„Judasz”. „Zdrajca”. „Szczur”. „Wąż”. Historia futbolu pamięta wielu zawodników, którzy byli zmuszeni do wysłuchiwania tego rodzaju obelg pod swoim adresem. Powód zazwyczaj jest ten sam – zmiana barw klubowych. Oczywiście nie zawsze transfer pomiędzy zwaśnionymi drużynami kończy się skandalem, ale niekiedy okoliczności przeprowadzki są na tyle bulwersujące, że kibice nie potrafią przejść obok sprawy obojętnie. Czynią z danego piłkarza wroga publicznego numer jeden. Takiego traktowania doświadczyło między innymi wielu graczy, którzy zmienili jeden londyński klub na inny. Sol Campbell, Frank Lampard, Ashley Cole… Każdy z nich musiał przywyknąć do tego, że starcia derbowe z byłym klubem zamieniają się po prostu w festiwal nienawistnych bluzgów pod jego adresem.
Oto siedem przypadków transferów między londyńskimi klubami (niekoniecznie bezpośrednich), które z takich czy innych przyczyn wywołały sporo kontrowersji wśród kibiców ze stolicy Anglii. Zapraszamy.
WILLIAM GALLAS (2006; Chelsea FC -> Arsenal FC)
„Chelsea zachowuje się wobec mnie w sposób skandaliczny, ale w ogóle mnie to nie zaskakuje. Znamy jej nowych przywódców. Właściciel Chelsea może i ma pieniądze, ale brak mu klasy”
William Gallas wyspiarski etap swojej kariery zaczął w barwach londyńskiej Chelsea. Potem przeniósł się do Arsenalu, by wreszcie wylądować w Tottenhamie. Już sam fakt, że zdarzyło mu się zagrać dla wszystkich tych trzech klubów na poziomie Premier League był bezprecedensowy. Ale to nie wszystko, ponieważ Gallas zarówno z Chelsea, jak i z Arsenalem żegnał się w cokolwiek przykrych okolicznościach.
Z ekipą The Blues pożegnał się w 2006 roku, po pięciu sezonach regularnej gry, w trakcie których zapracował na status jednego z najlepszych obrońców angielskiej ekstraklasy. Przeniósł się do Arsenalu w ramach rozliczenia za transfer Ashleya Cole’a. Po oficjalnym ogłoszeniu transakcji działacze Chelsea wystosowali oficjalne oświadczenie, w którym stwierdzili, że Gallas groził celowym strzelaniem bramek samobójczych, jeżeli nie dostanie zgody na opuszczenie Stamford Bridge. Sam zawodnik twardo zaprzeczał tego rodzaju zarzutom. W jego obronie stanęli również Claudio Ranieri, były trener Chelsea, oraz Raymond Domenech, selekcjoner reprezentacji Francji. Co innego Jose Mourinho, który prowadził wówczas londyńską ekipę. Portugalski szkoleniowiec miażdżył Gallasa w mediach, zarzucając mu między innymi lekceważący stosunek do przedsezonowych przygotowań. – Przed pierwszym meczem sezonu 2006/07 mieliśmy w zespole tylko czterech zdrowych obrońców, a jeden z nich, John Terry, nie czuł się najlepiej. Mimo tak trudnej sytuacji, Gallas odmówił gry – dowodzili przedstawiciele Chelsea.
Francuz naturalnie przedstawiał inną wersję wypadków. Jego zdaniem Mourinho przekreślił go po tym, jak po zgrupowaniu reprezentacji Francji poprosił o kilka dni odpoczynku. Potem Portugalczyk miał nawet z premedytacją pozbawić Gallasa jego numeru i zarzucać mu brak profesjonalizmu. A konkretnie – zbyt częste wizyty w nocnych klubach.
Arsenal FC 1:0 Chelsea FC (17. kolejka Premier League 2007/08)
Koniec końców – Gallas zgodnie ze swoim życzeniem wylądował w Arsenalu.
Zdarzyło mu się nawet zdobyć dla „Kanonierów” zwycięskiego gola w derbowej konfrontacji z Chelsea, którą prowadził już wówczas Avram Grant. W pewnym momencie Arsene Wenger powierzył obrońcy opaskę kapitańską, do tego stopnia cenił sobie jego grę i wpływ na szatnię. Sęk w tym, że francuski piłkarz zawiódł zaufanie managera. Niedługo po tym, jak został kapitanem Arsenalu, udzielił wywiadu, w którym skrytykował kolegów z zespołu. Efekt był taki, że Wenger na chwilę w ogóle odsunął Gallasa od pierwszego zespołu, no i oczywiście natychmiastowo pozbawił go opaski.
Dwa lata później obrońca trafił do Tottenhamu, czyli największego rywala „Kanonierów” w północnej części Londynu. Prezes Arsenalu komentował potem, że żądania kontraktowe Gallasa były niemożliwe do zrealizowania, dlatego pozwolono mu odejść i Francuz chętnie z otwartej furtki skorzystał. Cóż – niespecjalnie przywiązywał się on do klubowych barw w Londynie.
FRANK LAMPARD (2001; West Ham United -> Chelsea FC)
Kibice West Hamu United nigdy specjalnie nie cenili Franka Lamparda. Wychowanek „Młotów” był zwyczajnie uważany za niezbyt utalentowanego, a wręcz przereklamowanego. Notorycznie sugerowano, że ma nadwagę, a do pierwszego zespołu dostał się wyłącznie dzięki mocnym plecom. Był wszak synem Franka Lamparda seniora, gwiazdy West Hamu w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Tego rodzaju insynuacje padały na tym podatniejszy grunt, że Lampard senior na początku XXI wieku był członkiem sztabu szkoleniowego „Młotów”, natomiast funkcję managera zespołu pełnił Harry Redknapp – wujek młodego Franka. Po latach obecny szkoleniowiec Chelsea przyznał, że niechęć kibiców wobec niego była tak dotkliwa, że przez moment rozważał nawet przerwanie kariery piłkarskiej. Nie mógł wytrzymać presji.
Nie może zatem dziwić, że Anglik w końcu postanowił opuścić West Ham. W 2001 roku z klubu odszedł wspomniany Redknapp, pożegnano również Franka seniora. Młodszy z Lampardów zdecydował się wówczas na przenosiny do Chelsea. I choć wydawało się to niemożliwe, wzbudził jeszcze większą nienawiść wśród sympatyków „Młotów”.
TOTTENHAM WYGRA DZIŚ Z ARSENALEM? KURS: 2,05 W TOTOLOTKU!
– W West Hamie było wiele momentów, gdy nie chciałem grać. Nie chciałem wychodzić na boisko – wspominał Lampard w swojej autobiografii. – Gdy zaczynałem mecz na ławce, miałem cichą nadzieję, że Harry mnie nie wpuści w drugiej połowie, żebym nie musiał znowu wysłuchiwać gwizdów i bluzgów na swój temat. Momentami chciałem po prostu zostawić to wszystko za sobą i odejść. Nie miałem już energii, zacząłem się chować. Podczas meczu piłkarskiego łatwo jest się ukryć, widziałem to wielokrotnie. Kilka razy stracisz głupio piłkę, to potem partnerzy sami będą woleli cię pomijać w procesie budowania akcji. Czasami tak właśnie wyglądała moja gra. Nie miałem siły. Naprawdę chciałem rzucić futbol. Myślałem: „Wolę już pracować od ósmej do szesnastej z kumplami, niż co weekend wysłuchiwać, jak 30 tysięcy ludzi mnie obraża”.
Cóż – jak się okazało, kibice West Hamu nie ocenili najlepiej skali talentu Lamparda.
– Widziałem wielokrotnie jak Rio [Ferdinand, inny wychowanek West Hamu] wraca na Upton Park i nie spotykają go żadne nieprzyjemności. Długo marzyłem, żeby być w jego sytuacji – opowiadał Lampard. – West Ham był klubem, który kochałem i w którym spędziłem znaczną część swojej młodości. Kiedy odchodziłem, drużyna miała problemy finansowe. Zarobiła na mnie 11 milionów funtów. Chyba nieźle jak na takie beztalencie jak ja, prawda? Z czasem nauczyłem się oczywiście znosić wyzwiska pod swoim adresem. Zaczęły mnie nawet trochę nudzić. Jest mi jednak przykro, że gdy mój tata wybiera się dzisiaj na mecze West Hamu, także i jego spotykają nieprzyjemności. Jak można krzyknąć do faceta, który całe życie poświęcił West Hamowi: „Lampard, powiedz swojemu pierdolonemu synowi, że jest dziwką i Judaszem!”. Jaki człowiek postępuje w taki sposób? Nienawiść kibiców wobec mnie wykroczyła daleko poza kwestie czysto piłkarskie.
West Ham United 0:4 Chelsea FC (28. kolejka Premier League 2007/08)
Lampard w barwach Chelsea przegrał trzy z czterech pierwszych meczów z West Hamem. A potem nie poległ już w konfrontacji z byłym klubem ani razu. W sumie – 22 występy, 15 zwycięstw, 4 remisy. I siedem goli.
TEDDY SHERINGHAM (2004; Portsmouth FC -> West Ham United)
Teddy Sheringham grał w piłkę tak długo, że wielu pewnie zdążyło zapomnieć, iż pierwsze kroki w zawodowym futbolu stawiał jeszcze w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych w barwach trzecioligowego wówczas Millwall. To właśnie w ekipie „Lwów” udało się Anglikowi wypłynąć na szerokie wody i zapracować na transfer do Nottingham Forest za sprawą znakomitej skuteczności i niebagatelnych sukcesów zespołowych. A potem już się potoczyło. Tottenham, Manchester United, znowu Tottenham, a także epizod w Portsmouth. Oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nie miał do Sheringhama pretensji, że – pomimo tak bliskich związków z Millwall – zdecydował się na grę dla Spurs. Jakkolwiek spojrzeć, również londyńskiego klubu. Sympatycy „Lwów” zdawali sobie sprawę, że talent tego kalibru nie mógł spędzić w ich zespole całej kariery, a występy w ekipie „Kogutów” były dla niego po prostu wielką szansą. Jednak w 2004 roku 38-letni wówczas napastnik wystawił fanów Millwall na ciężką próbę.
Podpisał kontrakt z West Hamem United, największym derbowym rywalem „Lwów” spośród wszystkich drużyn ze stolicy Anglii. Weteran okazał się zresztą kluczowym piłkarzem w układance Alana Pardew. „Młoty” w sezonie 2004/05 wywalczyły awans do Premier League po triumfie w play-offach. Wyprzedzając w lidze między innymi Millwall. Efekt?
„Raz się zeszmaciłeś, na zawsze pozostaniesz szmatą” – to jeden z najłagodniejszych komentarzy pod adresem Sheringhama, jaki pojawił się na profilu społecznościowym Millwall pod postem z okazji urodzin Teddy’ego.
SOL CAMPBELL (2001; Tottenham Hotspur -> Arsenal FC)
„Kiedy pierwszy raz wróciłem na White Hart Lane po transferze do Arsenalu, dostrzegłem nienawiść w oczach ludzi. Kobiety, dzieci… Wszyscy kibice niemalże toczyli pianę z ust na mój widok. Przed stadionem zapłonęły przedstawiające mnie kukły”
Wśród wielu angielskich kibiców transfer Sola Campbella z Tottenhamu do Arsenalu do dziś stanowi najbardziej bulwersujący przykład futbolowej zdrady. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę również inne europejskie ligi. Środkowy obrońca niemal przez cały okres lat dziewięćdziesiątych był podstawowym stoperem „Kogutów”. To za sprawą udanych występów w barwach tego klubu trafił do reprezentacji Anglii. Problem w tym, że Campbell w pewnym momencie miał już dość wysłuchiwania komplementów tylko pod własnym adresem. Chciał zagrać u boku partnerów, którzy cieszą się w Premier League równie znakomitą reputacją jak on. Krótko mówiąc – chciał trafić do zespołu na tyle mocnego kadrowo, by święcić triumfy. W Tottenhamie nie było na to szans. Przez całe lata gry na White Hart Lane angielski stoper wygrał tylko Puchar Ligi.
Latem 2001 roku kontrakt Campbella z Tottenhamem wygasł. Działacze Spurs robili wszystko, by zatrzymać gwiazdora u siebie. Zaproponowali mu największy kontrakt w historii klubu. Obiecywali przeprowadzenie znaczących wzmocnień. Campbell zdawał się im wierzyć. Wielokrotnie zapewniał – również w publicznych wywiadach – że planuje pozostać piłkarzem Tottenhamu. Okazało się jednak, iż po prostu wodził wszystkich za nos. Podpisał kontrakt ze znienawidzonym Arsenalem. Choć zapewniał, że dla kogo jak dla kogo, ale dla „Kanonierów” z całą pewnością nigdy nie zagra.
Szok był tym większy, że działacze Arsenalu dogadali się z Campbellem w wielkiej tajemnicy.
Negocjacje trwały wiele miesięcy. W końcu udało im się przekonać obrońcę, by porzucił pomysł zagranicznego wyjazdu i pozostał w Londynie. Ale na Highbury, nie White Hart Lane. Za rozmowy odpowiadał David Dein, wiceprezydent klubu. Spotykał się z Campbellem wyłącznie w środku nocy, w ogrodzie swojej posiadłości. Wszystko po to, by dziennikarze pod żadnym pozorem nie wytropili, co się święci.
Tottenham Hotspur 1:1 Arsenal FC (12. kolejka Premier League 2001/02)
Pierwsza wizyta Campbella w nowych barwach na stadionie Tottenhamu przypominała wyprawę do piekła. Kibice Spurs zgotowali swojemu dawnemu ulubieńcowi, a teraz najbardziej znienawidzonemu wrogowi, wyjątkowo paskudne powitanie. – Wszyscy patrzyli tylko na mnie. Podczas rozgrzewki postanowiłem podbiec do wszystkich narożników boiska. Kibice zionęli nienawiścią, chciałem stawić temu czoła. Gdy tylko przebrałem się w strój meczowy, ruszyłem do narożników. Chciałem jeszcze na rozgrzewce usłyszeć wszystko, co mają mi do przekazania. Właściwie obiegłem cały plac gry dookoła. Miałem plan, byłem gotowy. Choć muszę przyznać, że te wszystkie transparenty mocno zapadły mi w pamięć. To był dla mnie bardzo trudny mecz. Psychologicznie, nie piłkarsko – opowiadał Campbell.
Ostatecznie obrońca w Arsenalu wygrał dwa tytuły mistrza Anglii i dotarł do finału Ligi Mistrzów. Zrealizował zatem swoje sportowe ambicje. Ale kibice Tottenhamu nigdy nie wybaczyli mu zdrady. Osiem lat po transferze czterech sympatyków Spurs otrzymało zakaz stadionowy na wyśpiewywanie rasistowskich haseł na temat Campbella.
IAN WRIGHT (1991; Crystal Palace -> Arsenal FC)
Kariera Iana Wrighta rozpędziła się bardzo późno. 33-krotny reprezentant Anglii tak naprawdę dopiero w wieku 22 lat zaczął grać w piłkę na profesjonalnym poziomie. Wcześniej kopał sobie futbolówkę pół-amatorsko w klubie Greenwich Borough, gdzie zarabiał 30 funtów tygodniowo. No ale jak już jego talent eksplodował, to Wright w błyskawicznym tempie wyrósł na jednego z najlepszych snajperów brytyjskiego futbolu.
REMIS TOTTENHAMU Z ARSENALEM? KURS: 3,45 W TOTOLOTKU!
Najpierw jego potencjał dostrzegli skauci i trenerzy Crystal Palace. To właśnie w klubie z Selhurst Park napastnik objawił przed całym krajem swoje niesamowite możliwości. Spędził w Crystal Palace sześć pełnych sezonów, zaciągnął drużynę do najwyższej klasy rozgrywkowej. W 1991 roku postanowił się jednak przenieść do innego londyńskiego klubu – Arsenalu. I nie byłoby w tym w zasadzie nic oburzającego. Transfer do „Kanonierów” otwierał przed Wrightem zupełnie nowe możliwości. Anglik zbliżał się już d trzydziestych urodzin, więc nie mógł dłużej tkwić w Crystal Palace, gdzie pewnego poziomu by po prostu nigdy nie przeskoczył. Zresztą „Orły” porządnie na nim zarobiły.
Skąd zatem Wright w naszym zestawieniu? Ano stąd:
Crystal Palace 1:2 Arsenal FC (14. kolejka Premier League 1992/93)
W drugim sezonie w nowych barwach Wright dwukrotnie przyczynił się swoimi bramkami do zwycięstw Arsenalu nad Crystal Palace. Kibiców Palace zbulwersował fakt, że napastnik nie tłumi w sobie radości ze zdobywanych goli. Tym bardziej że triumf „Kanonierów” nad „Orłami” w 41. kolejce Premier League 1992/93 de facto doprowadził do spadku tych drugich. Mało tego. Wright nie tylko szalał z euforii po golu wpakowanym byłej ekipie, ale pocałował również herb Arsenalu, by jeszcze bardziej pognębić sympatyków „Orłów”. Tego było już za wiele. Po latach Anglik przepraszał fanów Crystal Palace za swoje zachowanie. – To jedyny moment mojej kariery, jakiego szczerze żałuję – mówił.
Swoją drogą, jako ekspert Wright stwierdził kilka lat temu: – Jeżeli grasz w klubie od pięciu minut i już całujesz jego herb po zdobytym golu, jesteś po prostu oszustem. Cóż, zdecydowanie zapomniał wół, jak cielęciem był.
JERMAIN DEFOE (1999; Charlton Athletic -> West Ham United)
Jermain Defoe nie zdążył jeszcze zadebiutować w profesjonalnym futbolu, a już wywołał sporego kalibru skandal transferowy.
W 1999 roku niespełna 17-letni napastnik postanowił opuścić akademię Charltonu Athletic na rzecz West Hamu United. The Addicks próbowali zatrzymać młodego piłkarza u siebie. Jak nietrudno się domyślić, wiązali z nim przyszłość. Ale nic z tego nie wyszło. Musieli się zadowolić rekompensatą finansową, która summa summarum urosła do 1,5 miliona funtów. Grosze w porównaniu do tego, ile warty był Defoe w szczytowym okresie swojej kariery. – Nie rozumiałem tego zamieszania – wspominał Anglik. – Chciałem odejść do West Hamu, ale to nie było takie proste. Wezwano mnie przed jakiś trybunał. Usłyszałem, że mój transfer jest nielegalny. Musiałem dochodzić swoich praw i w końcu się udało. Pamiętam, jak Harry Redknapp zaprowadził mnie po raz pierwszy do szatni pierwszego zespołu. Spotkaliśmy tam Iana Wrighta. Wtedy zrozumiałem, że postąpiłem właściwie i West Ham to odpowiednie miejsce dla mojego rozwoju.
Entuzjazm napastnika względem „Młotów” przygasł jednak w 2003 roku, kiedy West Ham spadł z ligi. Nie minęły nawet 24 godziny od degradacji, gdy Defoe przedłożył władzom klubu żądanie transferowe. Sprawa wyciekła do mediów, kibice West Hamu zakipieli z furii.
– To był gigantyczny błąd. Kiedy zdałem sobie sprawę, co zrobiłem, poczułem się jak zdrajca. Jak człowiek, który porzucił rodzinę w potrzebie. Wypiąłem się na klub, który dał mi życiową szansę – kajał się po latach Anglik. To wszystko oczywiście pięknie brzmi po latach, lecz prawda jest taka, że w 2003 roku Defoe parł do transferu niczym lodołamacz. West Ham zatrzymał go na rundę jesienną sezonu 2003/04, jednak działacze szybko zdali sobie sprawę, że z niewolnika nie ma pracownika. Defoe regularnie trafiał do siatki, ale jednocześnie zachowywał się skandalicznie. Olewał treningi, notorycznie był karany czerwonymi kartkami, wywoływał konflikty wewnątrz zespołu. Zimą 2004 roku władze „Młotów” skapitulowały i sprzedały napastnika do Tottenhamu. Co jeszcze bardziej rozjuszyło kibiców.
ASHLEY COLE (2006; Arsenal FC -> Chelsea FC)
„Nie odszedłem z Arsenalu bez powodu”
Ashley Cole grał w Arsenalu właściwie od zawsze. Na pierwszy trening do szkółki „Kanonierów” trafił jako dziewięciolatek. Potem z powodzeniem przebijał się przez kolejne szczeble juniorskiego i młodzieżowego futbolu, aż wreszcie Arsene Wenger włączył go do pierwszej drużyny. Cole zadomowił się w niej natychmiastowo. Już jako 21-latek stanowił mocny punkt Arsenalu. W wieku zaledwie 24 lat sięgał z klubem po drugie mistrzostwo Anglii w niezapomnianym, niezwyciężonym sezonie. Wydawało się wtedy bardzo prawdopodobne, że lewy obrońca nigdy Arsenalu nie opuści. Stanowił idealny materiał na legendę klubu. – To będzie nowy Tony Adams – chwalił młodszego kolegę Patrice Vieira.
A jednak Cole już w wieku 26 lat postanowił zmienić barwy klubowe. Na dodatek przeniósł się do Chelsea.
ARSENAL WYGRA Z TOTTENHAMEM? KURS: 3,81 W TOTOLOTKU!
Saga transferowa z Anglikiem w roli głównej ciągnęła się miesiącami. Władze Arsenalu odkryły, że Cole potajemnie i nielegalnie skontaktował się i spotkał z przedstawicielami The Blues, w tym z samym Jose Mourinho, już w 2005 roku. Wlepiono mu za to 100 tysięcy euro kary, a jego agenta zawieszono na półtora roku. Cole żalił się potem, że uczyniono z niego kozła ofiarnego i „rzucono na pożarcie rekinom”. Klub miał bowiem poważne problemy finansowe i wpadł również w lekki dołek sportowy, więc działacze potrzebowali kogoś, na kim skoncentruje się wściekłość kibiców. Zdaniem Cole’a, właśnie jego wytypowano do tej niewdzięcznej roli.
Transfer – już oficjalnymi kanałami – udało się dopiąć rok później. Ostatniego dnia okienka transferowego przed sezonem 2006/07 Cole trafił do Chelsea. Arsene Wenger wspominał po latach, że dopuszczenie do tego transferu uważa za jeden ze swoich największych błędów. – Ashley powinien był spędzić całą karierę w Arsenalu. Nie należało go wypuszczać – mówił. Również Martin Samuel, publicysta Daily Mail, podkreśla wagę transferu Cole’a: – To wtedy Arsenal przestał być klubem kupującym najlepszych zawodników, a zamienił się w klub sprzedający ich wyżej.
Powitanie Cole’a na Emirates Stadium
Kibice Arsenalu nadali lewemu obrońcy przydomek „Cashley”, a jego twarz umieścili na fałszywych banknotach. – W Arsenalu nie potraktowano mnie z szacunkiem, na jaki zasługiwałem. Dałem temu klubowi całe moje serce – bulwersował się Cole. – Nie odszedłem przecież bez przyczyny. Nie było tak, że pewnego dnia przyszedłem do Arsene’a Wengera i powiedziałem: „To koniec, odchodzę”. Być może byłem nieco zbyt uparty, ale na pewno wina nie leżała wyłącznie po mojej stronie. Można było to rozegrać inaczej. Przede wszystkim – nie odszedłem do Chelsea tylko dla pieniędzy. Odszedłem, bo uważałem to za szansę na osiągnięcie wielkich sukcesów.
fot. NewsPix.pl