Reklama

Beniaminkowie dalej bez zwycięstwa, ale kupujemy takie remisy!

redakcja

Autor:redakcja

11 września 2020, 20:41 • 4 min czytania 7 komentarzy

Nie powiemy, że czekamy na to jak brzdące na pierwszy dzień czerwca, ale musimy przyznać, że chętnie zobaczylibyśmy jakieś zwycięstwo beniaminka na poziomie Ekstraklasy. Ot, tak dla świętego spokoju, bo byłby to sygnał, że nowe drużyny coś do ligi mogą wnieść. Zaczynamy się jednak trochę obawiać, że przyjdzie nam na to poczekać aż do szóstej, rozgrywanej na początku października kolejki, w której Podbeskidzie Bielsko-Biała podejmie Stal Mielec (a i tu może być przecież remis). Dziś “Górale” mieli na widelcu Jagiellonię Białystok, ale ostatecznie tylko podzielili się z nią punktami. 

Beniaminkowie dalej bez zwycięstwa, ale kupujemy takie remisy!

Trzy sprawy trzeba jednak wyraźnie w tym miejscu zaznaczyć.

Po pierwsze: przynajmniej nie było nudy, bo ten mecz oglądało się naprawdę przyjemnie.

Po drugie: prowadzące do przerwy 2-0 Podbeskidzie miało furę szczęścia, bo równie dobrze mogło przegrywać po pierwszej połowie 2-4.

Po trzecie: choć są powody, by pluć sobie w brodę, koniec końców remis na Podlasiu to nie jest dla beniaminka taki zły wynik.

Reklama

Dobra, od czego by tu zacząć… No, może od tego, że w pierwszej połowie piłkarze Bogdana Zająca zachowywali się tak, jakby w futbolu chodziło o obicie obramowania bramki, a nie trafienie do siatki. Już w 4. minucie Martin Pospisil uderzył w poprzeczkę z rzutu wolnego. W 35. minucie Czech po niezłej kombinacji z Imazem obił słupek, a minutę później po jego wrzucie Puljić główkował w poprzeczkę. A doliczyć do tego musimy jeszcze choćby szansę Imaza, którą wybronił Polacek i nieudane dołożenie nogi przez Puljicia chwilę później. Ale wszystkich ich i tak przebił Błażej Augustyn, który w polu karnym rywali zachowywał się mniej więcej tak, jak najbardziej irytujący kolega na orliku. Najpierw źle przyjął piłkę, gdy miał kilometry wolnej przestrzeni i mnóstwo czasu. Później był zaskoczony tym, że futbolówka dotarła na niego na trzecim metrze przed bramką i w efekcie przestrzelił.

I nie, nie żartujemy. Naprawdę trzeba się było postarać, by z takiej pozycji nie trafić.

A Podbeskidzie na tle gospodarzy wyglądało jak wzór efektywności. Dwa celne strzały, dwa gole. Najpierw było straszonko ze strony Danielaka, gdy skrzydłowy przebojem wpadł w szesnastkę, dośrodkował i – tak dla odmiany – w bramkę, niestety swoją, trafił Augustyn. I o ile jeszcze z próbą kolegi poradził sobie Steinbors, to przy późniejszym strzale Bilińskiego był już bezradny. Podobnie jak po główce Rzuchowskiego, do której doszło ledwie minutę po wspomnianym obijaniu bramki przez Jagę.

I tu ciekawa sprawa – asystę przy jego trafieniu zaliczył Łukasz Sierpina. Już czwartą w sezonie, a to oznacza, że statystyki skrzydłowego na poziomie Ekstraklasy wyglądają dość osobliwie:

  • jako piłkarz Korony – 4 asysty w 60 meczach ligowych,
  • jako piłkarz Podbeskidzia – 4 asysty w 3 meczach ligowych.

Kapitan Podbeskidzia już wyrównał wynik, który przez cały poprzedni sezon osiągnęli w lidze tacy piłkarze jak między innymi: Martin Pospisil, Kamil Jóźwiak, Tom Hateley, Gerard Badia, Przemysław Płacheta czy Giorgi Merebaszwili. Zgodzimy się chyba, że całkiem nieźli pomocnicy.

I szkoda tylko, że równie dobrego wejścia do ligi nie mają obrońcy Podbeskidzia. W pierwszej połowie im się upiekło, ale wystarczyło sześć minut drugiej części gry, by wynik był remisowy. Najpierw Puljić skorzystał z wrzutki Makuszewskiego i uprzedził Komora, a następnie Imaz dołożył szuflę, gdy piłkę do pustaka wystawił mu Olszewski.

Reklama

Dwa szybkie gongi, ale nokautu nie było. Za chwilę spróbował Makuszewski, ale nie trafił w bramkę. A gdy kilka minut później uderzył Komor i Steinbors znów musiał popisać się refleksem, entuzjazm gospodarzy w ataku lekko ustał. Mecz nam się wyrównał i obie drużyny mogły przechylić szalę na swoją korzyść. Meczówkę już w doliczonym czasie miał na nodze Puljić, ale fatalnie przestrzelił z dziesięciu metrów. Mamy z gościem problem. Z jednej strony zapakował gola w sytuacji, która do tych najprostszych nie należała. Z drugiej – właśnie wtedy, gdy w teorii było prościej, nie potrafił nawet trafić bramkę. Na tle Scepoviciów i Mudrinskich to piłkarz, ale to ciągle jeszcze nie to.

Ale tym powinien się martwić Bogdan Zając, który znów nie przegrał. Ostatnio szkoleniowiec Jagi trochę pokoloryzował w sprawie przerżniętego mundialu, w związku z tym mamy wrażenie, że gdy będzie po latach opowiadał o swoich początkach w Ekstraklasie, może pękać z dumy.

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

7 komentarzy

Loading...