Oczywiście należy docenić, że Lech przerwał haniebną passę polskich zespołów i wszedł do grupy europejskich pucharów, że jako pierwszy przekracza granicę 10 baniek transferu wychodzącego. Natomiast o wielu kwestiach nie możemy zapominać – nasza liga wciąż jest przaśna, słaba, nielogiczna, często pozornie profesjonalna. Kto wie, być może rok 2020 będzie punktem zwrotnym, ale na dziś: jesteśmy marni. I prosimy się nie obrażać, ale na największy symbol tej przeciętności wyrasta Wisła Płock. Jeśli ktoś poprosiłby o wskazanie zobrazowanie naszych rozgrywek – Nafciarze pasują jak ulał.
Meczów tej drużyny nie chce się oglądać. Nie chodzi o stadion, świetnie, że będzie rósł, plac budowy można przeżyć, ale sam zespół jest placem budowy. Tyle że nic tam ciekawego się nie dzieje, łopaty leżą, dół jest rozkopany, ale co miałoby tam powstać – nie wiadomo. Przeciętność wylewa się z każdego kąta tej szatni.
A przecież jeszcze niedawno tak nie było. No może pod względem wyników dość dawno, ostatni dobry sezon to ten 2017/18 (tak, pod wodzą Brzęczka), ale później też byli w Płocku piłkarze, na których dało się zawiesić oko. Przede wszystkim Dominik Furman – bez niego pewnie nie mieliby w Płocku już Ekstraklasy – ale dalej też można o kimś wspomnieć. Show potrafił dać Ricardinho (gol z Koroną!), ciekawym piłkarzem w swoim umownym prime był Merebaszwili, to Wisła dała tej lidze drugie życie dla Jose Kante, nawet Nico Varela miał momenty, kiedy mówiliśmy: no, piłkarz.
Bonus na start do 5000 PLN w TOTALbet
Wiadomo, że Wisła to nie jest żaden finansowy potentat, nie będzie ściągała kozaków z nazwiskiem, ale miała strzały, które dodawały tej lidze kolorytu. No i potrafiła na tym dojechać do piątego miejsca w lidze, a byłoby wyżej, gdyby nie błędy sędziów (co może udowodnić niewydrukowana tabela, ale z tego sezonu, kiedy Nafciarze rzeczywiście byli w lidze).
Dziś? Dziś patrzy się na ten zespół i trudno znaleźć jakiekolwiek punkty zaczepienia, by wlać optymizm w serca kibiców. Ktoś powie: a zwycięstwo 3:0 z Wisłą Kraków?! Niestety przypomina to tylko moment, kiedy Nafciarze za Dźwigały ograli 4:1 Legią na Łazienkowskiej. Wojskowi byli wtedy w beznadziejnej formie, jeszcze po ciężkich treningach z Sa Pinto i stało się. Co było potem, wszyscy pamiętamy: walka do ostatnich sekund o utrzymanie. Teraz udało się ograć imienniczkę z Krakowa, ale ta przecież też jest w marniutkiej dyspozycji i to naprawdę nie musi, a wręcz pewnie nie świadczy o niczym szczególnym.
Teraz patrzy się na to, jakie transfery zrobiła Wisła Płock przed tym sezonem i zazwyczaj ręce opadają.
- Patryk Tuszyński – jeden gol przez 36 ligowych meczów przed przeprowadzką do Płocka. Zresztą, co my wam będziemy gadać, wiecie, jak wszechstronnie jest przeciętny.
- Dusan Lagator – 26-letni Czarnogórzec z okolic drugiej ligi rosyjskiej, bo od pierwszej się odbił. Pytanie: po co?
- Damian Zbozień – spadkowicz z Ekstraklasy po koszmarnym sezonie w Arce.
- Filip Lesniak – spadkowicz z duńskiej ekstraklasy.
- Wojciech Szumilas – nie zawsze pierwszy wybór w GKS-ie Tychy 19/20, a właściwie to częściej wchodził z ławki.
- Paweł Żuk – piłkarz nieistniejący w Lechii w żaden sposób.
Freebet 55 zł w TOTALbet!
Plus młodzi: Pyrdoł, Lewandowski, Gerbowski i tutaj nie ma co się czepiać, zobaczymy, natomiast naprawdę Wisła Płock nie dokonała żadnego ruchu, przy którym można by się zatrzymać dłużej. A biorąc pod uwagę, że zimą w poprzednim sezonie do klubu trafili Wolski, Gjertsen, Sheridan, Kocyła, Witek i Kamiński, to z tymi transferami naprawdę nie jest ciekawie, bo sprawdza się tylko bramkarz.
Zastanowić się można: dlaczego Wisła aż tak idzie w szerokość kadry? Czy nie lepiej – szczególnie przy sezonie przejściowym – byłoby ograniczyć ten zespół nawet do kilkunastu nazwisk, ale by jeden solidny piłkarz przychodził w miejsce dwóch przeciętnych? Nigdy nie zrozumiemy takich transferów jak ten Lagatora – za darmo tu nie gra, a naprawdę będziemy w ciężkim szoku, jeśli pozytywnie zaznaczy swoją obecność w Ekstraklasie. Na razie na pierwszy i drugi rzut oka: przeciętniak, jakich wiele w pierwszej i drugiej lidze, więc chyba nie trzeba szukać aż w Czarnogórze.
Wisła ma naprawdę wiele szczęścia, że w tym sezonie spada tylko jeden zespół. Wydaje się, że na ustąpienie któremuś z beniaminków jest jednak zbyt mocna, ale gdybyśmy żegnali trzy ekipy? Nafciarze byliby jednym z „faworytów”.
Pytanie, kto – jeśli wyniki się nie zmienią – poniesie odpowiedzialność za taki stan rzeczy: Sobolewski czy Jóźwiak? Trudno w sumie oczekiwać, że trener bez doświadczenia z taką ekipą znów będzie seryjnie wygrywał mecze. A od dyrektora sportowego z określoną już historią, chyba można byłoby wymagać innych transferów niż w większości te, które przeprowadziłby każdy z dostępem do dekodera.
Wydaje się, że Wisła już teraz może powiedzieć: przespaliśmy okres przejściowy. Bo tak z ręką na sercu – widzicie, by ten projekt miał w niedalekiej przyszłości szansę na udany finisz?
Fot. FotoPyk