Najdziwniejszy przypadek koronawirusa w polskiej piłce? Tomas Pekhart, który raz był negatywny, raz pozytywny i w końcu został odesłany ze zgrupowania reprezentacji Czech. Napastnika Legii musiało zaboleć to, że przez niejednoznaczne testy stracił szansę powrotu do kadry. Natomiast nie ma co nawet porównywać Pekharta do przypadku Ciro Immobile. Zdobywca “Złotego Buta” może dziś zagrać po raz pierwszy od trzech. W tym czasie przechodził koronawirusa. Albo i nie przechodził, bo w ciągu ostatniego miesiąca otrzymał sześć pozytywnych wyników testów i siedem negatywnych.
To zdecydowanie najbardziej pokręcona historia związana z wirusem od samego początku pandemii. Ciro Immobile był badany przez osiem różnych laboratoriów. Nie tylko kibice, ale i on sam mógł się pogubić w tym, czy w zasadzie mógł grać, czy jednak był zakażony. Zresztą faktycznie wszyscy się pogubili, bo sekwencja zdarzeń była taka:
- 27 października. Wynik pozytywny, Ciro wypada z meczu Ligi Mistrzów
- 30 i 31 października. Wyniki negatywne, wraca na mecz z Torino i pomaga wyciągnąć wynik z 2:3 na 4:3
- 3 listopada. Wynik pozytywny, wypada z meczu Ligi Mistrzów
- 6 listopada. Wynik negatywny. A potem pozytywny, gdy próbki zbadały dwa inne laboratoria
“I’m going up and down, side to side, like a rollercoaster” chciałoby się zanucić. Ale finisz tej historii wcale nie skłaniał do żartów, bo sprawa przerodziła się w dużą aferę. Wszystkie negatywne wyniki pochodziły bowiem z tego samego laboratorium – Avellino. A skoro trzy inne pokazywały inne wyniki, to zaczęto dopatrywać się w tym wszystkim spisku. 8 listopada policja weszła więc do wspomnianego laboratorium, a także do siedziby Lazio.
IMMOBILE WRÓCI I STRZELI? KURS 1.95 w SUPERBET!
Cel? Sprawdzić, czy to przypadkiem nie jest typowa włoska robota. Bo szwindlem pachniało na kilometr.
Policja w siedzibie Lazio
Jakby tego było mało, przeciwko Lazio i Immobile wytoczono kampanię medialną. Nie bez powodu. Pamiętacie cudowny powrót do zdrowia na mecz z Torino? Szefem tego klubu jest Urbano Cairo, czyli właściciel “La Gazzetty dello Sport”. Skoro jego zespół stracił trzy punkty przez zamieszanie z testami, najpopularniejszy włoski dziennik sportowy przez następne kilka dni krzyczał z okładek o przekręcenie Claudio Lotito i rzymskiego klubu.
“Casa Tamponi” – tak pisano o sprawie, a kibice Lazio wieszali transparenty w “Wiecznym Mieście”, z którym mogliśmy się dowiedzieć, że różowa gazeta zastępuje im w domu papier toaletowy. W tym wszystkim chyba nawet trochę zapomniano o Immobile, który przecież znalazł się w fatalnym położeniu. Opuścił dwa spotkania Ligi Mistrzów, starcie z Juventusem, a teraz czekał na wyrok w sprawie wyjazdu na zgrupowanie reprezentacji Włoch. Teoretycznie był powołany, teoretycznie siedział na walizce, ale musiał przejść kolejną serię testów. Próbował wszystkiego, nawet badania się prywatnie, na własną ręką.
LAZIO WYGRA Z CROTONE? KURS 1.85 W SUPERBET!
– Jest zmęczony ciągłymi nadziejami i oczekiwaniem. Chciałby w końcu zrozumieć, co się z nim dzieje. Wrócić na boisko, albo pobawić się z dziećmi. Ale zbyt często w ostatnich tygodniach testy najpierw były negatywne, a potem pozytywne – pisała “Gazzetta”.
Włosi grali z Polską, Ciro grał na Playu
Inne dzienniki także pisały o Ciro i jego irytacji całą sytuacją. Włosi żyli tym chyba bardziej niż samymi meczami kadry narodowej. Immobile znów otrzymał wynik pozytywny, więc został uziemiony na 10 dni. Nie było przebacz, zamiast konfrontacji z Robertem Lewandowskim, najskuteczniejszy napastnik ubiegłego sezonu odpalił streama na Twitchu i opowiadał, jak mijają mu kolejne samotne dni. W międzyczasie szefowie Lazio byli przesłuchiwani, a media informowały o zabezpieczeniu ponad 90 próbek i padań piłkarzy Biancocelestich. Czyli do zmarwień o to, że na trzy tygodnie został odsunięty od piłki, Immobile musiał dołożyć przemyślenia o tym, czy przypadkiem nie skończy w pasiaku. Nie pomagał w tym Claudio Lotito.
– Wynik pozytywny? Przecież w kobiecej pochwie też są bakterie, a nie wszystkimi można się zarazić, więc co oznacza wynik pozytywny? – dopytywał prezydent Lazio.
W końcu jednak napastnik rzymskiego klubu przeszedł kolejne badania. Wynik? Negatywny. Wracamy, ale najpierw badania i testy medyczne, żeby sprawdzić, jak organizm przetrwał chorobę. Tyle że gdy wszystko było już zaplanowane i Ciro czekał na zielone światło, znów go wstrzymano. Pojawiły się kolejne wątpliwości.
“Jest, wylazł”
– Ch.. mnie zaraz strzeli – miał powiedzieć Jan Bednarek o grze Memphisa Depaya, według dziennikarza TVP Sport, który przysłuchiwał się boiskowym reakcjom piłkarzy. Nie wiemy, jak to będzie po włosku, ale Ciro Immobile na pewno powtórzył to sobie setki razy. Przed ostatecznym pozwoleniem na powrót do treningów, sytuacja była po prostu komiczna. Cztery wyniki w ciągu kilkudziesięciu godzin:
- negatywny
- pozytywny
- negatywny
OVER 2.5 GOLA LAZIO? KURS 2.80 W SUPERBET!
Ostateczną odpowiedzią miał być wynik testu w lokalnym sanepidzie. Nerwowe oczekiwanie. Negatyw, może wracać. Media zrelacjonowały jego przyjazd na badania w stylu “piłkarze zjedli śniadanie”. – 8:10, wjechał do kliniki w Rzymie. Immobile przyjechał sam, lekarz klubowy czekał na miejscu – czytamy w “LGdS”.
Wszystkie badania wyszły pomyślnie. W organizmie nie widać nawet śladu przebytej choroby, płuca zdrowe, serce też. Jedyny minus? Brak normalnych treningów od 3 listopada wpłynął na formę Ciro. Poza tym zmian nie widać. Czy Immobile w ogóle był zarażony? Być może, ale pewności nie ma żadnej. Pewne jest co innego – jego sprawa jeszcze się nie zakończyła. Jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, że Włosi na podstawie badań piłkarza Lazio zaczną kwestionować wszystko, co wykażą testy.
I w zasadzie im się nie dziwimy, bo czegoś takiego świat – nie tylko piłki nożnej – jeszcze nie widział.
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix