Rozgrywki Copa Libertadores wkraczają w decydującą fazę. Jedną nogą w finale turnieju jest już ekipa Palmeiras, która w pierwszym meczu półfinałowym zmiażdżyła River Plate aż 3:0. Z kolei w drugiej parze nic nie jest jeszcze przesądzone, bowiem pierwsze spotkanie Boca Juniors z Santosem zakończyło się bezbramkowym remisem. W wymienionych ekipach nie brak rzecz jasna graczy, którzy znani są z mniej lub bardziej udanych występów na europejskich arenach. Historia dowodzi jednak, że piekielnie trudnym zadaniem jest łączenie najcenniejszych triumfów zarówno na Starym Kontynencie, jak i w Ameryce Południowej. Nieliczni piłkarze zdołali jak dotąd wywalczyć zarówno Copa Libertadores, jak i Puchar Mistrzów.
Zależy od przyjętych kryteriów, można takich graczy wyliczyć jedenastu, dziesięciu bądź dziewięciu. Kojarzycie wszystkich? Jeśli nie, to zaraz wam o nich pokrótce opowiemy.
Brazylijscy obrońcy
Najpierw skupimy się na zawodnikach, którzy nie odgrywali kluczowych ról w zwycięskich drużynach z europejskich bądź południowoamerykańskich rozgrywek. Pierwszym z brzegu przykładem może być Brazylijczyk Rafinha, który do grona triumfatorów Copa Libertadores i Ligi Mistrzów dołączył dopiero w 2019 roku. Jest zatem najkrótszy stażem w tym zacnym, wąskim gronie.
Rafinha w 2013 roku był członkiem drużyny, na którą zawsze warto spojrzeć, czyli naturalnie Bayernu dowodzonego przez Juppa Heynckesa. Nie odegrał jednak zbyt znaczącej roli na drodze po Puchar Mistrzów. Dość powiedzieć, że w całej edycji pojawił się na boisku tylko dwukrotnie. Rozegrał całe spotkanie z BATE Borysów w fazie grupowej, a potem dostał od trenera trzynaście minut w rewanżowej konfrontacji z Barceloną. Nie trzeba chyba przypominać, że jej wynik był rozstrzygnięty już po pierwszym meczu, więc na Brazylijczyku nie ciążyła właściwie żadna odpowiedzialność. Dużo ważniejszą postacią okazał się natomiast dla ekipy Flamengo, która w 2019 roku wygrała Copa Libertadores.
Flamengo 2:1 River Plate (finał Copa Libertadores 2019)
Prawy obrońca wystąpił we wszystkich spotkaniach fazy pucharowej od deski do deski, w tym w zwycięskim finale z River Plate. Był całkiem ważnym elementem układanki Jorge Jesusa, no ale na pewno nie tak istotnym jak choćby szalejący w ofensywie Gabriel Barbosa.
Dość podobny przykład to Danilo. Inny brazylijski defensor, który na Starym Kontynencie zdążył już zwiedzić szatnie FC Porto, Realu Madryt, Manchesteru City oraz Juventusu. Największe sukcesy naturalnie odnosił w ekipie “Królewskich”, dwukrotnie zwyciężając w Lidze Mistrzów w latach 2016 – 2017. Zinedine Zidane niewątpliwie korzystał z Brazylijczyka nieco chętniej niż Heynckes z Rafinhii. W sezonie 2016/17 Danilo rozegrał w zasadzie większość meczów fazy grupowej Champions League, a wiosną wystąpił nawet w finale rozgrywek. Rok później było już gorzej, no ale wciąż pojawiał się od czasu do czasu na murawie. Tak czy owak – zazwyczaj był dość wątpliwym punktem zespołu i madrycka prasa chętnie powielała pogłoski, jakoby sam Cristiano Ronaldo nie był do końca zadowolony z obecności w składzie tak przeciętnego piłkarza.
Jeżeli zaś chodzi o Copa Libertadores, Danilo wygrał te rozgrywki w 2011 roku, jeszcze jako piłkarz Santosu. Nie tylko był podstawowym graczem swojej ekipy, lecz wykazał się też zdumiewającą skutecznością, strzelając nawet kluczowego gola w finale. Miał wtedy zaledwie 20 lat. I chyba można było się spodziewać, że jego talent rozwinie się nieco bardziej okazale, choć oczywiście Danilo nie bez kozery wciąż trzyma się na topowym poziomie.
PALMEIRAS WYGRA Z RIVER PLATE W PÓŁFINALE COPA LIBERTADORES?
KURS W TOTOLOTKU: 2,62
Żeby wyczerpać temat bocznych defensorów rodem z Brazylii, wypada też się cofnąć do lat dziewięćdziesiątych i początków XXI wieku. Ligę Mistrzów oraz Copa Libertadores wywalczył bowiem legendarny już dzisiaj Cafu.
Brazylijczyk należał do wiodących postaci słynnej ekipy Sao Paulo, która na początku ostatniej dekady minionego stulecia aż trzy razy z rzędu dotarła do finału Copa Libertadores i dwukrotnie (1992-93) przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Zespołem dowodził wtedy nie kto inny, tylko Tele Santana – szkoleniowiec otoczony w Kraju Kawy nabożnym wręcz szacunkiem. “Trójkolorowi” potwierdzili swoją wielką klasę również w konfrontacjach z europejskimi zespołami. Dwa razy zwyciężyli w starciach o Puchar Interkontynentalny. W 1992 roku pokonali potężną Barcelonę Johana Cruyffa, a rok później zwyciężyli być może jeszcze mocniejszy Milan z Fabio Capello u steru.
– Jeśli już mieliśmy zostać rozjechani, to dobrze, że chociaż przez Ferrari – stwierdził wymownie Cruyff po przegranym finale z Sao Paulo.
Sao Paulo 5:1 Universidad Catolica (finał Copa Libertadores 1993, 1. mecz)
Odnoszący niebagatelne sukcesy w futbolu reprezentacyjnymi Cafu trochę musiał się naczekać, nim udało mu się dołożyć do kolekcji również Puchar Mistrzów. Ostatecznie sięgnął po niego dopiero w 2007 roku, tuż przed końcem kariery. Carlo Ancelotti rzadko korzystał z weterana w kluczowych spotkaniach Champions League. Dwukrotny mistrz świata w fazie pucharowej spędził na boisku łącznie tylko dziewięć minut.
Był już po drugiej stronie rzeki.
Argentyńskie akcenty
Opuśćmy na jakiś czas Brazylię i przenieśmy się do Argentyny. Czterech z jedenastu zawodników, którym udało się odnieść sukces zarówno w Copa Libertadores, jak i Lidze Mistrzów, to właśnie reprezentanci ekipy Albicelestes. Wedle niektórych, jako pierwszy dokonał tego Juan Pablo Sorin, na dodatek… w tym samym roku. Tutaj jednak docieramy do anonsowanych na wstępie wątpliwości.
Wychowanek Argentinos Juniors w 1995 roku błysnął podczas mistrzostw świata U-20 i został wówczas wyłowiony przez Juventus. W barwach “Starej Damy” – przynajmniej w teorii – zatriumfował w Champions League w sezonie 1995/96. Trzeba jednak brać poprawkę na fakt, że w całej edycji rozgrywek spędził na murawie zaledwie 44 minuty w grupowym starciu z Borussią Dortmund.
Juan Pablo Sorin
Po zakończeniu rundy jesiennej działacze Juve odesłali Sorina z powrotem do Argentyny. Tym razem wzmocnił on szeregi River Plate, gdzie odniósł największe sukcesy w całej swojej karierze. Na czele z triumfem w Copa Libertadores. W 1996 roku. Sorin, owszem, był podstawowym graczem River w trakcie całej pucharowej kampanii, świetnie się tam sprawdził. Ale można mieć wątpliwości, czy należy mu się status zwycięzcy Ligi Mistrzów za sezon 1995/96. Spójrzmy bowiem na inne tego typu przypadki. Przyjęło się sądzić, że Clarence Seedorf to czterokrotny triumfator Champions League, ale idąc tym tropem, należałoby Holendrowi przyznać także piąty tytuł. Pierwszą połowę sezonu 1999/2000 spędził on wszak w Realu Madryt, który koniec końców zatriumfował w europejskich rozgrywkach. Jednak już bez Seedorfa, bo ten trafił w międzyczasie do Interu.
Do naszej jedenastki dość powszechnie zaliczany jest także Santiago Solari. I tutaj są pewne wątpliwości.
Argentyńczyk w sezonie 2001/02 zwyciężył w Lidze Mistrzów jako zawodnik Realu Madryt i to jest fakt. Był on trochę niedocenianym, ale w sumie całkiem istotnym elementem galaktycznej układanki Florentino Pereza i Vicente del Bosque. Może nie miał wielkiego nazwiska, którym mógłby zaszpanować, lecz swoje na drodze do sukcesu w Champions League zdobył. Żeby przypomnieć cztery gole zdobyte przezeń w fazach grupowych. No ale Copa Libertadores? Solariemu również zalicza się triumf z 1996 roku, gdy był formalnie członkiem zwycięskiej ekipy River Plate, lecz w praktyce ani razu nie pojawił się na murawie. Trudno go zatem uznać za pełnoprawnego zwycięzcę.
SANTOS POKONA BOCA JUNIORS W PÓŁFINALE COPA LIBERTADORES?
KURS W TOTOLOTKU: 2,65
Co innego Walter Samuel. Twardy stoper rodem z Laborde był mocnym punktem ekipy Boca Juniors, która w 2000 roku zwyciężyła w najbardziej prestiżowych rozgrywkach Ameryki Południowej. Samuel nie tylko dał się wtedy poznać jako kapitalny, nieustępliwy obrońca. Strzelił też arcyważnego gola na drodze do tytułu. W drugim meczu półfinałowym przeciwko CF America wpakował futbolówkę do siatki w 83 minucie gry, ustalając wynik spotkania na 3:1 dla rywali Boca. Juniors w pierwszym starciu zatriumfowali jednak 4:1, więc gol Samuela zagwarantował im awans do finału. Tam podopieczni Carlosa Bianchiego po pasjonującym dwumeczu uporali się z Palmeiras.
O losach tytułu zadecydował konkurs jedenastek.
Palmeiras 0:0 k. 2:4 Boca Juniors (finał Copa Libertadores 2000, 2. mecz)
Znakomita postawa w Buenos Aires zaowocowała transferem Samuela do Romy. Potem Argentyńczyk zahaczył jeszcze o Real Madryt, by wreszcie zakotwiczyć w Interze Mediolan. I tam, w 2010 roku, zwyciężył wreszcie w Lidze Mistrzów. Samuel był zresztą jednym z ulubieńców Jose Mourinho, portugalski szkoleniowiec od niego zaczynał konstruowanie linii defensywnej swojego niezapomnianego zespołu.
Triumfy na obu kontynentach święcił także Carlos Tevez.
W 2003 roku “Apacz” poprowadził Boca Juniors do kolejnego triumfu w Copa Libertadores, został zresztą ogłoszony najlepszym zawodnikiem całych rozgrywek. Pięć lat później w barwach Manchesteru United zwyciężył natomiast w Champions League. W pamiętnej serii jedenastek przeciwko Chelsea jako pierwszy podszedł do strzału i nie pomylił się. Aż dziw bierze, ze już niedługo potem jego przygoda w ekipie “Czerwonych Diabłów” kompletnie się pogmatwała. – Przyjście Dimitara Berbatowa we wrześniu 2008 było wyzwaniem, do którego Tevez nie dorósł – pisał Gary Neville. – Balansował między zespołem a ławką, zaczął się czuć niepewnie. Po pierwszym roku, gdy był ciągle głodny, zaczął odpuszczać na treningach. Nieustannie twierdził, że bolą go plecy. Bardzo polubił wizyty u masażystów. Wszyscy w United czuliśmy, że w drugim sezonie nie wkłada w grę dla tego klubu serca. Był zawiedziony transferem Berby, a Carlos jest zawodnikiem, który musi czuć się kochany.
Manchester United 1:1 k. 6:5 Chelsea FC (finał Ligi Mistrzów 2008)
W kolejnych latach Tevez był wielokrotnie blisko sukcesów w Champions League. Przegrywał finały tych rozgrywek w 2009 i 2015 roku. Nie odzyskał też jak dotąd Copa Libertadores po powrocie do Boca. W 2018 roku był członkiem ekipy, która dotarła do finału rozgrywek, lecz koniec końców lepsi od odwiecznych rywali z Bombonery okazali się zawodnicy River Plate. Finałowi towarzyszyły zresztą okropne ekscesy i zdecydowanie przesadzone emocje. Efekt był taki, że rewanżowe starcie w aurze skandalu rozegrano na Estadio Santiago Bernabeu w Madrycie. Jak wielki był to skandal?
Cóż, finał “Pucharu Wyzwolicieli Ameryki”, nazwany tak na cześć wyzwolicieli Ameryki Łacińskiej m.in. spod hiszpańskiej okupacji, został rozegrany w hiszpańskiej stolicy. Policzek dla wszystkich, zwłaszcza dla Argentyńczyków, którzy zostali zmuszeni do oglądania być może jednego z najważniejszych starć derbowych w historii z perspektywy telewizorów.
A wracając do Teveza… Może w tym roku się uda powtórzyć sukces sprzed 18 lat? “Apacz” i jego Boca Juniors wciąż pozostają w grze o tytuł.
Brazylijscy bohaterowie
Czas jednak przekierować się z powrotem do Brazylii.
Jedynym bramkarzem, który może się pochwalić triumfami w Lidze Mistrzów oraz Copa Libertadores jest jak na razie Dida. Czyli rzecz jasna wielki bohater serii jedenastek z 2003 roku, gdy AC Milan w finale Champions League pokonał Juventus. Później Dida dorzucił zresztą jeszcze jeden triumf w Champions League do kolekcji, w 2007 roku. Jeśli zaś chodzi o południowoamerykańskie rozgrywki, Brazylijczyk zatriumfował w nich w 1997 roku, jeszcze jako gracz Cruizeiro. Wówczas również odegrał kluczową rolę dla sukcesu swojej drużyny – zachował czyste konto w finałowym dwumeczu ze Sportingiem Cristal, a Celeste wygrali ostatecznie 1:0.
Dida
Piłkarzem Milanu we wspomnianym sezonie 2002/03 był także Roque Junior, mistrz świata z Korei i Japonii. Obrońca nie pełnił już jednak wówczas zbyt istotnej roli w drużynie Carlo Ancelottiego. Przez całą pucharową kampanię wystąpił tylko w jednym spotkaniu, którym był… o dziwo, finał na Old Trafford. Junior pojawił się na murawie w drugiej połowie, w miejsce Alessandro Costacurty i summa summarum spędził na boisku prawie godzinę. Co było wyczynem o tyle godnym podziwu, że niedługo po wejściu do gry nabawił się on urazu, który de facto uniemożliwił mu bieganie. Defensor wykazał się jednak hartem ducha i pozostał na murawie pomimo niewiarygodnego bólu, którego nie potrafili powstrzymać masażyści. – Nie mogliśmy mu nawet podawać piłki. Nie był w stanie jej poprawnie odegrać – opowiadał Alessandro Nesta.
W Copa Libertadores Junior zatriumfował zaś cztery lata wcześniej, w barwach Palmeiras. Jego trenerem był wtedy Luis Felipe Scolari – ten sam, który uczynił z Roque Juniora filar defensywy Canarinhos podczas azjatyckiego mundialu w 2002 roku.
***
No i nadszedł czas na dwa najgłośniejsze nazwiska w tej wyliczance.
Na pierwszy ogień niechaj pójdzie Ronaldinho. “Uśmiech futbolu”. W jakich okolicznościach zwyciężył w Lidze Mistrzów, niewątpliwie wszyscy doskonale pamiętają. 2006 rok, FC Barcelona po wielkich bólach pokonuje londyński Arsenal. Ronaldinho w finale gra przeciętnie, lecz ratują go koledzy, którzy na murawę wbiegli z ławki rezerwowych i odmienili przebieg boiskowych wydarzeń. Przyjęło się zresztą sądzić, że tamten okres – a zwłaszcza późniejszy, nieudany mundial w Niemczech – to w gruncie rzeczy początek końca Brazylijczyka. Że z jego formą i profesjonalizmem było już w kolejnych latach tylko gorzej. I jest w tym sporo prawdy, lecz to właśnie jesień kariery przyniosła Ronaldinho triumf w Copa Libertadores.
BOCA JUNIORS WYGRAJĄ Z SANTOSEM W PÓŁFINALE COPA LIBERTADORES?
KURS W TOTOLOTKU: 2,70
W 2013 roku Brazylijczyk zwyciężył w tych rozgrywkach jako piłkarz Atletico Mineiro.
33-latek nie był już absolutnie wiodącą postacią zwycięskiej ekipy, ale wciąż wykręcał niezłe liczby – na drodze do sukcesu zdobył cztery gole, kolejnych siedem trafień wypracował partnerom. Dla Atletico był to pierwszy tego kalibru triumf w całych dziejach klubu. Można zatem powiedzieć, że na Europę był już zdecydowanie Ronaldinho za krótki, lecz w ojczyźnie wciąż mógł błyszczeć niczym gwiazda. Dynamiki już mu zdecydowanie brakowało, ale technika pozostała na swoim miejscu.
droga Atletico Mineiro do triumfu w Copa Libertadores 2013
Naszą opowieść zamyka naturalnie Neymar.
Aż trudno uwierzyć, jak wiele lat minęło od czasu, gdy młodziutki super-talent z Brazylii poprowadził Santos do triumfu w Copa Libertadores w 2011 roku, zapracowując sobie tym samym na liczne porównania nawet i do samego Pele. Już cztery lata później Neymar był też na szczycie europejskiego futbolu, gdy z FC Barceloną zatriumfował w Champions League, zostając zresztą królem strzelców rozgrywek. Do dzisiaj jest on jedynym zawodnikiem, który trafił do siatki w zarówno w zwycięskim finale Copa Libertadores, jak i Ligi Mistrzów. W 2011 roku pokonał Sebastiana Sosę z Penarolu. W 2015 – Gianluigiego Buffona z Juventusu.
Neymar miał zaledwie 23 lata, gdy sięgał z Barcą po Puchar Mistrzów. Wydawało się absolutnie oczywiste, że ten zawodnik za rok, za dwa czy za trzy będzie w stanie strącić z piedestału Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. A jednak mamy już rok 2021, a obaj wspomniani weterani wciąż wydają się być bliżej kolejnych Złotych Piłek niż Neymar swojej pierwszej.
Santos FC 2:1 CA Penarol (finał Copa Libertadores 2011, 2. mecz)
Tak czy owak, jakkolwiek nie spojrzeć na dokonania Neymara w ostatnich latach – z całą pewnością jest on zawodnikiem, który w sposób najbardziej spektakularny połączył triumfy w Lidze Mistrzów i Copa Libertadores. Co wypada uszanować, bowiem – jak jasno wynika z naszej wyliczanki – jest to naprawdę niełatwe zadanie nawet dla futbolowych gigantów.
fot. NewsPix.pl