Reklama

Hej, Lechu! Znów pokaż, że nasz futbol nie jest taki głupi

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

22 października 2020, 09:40 • 4 min czytania 30 komentarzy

Kiedy dziennikarze innych krajów mogą zrobić to z pamięci, my musieliśmy sprawdzić. 14 września 2016 roku – dokładnie wtedy po raz ostatni zaczynaliśmy umowną jesień europejskich pucharów dla polskiego klubu. Od tego czasu lali i śmiali się z nas wszyscy, potyczki najgorszych – wydawało nam się – karakanów oglądaliśmy tylko sprzed telewizora. Nie było nas nigdzie, gdzie tylko poważniejszy futbol mógł zostawić swój najmniejszy ślad. Ale dziś wracamy. I rany, niech to będzie powrót choć przyzwoity.

Hej, Lechu! Znów pokaż, że nasz futbol nie jest taki głupi

Mamy taką teorię, że najładniejsze historie polskich klubów w pucharach XXI wieku wiążą się z ofensywną grą. Tak było za Wisły Kasperczaka, tak się sprawy miały za Lecha Smudy, Legii Skorży, która musiała sieknąć w kluczowym momencie trzy bramki Spartakowi w Moskwie. Przecież nawet ten zespół Wojskowych, który spadał z Ligi Mistrzów do 1/16 Ligi Europy, najpierw musiał dać show z Realem, by potem to skromne 1:0 ze Sportingiem miało jakiekolwiek znaczenie.

LECH OGRA BENFIKĘ? KURS 7,20 W TOTALBET

Oczywiście znajdą się głosy sprzeciwu, bo Henning Berg z Legią często wygrywał po 1:0, a wychodził z grupy jak mistrz. Bo show chciał dać Śląsk Wrocław, a mimo prowadzenia skończył na 1:9 w dwumeczu z Sevillą. Natomiast, cholera, coś w tym jednak jest. Pamiętamy turyńskie 3:3 z Juventusem, jednak mniej wspominamy temu samemu Lechowi 1:0 i 0:0 z Dnipro.

Gdzieś nas ta ofensywna piłka zaprowadziła.

I chyba dlatego dzisiaj wierzymy w Lecha. Gdyby to była drużyna może nie z przypadku, ale taka, która swoje zwycięstwa zawdzięcza żelaznej defensywie i mimo wszystko szczęściu – nadzieje byłyby mniejsze. A ten Lech pokazał, że po prostu potrafi grać w piłkę. Nie przechodził Szwedów, Cypryjczyków i Belgów jakimś misternym planem, tylko – choć swój pomysł miał – to też cieszył się grą. Przecież my, żeby pamiętać podobne zwycięstwo z Cypryjczykami, musielibyśmy się cofnąć do czasów dobrej Wisły Kraków.

Reklama

A tutaj – odrzucając historie jednego meczu, braku kibiców, pandemii i tak dalej – zobaczyliśmy scenariusz wręcz nie z tej ziemi. Polski zespół, który po strzeleniu jednej bramki chciał drugą, a po drugiej trzecią i tak dalej. Przecież do czegoś innego przywykliśmy. Mamy jedną, to murujemy i oby się udało. Lech tej tępej taktyce kompletnie zaprzeczył.

Kolejorz jest więc zespołem, któremu chce się wierzyć i w którego chce się wierzyć. Raz, że przez taką, a nie inną grę, w eliminacjach, ale też przez pucharową historię. Oczywiście: to było lata temu, piłkarze, trenerzy i działacze się zmienili, ba, zmienił się nawet stadion, ale my tamtego Lecha pamiętamy. Show z Austrią Wiedeń, niebywałe boje z Juventusem, kapitalne zwycięstwo z City i tak dalej.

A MOŻE CHOCIAŻ REMIS…? KURS 4,80 W TOTALBET

Wiadomo: historia nie wyjdzie i nie zagra, ale czy ma prawo napędzić tych piłkarzy, którzy stwierdzą: można? Śmiemy wątpić, że tak.

Oczywiście rywal jest z najwyższej półki. Ktoś niezainteresowany może mówić, że to klub ledwie portugalski, żadni Anglicy czy Hiszpanie, ale cholera… Oni wydają miliony na transfery, my dopiero jaraliśmy się transferem wychodzącym za więcej niż 10 baniek. To Benfica jest regularnym graczem w Europie, to my mamy dopiero co przyjemność włączyć mecz w czwartek z innego powodu niż sprawdzić, czy, załóżmy, Świerczok strzelił dla Łudogorca.

Jakkolwiek będziemy się oszukiwać, mówić, że się rozwijamy, to nie – nasz futbol jest mały. Dla polskiego zespołu udział w fazie grupowej Ligi Europy jest wydarzeniem, tak jak jest sporą historią dla krajów, którymi – z dziwnych powodów – futbolowo gardzimy. A dla Benfiki… To jest porażka, o czym przecież przekonywał Radek Misiura na naszych łamach, znający ten zespół od podszewki.

Reklama

Natomiast mniej lub bardziej podobnie sprawy miały się w sytuacji, gdy Lech walczył z Juventusem czy Manchesterem City. Czy to nam przeszkadzało? Absolutnie. Jaraliśmy się wyczynami tych ekip, ściskaliśmy kciuki, cieszyliśmy się może bardziej, niż nakazywała przyzwoitość.

Jesteśmy na futbolowej mapie tam, gdzie jesteśmy. Czyli raczej w trzecim świecie niż choćby w drugim. Dziś Lech ma szansę, by dać trochę radości wszystkim – tym nieogłupionym – polskim kibicom, którzy chcieliby zobaczyć coś fajnego. To znaczy widzieć polską drużynę, która ogarnia nie tylko na własnym podwórku, ale i gdzieś indziej, gdzie wymagania są znacznie większe.

W skali Europy występ Lecha nie ma żadnego znaczenia, jest statystyką, którą kontynent zapomni zaraz przed następną edycją. Ale dla nas? Oj, to znaczenie ma cholerne. Chcemy wyjść z naszym futbolem i pokazać, chociażby sobie, że nie musimy się tak skrajnie wstydzić.

Dlatego, choć dzisiaj trudno prosić o zwycięstwo, to wypada wymagać przyzwoitej reklamy rodzimego futbolu. Tu też jest futbol i nie taki głupi.

Prawda?

Fot. FotoPYK

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Kanał Zero

0:0 w Kanale Zero. Kowal, Rudzki, Marciniak, Targowski

redakcja
0
0:0 w Kanale Zero. Kowal, Rudzki, Marciniak, Targowski

Liga Europy

Liga Europy

Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Michał Kołkowski
40
Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Komentarze

30 komentarzy

Loading...