Lech Poznań przegrał mecz. To fakt. Ale przypuszczamy, że gdybyśmy zrobili dziś wieczorem spacer po Poznaniu i gdybyśmy pytali poznańskich kibiców “czy jesteś dumny z Kolejorza”, to dostalibyśmy same odpowiedzi twierdzące. Poznaniacy przegrali. Ale postawili Benficę trudne warunki, długimi minutami byli stroną przeważającą, dwukrotnie odrabiali straty. Z taką grą lechici nie mają się czego bać przed starciami ze Standardem Liege i Rangersami.
Generalnie w wielu przypadkach stracona bramka na początku spotkania kładzie się cieniem na planie danego zespołu na mecz. Wyobraźcie sobie, że dzisiaj Lech wyszedłby na Benficę z prostym nastawieniem – defensywka, pałowanko, szukanie gola po jakiejś kontrze. I gdyby ten defensywnie nastawiony Lech dostałby bombkę w 9. minucie, to stałoby się jasne, że strategia na ten mecz ległaby w gruzach. Zapanowałby chaos, zdenerwowanie. Nerwowe spojrzenia w kierunku trenera.
A Lech mimo ten straconej bramki po dziwnym rzucie karnym nie został zbity z tropu. – Straciliśmy? No trudno, po prostu mamy jedną więcej do strzelenia – mówiła mowa ciała Puchacza, Tiby czy Ishaka. Lech i tak nie zamierzał się bronić. Chciał atakować – mówił o tym Żuraw, potwierdzali to wszyscy zawodnicy.
Argumenty w ataku były
I poznaniacy mieli w tym ataku argumenty. To nie wyglądało jak kopanie przedszkolaka w nogę Mariusza Pudzianowskiego. Lech stawiał Benficę trudne warunki – i nie pod względem twardości kości czy ostrości kołków w butach. Nie, zupełnie nie. Lechici długimi fragmentami dorównywali Portugalczykom w kulturze grania, w pomyśle na mecz, w dynamice tych ataków. Powiemy wprost – takiej akcji, jak tej przy golu na 1:1, nie powstydziłaby się Benfica.
Najpierw obrócenie akcji z lewej flanki do bramkarza, otwarcie gry krótkim zagraniem, a nie lagą na napastnika.
Zagranie do Modera, który pod presją piłkarza rywali gra na dwa kontakty, puszcza prostopadłe podanie do Czerwińskiego ruszającego na wolne pole.
Skóraś przytomnie odpuszcza bieg, bo wie, że jest na spalonym, Czerwiński ma dużo wolnej przestrzeni.
Wrzutka w punkt, pewna finalizacja.
Przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Pamiętacie taki nagłówek z gazeta.pl po którymś popisie Lewandowskiego? Coś w stylu “Zachwyty nad Lewandowskim – to chyba nie jest Polak?!”. Dziś to samo moglibyśmy napisać o Lechu – tak nie grają polskie drużyny.
Stoperzy nie dali rady pod naporem faworyta
Oczywiście poznaniacy mieli problemy w tyłach. Akcja na 1:2 wykazała braki w asekuracji na skrzydle, Kamiński i Puchacz nie byli wystarczająco blisko Gabriela. No i Dejewski nie upilnował Nuneza. Przy drugiej bramce Urugwajczyk tak zakręcił Crnomarkoviciem, że ostatnio takie bączki Serb kręcił podczas egzaminu na kartę rowerową. Tak, to nie był wybitny mecz Lecha w tyłach. Ale w pewnym sensie mogliśmy to przewidzieć, bo przecież oglądaliśmy dziś trzeciego i czwartego w hierarchii stopera Kolejorza. Satka pauzował za kartki, Rogne nie był w pełni zdrowy. Dejewski dołożył się do dwóch goli, Crnomarković do trzeciego. Cóż, w tej Lizbonie to leszcze nie grają.
Ale i leszczy nie widzieliśmy dziś w ofensywie Kolejorza. Jakub Kamiński był dziś żywą reklamą treningów gimnastycznych. Cóż ten chłopak dzisiaj wyprawiał – drybling, wejście w tempo, udział przy akcji bramkowej. Wreszcie zobaczyliśmy, że polski skrzydłowy może mieć inne atuty poza gazem, przyspieszeniem i skrzydłami husarii doczepionymi do pleców. Kamiński grał po prostu inteligentnie. Ale i Moder zagrał bardzo dobry mecz. I nawet Skóraś, o którego można się było martwić.
Aż przez moment zapachniało nam tutaj hat-trickiem Ishaka. Mieliśmy flashbacki z Juventusu, wyjście na 3:3 po spektakularnym strzale zagranicznego snajpera z 30 metrów.
Natomiast Benfica była dziś zbyt dobra w ofensywie jak na taką defensywę Lecha. Oczywiście, to pewne uproszczenie, bo nie sam Dejewski był winien wszystkim straconym bramkom. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby zamiast wychowanka Kolejorza grał dziś Satka, to wcale czwórką w plecy nie musiało się skończyć. A tak – źle wygląda to 2:4 na tablicy wyników. Za to obraz gry, odwaga Lecha, liczba sytuacji strzeleckich, styl – tego do gabloty się nie włoży, ale na tym można coś budować.
Gdybać? Można, ale nie w tym sęk
Można pogdybać. Gdyby sędzia nie odgwizdał tego rzutu karnego, gdyby strzał Modera nie został sparowany na poprzeczkę, gdyby Kaczarawa w sytuacji sam na sam przy stanie 2:3 trafił do siatki…
No nic. Lech może z optymizmem patrzeć na starcia ze Standardem i Rangersami. Benfica jako zdecydowanie najlepszy rywal w grupie był pewną weryfikacją. I ten papierek lakmusowy pokazał dzisiaj, że lizbończycy są świetną drużyną, natomiast Lech wcale nie musi się czuć jak biedny i szczerbaty kuzyn z wioski.
Lech Poznań – SL Benfica 2:4 (1:2)
Ishak (15. i 49.) – Pizzi (9.), Nunez (42., 60. i 90+3.)
fot. NewsPix