Potrafimy sobie wyobrazić lepsze okoliczności niż te, w których przystępowało Schalke do derbów z Borussią Dortmund. Królewsko-Niebiescy gniją w strefie spadkowej, przed tym spotkaniem mieli ledwie punkt i absolutnie zawstydzający bilans bramek 2:17. No, to tak jakby iść na rozmowę o pracę w garniturze pamiętającym czasy podstawówki i dodatkowo mokrym, z gołębim plackiem na ramieniu. Sensacji więc nie było: Schalke nie dostało tej roboty.
GRANIE NA BEZBRAMKOWY REMIS NIE POPŁACA
S04 miało jeden pomysł na ten mecz. Zagrać na 0:0. Założyło, że w ataku nie ma czego szukać, więc ustawi się w tyłach, spróbuje zbudować mur i liczyć, że Borussia tej konstrukcji nie da rady zburzyć. A wiecie, jak jest w futbolu: chcesz bezbramkowego remisu, to w większości wypadków coś i tak ci wpadnie za plecy. Piłka nie znosi takiej taktyki, jeśli istnieją futbolowi bogowie, to najczęściej w najmniej spodziewanym momencie pokierują wszystkim tak, by piłka odbiła się nawet od pośladka i wpadła do bramki.
Tyle że tutaj nie musieli interweniować. Od początku do końca było widać, że Borussia ten mecz wygra.
Dobra, jeszcze w pierwszej połowie Schalke mogło mieć jakieś złudzenia. Borussia atakowała, miała piłkę przez większość czasu, ale konkretów z tego wszystkiego brakowało. Niby Dahoud musnął poprzeczkę po próbie z dystansu, niby Meunier zatrudnił Roennowa uderzeniem z ostrego kąta, ale trudno było się tym wszystkim jarać.
DRUGA POŁOWA WYJAŚNIŁA “MUR” SCHALKE
Natomiast futbol tak urządzono, że mecz trwa dwa razy po 45 minut, a ultradefensywa z biegiem minut słabnie, bo słabną piłkarze i ich koncentracja. A Schalke padło szybko, chwilę po powrocie na murawę. BVB rozegrało futbolówkę po kornerze, wpadło w pole karne i tam uderzył Guerreiro. Tę próbę jeszcze wybronił Roennow, natomiast przy dobitce nie miał nic do powiedzenia – Akanji postawił kropkę nad i.
Nie minęło wiele dłużej niż pięć minut, S04 jeszcze nie zdążyło zmienić swoich „ambitnych” planów na to spotkanie, a już było 0:2. Haaland wbiegł w pole karne po prostopadłej piłce, dał wcinkę nad bramkarzem i do widzenia. Zobrazowaniem formy Schalke była postawa Nastasicia przy tym golu. Z jednej strony musiał widzieć, co się święci, z drugiej: stać go było tylko na rozpaczliwy wślizg, ale Haaland był dla niego zdecydowanie za szybki.
W końcówce wynik na 3:0 ustalił Hummels główką po rzucie rożnym. Znów nie zdążył Nastasić, o którego można się martwić, czy zdąży wrócić do domu przed Gwiazdką, taki był powolny.
ŻAL TAKIE S04 OGLĄDAĆ
I cóż, takie rozstrzygnięcia mogą cieszyć nawet neutralnych widzów, bo Schalke nie zasługiwało tutaj na nic. Absolutnie. Oczywiście, że można grać defensywnie, ale rany – trzeba szukać swoich szans w kontrach. Tymczasem Królewsko-Niebiescy mieli problem, by wymienić dwa-trzy podania, wyglądali przy BVB jak zespół z innej ligi (przy takiej formie niewykluczone, że tak się może stać). Co mamy zapamiętać? Zablokowany strzał Oczipki? Dajcie spokój, statystyka strzałów Schalke jest tragiczna – trzy próby, zero celnych. Trzecioligowiec mógłby odczuwać wstyd.
Gdzie po takim meczu szukać optymizmu? Ten zespół wygląda katastrofalnie, nie ma na siebie żadnego pomysłu. A na pewno nie gra w piłkę. Pozoruje jakieś ruchy, natomiast dobre zespoły szybko będą to wyjaśniać.
Borussia ma co chciała – wygrała w derbach. Może to zwycięstwo powinno być jeszcze wyższe, bo patrząc z perspektywy czasu pierwsza połowa też powinna być lepsza, ale nie ma co narzekać: jest 3:0 z ważnym – prestiżowo – rywalem. Do czego to doszło, że Schalke może się cieszyć, iż dostało tylko 0:3. Szkoda oglądać, jak ten klub rozmienił się na drobne.
Borussia Dortmund – Schalke 3:0
Akanji 55′ Haaland 61′ Hummels 78′
Fot. Newspix