Reklama

Wojna o pieniądze z praw telewizyjnych we Francji. Szykuje się kryzys w Ligue 1?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

21 października 2020, 12:54 • 13 min czytania 18 komentarzy

Trwa naprawdę potężna awantura na szczytach francuskiego futbolu. Chińsko-hiszpańska platforma Mediapro, która wykupiła prawa do transmitowania większości meczów Ligue 1, wstrzymała zapłatę i postawiła kluby pod ścianą, żądając renegocjowania umowy. Na razie liga ratuje się kredytami, lecz długo w taki sposób nie pociągnie, bo i tak ledwie przetrwała przedwczesne zakończenie sezonu 2019/20. Jednak końca sporu na razie nie widać.

Wojna o pieniądze z praw telewizyjnych we Francji. Szykuje się kryzys w Ligue 1?

Miało być pięknie

W maju 2018 roku mediami sportowymi we Francji wstrząsnęła szokująca wiadomość. Po przeszło trzech dekadach Canal+ stracił prawa do pokazywania meczów Ligue 1. Dotychczasowy hegemon przegrał batalię o francuską ekstraklasę z platformą Mediapro, która uzyskała tym samym możliwość pokazania 304 meczów na żywo w każdym sezonie. Ośmiu na kolejkę. Pewną pulę spotkań (76) zaklepał sobie również katarski nadawca beIN Sports. Oczywiście zdetronizowanie Canal+ nie odbyło się tanim kosztem. Nowy kontrakt telewizyjny zagwarantował klubom z Ligue 1 bezprecedensowe, wręcz zdumiewające profity. Całkowitą wartość umowy zawartej na okres od 2020 do 2024 roku oszacowano na około 4,5 miliarda euro. Co oznaczało nieźle ponad miliard do podziału dla klubów na sezon. Ligue 1 stała się niemal najlepiej opłacaną przez telewizję ligą w Europie. Zaraz po Premier League i na równi z Bundesligą.

Jeszcze bardziej miażdżące jest zestawienie tego kontraktu z poprzednią umową, zawartą przez LFP (Ligue de Football Professionnel, organ zarządzający rozgrywkami) z Canal+ i beIN Sports. Opiewała ona na – w tym przypadku można chyba dodać: „zaledwie” – 730 milionów euro. – Nie byliśmy gotowi, by teraz tak dalece przepłacić – stwierdził otwarcie Maxime Saada, dyrektor generalny Canal+.

Olympique Marsylia wygra dziś z Olympiakosem Pireus? Kurs: 3,44 w Totolotku!

Wkrótce potem Saada był gościem telewizji Europe 1, gdzie nieco obszerniej wypowiedział się na temat niewątpliwej klęski, jaką była utrata praw do Ligue 1. – Oczywiście, że jestem rozczarowany. Ale nie mogliśmy ryzykować takich kwot, byłoby to całkowicie nieopłacalne. Podchodzę do sprawy spokojnie. Zobaczymy, co wydarzy się za dwa lata. Przypominam sytuację, która miała miejsce we Włoszech. Tam też mówiono o katastrofie, gdy mecze Serie A miały po dwudziestu latach zniknąć z anteny Sky Italia. I co się okazało? Platforma, która wygrała prawa, została zdyskwalifikowana. Nie potrafiła przedstawić wymaganych gwarancji finansowych. To była platforma Mediapro. Ta sama, która teraz przelicytowała nas. Powtarzam – dwa lata to dużo czasu. Na razie mówimy wiele o pieniądzach, których nikt jeszcze nie zapłacił. Wrócimy do tematu w 2020 roku.

Cóż – rzeczywiście, wróciliśmy.

Reklama

Maxime Saada

Nie wierzę w rentowność projektu Mediapro – dodał szef Canal+. – Szacuję, że za nabyte prawa zapłacili w sumie 850 milionów euro za sezon. Aby to było rentowne, będą potrzebowali siedmiu milionów abonentów, płacących po 15 euro miesięcznie. beIN Sport, choć istnieją na naszym rynku od sześciu lat i mają ofertę bogatą w rozmaite rozgrywki, ledwie dotarli do 3,5 miliona abonentów. Nie widzę sposobu, w jaki Mediapro może zarobić na pokazywaniu Ligue 1. (…) Słyszę dużo wątpliwości odnośnie przetrwania Canal+. Ja pytam o przyszłość Mediapro. Jestem pewien, że Canal przeżyje. Wiecie dlaczego? Bo nie wydałem wczoraj miliarda euro.

Mało kto chciał jednak słuchać tych kasandrycznych wywodów.

Sądzono, że Saada jest po prostu zgorzkniały po porażce, dlatego sieje ferment. Przed klubami Ligue 1 roztaczano natomiast perspektywy nadchodzących sukcesów. Kreślono wizję, w ramach których francuska ekstraklasa dzięki tak potężnemu zastrzykowi funduszy rzuci w 2020 roku wyzwanie najpierw La Lidze, Bundeslidze i Serie A, a potem może nawet samej Premier League. Dość bycia piątą siłą Starego Kontynentu! Ligą niby zaliczaną do tych absolutnie topowych, ale zawsze z gwiazdką. Dodatkową adnotacją, że Francja na arenie klubowej to jednak nie to samo co Włochy, Hiszpania, Niemcy czy Anglia.

„Nowy kontrakt telewizyjny to dla nas niesamowity sukces. Umowa jest korzystniejsza od poprzedniej o prawie 60%”

Nathalie Boy de la Tour, była prezydent LFP
Reklama

Mniej zadowoleni z nowego podziału praw mogli być natomiast widzowie, bowiem dodatkowy gracz na rynku telewizyjnym oznaczał konieczność wykupienia kolejnego abonamentu. Mediapro miał przejąć Ligue 1. W rękach Canal+ pozostała Formuła 1, całkiem popularna we Francji. SFR Sport (przekształcone potem w RMC Sport) posiadało wówczas prawa do pokazywania meczów Ligi Mistrzów, Ligi Europy i angielskiej Premier League. Plus koszykarskiej Euroligi. Kolarstwo to oczywiście działka Eurosportu. Natomiast Bundesliga, La Liga oraz NBA należały do beIN Sports, podobnie jak mała porcja meczów francuskiej ekstraklasy. Wystarczający galimatias, by zrujnować budżet domowy fana sportu, który lubi sobie po południu rzucić okiem i na piłeczkę, i na wyścigi, i na koszykówkę.

Nowy gracz

Skąd się w ogóle wzięła ta cała platforma Mediapro (pełna nazwa: Mediaproducción, S.L.U)?

Została założona w Barcelonie w 1994 roku, ale jej – nazwijmy to – globalna ekspansja rozkręciła się na całego dopiero 24 lata później. To dlatego, że w 2018 roku firma doczekała się nowego inwestora. Trafiła pod kontrolę chińskiego funduszu inwestycyjnego Orient Hontai Capital. Ten jest z kolei spółką-córką dla Orient Securities Capital Investment Company Limited, będącej częścią grupy Orient Securities (DFZQ) z siedzibą w Szanghaju. Uff, dobrze mieć już te formalne zawiłości za nami. Fundusz Orient Hontai Capital działa przede wszystkim na rynku technologii medialnych. Dokonał szeregu inwestycji w sektorze gier komputerowych i mobilnych. Przejęcie platformy Mediapro miało być dla chińskiego giganta kolejnym krokiem do rozwoju. Furtką, by zaistnieć w branży telewizyjnej. Nie tylko za sprawą futbolu.

Olympiakos Pireus pokona Olympique Marsylia? Kurs: 2,17 w Totalbet!

W kwietniu 2019 roku powołano do życia The Mediapro Studio i zapowiedziano powstanie 34 najwyższej klasy produkcji telewizyjnych. Na całym świecie, w ciągu roku, za około 200 milionów euro. – Posiadamy 58 biur w 36 krajach świata. Aż czternaście ma odpowiednie wyposażenie do produkcji filmów i seriali. Wszystko to już teraz istnieje. Z odrobiną dodatkowego wsparcia Mediapro Studio będzie mogło konkurować z największymi studiami globu – opowiadał Tatxo Benet, jeden z dyrektorów grupy. Wśród pierwszych projektów współtworzonych przez nowo powstałe Mediapro Studio znalazł się na przykład serial „Nowy Papież”.

„Nowy Papież”

Wiosną 2020 roku wszelkie dalekosiężne plany zeszły jednak na dalszy plan.

Wybuch pandemii koronawirusa wstrząsnął właściwie całym światem, naturalnie nie omijając Francji. I francuskiego futbolu. Wszyscy doskonale pamiętamy, że tamtejsze rozgrywki piłkarskie były jednymi z pierwszych, które postanowiono definitywnie zakończyć. Paris Saint-Germain zdobyło mistrzowski tytuł po 27 ligowych kolejkach. Potem okazało się, że była to decyzja zdecydowanie pochopna. Inne z topowych lig Starego Kontynentu dokończyły rozgrywki latem przy zachowaniu specjalnych środków ostrożności. – Jedynym klubem, którego nie dotknie kryzys, jest PSG. Przypuszczam, że również w Monaco nie będą za bardzo dotknięci finansowo, choć na pewno jakieś straty się pojawią. A co do strat, to mówi się o 300 milionach euro, które przepadną klubom z transzy wypłacanej przez Canal+. Uderzy to w mniejsze klubyprzestrzegał wówczas Piotr Wojtyna, polski trener od lat zamieszkujący we Francji.

Najbardziej pokrzywdzeni przez decyzję o przedwczesnym zakończeniu sezonu – w tym Jean-Michel Aulas, prezydent Olympique’u Lyon – próbowali się sądzić, odwoływać. Ale nie mieli większych szans, bowiem postanowienie LFP było mocno wspierane przez francuski rząd. Ligi nie wznowiono i kropka. „Jak durnie?” – pytał wówczas wymownie dziennik L’Equipe.

okładka L’Equipe

Oczywiście utrzymanie w mocy decyzji o przedwczesnym zakończeniu sezonu 2019/20 rozwścieczyło telewizję, o czym wspominał Wojtyna. Prosta sprawa – przedstawiciele Canal+ nie chcieli płacić klubom za mecze, które się nie odbyły. Dodatkową trudność w i tak skomplikowanej sytuacji stanowił fakt, że dla Canal+ były to już ostatnie transze do zapłaty przed zakończeniem wieloletniej współpracy z LFP. Pod koniec kwietnia udało się jednak dojść do porozumienia. Nasser Al-Khelaifi (prezydent PSG), Jacques-Henri Eyraud (Olympique Marsylia), Jean-Pierre Rivere (OGC Nice) i Olivier Sadran (Toulouse FC) zasiedli do stołu negocjacyjnego z władzami Canal+ i beIN Sports. Co zresztą jest dość kuriozalne, bo Al-Khelaifi to również szef beIN Media Group. Doszło zatem w tej sytuacji do oczywistego konfliktu interesów, ale cóż – kto bogatemu zabroni?

Tak czy owak, udało się dogadać. Sprawa z czasem ucichła. Ku satysfakcji Jaume’a Rouresa, szefa Mediapro. Katalończyk odsądzał Canal+ od czci i wiary za wstrzymanie wypłat. Oczywiście w obawie, że zniszczy to kondycję finansową ligi, za prawa do której Mediapro dopiero co zapłaciło taką fortunę. – Mediapro jest gotowe transmitować nawet spotkania sezonu 2019/20, o ile zostanie on dokończony. Możemy przejmować pałeczkę – zarzekał się Roures na łamach L’Equipe jeszcze na początku kwietnia.

Nie ma przelewu

Okazało się, że rozgrywek nie wznowiono, za to sezon 2020/21 ruszył 21 sierpnia. Już na specjalnym, płatnym kanale. – Jesteśmy szczęśliwi, mogąc ogłosić powstanie kanału Telefoot. To nowy dom francuskiego futbolu. Kanał w stu procentach dedykowany piłce, który będzie transmitował mecze przez siedem dni w tygodniu. Razem z TF1, wiodącym kanałem audiowizualnym we Francji, tworzymy partnerstwo grup, którym leży na sercu piłka nożna. Oferujemy kibicom nowe spojrzenie na futbol. Każdy, kto śledzi francuską Ligue 1 i Ligue 2 po prostu musi dokonać subskrypcji. Telefoot to pozycja obowiązkowa – szczycił się Roures.

Remis Olympiakosu Pireus z Olympique Marsylia? Kurs: 3,26 w eWINNER!

Sielanka? Nie do końca. Do pierwszego zgrzytu doszło w połowie września, gdy Canal+ zapowiedział wytoczenie procesu Mediapro. Maxime Saada stwierdził w jednym z wywiadów, że wszelkie umowy dystrybucyjne, jakie Canal+ chciał zawrzeć z Mediapro, okazały się niemożliwe do zrealizowania, ponieważ hiszpańska platforma z premedytacją stawiała dotychczasowemu hegemonowi zaporowe warunki, podczas gdy z innymi podmiotami dogadywała się bez problemu. – To dyskryminacja i próba wykluczenia Canal+ z rynku – oznajmił Saada.

Powiedzmy jednak, że tego rodzaju przepychanki w branży telewizyjnej nie musiały interesować ani kibiców, ani nawet klubów. Prawdziwa eksplozja nastąpiła dopiero na początku października. Ekipy z Ligue 1 i Ligue 2 z utęsknieniem czekały na drugą ratę od Mediapro, by pospłacać zobowiązania zaciągnięte podczas długotrwałej przerwy w rozgrywkach. Tym bardziej że okno transferowe przyniosło francuskim pierwszo- i drugoligowcom dwukrotnie niższe profity niż zakładano.

Ale pieniądze z telewizji nie wpłynęły.

Jaume Roures

Arnaud Rouger, dyrektor generalny LFP, wysłał do Mediapro wiadomość z ponagleniem w kwestii uregulowania należności. Nie doczekał się odpowiedzi. Francuskie kluby zostały więc na lodzie, nie obejrzały ani centa ze 170 milionów euro, które miały zasilić ich budżety na przełomie września i października. LFP szybko zaciągnęło pożyczkę na 120 milionów i rozdysponowało między klubami pieniądze, które pozwolą im przetrwać najbliższe tygodnie. Ale na dłuższą metę taki model funkcjonowania oczywiście nie może zdać egzaminu. Zwłaszcza że LFP ma już do spłaty jeden potężny kredyt (gwarantowany przez państwo), bez którego nie udałoby się znieść skrócenia sezonu bez fali bankructw. A trzeba też naturalnie pamiętać o niemal całkowitej utracie przychodów z dnia meczowego. L’Equipe oszacowała straty z tego tytułu na około 220 milionów euro dla Ligue 1 i Ligue 2. Kluby będą się zresztą domagać rekompensaty od państwa.

Co na to wszystko Jaume Roures? Ano, cóż za zaskoczenie, stwierdził, że trzeba renegocjować umowę, ponieważ sytuacja gospodarcza się zmieniła z powodu pandemii koronawirusa. Choć w 2019 roku żadnej globalnej pandemii jeszcze nie było, a Mediapro zakończyło ten rok z długami przekraczającymi 700 milionów euro i zyskiem operacyjnym na poziomie 200 milionów.

LFP grozi zerwaniem umowy, jeżeli pieniądze nie trafią do klubów zgodnie z zawartym w 2018 roku porozumieniem. Sprawa trafiła już do sądu, obie strony poszły na otwartą wojnę. – LFP jest częściowo odpowiedzialna za tę fatalną sytuacjęmówi Pierre Rondeau z RMC Sport. – Przymknięto oko na to, co wydarzyło się we Włoszech, gdzie Mediapro nie potrafiło przedstawić niezbędnych finansowych gwarancji dla swoich efektownych ofert i ostatecznie nie zdobyło praw do pokazywania meczów Serie A. Posiadali jedynie gwarancję od Orient Hontai Capital, czyli swojego większościowego udziałowca. Już w 2018 roku rządowa Komisja Kultury i Sportu była zaniepokojona modelem biznesowym tej grupy. Ten sygnał ostrzegawczy również zignorowano. Analitycy, wnikliwi obserwatorzy rynku – wszyscy przestrzegali.

„Władze LFP połasiły się na rekordowy kontrakt. Dali się nabrać, oślepił ich obiecany miliard euro. I teraz grozi nam katastrofa całej francuskiej piłki”

Pierre Rondeau

Rodzi się zatem naturalne pytanie – czy to od początku było ukartowane w taki sposób, by najpierw obiecać gruszki na wierzbie, potem postawić LFP pod ścianą i z pistoletem przystawionym do głowy rozpocząć renegocjacje warunków? Rondeau w to nie wierzy. Jego zdaniem Mediapro liczyło, iż Canal+ i beIN Sports nie wytrzymają i odkupią od nich prawa na zasadzie sublicencji. – Mediapro chciało być producentem i nadawcą meczów. Tymczasem znalazło się w zupełnie innej sytuacji. Zostało zmuszone do transmitowania spotkań we Francji, nie mając żadnego doświadczenia w tym kraju. Żadnej wiarygodności, żadnej legitymacji, żadnej popularności. Nazwę kanału wykupili od TF1, aby w ogóle zaistnieć w świadomości odbiorców. Przeprowadzili fatalną kampanię marketingową. Kilku prezydentów z Ligue 1 już w sierpniu składało skargi do LFP w związku z nieodpowiednim działaniem mediów. Wyrazili ubolewanie, że nie przyciągnięto nowych odbiorców. Nie uczyniono nic, by osiągnąć chociaż 3,5 miliona stałych abonentów.

Wedle pogłosek, Telefoot doczekał się na razie 600 tysięcy subskrybentów.

LFP otrzymała atrakcyjne bonusy od Mediapro po nawiązaniu współpracy – zauważa Vincent Chaudel, francuski ekspert od rynku medialnego. – Co mnie zresztą ani trochę nie szokuje. Problematyczny jest fakt, że – wedle tego, co wiemy dzisiaj – umowa z Mediapro nie jest wystarczająco chroniona. To inna sytuacja niż w przypadku Canal+ i beIN Sports. Firm od dawna obecnych na francuskim rynku, ze znacznymi zasobami abonentów. Mediapro jest tu nowym graczem, więc uzyskane od ich gwarancje powinni być wielokrotnie większe, a już na pewno nie powinny być mniejsze niż standardowo.

Zatem – co dalej?

Bardzo wiele wskazuje w tej chwili na to, że LFP zerwie umowę z Mediapro i najpewniej powróci pod skrzydła Canal+ (które już teraz ma możliwość pokazywania części spotkań ekstraklasy, bo wykupiło mniejszościowy pakiet od beIN Sports). Ale do szczęśliwego zakończenia w hollywoodzkim stylu jest jeszcze bardzo daleko. Jest absolutnie oczywiste, że Canal+ nie zaproponuje francuskiej lidze takich pieniędzy jak Mediapro. Ale czy zaproponuje stawkę porównywalną choćby do tej, którą zawarto w poprzednim kontrakcie? Za tym optuje sam Maxime Saada, lecz doczekał się on opozycji wewnątrz firmy. Są w Canal+ tacy, którzy chcieliby wycisnąć LFP jak cytrynę i wykorzystać kryzysową sytuację, by przejąć prawa do transmisji Ligue 1 jak najtańszym kosztem.

To może jednak doprowadzić – zwłaszcza długofalowo – do zdegradowania francuskiej piłki klubowej. – Francuska ekstraklasa może się przeistoczyć w rozgrywki drugiej kategorii, porównywalne z ligą holenderską, portugalską czy belgijską – sądzi Rondeau. A taki scenariusz raczej nie spowoduje, że Canal+ przyciągnie do siebie nowych abonentów.

Neymar

Kolejny problem to kwestie kontraktów z piłkarzami. Wiele klubów podpisało z zawodnikami umowy ze świadomością znaczących finansowych zysków z praw telewizyjnych. Jeżeli te zyski zostaną gwałtownie ścięte o 60-70%, trzeba będzie się z tych kontraktów jakoś wyplątać. Zapewne sprzedając najlepszych graczy grubo poniżej ich realnych wartości. A zaraz przyjdzie też ekipom zrzeszonym w LFP zacząć spłacanie kredytów i pożyczek, którymi ratowano się w ostatnich miesiącach, by całkiem nie zatonąć.

Dziś o 10:45 Jaume Roures zapowiedział, że kanał Telefoot będzie wciąż istniał i pokazywał mecze Ligue 1 oraz europejskich pucharów, a on sam żałuje wywiadu udzielonego L’Equipe, w którym domagał się renegocjowania umowy. Zapewnił, że prowadzi poufne negocjacje z LFP, które mają na celu zażegnać kryzys. Zagwarantował również, że jego firma jest wypłacalna, a jej chińscy partnerzy jak najbardziej troszczą się o jej los. Wygląda to na próbę zakopania wojennego topora, ale czy skuteczną? Na to może być już zwyczajnie za późno. – Jesteśmy ofiarami COVID-u, tak jak kluby, widzowie, cała gospodarka – żalił się Roures. – Żaden trzeźwo myślący człowiek nie mógł zakładać, że nic się nie zmieni wobec tak poważnego kryzysu ekonomicznego.

Francuski futbol już wykorzystał wszelkie rezerwy finansowe – uważa Vincent Chaudel. – LFP nie otwiera się na razie na negocjacje z Mediapro i jest to słuszna strategia z biznesowego punktu widzenia. Ale w biznesie i w sporcie czas płynie inaczej. Kluby potrzebują pieniędzy natychmiast. Jeżeli obie strony zaczną się siłować w sądach, może dojść do katastrofy.

Mediapro rozpoczęło już jednak sądową procedurę mediacji, a to oznacza, że sprawa najpewniej przeciągnie się co najmniej do końca roku. – Francuski futbol będzie żył w najbliższych miesiącach na kredyt – zapowiada Pierre Rondeau. – Co może się opłacić tylko w jednym przypadku: jeżeli mediacja z Mediapro zakończy się całkowitym sukcesem i LFP otrzyma dokładnie tyle pieniędzy, na ile się początkowo umówiono.

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów

Radosław Laudański
0
Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów

Francja

Francja

Zamieszanie nad Sekwaną. Poseł domaga się odwołania meczu Francja – Izrael

Bartosz Lodko
7
Zamieszanie nad Sekwaną. Poseł domaga się odwołania meczu Francja – Izrael

Komentarze

18 komentarzy

Loading...