Reklama

Diogo Jota, czyli jak wejść między trzech muszkieterów

redakcja

Autor:redakcja

08 listopada 2020, 10:57 • 7 min czytania 4 komentarze

Chains keep us together, śpiewała grupa Fleetwood Mac. w jednym ze swoich największych przebojów. Wydawało się, że podobne spoiwo trzyma ofensywny tercet Liverpoolu – Sadio Mane, Roberto Firmino i Mohameda Salaha. Byli nierozłączni, nic nie mogło zagrozić ich pozycji. Do czasu. W końcu na Anfield przybył Diogo Jota i łańcuch – ku sporemu zaskoczeniu obserwatorów – został przerwany.

Diogo Jota, czyli jak wejść między trzech muszkieterów

Portugalczyk był ściągany do The Reds w roli uniwersalnego zawodnika, mogącego w razie konieczności obskoczyć każdą z pozycji ofensywnych. Jeszcze w Wolverhampton, Jota grał na lewym skrzydle oraz w środku ataku, lecz z racji dominującej prawej nogi, fani Liverpoolu widzieli piłkarza również po drugiej stronie boiska. Oczywiście tylko w razie jakiejś poważnej awarii systemu lub kontuzji któregoś z Trzech Muszkieterów. Tak, tak. Mało kto sądził, że 23-latek będzie w stanie wkroczyć do pierwszego składu.

Komentarze były jednoznaczne – ktoś, kto stworzy konkurencję dla ofensywnego tercetu. Ktoś, kto zluzuje Divocka Origiego w roli dżokera. Człowiek, który zastąpi Wilsona. Te teksty rodem ze stron dla fanów Liverpoolu pokazują dobitnie, w jakiej roli widziano Jotę. Oczywiście pojawiło się kilka głosów, które widziały w nim szansę na skruszenie betonu, lecz większość fanów sprowadzała transfer Portugalczyka do funkcji poszerzenia składu, wygryzienia stałych zmienników, ewentualnego naciskania na kogoś z wyjściowego trio.

W końcu jednak Diogo Jota zadebiutował w barwach The Reds i ludzie zwariowali. Napastnik zdołał do tej pory strzelić dla klubu z Anfield sześć bramek, czyli więcej niż Roberto Firmino przez cały 2020 rok.

No właśnie. Firmino.

Do tej pory nietykalny element układanki, któremu wybaczano żenująco niską liczbę bramek, jak na standardy Liverpoolu. Mówiono, że Brazylijczyk haruje, stwarza przestrzeń dla Salaha i Mane, walczy w defensywie, poświęca się dla drużyny, stając się właściwie pomocnikiem. Wystarczyło jednak, by w kilku meczach kosztem 29-latka zagrał Portugalczyk. Wówczas – niczym w “Facetach w czerni” – po prostu zapomniano, że ktoś taki jak Roberto Firmino w ogóle egzystuje.

Reklama

Czy słusznie?

Co Diogo Jota daje Liverpoolowi?

Odpowiedź może być prozaiczna – gole. Warto jednak dokładniej przyjrzeć się sytuacjom, w których 23-latek zdobywa bramki.

  • 1 – obrońcy Arsenalu zbijają piłkę na skraj pola karnego, Jota trochę nieczysto uderza futbolówkę, a ta wpada w dolny róg bramki
  • 2 – Mane centruje z lewej strony boiska, Jota wyskakuje nad Bashamem i głową trafia do siatki
  • 3 – podanie od Trenta Alexandra-Arnolda wzdłuż linii bramkowej i Jota tylko dostawia nogę, pokonując bramkarza Midtjylland
  • 4 – Jota urywa się obrońcom Atalanty, wbiega w pole karne i podcina piłkę w pojedynku z golkiperem
  • 5 – centra z prawej strony od Joe Gomeza, Jota opanowuje piłkę lewą nogą, a następnie wolejem posyła futbolówkę w krótki róg
  • 6 – prostopadłe podanie od Mane, Jota znowu urywa się defensorom, znajduje się w sytuacji sam na sam ze Sportiello, mija Włocha i trafia do pustej siatki

248 minut na boisku, sześć trafień, do których potrzebnych było dziewięć kontaktów z piłką. Absolutnie zabójcza skuteczność.

Sposób, w jaki Diogo zdobywa bramki, maluje nam obraz gracza zespołowego. Zaledwie jeden jego gol padł bez asysty kolegi z zespołu, a był efektem błędu obrony Arsenalu. Poza tym Jota żyje z podań, lecz nie jest zawodnikiem w stylu Inazghiego. Portugalczyk potrafi z zadziwiającą łatwością urwać się rywalom, wbiegając w pole karne właściwie w ostatniej chwili. To naprawdę zachwycająca umiejętność wyczucia czasu. Ma się bowiem wrażenie, że gracz The Reds znajduje się zawsze tam, gdzie powinien.

Można zatem spokojnie uznać, że 23-latek daje więcej pod względem ofensywy. Porównywanie jego stosunku gole/minuty do dorobku Roberto Firmino nie ma najmniejszego sensu, nie będzie miarodajne, wszak Brazylijczyk przez ostatnie sto lat głównie biegał jak oszalały. Czasami występował nie jako jeden z trzech atakujących, lecz ktoś harujący między dwiema liniami.

A Jota? Czy Jota biega?

Reklama

Źrodło: Sofascore

Ano biega. Oczywiście nie cofa się do stref, które zdefiniowały grę Roberto w Liverpoolu, lecz nie można też uznać go za typowego, skupionego jedynie na wykończeniu napastnika, poruszającego się właściwie tylko w obrębie pola karnego. Należy też zauważyć, że przez większość pobytu Portugalczyka na boisku, Atalanta nieudolnie się przed The Reds broniła. Gdy jednak Włosi wychodzili do przodu, Jota automatycznie się cofał, dwukrotnie przerywając akcję rywala. Kilka żółtych przebarwień na stronie boiska podopiecznych Kloppa nie wzięło się znikąd.

Źródło: Sofascore

Tezę o przydatności Joty potwierdza też heatmapa, dotycząca wszystkich jego występów w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów (1) oraz Premier League (2).

Nie widzimy na niej gracza, który jest uwiązany do pola karnego, ale piłkarza, który orbituje wokół szesnastego metra, ale nie zapomina o obowiązkach w innych sektorach boiska.
Jota pressuje właściwie na całej połowie rywala i chociaż nie jest to genialny wynik, to jednak udaje mu się odebrać piłkę przynajmniej raz. W sumie nieźle, tym bardziej jak na ograniczony czas gry.

A Brazylijczyk? Jak on wypada na tle młodszego kolegi? W końcu przez pięć lat był podstawowym zawodnikiem The Reds. Takiego określenia nie możemy postawić przy byle kopaczu z Premier League.

Co Roberto Firmino daje Liverpoolowi

Bez Bobby’ego Firmino nawet byśmy się nie zakwalifikowali do Ligi Mistrzów. (…) To dla nas ważne, że mamy więcej niż 11 wspaniałych piłkarzy, ale nawet taki występ Diogo nie mówi nic o grze Firmino – to słowa Jurgena Kloppa, który wypowiedział je zaraz po meczu z Atalantą, w którym to Portugalczyk strzelił hattricka, właściwie mogłyby zamknąć dyskusję na tego, czy Brazylijczyk jest Liverpoolowi potrzebny, skoro objawił się nowy, cudownie lśniący diament.

Niemiec jest przekonany, że bez Firmino jego system nie będzie w stanie funkcjonować aż tak dobrze. Trudno się temu podejściu dziwić, wszak od momentu pojawienia się 53-latka na Anfield, żaden inny piłkarz nie wystąpił w tylu meczach. Żeby nie być gołosłownym – portal The Athelitc podaje, że pod wodzą Niemca The Reds rozegrali 272 spotkania. Firmno wystąpił w 242. 89%. Stachanowiec rodem z Ameryki Południowej.

Produkcja Noumana dobrze pokazuje rolę, jaką Bobby odgrywa w The Reds. Szczególnie godny uwagi jest fragment poświęcony meczowi z Chelsea. Brazylijczyk operował wówczas w zasadzie jako środkowy pomocnik, bezustannie ściągając na siebie uwagę Jorginho. Włoch ślepo podążał za graczem Liverpoolu, co kilkukrotnie otworzyło drogę do bramki. Ponadto to właśnie Firmino inicjował ataki, otrzymując podania jeszcze na własnej połowie. Powiedzieć, że lubi brać na siebie ciężar rozegrania akcji, to nie powiedzieć nic.

Źródło: Sofascore

Nad 29-latkiem ciążą jednak gole, a w zasadzie ich brak. Pięć trafień w przez 11 miesięcy to słaby wynik, niezależnie od tego, czy Bobby jest napastnikiem, czy jego kontakt z definicją tej roli zaczyna się i kończy na grafice meczowej.

Jeśli chce mieć pewność, że Diogo Jota nie zagrozi jego pozycji, musi stać się skuteczniejszym snajperem. Tym bardziej, że nie brakuje mu okazji strzeleckich. W samej Premier League sezonu 2019/20 zmarnował aż 20 dogodnych szans. W takiej sytuacji nikt nie będzie wzbraniał się przed stawianiem na Portugalczyka. Tym bardziej, że w bieżących rozgrywkach Firmino jest zawodnikiem jeszcze mniej widocznym. Chociaż obrońcy nadal nabierają się na jego wyjścia do środkowej strefy, przez co tworzy się przestrzeń dla Salaha i Mane, to dzieje się to nieporównywalnie rzadziej niż w przeszłości.

A Liverpool cierpi, chociażby tak jak w meczu z Sheffield United i West Hamem, gdzie wynik ratował… Diogo Jota. Piłkarz w ostatnim czasie znacznie bardziej aktywny od Brazylijczyka, przynajmniej, jeśli idzie o poruszanie się w polu karnym. Tam bowiem 29-latek łapie zawieszenie niczym iPhone przy pięciostopniowym “mrozie” i widać, że tak naprawdę wolałby dostać piłkę 30 metrów wcześniej.

***

Chłodny entuzjazm Niemca nie wynika z niechęci do zawodnika ściągniętego z Wolverhampton. Trener Liverpoolu po prostu doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak wielką rolę w jego taktyce odgrywa Roberto Firmino i wyrzucenie go za burtę wydaje się irracjonalne. To o tyle słuszne podejście, że Jota dopiero wchodzi do The Reds i nikt nie może zagwarantować, iż będzie w stanie utrzymać genialną formę przez taki czas, co Brazylijczyk. Jednak w tym momencie to właśnie 23-latek daje Liverpoolowi znacznie więcej.

Zbliżający się mecz z Manchesterem City to wielkie starcie na piłkarskiej mapie Anglii. Taktyczne szachy, których każdy się spodziewa, swe preludium będą miały jeszcze w szatniach obu zespołów, gdy nadejdzie moment przedstawienia wyjściowych jedenastek.

Biorąc pod uwagę fakt, że Niemiec – jak sam przyznał – musiałby stanąć na głowie, aby wystawić na The Citizens Salaha, Mane, Jotę i Firmino, jeden z nich będzie musiał usiąść na ławce. Wydaje się, że w tym momencie rozwiązanie jest proste i nie dysponuje garniturem lśniąco białych zębów. James Pearce stwierdził, że czasy Bobby’ego Firmino jeszcze wrócą i nie ma ku temu żadnych wątpliwości, ale teraz pora pozwolić zabłysnąć komuś innemu, kto jest w genialnej formie.

To chyba trafny osąd. Liverpool w końcu może pozwolić sobie na przerwanie łańcucha. Wypada to wykorzystać.

Fot.Newspix

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

4 komentarze

Loading...