Pamiętacie jeszcze, jak Krzysztof Piątek trafiał do Milanu, Rossoneri bili rekordy oglądalności w telewizji, a wszyscy nagle zaczęli się fascynować Serie A? Debiut Arkadiusza Milika w Marsylii sprawił, że mamy małe deja vu. Tyle że sam zainteresowany raczej nie będzie go wspominał dobrze. Nieco ponad 30 minut, które dostał od Andre Villasa-Boasa, okazało się zbyt wysoko zawieszoną poprzeczką po kilku miesiącach siedzenia na trybunach. Monaco zaczęło powoli, ale kończyło jak bolid F1.
– Mamy dobrych piłkarzy i stać nas na to, żeby grać lepiej – rzucił zdawkowo Alvaro Gonzalez w pomeczowych wywiadzie. Wiadomo, jeden z klasycznych truizmów w tego typu rozmówkach. Natomiast nie da się ukryć, że do sytuacji OM pasuje jak ulał. Bo jednak ciężko dziś postarać się o plusy w postawie ekipy Villasa-Boasa. Czuliśmy się trochę tak, jak wtedy, kiedy Piątek przychodził do Herthy i wielkie nadzieje szybko ostudził kubeł zimnej wody w postaci gry całego berlińskiego zespołu. Nie chcemy powiedzieć, żeby Marsylię skreślać.
Ale wypadałoby się wziąć do roboty.
Marsylia, czyli przeciętność do bólu
Tym bardziej że Marsylia szybko wypracowała sobie kapitał w postaci prowadzenia. Duje Caleta-Car zszedł do boku boiska i puścił kapitalną, długą piłkę do Nemanji Radonjicia. Ten bez problemu uciekł rywalowi i nie mieliśmy nawet kwadransa za sobą na zegarze, a goście prowadzili. Biorąc pod uwagę to, że zdecydowanie nie byli dziś faworytem – trochę się ożywiliśmy. Olympique zastosował jednak starą i niekoniecznie skuteczną taktykę. Bronienie wyniku 1:0. Choć może nawet nie tyle bronienie, ile o brak chęci pójścia za ciosem. Bo kiedy Monaco zaczęło spychać ich coraz głębiej, oni nie mieli nawet pomysłu na to, jak się odgryźć. Jak to się skończyło? Ano tak, że po 90 minutach liczba celnych strzałów zespołu Milika wynosiła tyle samo, ile po minutach 12. Czyli jeden.
MARSYLIA WYGRA Z RENNES? KURS 2.55 W TOTALBET!
Niezłych ananasów mają w drugiej linii marsylczycy. Monaco nie musiało się zbytnio wysilać, żeby zdominować tę strefę boiska. A kiedy dodamy do tego fatalnego Floriana Thauvina na skrzydle (sporo wiatru, ale tylko jedno celne dośrodkowanie) i Dario Benedetto, który przez godzinę nie oddał strzału na bramkę – dla przypomnienia: temu facetowi właśnie za to płacą, bo w rubryce zawód ma wpisane „napastnik” – to ta porażka staje się nieco bardziej zrozumiała. Monaco zagrało tak, jakby było pewne, że prędzej czy później strzeli jedną bramkę, potem drugą, a na koniec odjedzie z kompletem punktów. Coś jakby byli po słynnej przemowie Aleksa Fergusona „panowie, to tylko Tottenham”, tyle że dotyczącej Marsylii.
I najsmutniejsze, że ich przekonania się sprawdziły.
Bomba Joveticia wisienką na torcie
Start drugiej połówki – pierwszy cios. 120 sekund potrzebowali gospodarze, żeby wyrównać. Zupełnie jakby w szatni powiedzieli sobie: dobra panowie, teraz na poważnie. Kiedy formalności mieli już za sobą, pozostawało czekać na drugie trafienie. I tu warto jednak Marsylii oddać, że padło ono po ewidentnym błędzie. Nie Mandandy, jak wykazały powtórki akcji bramkowej, a sędziego, co pokazały powtórki tego, co działo się przed akcją bramkową. Mianowicie gospodarzom wcale nie należał się rzut rożny, po którym padł gol. Jako ostatni piłki dotknął piłkarz Monaco, jednak sędzia tego nie wychwycił i bum – katastrofa gotowa. OM – już z Milikiem na boisku – dostało sztukę i przegrywało 1:2.
MONACO POKONA NANTES – KURS 1.92 W TOTALBET!
No właśnie, a co tam słychać u Polaka? Niewiele. Pół godziny w jego wykonaniu ciągnęło się jak słaby sitcom. Milik rzadko dotykał piłki, znacznie częściej dotykał za to rywali, których mocno dziś poturbował. Nie wygrywał praktycznie żadnych starć z rywalem, ale rzecz jasna jest usprawiedliwiony. W Neapolu na plaży nie leżał, jednak ostatnie miesiące w jego życiu trzeba traktować jak kontuzje, która wybiła go z rytmu meczowego.
Show skradł jednak inny zmiennik. Także napastnik, także z przeszłością w Serie A. Stevan Jovetić i jego kapitalny gol z rzutu wolnego.
https://streamable.com/7kpaxj
Monaco – Marsylia 3:1
Maripan 47′, Tchouameni 75′, Jovetić 90+1′ – Radonjić 12′
fot. FotoPyK