Football Managerowych testów ciąg dalszy. Sprawdziliśmy już, jak Leo Messi poradziłby sobie w Koronie Kielce. I jak wypadałaby w Ekstraklasie drużyna złożona wyłącznie ze starych Słowaków lub z polskich młodzieżowców. Teraz czas na ekspansję zagraniczną i zweryfikowanie eksperymentu o nazwie roboczej “Legia Warszawa w Anglii”. Przerzuciliśmy legionistów do Premier League, puściliśmy dziesięcioletnią symulację i sprawdziliśmy, czy warszawski klub nadal jest w elicie, czy jednak błąka się gdzieś po League One.
Kto nie chciałby się przekonać o tym, jak polskiemu klubowi poszłoby na Wyspach Brytyjskich? O ile jeszcze wierzymy, że któryś z szalonych dyrektorów sportowych wpadłby na pomysł, by oprzeć zespół w Ekstraklasie w całości na starych Słowakach, to transfer całego klubu do Anglii wydaje się tylko projektem rodem z Football Managera. Ale po to mamy ten cykl, by bawić się w takie pierdoły.
No dobra, założenie jest banalnie proste – wyrzucamy z Premier League najsłabszą drużynę (w tym przypadku – Sheffield United) i zastępujemy ją Legią Warszawa. Wciskamy przycisk symulacji i sprawdzamy efekty. A te początkowo są dość przewidywalne.
Legia w pierwszym sezonie z hukiem zleciała z ligi. I to tak ordynarnie. Ostatnie miejsce w lidze, pięć punktów w 38 kolejkach, 30 punktów straty do bezpiecznego miejsca. Najwięcej bramek straconych, najmniej strzelonych. Rekordowe passy porażek z rzędu (dwanaście), meczów bez strzelonego gola (cztery), najskuteczniejszy strzelec miał jedno trafienie na koncie. Brutalne lanie i oczekiwany spadek.
Swoje zrobił w tym przypadku budżet. W pierwszych dwóch oknach transferowych legioniści przeprowadzili absolutnie najskromniejsze transfery w całej lidze kupując jakichś dwóch średniaków z Championship za 300-400 tysięcy euro, wypożyczyli też paru dzieciaków z Liverpoolu czy Chelsea, by załatać jakoś kadrę drużyny. Fajerwerki zostały odpalone dopiero po spadku, gdy do kasy klubowej wpadły miliony z praw telewizyjnych.
O ile spadek do Championship był dość spodziewany, o tyle zaskakujący był powrót Legii do Premier League po zaledwie trzech sezonach. Gruba inwestycja w transfery się opłaciła – pan Mioduski sypnął kasą i na zakupy poszło ponad 50 milionów euro, w tym 20 baniek na Matta Grimsa ze Swansea. Swoje zrobił też trener, a nim był wówczas – uwaga – Brendan Rogers.
Ale ten sezon na przestrzeni dziesięciu lat należy traktować jako jednorazowy wyskok. Po awansie rzecz jasna przyszedł spadek – choć nie tak spektakularnie przybity, jak ten pierwszy. Rogers sam odszedł z klubu w listopadzie po wejściu do Premier League, a Peter Bosz nie zdołał utrzymać Legii w elicie. Nawet mimo wykupienia z Fulham Jana Bednarka za 21 milionów euro.
Wspomnieliśmy, że ten awans do Premier League był jednorazowym wyskokiem. I mamy na to dowody. Przez osiem sezonów warszawianie wyrośli na idealnego średniaka Championship. Zajmowane miejsca w ciągu tych ośmiu sezonów na zapleczu angielskiej ekstraklasy wyglądają następująco: 12, 16, 2, 11, 11, 12, 12, 12.
Jeśli ktoś zwrócił na powyższym screenie na obecnego trenera Legii, to niech się nie dziwi. Po Czesławie Michniewiczu – zwolniony po drugim sezonie – legionistów prowadziły same ciekawe nazwiska.
Legia postawiła też na szkolenie. Przez te dziesięć lat sukcesywnie podnosiła jakość obiektów treningowych i siatki wyszukiwania juniorów. Reprezentacja Polski U21 w ponad połowie składa się z wychowanków Legii. Spore pieniądze klub zarobił też na sprzedaży tzw. wonderkidów. A bodaj najciekawszym graczem wypuszczonym przez Legię przez te lata jest ten gość.
Dość szokujące jest to, że w kadrze zespołu przez dekadę ostał się jeden piłkarz. Bartosz Slisz, który zapracował sobie na miano legendy klubu i w zakładce “legendy” widnieją teraz trzy nazwiska – Deyna, Brychczy i właśnie Slisz. W Legii rozegrał 419 spotkań, ma 31 lat i nie wykluczone, że gdybyśmy puścili symulacje dalej, to spokojnie dobiłby do pięciu setek.
Co ciekawe – w dziewiątym sezonie Legii w Anglii doszło do zmiany właściciela. Dariusz Mioduski sprzedał swoje udziały tajskiemu konsorcjum na czele którego stoi… no, sami sobie przeczytajcie.
Nie zmieniło to jednak w rewolucyjny sposób finansów klubu. Legioniści jednak ustabilizowali po pierwszym spadku swoją sytuację finansową i regularnie dokonują dużych transferów. Rekord kasy wydanej w jednym oknie transferowym wynosi 55 milionów euro, rekord sumy sprzedaży – 70 milionów euro.
Niespodziewanie też Legia była blisko sięgnięcia po trofeum. Chodzi o Carabao Cup, które był właściwie na wyciągnięcie ręki – w finale na Wembley warszawianie mierzyli się z Manchesterem City. Legia prowadziła już nawet 1:0, ale doszło do dogrywki, a tam Citizens byli o jedną bramkę lepsi.
Jak już wspomnieliśmy – Legii bardzo dobrze idzie szkolenie młodzieży. Zespoły juniorskie wygrywały swoje rozgrywki młodzieżowe, ponadto zespół juniorów dotarł do finału młodzieżowej Ligi Mistrzów.
Eksperyment wypadł zatem w kilku kwestiach przewidywalnie. Przede wszystkim – Legia szybko spadła z Premier League, ale ustabilizowała się w roli drugoligowego średniaka, któremu nie grozi spadek, ale też nie jest wymieniany w gronie faworytów do awansu. Do przewidzenia był też fakt, że po napompowaniu klubu angielskimi funtami budżet napęcznieje i klub dość szybko doskoczy do standardowych wydatków transferowych w Anglii.
Zaskakujący na pewno jest to, że Legia dała namówić m.in. Petera Bosza czy Ralpha Hasenhuttla na prowadzenie zespołu. Fabio Grosso i Alessandro Nesty też nie spodziewaliśmy się w roli następców Czesława Michniewicza. No i tego, że w pewnym momencie środek pola Legii będą tworzyć Bartosz Slisz, Aaron Ramsey oraz wypożyczony z MLS Michał Karbownik.
fot. FotoPyk