kariery. Tylko w jednym sezonie miał szansę na występy w Lidze Mistrzów. Zakończył je po dwóch spotkaniach – z Twente Enschede oraz Werderem Brema. Ominęły go więc starcia z Interem, ominął go rajd “Kogutów” do ćwierćfinału, który przyniósł dwie kolejne konfrontacje z klasowymi rywalami – Milanem oraz Realem Madryt. Nic dziwnego, że wygrana w EFL Cup, nazywanym inaczej “Pucharem Myszki Miki”, sprawiła mu tyle radości.

A MOŻE JEDNAK LIVERPOOL? KURS 2.17 W TOTALBET!

To niesamowite uczucie. Czekałem na to bardzo długo, powiedziałbym nawet, że za długo. Raz graliśmy już w finale, ale przegraliśmy. Obiecałem sobie, że więcej do tego nie dopuszczę – mówił po meczu na antenie Sky Sports.

Wygraliśmy wtedy z Chelsea, więc to wyjątkowe wspomnienie. Jako kapitan czułem się odpowiedzialny za to, żeby zespół szedł w górę. Wygrywał, wchodził na wyższy poziom. Zawsze uważałem, że lepiej wygrać jeden czy dwa puchary z klubem, który kochasz, niż odnosić sukcesy co roku, ale grając dla “obcych” – wspominał po latach w “Football Daily”.

Dla Kinga spotkania z zespołami z Londynu zawsze były czymś, na co nie musiał się specjalnie mobilizować. Nie istniały też wymówki i sytuacje, w których Ledley mógłby opuścić derby z Arsenalem lub “The Blues”. Dowód? Gdy spojrzymy na listę rywali, z którymi mierzył się najczęściej. Chelsea – 20 razy, Arsenal – 19. To z meczu z tymi pierwszymi pochodzi wideo, które robi furorę wśród kibiców Tottenhamu.

Natomiast derby też nie przyniosły mu sukcesu, który wynagrodziłby ból. Arsenalowi strzelił dwa gole, ale wygrał z nim zaledwie trzykrotnie. Chelsea? Tylko trzy cztery zwycięstwa. Nie pomagało nawet to, że mocno uprzykrzał życie napastnikom. – To był jedyny zawodnik, który zawsze unikał kontaktu w walce o piłkę. Nie lubię obrońców, którzy ciągną rywala za koszulkę. Tylko on potrafił tego nie robić, a mimo to odbierał mi piłkę bez trudu. Ledley zabierał ci piłkę w taki sposób, że nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy – komplementował rywala Thierry Henry.

Nie ma co ukrywać – King zapewne wygrywałby częściej, gdyby koledzy z szatni podciągnęli się do jego poziomu. Bo o jego klasie wiedział każdy.

Jak Terry, ale z lepszym charakterem

Jak dobry był Ledley King? Dimitar Berbatow stawiał go między Vidiciem a Ferdinandem. Crouch uważał, że to angielski Baresi. – Porównania między nim, a Bobbym Moorem nie były bezpodstawne. Opierały się na tym, że obaj byli geniuszami w ustawianiu się na boisku. Wiedzieli, jak czytać grę i mieli kapitalne zdolności jej dyktowania, gdy mieli piłkę przy nodze – twierdzi „These Football Times”.

Kiedy obrońca wybiegał na boisko w duecie z Solem Campbellem, ciężko było nie bać się starcia z taką parą. Dwie wielkie, umięśnione skały, gotowe, żeby zatrzymać ataki rywali. Przy potężnej budowie i sile, Kingowi nie brakowało także szybkości i sprytu. Dowód? Gol zdobyty w 10. sekundzie meczu z Bradford w jednym ze swoich pierwszych sezonów na boiskach Premier League.

Dojrzewał i zaczynał błyszczeć. Jego interligencja pozwalała mu wygrywać pojedynki, zawsze byc krok przed rywalem. Nawet kiedy miał nieco ponad 20 lat, był na tyle mądry, że nie popełniał prostych błędów. Wszyscy obrońcy sprowadzali grę do parteru, grali wślizgami. On ich unikał, bo od najmłodszych lat był uczony, że najważniejsze w walce o piłkę jest utrzymanie pozycji. Stanie twardo na nogach – pisze “These Football Times”.

TOTTENHAM – LIVERPOOL NA REMIS – KURS 3.60 W TOTALBET!

Campbellem mógłby stworzyć parę idealną, poróżniła ich jednak pewna ważna rzecz. Lojalność. Fakt, Crouch twierdził, że Ledley to domownik. Ale żeby grać dla Arsenalu nie tylko nie musiał opuszczać Londynu, lecz nawet zmieniać mieszkania. Jego partner z defensywy na taki układ poszedł. King nie. Nigdy nie opuścił Spurs, nawet kiedy był najlepszym zawodnikiem “Kogutów”. A umówmy się – coś jest nie tak, kiedy twoim najlepszym piłkarzem jest stoper. Zresztą, wszyscy dobrze wiemy, co o Tottenhamie mówił Sir Alex Ferguson. Ledleyowi to jednak nie przeszkadzało.

Pozostał naszym człowiekiem tak jak John Terry. Tyle że on nie miał w sobie tyle zła, ile John. Byłem dumny, że nasz wychowanek uchodzi za jednego z “dobrych chłopaków” – uważa Nick Thomsponog z portalu “Vice”.

Prawa ręka Mourinho

W 2012 roku King w końcu się poddał. Nie miał siły, żeby nadal żyć w trybie pływalnia – siłownia – mecz. Wytrwał długo, bo wszyscy doradzali mu rzucenie piłki w cholerę już parę lat wcześniej. I tak był szczęściarzem. Zdążył zagrać zarówno z Garethem Balem, jak i z Harrym Kanem. Oczywiście niemożliwe było to, żeby King po zakończeniu kariery nie pozostał związany ze Spurs. Zaczął pracować jako trener młodzieży i rzekomo szło mu całkiem nieźle. Dogadywał się z juniorami i był dla nich wzorem. Byli w niego wpatrzeni jak w obrazek i myśleli: to kiedyś mogę być ja!

King zaczynał tam, gdzie oni. Miał dla nich dużo czasu i cierpliwości. “The Athletic” pisał, że gdy trenował młodzież, można było odnieść wrażenie, że jest wszędzie i rozmawia z każdym. Cierpliwość, wyrozumiałość i troska – to wszystko go cechowało, więc powinien odnieść w swojej pracy sukces.

Ale nie odniósł. Zrezygnował z trenowania i został ambasadorem klubu. Do czasu.

Kiedy Tottenham przejął Jose Mourinho, plan się zmienił. King był osobą, która wprowadziła go do klubu. Zapoznała ze wszystkim i wytłumaczyła, czym są Spurs. The Special One wpadł jednak na pewien pomysł. Dostrzegł w Ledleyu członka jego sztabu. Jedni twierdzą, że to tylko PR-owa zagrywa. King nie ma nawet uprawnień, które pozwalają mu pracować na murawie z drużyną na co dzień, dopiero o nie zabiega. Pomaga jednak w analizach, podpowiada, co można poprawiać w defensywie. Współtworzy również dział, który zajmuje się młodzieżą przechodzącą do pierwszej drużyny oraz zawodnikami, którzy wędrują na wypożyczenie. Do swoich obowiązków podchodzi tak samo poważnie, jak do dbania o to, żeby trenując raz dziennie, być zdolnym do rywalizacji na najwyższym poziomie.

Nie chce bazować na nazwisku. Kiedy miał decydować o tym, gdzie wysłać młodych piłkarzy, jeździł na League One, League Two i oglądał poszczególne zespoły w akcji. Grał tylko w Premier League, więc nie miał pojęcia o tym, jak to wygląda niżej. Postanowił więc jeździć i obserwować, doświadczać tego na własnej skórze, zamiast decydować zza biurka – mówił jego dawny współpracownik, Chris Ramsey, w rozmowie z “The Athletic”.

Dużo z nim rozmawiam. To krótkie konwersacje, w których podpowiada mi po meczach, czy przed meczami, co mogłem zrobić lepiej, mówi, co robiłem dobrze. Kiedy tylko chcę, mogę do niego pójść i pogadać. To fantastyczne, że osoba z takim doświadczeniem, tak oddana dla klubu, po prostu jest tu dla nas – twierdzi z kolei Eric Dier.

Nie wiadomo, jak potoczą się dalsze losy legendy „Kogutów”. W szansie od Mourinho wielu dostrzega wybitną możliwość. Okazję ku temu, żeby King kiedyś się usamodzielnił i – być może – przejął Tottenham, żeby zdobyć z nim coś, czego nie udało mu się wygrać na murawie.

Ale znając Kinga, podchodzi do tego z chłodną głową. W końcu przez kilkanaście lat udowadniał już, że niemożliwe nie istnieje.

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Anglia

Anglia

Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League

Damian Popilowski
8
Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League
Anglia

Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją

Maciej Szełęga
8
Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją

Komentarze

5 komentarzy

Loading...