W sobotnie popołudnie jest dużo ciekawszych zajęć niż oglądanie rywalizacji FC Koeln z Herthą Berlin. Meczu pomiędzy szesnastą a dwunastą ekipa w tabeli Bundesligi. Natomiast obecność w pierwszym składzie Krzysztofa Piątka sprawiła, że podjęliśmy to wyzwanie. Zmierzyliśmy się z tym spotkaniem. Czy rozczarowało nas? Skądże. Wiedzieliśmy, że nie zobaczymy żadnych fajerwerków. Choć zupełnie szczerze – tak beznadziejnego bezbramkowego widowiska to jednak się nie spodziewaliśmy. Okej, jakoś wytrzymaliśmy do końca, ale po takich meczach, człowiek najchętniej zrobiłby sobie tygodniowy odwyk od futbolu.
Początek nie zwiastował tak strasznych męczarni. W pierwszym kwadransie nasz Polak-rodak miał dobrą okazję, by wreszcie strzelić gola nie jako dżoker, a gracz wyjściowej jedenastki. Dostał znakomite podanie z głębi pola, prawidłowo przyjął piłkę, ale dość nieporadnie zbierał się do oddania strzału i jeden z defensorów gości zdołał wywrzeć na nim presję. Piątek uderzył zbyt lekko i golkiper gospodarzy nie miał problemu z obroną. Może nie była to setka, ale jeśli nasz napastnik chce na stałe wskoczyć do wyjściowej jedenastki, wypadałoby skutecznie wykończyć tego typu akcję. A potem? Równie dobrze można było iść do kuchni, zrobić sobie kawę i zahaczyć jeszcze o toaletę.
Nic szczególnego się nie działo do przerwy.
Po przerwie było już lepiej. Niewiele lepiej, ale lepiej
W 60. minucie szkoleniowiec gości Bruno Labbadia posłał do boju swojego najlepszego strzelca – Matheusa Cunhe. Zmienił on katastrofalnego Dodiego Lukebakio i rzeczywiście ta roszada wpłynęła na poprawę gry „Starej Damy”. Brazylijczyk nie zmienił oblicza spotkania, ale dzięki jego obecności wreszcie ożywił się Matteo Guendouzi. Na tle innych kolegów wyglądał, jakby obronił doktorat z nauk piłkarskich, podczas gdy oni ledwo, co uzyskali maturę i to na zasadzie amnestii. FC Koeln swoją postawą natomiast pokazało, czemu mają takie ogromne problemy z punktowaniem na własnym stadionie. Zero pomysłu, zero składnych akcji. Dramat. W zasadzie tylko nasz dobry znajomy z Ekstraklasy – Ondrej Duda – starał się szukać jakichś niekonwencjonalnych rozwiązań.
Im dłużej trwał mecz, tym goście coraz mocniej napierali.
Kolejny raz niezłą szansę zmarnował Piątek. Futbolówka po jego uderzeniu przeszła tuż obok słupka. Z kolei po meczu największą burę i tak dostanie Cunha. Czasami styl nie jest aż tak ważny. Drużyna w bólach wygra 1:0, zainkasuje trzy punkty i w dobrych nastrojach wróci do domu. Hertha potrzebowała wygranej jak tlenu. A co zrobili jej piłkarze w doliczonym czasie? Koncertowo spierniczyli kontratak, mieli przewagę liczebną w polu karnym Kolonii, a wspomniany wyżej Cunha postanowił sobie podać piętką do jednego z nadbiegających graczy…
W sumie to ta nieudolna próba wydarcia zwycięstwa idealnie podsumowała cały mecz. Straszny paździerz. Całe szczęście, że za chwilę sędzia oszczędził cierpienia piłkarzom, trenerom, a przede wszystkim kibicom.
Następnym razem, zanim włączymy telewizor i odpalimy mecz z udziałem berlińczyków, chyba poważnie się zastanowimy, czy ma to jakiś sens. Nawet jeśli Piątek znów wyjdzie w podstawowym składzie. Jeden Guendouzi, od biedy Cunha nie są w stanie sprawić, że z radością będzie można obserwować poczynania Herthy, która w tym sezonie maksymalnie upodobała sobie pochwałę przeciętności.
FC Koeln – Hertha Berlin 0:0
Fot: Newspix