Reklama

Jednego dnia grasz przeciwko Liverpoolowi, drugiego wstawiają cię do rumuńskiej drużyny U16

redakcja

Autor:redakcja

03 listopada 2020, 00:35 • 8 min czytania 0 komentarzy

Dlaczego wylądował wśród rumuński nastolatków? Co urzekło go w Mariuszu Rumaku? Jak czuł się, gdy jako 16-latek wyjeżdżał z Łodzi do Birmingham? Jakim człowiekiem jest Olivier Kapo? Kto jest lepszy – Alex McLeish czy Steve Bruce? Co w Anglii podoba mu się bardziej niż w Polsce? Na te oraz inne pytania odpowiedział Artur Krysiak, który spędził w Anglii dekadę. W tym czasie otarł się o Premier League i zagrał 300 meczów w niższych ligach angielskich. Zapraszamy. 

Jednego dnia grasz przeciwko Liverpoolowi, drugiego wstawiają cię do rumuńskiej drużyny U16
Przylatujesz z Łodzi do Birmingham. Dysonansu pod względem widoków raczej nie ma, ale co innego, jeśli chodzi o poziom. Lądujesz w Premier League i na samym starcie słyszysz od trenera bramkarzy, że masz wszystko, żeby w tej lidze dać radę. Powiedz mi teraz, że nie odczuwałeś presji.

Nie odczuwałem.

Nie wierzę.

Byłem tym wszystkim tak podekscytowany, że chyba po prostu zapomniałem się bać. A już na pewno nie miałem żadnych rozterek odnośnie tego, czy dobrze wybrałem i czy poradzę sobie w Birmingham. Kiedy tylko pojawiła się oferta, uznałem, że muszę ją przyjąć. Miałem przeczucie, że taką szansę dostaje się tylko raz i nawet jeśli mam się tam spalić, to wolę wyjechać i zobaczyć, jak wygląda ten wyspiarski futbol.

Trochę inaczej było w kwestii samego życia w Anglii. Tutaj już pojawiły się obawy. Miałem szesnaście lat, kopałem sobie w kadrach wojewódzkich i w reprezentacji juniorów, język obcy znałem bardzo pobieżnie, a tu nagle mam wszystko zostawić, wyjechać i nauczyć się żyć samemu. Dobrze, że rodzice i dziewczyna mnie wtedy mentalnie przygotowali, bo byłoby ciężko.

W Birmingham nie spotkałeś się z żadnym specjalnym traktowaniem? W końcu – jak sam mówisz – byłeś tylko nastolatkiem, wyrwanym z Łodzi.

Nie zakładali, że moja aklimatyzacja będzie przebiegała w jakiś inny sposób. Z tego powodu nie dostałem tłumacza, tylko wysłali mnie na lekcje angielskiego. Jestem im jednak wdzięczny, bo dzięki temu szybko opanowałem go bardzo dobrze. Poza tym, atmosfera w klubie była taka, że nie mogłem narzekać. Niby nie obchodzono się ze mną jak z jajkiem, ale przyjazność ze strony sztabu i zawodników była tak wyraźna, że szybko zdołałem poczuć się tam bardzo dobrze.

Reklama
Nawet ze strony trenerów? Steve Bruce i Alex McLeish uchodzą za bardzo tradycyjnych, może nieco oschłych.

Wspaniali ludzie. Obydwaj starali się pomóc każdemu, wspierali słowem nawet juniorów, takich jak ja. Pamiętam, że gdy zadebiutowałem dla Swansea City w Championship, to Szkot zadzwonił z gratulacjami. Miły moment, pokazujący, że faktycznie liczył się dla nich każdy zawodnik.

Który z nich miał lepszy warsztat?

Moim zdaniem McLeish. Chociaż pamiętajmy, że to było kilkanaście lat temu, więc sporo mogło się pozmieniać. Ale już wtedy czułem, że Bruce ma zdecydowanie lepszy PR. Gra dla Manchesteru United robiła jednak swoje.

Trenerzy super, warunki super, aklimatyzacja przebiegła pomyślnie. Ale w klubie ostatecznie nie poszło i nie zdołałeś zagrać choćby minuty na poziomie Premier League.

Gdy przychodziłem do Birmingham, musiałem wyzbyć się właśnie takiego myślenia. Kurde, miałem 16-17 lat, grałem w Łodzi i wrzucano mnie do drużyny z najlepszej ligi świata. Samo to już było dla mnie wielkim wyróżnieniem, a o grę i tak byłoby bardzo ciężko, niezależnie od tego, jak doświadczonym bramkarzem byłbym. Maik Taylor, Colin Doyle, Joe Hart, Ben Foster, Jack Butland. Jeden lepszy od drugiego, reprezentanci swoich krajów. Nie miałem z nimi szans.

Ale chyba nie żałujesz, że tak się twoje wyspiarskie przygody potoczyły.

Ja nigdy nie mam żalu do kogokolwiek. Jeśli się nie udało, to trudno, przecież niemalże wszystko zależało ode mnie. Los i tak był dla mnie wtedy bardzo łaskawy, w końcu ilu nastolatków z Polski może trenować z takimi piłkarzami i jeszcze być przez nich oklaskiwanym. Jestem Brimingham wdzięczny, tym bardziej, że to oni pozwolili mi spędzić w Anglii kilkanaście lat. Bez wypożyczenia do Swansea nie byłoby Burton, Exeter, Yeovil, czyli prawie 300 meczów w niższych ligach.

No właśnie – 300 meczów, siedem drużyn, dekada na Wyspach. Ale jak masz wybrać tylko jednego piłkarza, który zrobił na tobie największe wrażenie, to mówisz…

Olivier Kapo. Super piłkarz i jeszcze lepszy gość.

Reklama
Znamy, znamy. 

Przychodził do Birmingham City z Juventusu, ale nigdy nie dał nam odczuć, że jest lepszy. Chociaż na boisku i klubowym parkingu widać było, że to nie jest do końca nasza liga. Jednego dnia przyjeżdżał czerwonym Ferrari, drugiego żółtym Hammerem. A potem objeżdżał nas na treningu i żartował szatni swoim łamanym angielskim. Bardzo pozytywna postać.

Ktoś jeszcze?

Dwójka z Exeter City. Ethan Ampadu i Ollie Watkins spędzili w tym klubie trochę czasu i już jako dzieciaki robili duże wrażenie. Przede wszystkim Walijczyk – jako 16-latek grał przeciwko silnym angielskim chłopom, a dawał z nimi radę. Natomiast Watkinsa po prostu nie szło dogonić. Fajnie, że zrobili takie kariery.

Faktycznie, udaje im się łapać mecze w Premier League, ale miałeś też kontakt z tą ligą. W krajowych pucharach mierzyłeś się z Liverpoolem, Evertonem czy Manchesterem United. Które z tych spotkań było dla ciebie najważniejsze?

Liverpool. Z The Toffees i Czerwonymi Diabłami grałem już jako doświadczony piłkarz, natomiast z The Reds… czułem się jak dziecko. Mój ukochany klub, w bramce gość, który wygryzł jednego z idoli, czyli Pepe Reina, Raul Meireles i Jordan Henderson w środku, Luis Suarez na ataku. Pamiętam, że zawsze starałem się trzymać zasady ojca i nie myśleć o meczu zbyt wiele, ale w tamtym momencie nie dałem rady. Byłem zbyt podekscytowany tym wydarzeniem i na trochę zapomniałem o tym, że przecież ja muszę tych gości zatrzymywać, a nie jarać się byciem tak blisko. Skończyło się na 1: 3.

Ale przynajmniej mam bluzę Reiny na pamiątkę.

Pozazdrościć.

Znam kilku piłkarzy, którzy też zazdroszczą!

Na przykład?

Jeszcze w Birmingham spotkałem takiego gościa, lewego obrońcę. Nazywał się Campos. Gaz niesamowity, płuca o niespotykanej pojemności, lewą nogą krawaty wiązał. Ale głowa nie dojechała i przepadł. Spróbuj sobie go wygooglować, nie znajdziesz nic. Jego historia to jedno z największych zaskoczeń mojej kariery na Wyspach.

Kariery, która w 2018 roku dobiegła końca. Był epizod w Norwegii, a w następnym sezonie w końcu wróciłeś do Polski. Co cię najbardziej zdziwiło, gdy zacząłeś trenować z Odrą Opole?

Atmosfera. I to tak negatywnie. W Anglii wszędzie spotykasz się z przychylnością, luzem, ludzie szanują cię takim, jakim jesteś. Lubisz trochę pokrzyczeć i robić szum dookoła siebie? W porządku. Wolisz ciszę? Jasne, nie ma sprawy. A u nas? Trening, każdy stara się być perfekcyjny, a gdy wybija godzina X i wszyscy idą do domu.

Mając 30 lat poczułeś, że brakuje ci aklimatyzacji we własnym kraju?

Zabrzmi to nieco dziwnie, ale tak.

Pracowałeś wtedy z Mariuszem Rumakiem, trenerem, który jest w Polsce bardzo różnie oceniany. 

Pod względem stricto szkoleniowym to pełen profesjonalista. Zawsze świetnie przygotowany, wymagający, przywiązujący wagę do niuansów, ale jednocześnie sprawiedliwy. Uważam, że gdyby dostał w Opolu więcej czasu, to klub by na tym nie stracił. Ale wiadomo, że u nas stołek trenera zawsze jest gorący.

A co do tej rozbieżności w opiniach… no cóż, moim zdaniem wynika to z tego, że zawodnicy po prostu nie łapią tego, co on próbuje przekazać. Szczegółowe analizy są super, ale musisz mieć dobry materiał, przyzwyczajony do takich kwestii. Ja w Anglii zdążyłem do tego przywyknąć.

Powrót do kraju nie zakończył się dla ciebie dobrze. Kontuzja Achillesa, odejście Rumaka, a koniec końców klub rozwiązał z tobą umowę.

Nie dziwię im się. Miałem podpisany kontrakt na pół roku, która uległ automatycznemu przedłużeniu, ale w sytuacji, gdy doznałem takiego urazu, musieli sięgnąć po kogoś nowego. Zatrudnili dwóch bramkarzy i byłem pierwszy do odstrzału. Żadne klub nie będzie przecież opłacał tylu golkiperów.

Od tamtej pory telefon milczy?

Ten z polskim numerem kierunkowym tak. Byłem na testach na Cyprze i w Rumunii, ale nie wyszło. W tej Rumunii w ogóle doszło do irracjonalnej sytuacji. Wstawili mnie do ekipy U16 i kazali grać przeciwko normalnym ligowcom. Nie wiem, co chcieli w ten sposób sprawdzić, ale na pewno nic dobrego z tego nie wyniknęło.

A później cisza. Szkoda, bo nadal mam nadzieję, że ktoś się odezwie. Żona się ze mnie śmieje, bo marudzę, jak muszę jechać rano do sklepu, a bieganie o czwartej nad ranem sprawia mi przyjemność. Ale staram się dbać o formę, wierzyć przecież nie przestanę. Ten rozbrat z piłką zabrał część mnie, a ja bardzo lubię siebie w całości.

Powrót na boisko to twoje marzenie i cel na najbliższą przyszłość?

Zawsze powtarzałem, że skończę wtedy, kiedy ja będę chciał i dobrze by było się tego trzymać. Nie chce zostawić nic przypadkowi, więc trenuje tak często, jak tylko mogę. Czy to zwykły trening biegowy czy treningi bramkarskie, wszystko, żeby być gotowym.

Plan B?

Skończyłem kursy trenerskie UEFA B, na pewno chciałbym się dalej szkolić w tym kierunku, a na chwilę obecną zacząłem pracować, jak zwykły człowiek. Staram się mieć głowę na karku i patrzeć nieco szerzej, tym bardziej po tym, co widziałem jako dziecko. Dzielnica Górna w Łodzi, ulica Grabowa. Trudne miejsce do życia. Kumple rozbijający głowy w bijatykach, policja szukająca mafii, powszechne narkotyki. Rodzice starali się pokazać mi, że to nie jest prawdziwe życie, za co jestem im niezmiernie wdzięczny. No i mam cudowną żonę, która, jeśli jednak zdarzy mi się odlecieć, natychmiast ściąga mnie na ziemię.

ROZMAWIAŁ JAN PIEKUTOWSKI

Fot. Newspix

Najnowsze

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...