Reklama

Umarł król, niech żyje car. Ołeksandr Zawarow, czyli historia pewnego rozczarowania

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

14 listopada 2020, 08:34 • 22 min czytania 11 komentarzy

Ołeksandr Zawarow został wybrany do jedenastki najlepszych ukraińskich piłkarzy XX wieku. Kiedy w 1988 roku ten błyskotliwy pomocnik trafiał do Juventusu, znajdował się u szczytu kariery. Spodziewano się, że z powodzeniem zastąpi w ekipie „Starej Damy” samego Michela Platiniego. Spekulowano, kto zrobi w Serie A większą furorę – on czy Lothar Matthaus. Porównywano go z Diego Maradoną. W chwiejącym się już wówczas w posadach Związku Radzieckim oczekiwano natomiast, że Zawarow dzięki piłkarskim sukcesom odniesionym w Italii stanie się „ambasadorem pierestrojki”. Jednak przeprowadzka Ukraińca do stolicy Piemontu okazała się klęską na wszelkich możliwych płaszczyznach.

Umarł król, niech żyje car. Ołeksandr Zawarow, czyli historia pewnego rozczarowania

Niech robi co chce. Nie potrzebuję go w moim zespole – powiedział nowy trener Juve, Luigi Maifredi, zaledwie dwa lata po tym, jak Zawarow wylądował we Włoszech. Choć Ołeksandr przybył do Turynu jako potencjalny zbawca, przepędzono go z miasta niczym intruza.

Serce bijące dla „Króla”

Jak ważną postacią dla Juventusu był Michel Platini, chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Francuski pomocnik w Turynie w sumie nie pograł jakoś bardzo długo, bo tylko przez pięć sezonów, ale to zdecydowanie wystarczyło, by zapracować na status legendy „Starej Damy”. Platini zapewnił Juventusowi trofea – dwa mistrzowskie tytuły, Puchar Włoch, Puchar Zdobywców Pucharów. No i dwa finały Pucharu Europy, w tym jeden zwycięski. Przede wszystkim był on jednak niekwestionowanym liderem zespołu. Dość powiedzieć, że trzykrotnie wywalczył tytuł capocannoniere, choć w ogóle nie grał jako napastnik, a w latach osiemdziesiątych nawet najwybitniejsi snajperzy mieli kłopoty ze śrubowaniem strzeleckich rekordów w bardzo wymagającej lidze, jaką była wówczas Serie A.

UKRAINA WYGRA NA WYJEŹDZIE Z NIEMCAMI? KURS: 12,55 W TOTOLOTKU!

Kiedy w 1987 roku 32-letni wówczas Platini – czy też Le Roi, „Król”, jak go często nazywano – postanowił zawiesić buty na kołku, w składzie Juve powstała piekielnie trudna do załatania wyrwa. – W Juventusie nigdy wcześniej ani później nie grał zawodnik na poziomie Platiniego. Jeśli kiedykolwiek się taki pojawi, przyznam to bardzo niechętnie – stwierdził legendarny Gianni Agnelli. L’Avvocato niezwykle cenił Francuza, zresztą z wzajemnością. Platini podarował nawet właścicielowi Juve jedną ze swoich trzech Złotych Piłek. Dwie trzymał w domu, trzecia stała w gabinecie szefa. – Moje serce bije dzięki Platiniemu – rzucił niegdyś Agnelli, opuszczając szpital po zabiegu kardiologicznym.

Trochę poetyzował, jak to „Adwokat”, lecz w gruncie rzeczy był szczery.

Reklama

„Gdyby L’Avvocato został piłkarzem, chciałby grać jak Platini”

Giampiero Boniperti, wieloletni prezes Juventusu

Jednak w sezonie 1987/88 Platiniego już w Juventusie nie było, więc serce Agnellego zaczęło tęsknić do kolejnego wybranka. Tym bardziej że konkurencja we włoskiej ekstraklasie stała się naprawdę mocna. „Stara Dama” potrzebowała nowej supergwiazdy, by sprostać rywalom w lidze. A co tu dopiero mówić o ewentualnych europejskich podbojach. Silvio Berlusconi dokazywał u steru AC Milanu, wprowadzając świat futbolu na nieznany dotąd poziom transferowego szaleństwa. Po gwiazdy europejskiego formatu sięgał także Inter. Coraz mocniejsza stawała się z sezonu na sezon Sampdoria. Napoli wciąż miało w swoich szeregach fenomenalnego Maradonę, z kolei AS Roma miała Gianniniego, Voellera czy Bońka. Obawiać się należało nawet takich klubów jak Torino czy Fiorentina. W tej pierwszej ekipie straszył na przykład Toni Polster, a w tej drugiej pazurki zaczynał już pokazywać 20-letni Roberto Baggio.

Słowem – niezależnie, w którą stronę się obrócisz, za plecami zawsze czai się rywal z kijem bejsbolowym w dłoniach. Gotowy, by się zamachnąć i z całej siły przyłożyć ci w łeb. Ot, realia Serie A w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Lekko nie było.

Naturalnie działacze Juve nie zasypiali gruszek w popiele. Wiele sobie w stolicy Piemontu obiecywano po 23-letnim Michaelu Laudrupie, piłkarzu bajecznie wyszkolonym technicznie. Lukę po Platinim miał natomiast w jakimś sensie wypełnić Ian Rush – walijski napastnik, który w barwach Liverpoolu wyrósł na jedną z największych gwiazd europejskiej piłki i wielokrotnie triumfował w First Division oraz Pucharze Europy. Jego przenosiny do Juve wzbudziły naturalnie wielką ekscytację wśród sympatyków „Starej Damy”. Trochę to Rusha przytłoczyło. – Wszystkie gazety się mną interesują, to lekka przesada. No ale jestem tu nowy, muszę to zaakceptować. Teraz uczę się języka, codziennie zapamiętuję nowe słówka. Postępy robię powoli, ale zaczynam już rozumieć, co się do mnie mówi. Nieprzyjemnie jest polegać na innych, nawet w najbardziej błahych sprawach. Wolność czuję tylko na boisku.

Ian Rush z mamą
Reklama

Jak się wkrótce okazało, z tą boiskową wolnością też było u Rusha krucho.

Po latach Walijczyk wspominał (tłumaczenie: lfc.pl): – Już moja pierwsza podróż do Turynu dała mi pewien obraz tego, czego mogę się spodziewać ze strony najbardziej fanatycznej piłkarsko nacji na świecie. Byłem wręcz oblężony przez kibiców na lotnisku. W czasie konferencji prasowej musiałem odpowiadać na najdziwniejsze pytania. Czy walczyłbym na Falklandach, gdybym został powołany? Co sądzę o małżeńskich problemach księcia Karola i Diany? Chcieli, żebym opowiadał o mądrości Margaret Thatcher, o włoskim jedzeniu, o religii, nawet o znaczeniu włoskiej i brytyjskiej literatury! Jeden z reporterów stwierdził, że wyglądam jak „skrzyżowanie Adolfa Hitlera z Charliem Chaplinem”. Nawet Tracy się dostało. Siedziała obok mnie, sącząc Colę. Następnego dnia  przeczytała, że piła jedno Campari za drugim. Było niezłym szokiem, dowiedzieć się z gazet, że poślubiło się alkoholiczkę.

– Tym, co zmartwiło mnie jeszcze bardziej, była rozmowa z Michelem Platinim. Dołączył do nas na kilka dni, by podtrzymać formę. Próbowałem go jeszcze namawiać do zmiany decyzji o zakończeniu kariery, aby zagrał z nami ten jeden, ostatni sezon. Wiedziałem, jak wielkim był zawodnikiem. Byłoby wspaniale mieć go za plecami. Niestety, odmówił. Powiedział mi:

„Ian, wybrałeś zły moment na przyjście do Juventusu. Dołączyłeś do słabej drużyny. A najgorsze jest to, że nie widzę nadziei na jakąkolwiek poprawę”.

Michel Platini

Przepowiednia Francuza okazała się trafiona w punkt. We Włoszech defensorzy uprzykrzali życie napastnikom znacznie skuteczniej niż w Anglii, więc walijski zawodnik zakończył sezon 1987/88 z zaledwie siedmioma golami w Serie A. Juventus generalnie rozczarował na całej linii i uplasował się w lidze dopiero na szóstym miejscu. Rush podwinął więc ogon i wrócił do Liverpoolu. Ponoć miał się wówczas wyżalić prasie: – We Włoszech czułem się tak, jakbym mieszkał za granicą. Po latach piłkarz gwałtownie zaprzeczał, jakoby tak kuriozalne zdanie kiedykolwiek padło z jego ust. Twierdził, że któryś z kolegów wykręcił mu żart i podrzucił wymyślony cytat zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi.

Tak czy owak – próba zastąpienia Platiniego Rushem spaliła na panewce. Poszukiwania nowego lidera zespołu trzeba było zacząć od początku. Włoscy dziennikarze nie pozostawiali suchej nitki na „Starej Damie”, krytykując ją nieustannie za brak dostatecznej jakości w środkowej strefie boiska.

Wtedy pojawił się temat Ołeksandra Zawarowa.

Zachcianka „Adwokata”

Ołeksandr Anatolijowycz Zawarow w połowie lat osiemdziesiątych przeżywał złoty okres swojej kariery. Urodził się w Ługańsku, na terenie Ukrainy, i właśnie w tamtejszej Zorii rozpoczynał piłkarską przygodę. Już w 1983 roku po filigranowego, mierzącego zaledwie 170 centymetrów wzrostu pomocnika sięgnęło Dynamo Kijów. To właśnie z tym zespołem Zawarow osiągnął swoje największe sukcesy na arenie klubowej. Dwukrotnie wywalczył mistrzostwo Związku Radzieckiego, trzy razy krajowy puchar, a w 1986 roku Dynamo zachwyciło też piłkarską Europę, triumfując w Pucharze Zdobywców Pucharów. Drużyna dowodzona przez kultowego Walerego Łobanowskiego pod wieloma względami uważana była za wzór do naśladowania. Nawet dla klubów z Zachodu. Imponowała doskonałym przygotowaniem fizycznym oraz perfekcyjną dyscypliną taktyczną. Łobanowski z entuzjazmem korzystał z najnowszych zdobyczy nauki, by zyskać przewagę nad oponentami i wprowadzić swój zespół na jak najwyższy poziom.

Zawarow świetnie się w tej ekipie czuł i szybko wyrósł na jednego z liderów ofensywy Dynama, obok takich zawodników jak Ihor Biełanow czy doświadczony Ołeh Błochin. Na papierze był przez Łobanowskiego wystawiany przede wszystkim jako ofensywny pomocnik bądź cofnięty napastnik, aczkolwiek akurat u tego szkoleniowca pozycje schodziły zwykle na dalszy plan. – Nie ma obrońców, pomocników i napastników. Są po prostu piłkarze, którzy na boisku muszą wywiązywać się ze wszelakich zadań – dowodził Łobanowski.

Kiedy w finale Pucharu Zdobywców Pucharów w 1986 roku Dynamo rozwalcowało Atletico Madryt, otwierającego gola zdobył właśnie Zawarow. Ukrainiec został zresztą królem strzelców rozgrywek, ex aequo z… Biełanowem i Błochinem.

Dynamo Kijów 3:0 Atletico Madryt (finał Pucharu Zdobywców Pucharów 1986)

Zawarowa chwalono za błyskotliwość, znakomitą technikę użytkową (był piłkarzem obunożnym), wizję gry, świetny drybling i niesamowitą wręcz wydolność jak na gracza, który regularnie decyduje się na sprinty. Łobanowski dodatkowo pompował swojego podopiecznego, porównując go nieustannie do Diego Maradony. W 1988 roku Ołeksandr z reprezentacją Związku Radzieckiego zajął drugie miejsce na mistrzostwach Europy. W półfinale turnieju sowiecka drużyna nieoczekiwanie pokonała Włochów 2:0. Prawdopodobnie to wtedy Gianni Agnelli uznał, że chce mieć Zawarowa w szeregach swojego klubu i właśnie na nim oprzeć nowy, przebudowany Juventus. Wprawdzie w 1986 roku Złotą Piłkę otrzymał Biełanow, co uczyniło go najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem tamtej ekipy ZSRR, naturalnie nie licząc cenionego od dawna Błochina, lecz sowieccy dziennikarze właśnie Zawarowa uważali za prawdziwego lidera zarówno Dynama, jak i reprezentacji. L’Avvocato również szybko to dostrzegł.

Latem 1988 roku „Stara Dama” dokonała kilku znaczących wzmocnień. Do Turynu trafili między innymi Giancarlo Marocchi, Alessandro Altobelli i Rui Barros. Za tego ostatniego trzeba było naprawdę sporo zapłacić działaczom FC Porto. Doszło też do zmiany na stanowisku szkoleniowca. Z posadą pożegnał się Rino Marchesi, któremu zarzucano, że mentalnie i warsztatowo utknął w zamierzchłych czasach świetności catenaccio. Jego miejsce zajął Dino Zoff – legendarny golkiper, później trener bramkarzy w Juve. Ta niezbyt eksponowana funkcja nieszczególnie Włocha satysfakcjonowała, dlatego powierzono mu misję wyciągnięcia klubu z kryzysu. Zoff nie miał doświadczenia w samodzielnym prowadzeniu drużyny klubowej, lecz niewątpliwie nie brakowało mu charyzmy.

Działo się więc w Turynie dużo. Jednak najwięcej zainteresowania i tak wzbudził transfer Zawarowa.

„W futbolu nie ma transferów niemożliwych. Niezbędna jest tylko cierpliwość”

Giampiero Boniperti

Negocjacje z Dynamem i sowieckimi władzami przeciągały się w nieskończoność. Rozmowy prowadził prezydent klubu, Giampiero Boniperti. Agnelli publicznie nie wtrącał się w jego robotę, ale w duchu aż kipiał ze zniecierpliwienia. Jego serce pragnęło Zawarowa. Tu i teraz. Tymczasem Boniperti najpierw ustalił warunki transferu Barrosa, a następnie zakomunikował, że Michael Laudrup na razie pozostanie piłkarzem Juventusu. W Serie A obowiązywały w tamtym czasie dość ścisłe obostrzenia dotyczące liczby obcokrajowców w kadrze, więc L’Avvocato szybko wyczuł, co się święci. Barros przychodzi, Laudrup zostaje. Piłkarzem Juventusu wciąż był jeszcze wówczas Rush. To oznaczało, że Boniperti stracił wiarę, iż transfer gwiazdy Dynama Kijów uda się doprowadzić do pomyślnego końca latem 1988 roku i odłożył sprawę na kolejny sezon. Albo w ogóle odpuścił temat.

Kiedy Agnelli uzyskał potwierdzenie tej informacji, rozzłościł się nie na żarty. Natychmiast wysłał do ZSRR swojego współpracownika do zadań specjalnych – dyrektora Pietro Giuliano. Ten wprawdzie przebywał akurat na letnim urlopie, ale kiedy „Adwokat” w swoim stylu zadzwonił do niego o szóstej rano i niefrasobliwie zapytał: „Nie zbudziłem cię?”, Giuliano natychmiast stanął na baczność i kwadrans później pakował już w pośpiechu walizkę, szykując się do wyjazdu do Moskwy.

Ołeksandr Zawarow

Nie grało roli, że Boniperti nie jest zwolennikiem tego transferu. Tym bardziej że wspomniany Barros to piłkarz o podobnym profilu do Zawarowa. Nie miało również znaczenia, że Zoff przebywał już z zespołem na przedsezonowym zgrupowaniu i dołączanie nowego piłkarza tak późno groziło zaburzeniem równowagi w drużynie. Agnelli chciał Zawarowa i tyle.

Podobno uruchomił nawet swoje kontakty w administracji Michaiła Gorbaczowa.

Boniperti i Giuliano wrócili do Italii po tygodniu. Ubożsi o pięć milionów dolarów (dwa trafiły do Dynama, trzy do ministerstwa sportu ZSRR), ale z kontraktem, na który tak uparcie naciskał Agnelli. Ukraiński ofensywny pomocnik związał się z Juventusem trzyletnią umową. Wielkich kokosów mu wbrew pozorom nie zapewniono, natomiast w ramach gestu przyjaźni otrzymał Fiata Tipo.

„Zawarow przybywa, by uczynić Juventus znowu wielkim”

La Repubblica

L’Avvocato był w siódmym niebie. Czego nie można powiedzieć o Dino Zoffie. Nowy szkoleniowiec „Starej Damy” nieco się poirytował, że stosunkowo późno do jego zespołu dokooptowano tak znaczącego gracza. – Będziemy musieli raz jeszcze pomyśleć nad taktyką – uskarżał się Zoff w rozmowie z dziennikiem La Repubblica. – Podczas okresu przygotowawczego dużą uwagę przywiązaliśmy do szybkiego konstruowania akcji, wypracowaliśmy pewne schematy gry w ofensywie. Teraz trzeba będzie lekko zmodyfikować te plany, ponieważ taki zawodnik jak Zawarow siłą rzeczy musi odgrywać istotną rolę w naszych atakach. Narzekał też Laudrup. Duńczyka próbowano na ostatni moment wypchnąć do PSV Eindhoven, lecz ostatecznie nic z tego nie wyszło. W sierpniu Turyn opuścił Rush. – Można mnie było wcześniej poinformować o takich zamiarach – wyżalił się Laudrup włoskiej prasie.

Łobanowski podkreślał polityczne i finansowe znaczenie transferu. Z szelmowskim uśmiechem przyjmował pytania o to, dlaczego zgodził się wypuścić z Dynama gracza 27-letniego, choć wcześniej się zarzekał, iż klub nie będzie oddawał piłkarzy w sile wieku. – Każda zasada ma swoje wyjątki. W związku z pierestrojką klub zmierza w kierunku autonomii finansowej. Czekają nas strukturalne zmiany. Pierestrojka musi obejmować także futbol, ale nie wszystko może się wydarzyć w ciągu minuty. W przyszłym roku drużyny w Związku Radzieckim zostaną podzielone na trzy grupy. Do pierwszej trafią kluby niezależne. Do drugiej – luźno związane z przemysłem bądź którymś z ministerstw. Z kolei do trzeciej te całkowicie uzależnione od zewnętrznego wsparcia. Dynamo celuje w pierwszą grupę.

Sam Zawarow przywitał się natomiast z kibicami „Starej Damy” kłopotliwym komplementem. – Jestem zaszczycony, że zagram w takim klubie jak Juventus. To drużyna dobrze znana i bardzo popularna w Związku Radzieckim. Prawie tak samo jak Fiat.

Dziesiątka

W sezonie 1987/88 żaden piłkarz Juventusu nie zaklepał na stałe koszulki numer dziesięć, którą wcześniej nosił rzecz jasna Platini. Najczęściej dycha lądowała na plecach Luigiego De Agostiniego. Klasycznego walczaka, który w środku pola koncentrował się na odwalaniu czarnej roboty i miał w nosie wszelkie nawiązania do „Króla”. Nikt o zdrowych zmysłach nie porównywał go zresztą z Platinim.

Początkowo wydawało się jednak, że ten magiczny numer przypadnie Marino Magrinowi. Ofensywnemu pomocnikowi, który trafił do Juve z Atalanty i miał przejąć większość obowiązków rozgrywającego. Jednak prezydent Boniperti doradził Włochowi, by wstrzymał się z sięganiem po dychę. Zasugerował, by Magrin wybrał koszulkę z ósemką, w spadku po Marco Tardellim. Były piłkarz Atalanty nie oponował. Nieustanne porównania z Platinim i tak wystarczająco go deprymowały. Choć faktycznie miał z Francuzem trochę wspólnego, zwłaszcza jeżeli chodzi o maestrię w wykonywaniu stałych fragmentów gry. – Jestem świadomy moich ograniczeń, dlatego nie staram się zastąpić futbolowego geniusza, jakim był Platini. Mam nadzieję wypełnić lukę, jaką po sobie pozostawił, ale na boisku i poza nim pozostanę sobą. Noszenie biało-czarnej koszulki to marzenie wielu. Mnie się udało je spełnić – mówił Magrin.

Szybko wyszło na jaw, że z takim podejściem trudno jest się odnaleźć w roli lidera drugiej linii Juventusu. Między innymi dlatego do Turynu rok później trafił Zawarow.

Ukraińcowi natychmiast przypisano il numero dieci.

Ołeksandr Zawarow

Przeprowadzka gwiazdy Dynama i reprezentacji do Turynu wywołała poruszenie w Związku Radzieckim. Zwłaszcza na Ukrainie. Ciekawie pisał o tym portal sports.ru: – Naród radziecki zaczął uważnie śledzić eksperyment pod tytułem: „Zawarow we Włoszech”. Każda rozmowa, choćby o braku ciągników i kombajnów na rynku wewnętrznym, musiała zakończyć się wymianą zdań na temat poczynań Zawarowa w Juventusie. Ołeksandr znalazł się nagle w centrum całej pieriestrojki. Mieliśmy poczucie, że wiele zależy od tego eksperymentu. Przede wszystkim – była to kwestia honorowa. Chcieliśmy, żeby nasz gwiazdor poradził sobie w Italii. Dałoby to nam wszystkim poczucie nowoczesności w kraju, któremu do tej nowoczesności było daleko i który pomału tonął w chaosie.

„Ambasador pierestrojki”. Tak niekiedy nazywano Zawarowa.

***

Sezon 1988/89 dla podopiecznych Dino Zoffa zaczął się w sumie obiecująco. Fakt, Juventus kilka razy stracił punkty w spotkaniach z przeciętnymi rywalami, ponieważ drużyna koncentrowała się na kontratakach i miała kłopoty w grze pozycyjnej. Trzeba jednak podkreślić, że „Stara Dama” rzadko schodziła z boiska pokonana. W dwunastu ligowych kolejkach turyńczycy polegli tylko raz. 3:5 przed własną publicznością z Napoli. Prawdziwy koncert dał wówczas Careca, snajper neapolitańskiej drużyny.

Z pozostałych meczów na szczycie Serie A piłkarze Juve wychodzili jednak obronną ręką. Zwyciężyli z Torino i Romą, podzielili się punktami z Milanem, Interem oraz Sampdorią. Przyzwoitą formę złapał Laudrup, na którym wielu w stolicy Piemontu postawiło już krzyżyk. Sporo bramek zdobywał również Rui Barros. Altobelli zanotował zaś trafienie na wagę zwycięstwa w derbach Turynu.

A Zawarow? Zawarow cierpiał.

„Niesamowite, jak kilka miesięcy spędzonych we Włoszech i wśród Włochów zmieniło Zawarowa. Woleliśmy go w wersji z listopada, gdy przed meczem Juve – Napoli powiedział, że Maradona to piłkarz grający egoistycznie i w przestarzałym stylu, więc nie odnalazłby się w Dynamie Kijów, gdzie liczył się przede wszystkim kolektyw. Dzisiaj wypowiedzi Ukraińca są mdłe i pełno w nich pochwał dla wszystkich wokół, a niewiele zadziorności. Choć sam Maradona nie szczędzi mu szpilek i przy każdej okazji docenia Ruiego Barrosa, między wierszami deprecjonując w ten sposób Zawarowa”

La Repubblica

W całym sezonie 1988/89 reprezentant ZSRR strzelił tylko dwa gole w Serie A. Jak na następcę Platiniego, czyli piłkarza kolekcjonującego nagrody dla najlepszego strzelca ligi, to wręcz żałosny dorobek. Na dodatek Zawarow rzadko asystował. Zoff często widział go ustawionego w bocznych sektorach boiska, skąd miał szybko dostarczać futbolówkę do ustawionych centralnie napastników. Ukrainiec kompletnie się na w tym systemie nie odnajdował. A to nie koniec jego kłopotów. Nie radził sobie również z nauką języka włoskiego i w zespole był niemalże odludkiem. Prasa w Italii nie mogła wyjść ze zdziwienia, jak bardzo Zawarow różni się od Bońka, który również trafił do Juve zza żelaznej kurtyny, ale świetnie odnalazł się na południu Starego Kontynentu i niemal natychmiastowo przesiąkł włoskim stylem życia. – Zawarow stracił na wiarygodności jako gwiazda – pisał publicysta Marco E. Ansaldo w marcu 1989 roku. – Kibice już kilka razy podsumowali jego występ gwizdami.

Piłkarze Juve próbowali zrekompensować sobie kiepskie występy w lidze poprzez sukces w Pucharze UEFA, lecz i tam polegli. Jesienią Zawarow w ogóle nie mógł występować w europejskich rozgrywkach. Gdy podpisywał kontrakt ze „Starą Damą”, skład był już zatwierdzony, a ówczesny regulamin nie dopuszczał zmian. Z kolei wiosną Ukrainiec się w Europie nie nagrał, gdyż Juventus poległ na pierwszej przeszkodzie, jaką było Napoli. W Turynie gospodarze wygrali 2:0, w rewanżu polegli 0:3.

REMIS NIEMIEC Z UKRAINĄ? KURS: 6,60 W TOTALBET!

Największym rozczarowaniem okazała się jednak nie mała produktywność Zawarowa, nie jego narastająca z każdym miesiącem niechęć do mediów i partnerów z zespołu, ale forma fizyczna. O ile w rundzie jesiennej pomocnik wyglądał jeszcze nieźle, tak później przypominał już tylko cień piłkarza, który imponował motoryką w Dynamie oraz w narodowych barwach. Luigi Riva, który na początku sezonu zapowiadał, że Zawarow powalczy z Lotharem Matthaeusem o status najlepszego pomocnika Serie A, musiał chyłkiem wycofywać się ze swoich prognoz. Inter Mediolan z Niemcem w składzie – a także Giovannim Trapattonim na ławce trenerskiej – sięgnął po scudetto z olbrzymią przewagą nad resztą stawki, natomiast Juve z ociężałym Ukraińcem musiało się zadowolić czwartą lokatą.

Abdykacja

Pasquale Bruno, obrońca „Starej Damy” w latach 1987 – 1990, tak wspominał początki Zawarowa w zespole: – Chyba nikt nie może powiedzieć, że dobrze go poznał. Nie znał ani słowa po włosku. Do bariery językowej doszła też kwestia adaptacji do życia poza blokiem komunistycznym. To była dla niego chyba największa przeszkoda. (…) Trafił do Włoch z bardzo silnego Dynama, tymczasem Juventus znajdował się w przebudowie. Spadła na niego presja związana z rolą następcy Platiniego, a niemożliwością było dorównanie takiej legendzie – dowodzi Bruno. – „Saszy” nie pomogło też to, że miał dziwnie skonstruowany kontrakt. Lwia część jego zarobków trafiała bezpośrednio do Związku Radzieckiego. On dostawał jakieś drobne i bony na zakupy w supermarkecie. No i miał słabość do alkoholu. W autokarze zawsze siadał z tyłu, między nim i Laudrupem często krążyła butelka wina.

Co do zarobków, Bruno ma rację. Dziwacznie skonstruowany kontrakt reprezentanta ZSRR gwarantował mu tak niewielką wypłatę netto, że włoska prasa określała nawet Zawarowa „najgorzej zarabiającym profesjonalnym piłkarzem w kraju”. Ołeksandr nie sprawiał jednak wrażenia człowieka rozrzutnego. – W życiu najbardziej cenię sobie spokój i czas spędzany z rodziną. Uwielbiam czytać. Od powieści science-fiction, przez klasykę, po kryminały i eseje. Literatura to podstawa, tak jak chleb i sól – mówił o sobie.

Nie do końca potrafił zaakceptować krytykę kibiców i dziennikarzy.

Zwłaszcza zabolało go, gdy Gianni Agnelli – do niedawna największy entuzjasta jego talentu w Italii, a może i na całym Starym Kontynencie – brutalnie podsumował jego występ przeciwko AC Milanowi: – Ten chłopak zupełnie nie wie, co się wokół niego dzieje. „Stara Dama” przegrała z mediolańczykami 0:4, a Zoff zdjął Ukraińca z boiska po 45 minutach gry.

AC Milan 4:0 Juventus FC (Serie A 1988/89)

Przed startem sezonu 1989/90 działacze Juventusu próbowali wypchnąć Zawarowa z Turynu, by zwolnić w ten sposób miejsce dla innego obcokrajowca. Klub wziął na celownik brazylijskiego pomocnika Dungę, późniejszego mistrza świata, który znakomicie sobie radził w barwach Fiorentiny. Nie udało się dokonać transakcji. Prasa plotkowała również, że Juve ma zamiar wyciągnąć z Realu Madryt meksykańskiego super-snajpera, Hugo Sancheza. Też nie wyszło. Z kolei Gianni Agnelli osobiście spotkał się we Francji z urugwajskim wirtuozem – Enzo Francescolim. Kolejnym kandydatem na „nowego Platiniego”. Wydawało się niemal pewne, że L’Avvocato dopnie swego i wykupi „Księcia” z RC Paris.

Zawarow pakował manatki – przygotowane było wypożyczenie, miała go przygarnąć FC Bologna. Czternasta siła Serie A w poprzednim sezonie. Niesamowity zjazd dla 28-latka, który dopiero co błyszczał w europejskich pucharach, na mundialu i na mistrzostwach Europy.

W czerwcu 1989 roku Agnelli i Boniperti wybrali się do Rio de Janeiro, by podczas odbywającego się tam turnieju Copa America zawrzeć umowę z Francescolim. Urugwajczyk złożył podpis pod kontraktem przedwstępnym. Podobno zaczął się już nawet rozglądać za domem w Turynie. Transakcję na ostatniej prostej trafił jednak szlag. Jak informował w swoim dodatku sportowym dziennik L’Unita, to Boniperti wybił „Adwokatowi” z głowy pomysł zatrudnienia kolejnej gwiazdy do środka pola. Co zresztą jest trochę paradoksalne. Prezydent Juve sam początkowo nie był przecież zwolennikiem transferu Zawarowa. Uznał jednak, że skoro Ukrainiec jest już w klubie, to trzeba dać mu co najmniej dwa sezony na zademonstrowanie pełni możliwości i zadomowienie się w Italii, zamiast wymieniać go na zawodnika o podobnej specyfice. Boniperti miał dość pogoni za następcą „Króla”. Uważał, że jest szkodliwa.

Efekt? Francescoli trafił do Olympique’u Marsylia, a wypożyczenie Zawarowa odwołano.

„Juventus i Zawarow będą teraz znowu udawać, że się kochają”

L’Unita

Z Juventusem pożegnał się natomiast Laudrup, który wkrótce w barwach FC Barcelony wyrósł na jedną z największych gwiazd europejskiego futbolu. Ze stolicy Piemontu wynieśli się również Marino Magrin oraz Alessandro Altobelli. Do składu „Starej Damy” dołączyli natomiast Pierluigi Casiraghi, Salvatore Schillaci i Siergiej Alejnikow. Ten ostatni był w latach osiemdziesiątych mocnym punktem kadry Związku Radzieckiego, więc Boniperti po cichu liczył, że jego obecność w Juve pozytywnie wpłynie na Zawarowa. Włoska prasa przytomnie jednak punktowała: – Ściągnięcie do klubu Białorusina, żeby pomagał w aklimatyzacji Ukraińcowi, ma mniej więcej tyle samo sensu, co zatrudnienie paryżanina do pomocy rzymianinowi – kpiła La Repubblica. Samemu Zawarowowi również się obrywało – Przypomina raczej pluszowego Miszę, maskotkę Igrzysk Olimpijskich w Moskwie, a nie Iwana Drago. (…) Jest zdecydowanie najgorszą dziesiątką Juventusu, odkąd wprowadzono numerację koszulek.

Jakby mało było kłopotów, oliwy do ognia dolała również… żona Alejnikowa, która na łamach jednego z brukowców zmieszała z błotem małżonkę Zawarowa, nazywając ją „typową sowiecką kurą domową, bez żadnych perspektyw”. Sam Alejnikow twierdził, że medialny konflikt obu pań był zaaranżowany przez dziennikarzy. – W Italii jest tak. Jeżeli dziennikarze raz zobaczą, że zaraz po treningu wsiadasz do auta i odjeżdżasz, zamiast z nimi chwilkę porozmawiać, odpuszczą. Ale jeżeli postąpisz tak samo następnego dnia, znienawidzą cię i zrobią wszystko, żeby cię zniszczyć. Ołeksandr unikał kontaktów z mediami jak ognia, więc nie mógł liczyć na przychylne artykuły.

Przed startem sezonu 1989/90 Zawarow poprosił, by zmienić mu numer na koszulce z dziesiątki na dziewiątkę. Była to rozpaczliwa próba odepchnięcia od siebie nawiązań do „Króla”. „Car z Ługańska”, jak go początkowo nazywano we Włoszech, abdykował.

Ołeksandr Zawarow

Jeżeli chodzi o wyniki całego zespołu, drugi sezon „Saszy” w Juventusie był w sumie o wiele bardziej udany niż pierwszy. Nie udało się wprawdzie „Starej Damie” zbytnio poprawić notowań w lidze, uplasowała się ona na czwartej pozycji, za to zatriumfowała w Pucharze Włoch i Pucharze UEFA. Zawarow do obu sukcesów cegiełkę dołożył. Na europejskiej arenie zdobył jednego gola. Jak na złość, w meczu pierwszej rundy rozgrywek, gdy rywalem Juventusu był Górnik Zabrze. Trafienie byłego piłkarza Dynama Kijów przesądziło o wyjazdowym zwycięstwie włoskiej drużyny 1:0. – Była większa szansa na korzystny wynik niż rok temu z Realem Madryt – smucił się Piotr Rzepka. – Wszyscy są podłamani, to już któryś z rzędu tak ważny pucharowy mecz Górnika pechowo przegrany. Gdyby utrzymał się wynik 0:0, nam dawałbym więcej szans w rewanżu niż Juventusowi. Człowiek uczy się na błędach. Postaramy się wypaść jak najlepiej w Turynie. 

W drugim spotkaniu Bianconeri nie pozostawili już zabrzanom złudzeń, triumfując 4:2.

Problem w tym, że gdy w obu pucharach doszło do decydujących rozstrzygnięć, Zawarow w ogóle nie pojawiał się na boisku. Albo leczył uraz, albo przesiadywał na ławce. Nie wziął udziału ani w finałach Pucharu Włoch z Milanem, ani w finałach Pucharu UEFA z Fiorentiną. Dino Zoff między wierszami oskarżał nawet swojego podopiecznego o symulowanie problemów zdrowotnych. Ukrainiec zresztą nie próbował choćby udawać, że zależy mu, by jak najszybciej powrócić do gry. Miał dość Juventusu. Kiedy w ostatniej ligowej kolejce sezonu 1989/90 zdobył bramkę w starciu z US Lecce, nawet się nie ucieszył. Partnerzy też raczej niemrawo podbiegli z gratulacjami.

„Zawarow dla Juventusu na zawsze pozostał ciałem obcym. Sprowadzono go jako dyrygenta, a okazał się przeciętnym solistą. Gol zdobyty przeciwko Lecce to swoisty nekrolog. Ostatnie dwa tygodnie w barwach Juve były dla reprezentanta ZSRR najszczęśliwszym czasem we Włoszech. Odżył, gdy spakowane walizki czekały już tylko, by zanieść je do samochodu. W końcu mógł podzielić los swojego ukochanego Związku Radzieckiego – zniknąć”

Enrico Brizzi, włoski publicysta

Ostatni rozdział smutnej opowieści o pobycie Zawarowa w Italii stanowiły mistrzostwa świata 1990, które dla reprezentacji Związku Radzieckiego zakończyły się kompletną klapą. Wicemistrzowie Europy nie zdołali nawet wyjść z grupy. W ostatniej kolejce pokonali wprawdzie Kamerun, a „Sasza” trafił nawet do siatki, ale wcześniej przegrali z Rumunami i Argentyńczykami. Ekipie Albicelestes naturalnie przewodził Diego Maradona, który tym samym raz jeszcze udowodnił swoją wyższość nad Zawarowem.

Argentyńczycy pokonali ZSRR 2:0. Kiedy stadionowy zegar wskazywał jeszcze bezbramkowy remis, Związek Radziecki miał jednak doskonałą okazję do zdobycia otwierającego gola po stałym fragmencie gry. I pewnie piłka wpadłaby do siatki, gdyby nie czujność właśnie wspomnianego Maradony, który zablokował futbolówkę… ręką. Tym razem prawą, a nie „ręką boga” – czy też „ręką łajdaka”, jak wolał mawiać sir Bobby Robson – którą cztery lata wcześniej pogrążył Anglików. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że zawody prowadził Erik Frederiksson. Szwedzki arbiter, który na mundialu w Meksyku podjął wiele bardzo krzywdzących dla ZSRR decyzji w starciu 1/8 finału, ostatecznie przegranym przez Sowietów z Belgią 3:4. Natychmiast podniosły się głosy o spisku.

NIEMCY WYGRAJĄ Z UKRAINĄ? KURS: 1,25 W EWINNER!

Igor Szalimow, członek tamtej kadry, wspominał: – To był absolutny skandal. Nie w wykonaniu Maradony, który po prostu próbował uchronić swój zespół przed stratą gola. W wykonaniu sędziego. Musiał to widzieć. Gdybyśmy dostali wtedy rzut karny, nie przegralibyśmy tego meczu. A co za tym idzie, wyszlibyśmy z grupy. Choć muszę przyznać, że nasza reprezentacja była już wówczas na fali opadającej. Ołeksandr Zawarow był cieniem zawodnika sprzed lat, a nie tylko on zgubił formę.

Argentyna 2:0 ZSRR (mistrzostwa świata 1990)

Po mistrzostwach świata Zawarow związał się z francuskim AS Nancy. Czyli klubem, w którym wychował się nie kto inny, a Michel Platini. W ekipie Les Chardons wielkich wymagań przez Ukraińcem nikt jednak nie stawiał. Z prostej przyczyny – był to jeden z najsłabszych zespołów w lidze. W 1992 roku Nancy zajęło zresztą ostatnie miejsce we francuskiej ekstraklasie i spadło z niej z kretesem.

Wielka kariera Zawarowa definitywnie się załamała. Nie został ani „ambasadorem pierestrojki” i symbolem nowoczesnego Związku Radzieckiego, ani tym bardziej twarzą sukcesów odnowionego Juventusu. Po latach uskarżał się na złe relacje z trenerem Zoffem, który podobno miał podopiecznemu za złe, że nie uczy się włoskiego. Jednak Walentin Iwanow, legendarny sowiecki zawodnik i szkoleniowiec, ma swoją teorię na ten temat. – Zawarow był niezwykle utalentowanym zawodnikiem, ale pełnię umiejętności pokazywał tylko pod wodzą Łobanowskiego. W Dynamie i reprezentacji grał pierwsze skrzypce i pokazywał swój niewiarygodny potencjał. Ale po przenosinach do Juventusu zgasł. Dlaczego? We Włoszech piłkarz musi być za siebie odpowiedzialny. Nie stawiają tam obok zawodnika trenera z kijem, który wszystkiego dopilnuje i nie pozwoli nawet na jeden odpuszczony trening. „Sasza”, pozbawiony twardej ręki Łobanowskiego, zatracił fizyczną formę i w konsekwencji przestał się sprawdzać na najwyższym poziomie. Po prostu przepadł.

Byłem pionierem. I zapłaciłem za to – skwitował Zawarow.

MICHAŁ KOŁKOWSKI

fot. NewsPix.pl / GettyImages

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
7
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
3
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Weszło

Komentarze

11 komentarzy

Loading...