Holstein Kiel napisało wczoraj jedną z piękniejszych kart w historii klubu. Wyeliminowanie z Pucharu Niemiec Bayernu Monachium na zawsze już będzie wspominane przez fanów tamtejszej drużyny. Jeszcze kilkanaście lat temu ich zespół mógł co najwyżej marzyć o nawiązaniu walki z najlepszymi ekipami naszych zachodnich sąsiadów, a oni sami byli wychowani w kulcie legendarnych porażek z lat 60’ oraz 70’. Jednak drużyna piłkarska znajdująca się w cieniu niemieckiego hegemona parkietów piłki ręcznej – THW Kiel – od kilku lat bardzo wyraźnie zaznacza swoją obecność w mieście i być może za jakiś czas nie tylko zapuka do Bundesligi, ale chwyci za klamkę, otworzy drzwi i wejdzie na salony.
Obecna ekipa Thomasa Dahne oraz Mikkela Kirkesova bardzo bliska tej sztuki była w 2018 roku. Zajęła trzecie miejsce na zapleczu najwyżej klasy rozgrywek i dzięki temu zmierzyła się w dwumeczowym barażowym z VFL Wolfsburg. Natomiast „Wilki” okazały się w tamtym momencie za silne dla „Bocianów”. Do dziś Kilonia czeka na swojego przedstawiciela na samym szczycie ligowej drabinki. Na dobrą sprawę lepsze czasu dla futbolu w stolicy Landu Szlezwik-Holsztyn nadeszły w 2017 r., kiedy to zawitała tam 2. Bundesliga. Z kolei społeczność skupiona wokół handballu nie musiała na siłę szukać miłych momentów i ubarwiać sukcesów. Z gablot ich klubu od nadmiaru wylatują liczne puchary i statuetki, a oni sami wielokrotnie zasmakowali rywalizacji na najwyższym światowym poziomie.
Podczas gdy Holstein błąkało się po peryferiach poważnej piłki, THW śrubowało rekordy
Kilonię, często przez wielu myloną z Kolonią, zamieszkuje nieco więcej osób niż Częstochowę. Niespełna ćwierćmilionowa miejska populacja w latach dziewięćdziesiątych oszalała na punkcie piłki ręcznej. THW od sezonu 1993/94 do sezonu 2014/15 tylko cztery razy musiało zejść z piedestału mistrzowskiego. Łącznie aż 21 razy zwyciężało to trofeum, a aktualnie w tej dyscyplinie jest najbardziej utytułowaną drużyną w Niemczech. W międzyczasie dorzuciło jeszcze cztery zwycięstwa Ligi Mistrzów. Jak się mają do tego osiągnięcia piłkarskiego Holstein? Poza mistrzostwem Niemiec z 1912 roku fani kopanej odmiany piłki nie mogą się tam niczym specjalnym poszczycić. Wystarczy wejść na stronę oficjalną stronę klubową, by w galerii chwały ujrzeć na pierwszym miejscu „piękną porażkę” w finale rozgrywek o mistrzostwo kraju w 1930 r. – wtedy jeszcze nie było systemu ligowego – z Herthą Berlin.
Obecnie, nawet gdy porównamy obiekty sportowe obu ekip, od razu rzuci się nam w oczy, który zespół jest zdecydowanie lepiej usytuowany. Hala sportowa, na której rozgrywa swoje mecze THW Kiel, to dostosowany do dzisiejszych realiów obiekt mogący pomieścić 10 250 osób. Z kolei stadion piłkarski Kilonii przypomina obiekt GKS-u Bełchatów. Wzdłuż boiska jedna niska trybuna, druga coś na wzór „vipówki” oraz zdecydowanie najbardziej bardziej pokaźna za bramką. Istnieje jakieś tam prowizoryczne blaszane zadaszenie. Z racji obowiązywania w Niemczech specjalnych przepisów, zdecydowaną większość wszystkich dostępnych miejsc stanowią te stojące. Żeby nie umniejszać bełchatowskiemu stadionowi, to trzeba przyznać, że niespełna piętnastotysięcznik z Kilonii wygląda przy nim tak naprawdę jak Golf 3 w stosunku do Golfa 6.
Tak, właśnie na takim obiekcie Bayern Monachium zaprzepaścił szansę na pierwsze w historii trzykrotne z rzędu zwycięstwo Pucharu Niemiec.
Kryzys handballu oznaczał progres kilońskiego futbolu
Wprawdzie w poprzednim roku THW powróciło na tron, lecz czekało aż 5 lat na mistrzostwo. Zważywszy na poprzednie tłuste lata, taka posucha musiała mocno doskierać wielu kilończykom. W tym czasie Holstein zaczęło rosnąć w siłę. Za sprawą obiecujących wyników trzeciej lidze frekwencja zaczęła stale rosnąć. O ile wcześniej stadion piłkarski przy okazji meczów odwiedzało średnio 5300 osób, tak w sezonie 2016/17, kiedy to „Bociany” odlatywały na wyższy poziom, obiekt zaczął się coraz częściej zapełniać. W czasach, które raczej tylko ich starsi kibice będą wspominać, do liderów zespołu należeli m.in. Rafał Kazior czy Jarosław Linder.
Aż 26 lat Holstein znajdowało się poza zapleczem Bundesligi. W mieście odbyła się huczna feta i to wreszcie nie za sprawą kolejnego mistrzostwa w piłce ręcznej, tylko awansu do drugiej ligi niemieckiej. Spontaniczna radość mieszkańców Kilonii pokazała, że mimo tylu lat egzystowania futbolu w cieniu sukcesów w handballu, w mieście istnieje ogromna potrzeba funkcjonowania ekipy piłkarskiej na lepszym niż regionalnym lub trzecioligowym poziomie.
Holstein zbudowało solidny zespół na miarę 2. Bundesligi
Kibice, piłkarze i działacze nie zakładali, że już po pierwszym sezonie gry na drugoligowym froncie los rozłoży im dywan prowadzący do Bundesligi. Już samo trzecie miejsce w sezonie 2017/18 było ogromnym osiągnieciem. Przecież jeszcze kilka lat temu kibice zwiedzali co najwyżej jakieś mieścinki z pobliskich landów. A wówczas awans był sprawą realną i otwartą. W barażach trafili pogrążony w kryzysie Wolfsburg. Istniały solidne przesłanki, że wielki sen może spełnić. Nie spełnił się. „Wilki” dwa razy minimalnie okazały się lepsze, wygrywając w dwumeczu 2:0.
Następne rozgrywki dla Kilończyków również okazały się udane. Może nie aż tak, jak premierowe, ale szóste miejsce z 49 punktami na koncie na pewno należy uznać za przyzwoity wynik. Miniona edycja (2019/20) stała już pod znakiem wielkiej przeciętności. Wprawdzie widmo spadku nie zaglądało w oczy, ale trudno uznać jedenastą lokatę za spełniającą oczekiwania.
Czy do Kilonii wreszcie zawita piłkarska Bundesliga?
Nie ma idealnego papierka lakmusowego, który wskazałby nam dokładny odczyt poziomu 2. Bundesligi. Z jednej strony przecież w tych rozgrywkach Rodrigo Zalazar radzi sobie dość przyzwoicie – 15 występów i 3 gole w barwach FC. Sankt Pauli. A gdy biegał w koszulce Korony Kielce, mało kto przypuszczał, że jego umiejętności nadają się nawet na trzecią ligę niemiecką. Pamiętamy też, że Denis Thomalla zaliczył w FC. Heidenheim sezon z ośmioma golami na koncie. Natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę kazus Mikaela Ishaka, który przyszedł do Lecha Poznań po kompletnie nieudanym sezonie w FC Nurnberg – 11 występów i 1 gol – to już zdecydowanie trudniej jest wyrazić jednoznaczną opinię na temat skali trudności zaplecza najwyższej niemieckiej klasy rozgrywkowej.
Za to awansować z tej ligi nie jest już tak prosto i przyjemnie. Przekonał się o tym już dwukrotnie HSV Hamburg, a ekipy zlatujące z Bundesligi ostatnimi czasy nie mają drogi powrotu usłanej różami. Nawet jeśli uda się zaliczyć im wyłącznie rok banicji, to trudno stać się absolutnym dominatorem tych rozgrywek.
Holstein Kiel zajmuje aktulanie trzecie miejsce w lidze. Przez pewien czas znajdowali się w strefie bezpośredniego awansu, lecz w ostatnich dwóch starciach zdobyli tylko punkt i spadli o dwie pozycje niżej. Kadra nie jest złożona z dawnych uznanych ligowych marek oraz wyblakłych gwiazd. Zespół jest dobrze zbilansowany. Stanowią go głównie gracze przed 25 rokiem życia wsparci 34-letnim Johannesem van den Berghem czy 33-letnim Finem Bartelsem.
Do najlepszych zawodników w talii Ole Wernera należą głównie zawodnicy drugiej linii – wspomniany wyżej Bartels oraz Alexander Muhling. Warto także zwrócić uwagę na Koreańczyka Lee Jea-Sunga. Sam szkoleniowiec także jest ciekawym przypadkiem. Systematycznie wspinał się szczebel po szczebelku w klubowej hierarchii trenerskiej. Od zespołów juniorskich, przez asystenta i opiekuna rezerw, po głównodowodzącego.
Wygrana z Bawarczykami jest do tej pory najważniejszą wygraną w trenerskiej przygodzie trzydziestotrzylatka.
Jego drużyna zagrała odważnie, bez kompleksów. Nie było widać różnicy klas dzielącej jego zespół i Bayern. Duża w tym zasługa greckiego bramkarza Ioannisa Gelliosa, który w trakcie spotkania kilkukrotnie ratował swój zespół, a w szóstej kolejce rzutów karnych zatrzymał Marca Roca. Paradoksalnie taki obrót spraw nie jest korzystny dla Thomasa Dahne. Były bramkarz Wisły Płock wystąpił raptem w dwóch ligowych rywalizacjach i raczej nie zapowiada się, żeby prędko miał otrzymać jakieś minuty. Ma teraz nowego kolegę na ławce rezerwowych – Mikkela Kirkeskova. Duńczyk jeszcze nie zadebiutował.
*
Obecny sezon może okazać się wyjątkowy. Już niezależnie od finalnych rozstrzygnięć na wiosnę, wyeliminowanie monachijczyków wpłynie na pozytywny odbiór całego sezonu. Natomiast jeśli „Bociany” zbudują sobie gniazdo w 1. Bundeslidze oraz na fali entuzjazmu polecą jeszcze wyżej w Pucharze Niemiec, to wreszcie one przez dłuższy czas będą wieść prym w mieście. Wczoraj w całej Kilonii było widać, kto teraz ma swój „prime time”. Kibice licznie wybiegli z flagami na miasto, a THW Kiel chwilo musiało ustąpić miejsca piłkarskim sąsiadom.