Wczoraj z rywalizacji o Superpuchar Hiszpanii odpadł Real Sociedad. Dzisiaj z mini-turniejem pożegnał się natomiast Real Madryt. „Królewscy” nie zmierzą się zatem w finale z FC Barceloną, choć de facto byli jedynym zespołem w stawce, który coś w 2020 roku wygrał. Dzisiaj lepszy od madryckiej ekipy okazał się jednak Athletic Bilbao. Baskowie z trudem dowieźli prowadzenie do końca spotkania, to fakt, ale summa summarum rzetelnie zapracowali na swoje zwycięstwo.
Dwa szybkie ciosy
O triumfie podopiecznych Marcelino zadecydowała udana pierwsza połowa. Baskowie już po osiemnastu minutach wyszli na jednobramkowe prowadzenie, a po czterdziestu stadionowy zegar na Estadio La Rosaleda w Maladze wskazywał już dwubramkowe prowadzenie finalistów Pucharu Króla. Oba trafienia zapisał na swoim koncie Raul Garcia. Zawodnik, który lwią część swej kariery spędził w Atletico Madryt, a zatem starcia z Realem zawsze oznaczają dla niego coś wyjątkowego. No i dzisiaj wychowanek Osasuny został niekwestionowanym bohaterem meczu.
Pomógł mu Lucas Vazquez, oddelegowany dzisiaj przez Zinedine’a Zidane’a do gry na prawej obronie.
Jeden z ulubionych żołnierzy Zizou zawiódł dzisiaj swojego dowódcę na całej linii. Najpierw zanotował katastrofalną stratę w okolicach własnej szesnastki, co zainicjowało bramkową akcję Athleticu. Potem źle obliczył tor lotu piłki przy wyskakiwaniu do główki, a kiedy futbolówka spadła pod nogi przeciwnika, Vazquez w nagłym przypływie szaleństwa powalił go i spowodował rzut karny, zamieniony na gola przez wspomnianego Garcię. Zwłaszcza ta druga sytuacja dobitnie dowiodła, że z Lucasa taki obrońca, jak z Thibaut Courtois napastnik. Hiszpan w przypływie nerwów zupełnie zapomniał, że nie znajduje się gdzieś głęboko na połowie przeciwnika, gdzie tego rodzaju przewinienia zdarzają się na porządku dziennym. Serio, rzadko widuje się już we współczesnym futbolu aż tak naiwne, wręcz głupie przewinienia popełniane przez piłkarzy we własnej szesnastce.
Real znalazł się zatem w ciemnym lesie. Co dla kibiców „Królewskich” musiało być tym bardziej frustrujące, że Zidane oddelegował dzisiaj do gry naprawdę mocną jedenastkę. Nie zlekceważył Superpucharu.
Nieudana szarża
Po przerwie „Królewscy” rzucili się do odrabiania strat. I trzeba im oddać, że naprawdę stłamsili Athletic. Zresztą przez cały mecz Real miał zasadniczo dość wyraźną przewagę. Statystyki w tym przypadku nie kłamią – madrycka drużyna oddała w całym spotkaniu aż 21 strzałów, przy ośmiu uderzeniach Basków. Brakowało jednak Realowi skuteczności, ewentualnie naprawdę precyzyjnego ostatniego dogrania. Bardzo aktywny był Marco Asensio, swoich szans szukali też inni. Ale aż do 73 minuty brakowało konkretów.
Wtedy to na listę strzelców wpisał się Karim Benzema po asyście Casemiro. Co też jest dość wymowne. Gola musieli bowiem zmontować starzy wyjadacze. Napastnik i środkowy pomocnik. A przecież w tym spotkaniu zagrali także tacy gracze jak wspomniany Asensio oraz Eden Hazard i Vinicius Junior. Kreatorzy. Od nich należałoby oczekiwać, że odmienią losy spotkania.
Do Asensio, jako się rzekło, trudno mieć pretensje. Starał się ciągnąć ten wózek. Cały czas był pod grą, szukał szans do uderzeń, próbował rozrywać defensywę rywali dryblingami. Vinicius z kolei specjalnie nie zachwycił, ale jakiś tam impuls z ławki dał. Natomiast Hazard… To obecnie nawet nie jest cień piłkarza, którym zachwycali się niegdyś fani Premier League. To jest cień cienia. Bezproduktywny, pozbawiony charakterystycznej dla niego niegdyś dynamiki, czytelny w próbach dryblingu. Defensywa Athleticu bez problemu sobie z nim dzisiaj poradziła.
Zidane znów ma kłopoty?
Real do samego końca szukał wyrównującego gola, cisnął, lecz finalnie go nie znalazł. W sumie to Baskowie, choć atakowali rzadko, byli nieco konkretniejsi w swoich ofensywnych poczynaniach i z większą łatwością kreowali sobie groźne sytuacje w szesnastce „Królewskich”. Ale także i im brakowało skuteczności. Można się zatem spodziewać, że na łamy hiszpańskiej prasy powróci temat rozstania z Zidanem.
Nie dlatego, że Real stracił szansę na Superpuchar. Umówmy się – to nigdy nie były szczególnie prestiżowe rozgrywki, a w obecnej formule w ogóle trudno traktować je poważnie. Problemy „Królewskich” są jednak dużo głębsze, wręcz strukturalne. I takie mecze jak ten dzisiejszy z Bilbao tylko je uwydatniają. Real ma problem z atakiem pozycyjnym. Real ma problem z odparciem wysokiego pressingu. Wreszcie – Real ma gigantyczny problem z przedzieraniem się przez zagęszczoną defensywę przeciwników. Zidane uparcie próbuje uporać się z tymi problemami za pomocą sprawdzonych metod i sprawdzonych ludzi. A wiele wskazuje na to, że w tej chwili Los Blancos potrzebują jednak świeżego pomysłu.
REAL MADRYT 1:2 ATHLETIC BILBAO
(K. Benzema 73′ – R. Garcia 18′, 38′)
fot. NewsPix.pl