W końcu! Lech był chwalony za momenty naprawdę przyzwoitej postawy w fazie grupowej Ligi Europy, ale można się było powoli zacząć martwić: co, jeśli byśmy tak ciągle chwalili, a Kolejorz zostałby bez jakichkolwiek punktów? No głupio. Natomiast na szczęście tego dylematu mieć nie będziemy, ponieważ ekipa Żurawia zaprezentowała dziś pełen zestaw. Był styl, ale są i punkty!
3:1 ze Standardem Liege. To naprawdę brzmi świetnie. Ktoś może powiedzieć, że oj tam, Belgowie byli osłabieni, szczególnie odbiło się to na ich linii defensywnej, ale co z tego? Benfica nie pytała, dlaczego nie gra Satka, Rangersi nie martwili się o zdrowie Tiby i nie wysłali mu bombonierki. Obaj rywale wykorzystali te luki, tak jak dzisiaj Lech. Na tym poziomie to też trzeba umieć, na sentymenty jest czas później. Być może Belgowie dostali rogale na drogę i tyle.
LECH LEPSZY PIŁKARSKO
Cieszymy się, że mamy prawo to napisać: polska drużyna grała z belgijską i nie wyglądała przy rywalu jak dresiarz postawiony obok dżentelmena w garniturze. Nie, to Lech był lepszy piłkarsko i całkowicie zasłużył na wygraną.
Same bramki wskazują na dużą jakość Kolejorza. Żadne tam uderzenia po trzech rykoszetach, dwóch zdrowaśkach i kilku podmuchach wiatru. Nie, Kolejorz wiedział, co chce zagrać i robił to znakomicie. Nasz faworyt? Chyba gol na 3:1. Ishak zagrywa z siatką do Ramireza, ten do Puchacza, Puchacz wrzuca, a w polu karnym jest już znowu Ishak, który uderza nie do obrony. Żadnego zbędnego kontaktu, bo wszyscy trzej grali z pierwszej piłki. Ile znaczy tempo w Europie – ta akcja dobitnie to pokazała.
Ale i pozostałe gole były przecież niczego sobie. Najpierw Tiba wrzucił ciekawą piłkę, obrońca Standardu albo zgłupiał, albo nie wiedział, że ma za plecami Skórasia, futbolówka przeszła i tam główką sprawę skończył skrzydłowy Lecha. Druga bramka to z kolei rozegranie Modera z Puchaczem, znów wrzutka bez przyjęcia lewego obrońcy i nieoceniony Ishak dokłada szuflę właściwie na pustaka.
Lech wiedział, że rywale mają problem na bokach, to grał tymi strefami. Nie szukał kwadratowych jaj. Pomagał trener, który w pewnym momencie wymienił oba skrzydła tak, by Belgowie swoich kłopotów nie mogli tuszować.
STANDARD Z DUŻYM SZCZĘŚCIEM
I chyba trzeba stwierdzić, że Standard może być wdzięczny: skończyć się mogło przecież wyżej. Po pierwsze goście raz musieli w panice wybijać piłkę z linii bramkowej po próbie Ishaka, w innym wypadku Bodart świetnie wyjmował próbę Kamińskiego. Po drugie przyjezdni powinni grać w dziesiątkę całą drugą połowę i część pierwszej. Gavory miał na koncie już żółtą kartę, stracił piłkę na rzecz Skórasia, ale go złapał i nie pozwolił biec dalej. Nie był zainteresowany odbiorem, był zainteresowany faulem. Sędzia do niego podbiegł i… pogroził palcem. No ludzie, to musi być druga żółta i w konsekwencji as kier.
Dobrze, że tym razem błąd sędziowski nie miał wpływu na wynik, ale w ogóle nie dziwiliśmy się wściekłości Żurawia.
Natomiast gdyby Lech w minutę stracił dwubramkową przewagę, to Żuraw nie byłby wściekły, tylko po prostu wkurwiony, a w tych paru chwilach słabości Lecha była na to opcja. Wpadł gol kontaktowy dla Belgów, taki „krzynówkowy” – piłka po strzale z dystansu odbiła się od słupka, pleców Bednarka i Lestienne dobił z metra. Kolejorz był przez chwilę zamroczony, konkretnie Bednarek, jakby dostał w głowę, a nie w okolice pupy i źle przyjął piłkę w okolicach piątki. Doskoczył Lestienne, był cholernie bliski bramki, ale na szczęście futbolówka go nie posłuchała. Gdyby dołożył pasówkę, mielibyśmy najgłupiej stracone prowadzenie od czasu, strzelamy, Polski na Słowacji za Beenhakkera.
GRAMY DALEJ O AWANS…?
Dobrze, że Kolejorz przetrwał ten trudniejszy moment i później po prostu grał swoje. Umówmy się: Standard nie był specjalnie groźny, gospodarze neutralizowali te nieśmiałe próby ataku, przecież Belgowie oddali tylko dwa celne strzały w całym meczu. Gdy Kolejorz miał już swój wynik, czyli dwubramkową przewagę, potrafił szanować piłkę, co jakiś czas zagrozić i trzymać rywala na dystans. Cholera, tam przecież Kaczarawa próbował nożycami, a Muhar z dystansu. Luz, jakość. Jak gdyby to był sparing, a nie spotkanie o realną stawkę.
Trzy punkty w trzy kolejki to nie jest przesadnie dobry wynik, ale daje Lechowi jeszcze nadzieję. Teraz rewanż z podłamanymi Belgami, będzie trzeba powalczyć o kolejny komplet oczek. A potem… Droga jest kręta, wyboista, ale futbol nie takie cuda widział.
Lech Poznań – Standard Liege 3:1
Skóraś 14′ Ishak 22′ 48′ – Lestienne 29′
Fot. Newspix