Patrząc na sam wynik, na pewno można określić go mianem niespodzianki. Jednak biorąc pod uwagę to, jak wyglądał cały mecz, Werder Brema po prostu dziś zasłużył na punkt. Mało tego, zawodnicy Hansiego Flicka, zanim udadzą się do swoich domów, obowiązkowo muszą zrobić zrzutkę na co najmniej trzy kraty Paulanera dla Manuela Neura. Gdyby nie ich kapitan, to rywalizacja skończyłaby się ogromną sensacją. Bayern zagrał ewidentnie na zaciągniętym hamulcu ręcznym, lecz odwaga, z jaką atakowali dziś bremeńczycy, zasługuje na wielkie słowa uznania. Należy również docenić ich dyscyplinę w poczynaniach defensywnych. W pierwszej połowie lider Bundesligi nie był nawet w stanie poważnie im zagrozić.
Sensacja do przerwy
Werder Brema przyjechał z założeniem, żeby przede wszystkim nie stracić bramki, a nuż się uda coś trafić z przodu. Bayern w pierwszych minutach nie podkręcił tempa. Nie było „blitzkriegu”. Wreszcie zespół z Bremy w 15. minucie miał znakomitą szansę na bramkę. Podejrzewamy, że jeszcze cały następny tydzień będzie się Joshua Sargent zastanawiał , jakim cudem Neuer obronił jego strzał z pięciu metrów. Wiecie, po czym poznać klasowego bramkarza? Mianowicie po tym, iż czeka do końca, nie rzuca się w ciemno i nie siada od razu na tyłku. Kapitan Bayernu do perfekcji opanował przewidywanie tego, gdzie może spaść piłka. Kosmiczna interwencja!
Wprawdzie przyjezdni nie strzelili w tej sytuacji gola, lecz powyższa akcja ośmieliła ich do tego stopnia, iż to oni, a nie Bayern, częściej atakowali i stwarzali większe zagrożenie. Bawarczykom brakowało pomysłu, by rozmontować dobrze ustawioną defensywę rywali.
Najlepszą obroną jest atak. Zwłaszcza że podopieczni Hansa Flicka grali w pierwszych 45. minutach niechlujnie oraz – jak na nich – dość statycznie. Tak jakby część piłkarzy czuła w nogach trudy tygodnia reprezentacyjnego. Akcje bocznymi strefami boiska stanowiły główny pomysł na rozwiązanie worka z bramkami. Szybkie zagranie na skrzydło i dośrodkowanie do nadbiegającego Lewandowskiego lub Muellera. Jednak centry okazywały się za mocne albo defensorzy z portowego miasta wybijali futbolówkę.
Tuż przed zejściem do szatni goście dopięli swego. Mogłoby się wydawać, że to coś niewiarygodnego. Nic z tych rzeczy. Bremeńczycy po prostu zasłużyli na tego gola. Solidnie zapracowali sobie na niego
45. minuta. Szybki wyrzut z autu, Joshua Sargent przepchał jak juniora Javiego Martineza i idealnie wycofał do nadbiegającego Maxa Eggesteina, który mierzonym uderzeniem po ziemi tuż przy słupku otworzył wynik meczu. Do przerwy sensacja. Choć Ci, co oglądali mecz, raczej nie byli zdziwieni takim obrotem spraw. „Zasłużenie proszę Pana, zasłużenie”.
Bayern wyrównał, choć gra wciąż była bardzo daleka od ideału
Na samym początku drugiej połowy piłkarze z Monachium zostali w szatni. Już w 46. minucie Milot Rashica miał pustą autostradę do bramki, lecz pod koniec jeden z obrońców Bayernu wymusił na nim w sytuacji na sam niecelny strzał. Bayern wrócił z dalekiej podróży. Gdy na Alianz Arenie będąc gościem, ma się sytuację na 0:2 i nie wykorzystuje się jej, to zazwyczaj próżno liczyć na happy end. Bayern na kilkanaście minut wyrównał. 62. minuta. Idealne dośrodkowanie Leona Goretzki na głowę Kingsleya Comana i Francuz celnie skontrował piłkę w odsłoniętą przez Jiriego Pavlenke cześć bramki. Prowadzenie Werderu odeszło w zapomnienie – 1:1.
Monachijczycy po strzelonej bramce poszli do przodu, lecz ostatecznie nie udało im się odwrócić losów spotkania. Eric Maxim Choupo-Moting przez niektórych polskich kibiców Bayernu jest nazywany szyderczo „Dyzmą”. W samej końcówce potwierdził to. Otrzymał kapitalne podanie w pole karne rywala, ale, będąc tuż przed bramką, posłał futbolówkę w okolice najwyższego piętra stadionu. W ostatnich minutach Sargent, mając przed sobą przeszkodę tylko w postaci Neuera, sprytnie uderzył w bliższy róg bramki, lecz goalkeeper z Bawarii zostawił szeroko wyciągniętą rękę i w niewiarygodny sposób sparował piłkę na rzut rożny.
Neuer był dziś bohaterem monachijczyków. To bardzo znamienne. Ostatecznie mecz skończył się remisem 1:1 i de facto goście mogą czuć spory niedosyt. Raczej długo nie powtórzy się taka okazja, by wyjechać z Alianz Areny z pełną zdobyczą punktową.
Dyskretny Lewy
Dla Roberta Lewandowskiego jest to ewidentnie słabszy tydzień. Przeciętny występ z Holandią, dziś z kolei dyskretne spotkanie z Werderem. Ewidentnie. W sumie poza sytuacją z 82. minuty, gdy miał dobrą okazję, lecz głową przeniósł piłkę nad poprzeczkę, trudno znaleźć jakieś momenty, w których mógł powiększyć swój dorobek bramkowy. Bardzo przeciętny występ polskiego napastnika. Miejmy nadzieję, że to tylko drobny i chwilowy kryzys naszego snajpera, wynikający ze zmęczenia. Zresztą po całym Bayernie widać było, że nogi nie nadążają za cechami wolicjonalnymi. Braku chęci i ambicji nie można im zarzucić, lecz aż nadto widoczny był dziś brak odpowiedniego tempa akcji i szybkości zagrań.
BAYERN MONACHIUM 1:1 WERDER BREMA
(K. Coman 62′ – M. Eggestein 45′)
fot. NewsPix.pl