Reklama

Magia sezonu przejściowego

redakcja

Autor:redakcja

11 września 2020, 12:27 • 4 min czytania 10 komentarzy

Od początku wiedzieliśmy, że po szaleństwie poprzedniego sezonu, gdy trzy z ośmiu drużyn grupy spadkowej wylatywały z ligi, przyjdzie rok wielkiej stabilizacji. Poszerzenie Ekstraklasy, tylko jeden spadkowicz, i to w sezonie, w którym jest aż trzech beniaminków. Brzmi jak zmiana poziomu trudności gry z “klasa światowa” na “amator”. Nie trzeba nikogo przekonywać, jak korzystna to sytuacja dla klubów szeroko pojętego środka tabeli. 

Magia sezonu przejściowego

“Sezon przejściowy” to prawdopodobnie jedno z haseł, które zapamiętamy najmocniej z rozgrywek Ekstraklasy 2020/21. Sezon przejściowy – bo ustalony jako przejście z ESA37 do ESA34. Ale też przejściowy pomiędzy koronawirusowym finiszem rozgrywek 2019/20, a – oby! – już pozbawionymi epidemicznego piętna rozgrywkami 2021/22. No i wreszcie sezon przejściowy, bo dla wielu klubów ma być chwilą na wykonanie dwóch kroków w tył, by potem pofrunąć gdzieś daleko do przodu.

To zupełnie logiczna sytuacja. Ryzyko spadku jest właściwie zerowe, dotychczasowi ekstraklasowi wyjadacze muszą przeskoczyć tylko jeden klub, tylko jednego z trzech beniaminków. Jednocześnie sytuacja finansowa wciąż nie należy do najłatwiejszych – nie jest jasne, jak będą się kształtować zyski z dnia meczowego nie tylko do końca 2020 roku, ale i wiosną. Jedynie wielcy muszą udowodnić wielkość, najlepiej również w pucharach. I stąd dość dobre okienka transferowe w wykonaniu Legii Warszawa i Lecha Poznań. Ale reszta?

Reszta musi po prostu przeżyć, najlepiej niewielkim kosztem.

Och, oczywiście mieliśmy na myśli “rozpocząć budowę ekipy już na kolejny sezon, w którym powalczymy o wyższe cele”.

Ekip, które właśnie w taki minimalistyczny sposób traktują nadchodzący sezon znajdziemy kilka, ale chyba najbardziej wyraźnie przejściowość widać w Jagiellonii Białystok. Już w okresie walki z pandemią było czuć, że Cezary Kulesza ma ochotę trochę zmienić strukturę finansową klubu. Jego wypowiedź o wprowadzeniu salary cap została przyjęta z życzliwym uśmiechem i zgodnie uznana za odrealnioną. Ale już cięcia były jak najbardziej realne, również w Białymstoku. Początkowe przeciąganie liny z piłkarzami zakończyło się kompromisem, ale było jasne, że Jaga będzie raczej w gronie klubów oszczędnych, przynajmniej przez najbliższe miesiące.

Reklama

Potwierdzenia przyszły hurtem. W roli trenera po nieudanym eksperymencie z Petewem zatrudniony został Bogdan Zając, dla którego to pierwsza samodzielna praca szkoleniowa. Nie chcemy użyć określenia “opcja oszczędnościowa”, ale jednak: mamy wrażenie, że w innych okolicznościach, Jaga szukałaby szkoleniowca z innym CV. Wyprzedano sporą część obcokrajowców. Do Rijeki odszedł Arsenić, do Dinama Bukareszt Juan Camara, Kostal wylądował w Senicy, przedłużono wypożyczenie Mudrińskiego. W zamian postawiono na sprawdzonych ligowców, ale bez szaleństw takich jak wyciągnięcie Imaza z Wisły Kraków.

Jagę wzmocnił Błażej Augustyn, na aucie w Lechii czy Pavels Steinbors, który spadł z ligi z Arką. Pozostałe wzmocnienia to jeszcze bardziej oszczędne opcje – Szymon Sobczak ze Stomilu Olsztyn czy gromadka młodzieży z Wyjadłowskim czy Masem na czele. Na tle poprzednich okienek Jagi – wyjątkowy spokój. No i wyjątkowa oszczędność.

Cel? Ech.

Sami zastanawiamy się, co właściwie Jaga ma zamiar z tego upichcić. Na początek wcielmy się w rolę optymistów, którzy uważają, że sezon przejściowy będzie jednocześnie przejściem od rozczarowań kilkunastu ostatnich miesięcy do powrotu na ligowe podium, na którym Jaga przecież stawała się bywalcem. Według tego pozytywnego scenariusza, w obecnych rozgrywkach Jagiellonia jednocześnie trzyma się blisko Lecha i Legii w tabeli, jak i wypracowuje styl pod wodzą trenera Zająca. Główne role przestaje odgrywać zagraniczny zaciąg – jak to było w ubiegłych latach. Tym razem Białystok mocno promuje młodzież. Sezon jest krótki i niezbyt wymagający, więc po zimowych punktowych wzmocnieniach Jaga melduje się w okolicach miejsc pucharowych.

A w kolejnym sezonie, korzystając z pieniędzy zaoszczędzonych w rozgrywkach 2020/21, korzystając z już ogranej w tym sezonie młodzieży oraz już wypracowanej wizji gry Zająca – rusza po wyższe cele.

Niestety, chyba bardziej skłaniamy się ku scenariuszowi pesymistycznemu. Sezon przejściowy będzie po prostu sezonem wegetacji. Spadek? Nie ma szans. Puchary? Może psim swędem, ale raczej nie. Zero emocji w okolicach 23. kolejki, gdy Jaga nie będzie już grała o nic, nawet o Puchar Polski, z którego odpadła na wejściu.

Nie warto łamać serc!

Z drugiej strony – czy naprawdę to będzie taka tragedia dla Jagi? Kluczowe wydają się kwestie finansowo-organizacyjne. Jeśli już ten sezon ma być nudnym trwaniem – to niech idzie za tym wyrobienie jakiejś górki finansowej. Zrobienie jakiegoś podkładu pod bardziej odważne ruchy w przyszłości. Tak zresztą ten przejściowy rok bywa zachwalany – jako okazja, by ograć młodzież, uspokoić trochę wyścig szczurów, “usiąść na spokojnie” i w przemyślany sposób zbudować coś trwałego.

Reklama

Tylko czy polskie kluby – nie tylko Jagiellonia – są w stanie faktycznie budować coś trwałego? Czy może szczytem ambicji jest przeżycie tego roku bez większych stresów?

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

10 komentarzy

Loading...