Emocje w Grand Prix Turcji znów zagwarantowała nam pogoda. Kapryśna aura, na czele z deszczem, sprawiła, że obejrzeliśmy fascynującą rywalizację. Z pole position startował Lance Stroll, z drugiego pola – Max Verstappen. Mercedesy jechały kolejno z szóstego i dziewiątego miejsca. Mogliśmy tylko zacierać ręce, tym bardziej, że wczorajsze kwalifikacje wyłącznie rozbudziły nam apetyt. Jak jednak się przekonacie, wyścig wywrócił nam wszystko do góry nogami.
Działo się od początku
Tak naprawdę emocje związane z wyścigiem zaczęły się tuż po… sesji kwalifikacyjnej. Wezwani do sędziów zostali wtedy Lando Norris, Carlos Sainz, Lance Stroll oraz George Russell. Powody były różne – choćby blokowanie i nieprzestrzeganie zasad żółtej flagi. Ostatecznie Kanadyjczyk utrzymał pierwsze pole startowe, a pozostała trójka otrzymała kary przesunięcia na polach startowych. W połączeniu z zapowiadanym niedzielnym deszczem, zwiastowało to naprawdę dobry wyścig.
Wyobraźcie sobie bowiem, że czekacie na start deszczowego Grand Prix, a tu nagle Antonio Giovinazzi wypada z toru podczas okrążenia dojazdowego, a George Russell uderza w ścianę przy zjeździe do alei serwisowej. Taki obrazek mogliśmy obejrzeć jeszcze przed zapaleniem się czerwonych świateł startowych. Szczęśliwie nie zarządzono startu za samochodem bezpieczeństwa, stąd też szaleństwo rozpoczęło się od razu, bez żadnego czekania.
Świetny start zaliczyli chociażby Lewis Hamilton i Sebastian Vettel, słabo za to ruszyły oba Red Bulle – zwiastowało to niejako kłopoty Maxa Verstappena, które miały nadejść później. Choć Holender przynajmniej się nie obrócił – tak jak zrobili to Esteban Ocon oraz Valtteri Bottas. Z przodu jechały ciągle dwa Racing Pointy, a w nich Lance Stroll oraz Sergio Perez. Przetasowania trwały, kierowcy szukali przyczepności na mokrym torze i nikt nie wystrzegł się błędów. Nawet tacy mistrzowie jak Hamilton czy Verstappen.
Przetasowania
O ile początkowo pozycje kierowców Racing Point wciąż były niezagrożone, to jednak z każdym kolejnym pit stopem, gdy zakładano już opony przejściowe, Lance Stroll jechał coraz wolniej. – Nie mam narzędzi do pracy, ciągle łapię graining, brakuje mi przyczepności – krzyczał do swojego inżyniera Kanadyjczyk, który tracił szansę na zwycięstwo. Wyścig cudem skończył na punktowanym miejscu, bowiem był dopiero dziewiąty. Nie on jeden miał jednak problemy. O ile Verstappen imponował bardzo szybką jazdą, to kiedy przyszło do walki o drugie miejsce, obrócił się przed wyjazdem na najdłuższą prostą. Błędy popełniał też później – kiedy przekroczył białą linię na wyjeździe z alei serwisowej i kiedy, wraz z Kimim Raikkonenem, urządził sobie zawody w synchroniczne piruety.
Niektórzy mogliby przypuszczać, że końcowy rezultat nie jest żadną rewelacją. Trzeba było jednak oglądać ten wyścig, aby zrozumieć, jak wielką pracę wykonał każdy z kierowców w czołówce. Hamilton liderem wyścigu został dopiero na 37. okrążeniu z 58 zaplanowanych. Kiedy on jechał na czele, Valtteri Bottas cierpiał katusze w drugiej połowie stawki. Fin obrócił się w sumie aż sześć razy, potwierdzając różnicę umiejętności między kierowcami Mercedesa.
Finalnie na podium obok Lewisa, zmieścił się jeden z kierowców Racing Point – Sergio Perez, czyli gość, który… prawdopodobnie nie znajdzie miejsca w F1 w kolejnym sezonie. Ale już obsada podium ze strony Ferrari może dziwić. Charles Leclerc jechał bardzo dobrze tylko po to, by popełnić błąd w ostatnich zakrętach. Oddał tym samym trzecią pozycję Sebastianowi Vettelowi. Vettelowi, który dziś był chyba najbardziej bezbłędnym kierowcą. Zgadzało się tempo wyścigowe, zgadzała się lokata na mecie. A Niemiec przecież startował jedenasty.
THERE IT IS, @SChecoPerez IS BACK ON THE PODIUM#TurkishGP #F1 pic.twitter.com/Oxo78R6RL6
— Aston Martin Aramco F1 Team (@AstonMartinF1) November 15, 2020
Lewis wciąż na szczycie
Co oznacza wynik dzisiejszego wyścigu? Przede wszystkim to, że Lewis Hamilton został mistrzem świata po raz siódmy. Spodziewaliśmy się, że Brytyjczyk zostanie dziś przyćmiony – na przykład postawą Verstappena albo zwycięstwem Racing Point. Nie tym razem jednak. Lewis, który cały weekend narzekał na nawierzchnię, brak trakcji czy złą współpracę z ogumieniem, został zwycięzcą wyścigu. Znowu.
Do tej pory w karierze wygrał bowiem 94 wyścigi (jest rekordzistą), a dziś zrównał sięteż pod względem liczby mistrzostw z Michaelem Schumacherem. Ale jeżeli ktoś potrzebowałby kolejnego dowodu na to, że jest jednym z największych, to dodajemy – nad drugim bolidem miał dzisiaj 31 sekund przewagi. A Valtteriego Bottasa, który miał z nim w tym sezonie powalczyć o tytuł mistrzowski… zdublował. – Do wszystkich dzieciaków na świecie: spełniajcie swoje marzenia, wszystko jest możliwe – mówił wzruszony przez team radio tuż po zakończeniu wyścigu. Tak szczęśliwy nie był już dawno.
– Wiedzieliśmy, że nie mamy zbyt dobrej pozycji przed tym wyścigiem. Pracowaliśmy, harowaliśmy. Wiemy też, że niekoniecznie zawsze wszystko będzie wychodziło nam perfekcyjnie. Nawet dzisiaj miałem przecież jeden słabszy moment na początku wyścigu, gdy minął mnie na chwilę Sebastian. Później nie mogłem go wyprzedzić na nowych oponach, Albona również – zauważał w rozmowie po wyścigu.
Przezwyciężył jednak wszelkie problemy, jakie miał Mercedes podczas tych trzech dni. Uwierzcie na słowo – jego bolid nie był wcale najszybszym samochodem w Turcji. Ale do mety dojechał pierwszy. Tak jak wspominał Martin Brundle, który przepytywał Hamiltona – umiejętnością wielkiego sportowca jest osiągnięcie sukcesy wtedy, kiedy wcale nie jest się danego dnia faworytem.
– Brakuje mi słów. Dziękuję wszystkim w naszym zespole, to dzięki nim mamy szansę, aby walczyć o kolejne zwycięstwa. Dziękuję moim fanom spod znaku #TeamLH. Dziękuję mojej rodzinie, która poświęciła mnóstwo, abym mógł spełnić moje marzenia. Kiedy jest się młodym, śni się o wygrywaniu. Oglądałem wyścigi dawno temu, a teraz jestem pośród tych największych. Za marzeniami trzeba gonić, nie można sobie dać wmówić, że coś jest niemożliwe – jeszcze raz powtórzył siedmiokrotny mistrz świata.
Lewis po raz kolejny zostawił za sobą całe towarzystwo. Znów wygrał, choć tym razem wiele rzeczy mu nie sprzyjało. Na koncie ma już 307 punktów. Każdy pozostały kierowca w stawce nawet nie przekroczył jeszcze granicy 200 oczek. Brytyjczyk zdominował ten sezon. I nawet nas to nie dziwi.
https://twitter.com/MercedesAMGF1/status/1327943387329286146
RM
Fot. Newspix