Bycie napastnikiem Warty Poznań to trudna robota. Przez półtorej godziny kręcisz kilometry, jesteś pierwszym obrońcą, jako pierwszy ruszasz do pressingu, musisz natłuc się z obrońcami przy walce o górne piłki. A robisz to wszystko, bo – tak przynajmniej zakładasz – prędzej czy później z tej ciężkiej roboty urodzą się sytuację strzeleckie. Problem w tym, że w Warcie druga linia właściwie tych sytuacji nie kreuje wcale.
Christian Gytkjaer jeszcze podczas gry w Lechu Poznań dość ładnie opisywał byt napastnika. Mówił, że w grą snajpera jest tak, że czasami czekasz półtorej godziny na to, aż ktoś ci w końcu dogra. I że to największa frustracja, gdy wbiegasz za plecy, szukasz wolnego pola, oszukujesz ruchem obrońcę, a koniec końców piłka do ciebie nie trafia. Sęk w tym, że Gytkjaer grał wówczas w Lechu – zespole płodnym jeśli chodzi o kreacje szans bramkowych. A co ma powiedzieć taki Mateusz Kuzimski?
Wicekról strzelców poprzedniego sezonu regularnie jest w czołówce zespołu pod względem pokonanych kilometrów. Taki koń do biegania – tu powalczy, tam się zastawi, tu dzióbnie łokciem rywala, tam wpadnie barkiem w bark. I większość napastników na świecie wie, że tak już ten dzisiejszy futbol wygląda. Snajper nie jest zwolniony z gry w defensywie. Zwłaszcza w takiej drużynie, jak Warta Poznań, która bazuje na pressingu i dobrej organizacji w tyłach. Tylko Kuzimski pewnie liczy, że ta brudna robota prędzej czy później będzie się odpłacać. Że skoro tutaj pomoże kolegom w destrukcji, to ci za jakiś czas rzucą mu jakieś ciasteczko, gdzie trzeba dołożyć tylko szuflę do pustaka.
Ale tak w jego przypadku nie jest. Napastnik Warty ma w tym sezonie trzy gole w Ekstraklasie. Jak na ten etap sezonu – wynik, który nie porywa. Natomiast jeśli przenalizujemy sobie jego liczby, to dowiemy się, dlaczego tych goli nie ma więcej.
Zerknęliśmy sobie na współczynnik goli oczekiwanych, jakie w kolejnych meczach miał Kuzimski. Gole oczekiwane to wynik algorytmu, który bierze pod uwagę m.in. miejsce, z którego oddany jest strzał i liczbę zawodników na linii uderzenia. Można na tym mniej więcej oszacować prawdopodobieństwo strzelenia gola z takiej sytuacji.
No i Kuzimski w tym sezonie miał kolejno xG:
- 0,06
- 0,10
- 0,56
- 0,04
- 0,25
- 0,10
- 0,06
- 0,32
- 0,41
- 0,02
Łącznie daje nam to 1,92 xG. Czyli tak z matematycznego na polski – napastnik Warty powinien mieć na koncie dwa gole. A ma trzy. No, wielkiej różnicy nie ma. Natomiast ta statystyka wyjaśnia nam pokrótce – dlaczego beniaminek ma strzelonych najmniej goli w całej Ekstraklasie – dopiero osiem po jedenastu rozegranych meczach. Nie ma sensu dorzucać do dorobku ex-piłkarz Chojniczanki statystyk Gracjana Jarocha, bo on – jako rezerwowy napastnik – oddał w tym sezonie jeden strzał wyceniony na 0,02 xG. Czyli na 50 takich prób statystycznie jedna miała szansę na zakończenie się golem.
Dość wymowne jest też to, że tylko w jednym meczu w tym sezonie Kuzimski oddał więcej niż dwa strzały – w starciu ze Stalą, w którym zdobył bramkę. A tak – sześciokrotnie oddawał jeden strzał, dwukrotnie dwa, raz trzy i raz żadnego.
Znamy już zatem sytuację, a teraz czas poszukać przyczyny. Otóż – co za niespodzianka – strzałów jest mało, gdyż druga linia Warty kompletnie nic nie kreuje. Tym razem poszukaliśmy liczby celnych kluczowych podań zawodników ofensywnych „Zielonych”.
I przez te jedenaście kolejek wygląda to tak:
- Jakóbowski – 1
- Czyżycki – 2
- Rybicki – 1
- Janicki – 1
- Laskowski – 1
I to tyle. Sześć celnych kluczowych podań. A kluczowe podanie według definicji InStata to „podanie do partnera, który jest w sytuacji bramkowej (1 na 1, pusta bramka itd.); podanie do zawodnika, które stwarza realną szansę na zdobycie bramki; podanie które 'odcina’ linię obrony w fazie ataku”. Dla porównania – sam Sergiu Hanca w derbach Krakowa takich celnych kluczowych podań miał cztery. A cała druga linia odpowiadająca za kreację w Warcie – sześć przez cały sezon.
Celowo nie braliśmy pod uwagę tutaj liczb Mateusza Kupczaka i Łukasza Trałki, bo oni jednak w dużej mierze odpowiadają za defensywę. A piłkarze ofensywni na ich tle i tak wypadają blado. Obrońcy i defensywni pomocnicy Warty mają na koncie osiem celnych kluczowych podań. Do tego cztery takie zagrania ma na koncie Jan Grzesik, ostatnio znany jako João Grzesik – ale jego nie wiemy już jak liczyć, bo raz gra w obronie, raz na skrzydle.
Dramatycznie wygląda ten dorobek wykreowanych szans strzeleckich przez ofensywnych pomocników i skrzydłowych Warty.
A przecież „Zieloni” ściągnęli latem Mateusza Czyżyckiego, Konrada Handzlika, Mario Rodrigueza. Nieźle w I lidze wyglądał Jakóbowski, swoje zrobił Janicki, nawet Rybicki miewał momenty. A po wejściu na poziom wyżej – nic, zero, posucha.
Inaczej kluczowe podania liczy ekipa EkstraStats. U nich za kluczowe podanie uznaje się ostatnie podanie przed strzałem. Czyli jako takie asysty przy uderzeniach na bramkę. I tu najwięcej takich kluczowych podań ma Trałka – dwanaście. Ale przypuszczamy, że lwia część z nich to pokłosie wrzutek ze stałych fragmentów gry. Drugim zawodnikiem w tej klasyfikacji w ekipie poznaniaków jest Janicki – siedem kluczowych podań. Nie plasuje go to nawet w pierwszej pięćdziesiątce piłkarzy Ekstraklasy.
Wszystko wskazuje na to, że Warta po prostu musi wzmocnić siłę ognia. Nawet nie rozchodzi się tu o kolejnego napastnika, bo Kuzimski robi tyle, ile może. Ale o przynajmniej jednego skrzydłowego. Rodriguez potrafi prowadzić piłkę, ale co z tego, skoro w tym sezonie nie stworzył choćby pół okazji strzeleckiej, a teraz jeszcze doznał urazu. Handzlik póki co nie zaistniał na poważnie w Ekstraklasie. Czyżycki dopiero przebija się do składu. Janicki po chorobie wraca do drużyny, ale w tym sezonie też gra poniżej oczekiwań.
Robert Graf, dyrektor sportowy, w wywiadzie dla WP/SportoweFakty mówił w zeszłym tygodniu:
– Nie jestem zadowolony z letniego okienka, bo było kilka tematów, które planowaliśmy, a nie udało nam się ich doprowadzić do końca. W szczególności nie zdołaliśmy zakontraktować młodzieżowca, a rozmawialiśmy z dwoma. Trochę przeszkodziła nam sytuacja covidowa. Kluby, z których mieli do nas trafić ci piłkarze, ostatecznie nie zdecydowały się na ich puszczenie. Na pewno natomiast nie możemy powiedzieć, że jesteśmy niezadowoleni z zawodników, których pozyskaliśmy.
Czego więc należy się spodziewać zimą?
Musimy wzmocnić siłę ofensywną. Mam na myśli zwłaszcza napastnika i skrzydłowego. Nie powiem dzisiaj, ile będzie nowych twarzy, ale minimum dwie.
I chyba trudno tu polemizować z typowaniem celów transferowych Warty. Skrzydłowy to absolutny priorytet dla warciarzy. O drogie wzmocnienia będzie trudno, bo doskonale wiemy, że poznaniacy mają najmniejszy budżet w lidze. Ale być może znów uda się postawić na kreatywne wzmocnienia.
Pozytywną wiadomością dla warciarzy jest historia. A ta pokazuje, że w kontekście utrzymania lepiej mieć szczelną obronę niż przyzwoity atak.
fot. FotoPyk